Atlantyda (opowiadanie)

 

  • Co było na początku? – zapytasz.
  • Wszystko jest teraz, zaś czas nie obejmuje wszystkiego – odpowiem.
  • Dlaczego coś jest, gdy mogłoby nie być niczego? – zadasz pytanie otwierając oczy.
  • Jest i nie jest zarazem, a poza tym istnieje nieskończoność stanów egzystencji – rozszerzę dalej słowa, które mnie poprzedzą. – Twoje pytanie zawiera w sobie czas, byt, oraz niebyt. Gdy rzeczywistość jest drzewem, to jest co ujmujesz jest tylko liściem.
  • Czy drzewo, którym określasz rzeczywistość było zawsze? – twoje wątpliwości nie wygasną łatwo.
  • Już ci mówiłem, że to drzewo tylko liściem jest związane z czasem jaki znamy, i tylko nim jest i nie jest. Liść wyczerpuje te możliwości, zaś reszta drzewa wyczerpuje inne. Drzewo się powiększa, gdyż wyczerpując wzrasta – powiem zamyślony. – Odnajdziesz w rzeczywistości też miejsce gdzie nicość wypełnia nicość. Odnajdziesz też takie, gdzie istnienie wypełnia istnienie. Zakończenie wszystkich możliwości tych stanów to dwa liście. Jak wiesz drzewa posiadają ich więcej, a mają też pnie, gałęzie i korzenie.
  • W czym rośnie to drzewo? – zapytasz.
  • W samym sobie – odpowiem. – Drzewo jest drzewem i pejzażem bezkresnym. Ta relacja dotyka też nieskończoności innych stanów, poza bytem i niebytem. Każdy nieskończony zbiór ma swoją moc, gdyż obok jednej nieskończoności pojawia się większa. Spełnienie się wszystkich nieskończoności jest maleniem i wzrostem.
  • A gdyby nie było drzewa? – zapytasz.
  • Byłby tylko liść będący nicością w nicości – odpowiem. – Jak jednak możliwy jest liść bez żadnego drzewa?
  • Skąd to wiesz? – zapytasz.
  • Zapytałem podobnie jak ty – odpowiem. – I czyniłem to tak długo, aż moje pytania ustały. Aby zachodziła rzeczywistość, muszą być spełnione wszystkie stany. One jednak nie tkwią w miejscu, one wciąż maleją i rosną.
  • Czy zrezygnowałeś ze swoich pytań? – zdziwisz się.
  • Wręcz przeciwnie – odrzeknę pewnie. – Napełniłem je treścią. Większość z nas żyje dualizmem istnienia i nieistnienia. Dodajemy do tego czas. Z manipulacji tymi trzema elementami rodzą się tajemnice początku świata światów. Gdy jednak zrozumie się, że wszystko, to po prostu wszystko, pytania ustają. Czas, byt i niebyt to tylko fragmenty całości, która nie ma granic we wzroście i zanikaniu.
  • Skąd wiesz, że ona wciąż jest w ruchu? – zadasz pytanie.
  • Bo też jest w miejscu – odpowiem.
  • I to wszystko? – wzruszysz ramionami.
  • Tak, o ile jesteś zdolny wyobrazić sobie ruch bez czasu – odpowiem.
  • Na co mi taka abstrakcja! – zaprotestujesz.
  • By drzewo miało liście, a liście drzewo – zaśmieję się głośno.
  • Więc rzeczywistość jest niejednorodna – spytasz.
  • Tak samo jak jednorodna – odpowiem.
  • Więc trwa w harmonii – zapytasz.
  • Tak samo jak w chaosie – odpowiem.
  • To jest relatywizm – zmartwisz się.
  • Nie, to jest wypełnienie, zaś my i nasze umysły jesteśmy relatywni – westchnę wymownie.
  • Jak mam sobie wyobrazić inny liść tego drzewa, czyli stan, który nie jest istnieniem, ani nieistnieniem? – przejdziesz do rzeczy szczegółowych.
  • Mówiłem o ruchu bez czasu, teraz odejmę mu przestrzeń – zaśmiałem się. – A ona miewa wiele wymiarów, nie tylko trzy, dwa, czy pięć. Różne też są rodzaje ruchu, a i czas ma wielu braci, którzy działając podobnie nie przypominają go z twarzy. Czas ma też dalszych krewnych, przyjaciół i osoby zgoła dla niego obce. Wiele jest dróg dla dziania się zdarzeń. W rzeczywistości zawiera się wszystko, a moc jej zbiorów maleje i rośnie.
  • To dziwne, że o niej mówimy, choć jesteśmy tak niewielcy! – zawołasz.
  • Cieszę się, że zrozumiałeś – ucieszę się.”

 

 

   Tylko taką inskrypcję odnaleziono w rozległych miastach odnalezionej Atlantydy. Treść tego dziwnego dialogu świadczy o głębokiej dekadencji mieszkańców do niedawna jeszcze legendarnej cywilizacji. Uderza brak refleksji dotyczącej osobowego boga, a także brak pytań o kondycję ludzką. Przy tak silnej degeneracji literatury uderza niezwykle wysoki poziom artystyczny rzeźb i architektury. I tu jednak wkradł się mrok szaleństwa, który ogarnął Atlantów na długo przed zatopieniem przez ocean ich wyspy. W głębokich dolinach skrytych przez fale oglądać możemy rozległe place, w których centrum stoją megalityczne bramy. Ich konstrukcja jest dziwna, w kamieniach zaś wiją się żelazne wstęgi pozbawione jakichkolwiek walorów artystycznych. Jedyną ozdobą tych portyków są niezwykłe równania matematyczne, pozbawione zresztą jakiegokolwiek sensu. Jedynie na jednej z megalitycznych konstrukcji odkryto wzór podobny do tych związanych z nowoczesną i coraz częściej podważaną teorią strun i wielości wymiarów, lecz przy tak wielkiej ilości kamiennych bram zbieżność ta jest zapewne zupełnie przypadkowa. Podwodne miasto zostało opuszczone przed zalaniem Atlantydy, zapewne mieszkańcy próbowali ratować się na statkach, lecz żywioł pochłonął ich kruche łodzie.

 

   Same zaś rzeźby świadczą o niezwykle wybujałej fantazji Atlantów. Obok nieco podobnych do azteckich czy egipskich bogów wyobrażeń widzimy na nich niezwykłe, amorficzne stworzenia, oraz astrologiczne symbole gwiazd i układu słonecznego, który czasem miewa nawet kilkadziesiąt planet. Zapewne mieszkańcy Atlantydy uważali niektóre gwiazdy za planety na równi z Marsem, czy Wenus. Wciąż natomiast trwa spór wśród archeologów, dotyczący koncepcji heliocentrycznej u Atlantów. Choć bowiem słońce przedstawiane jest pośrodku planet, niekiedy bywa rozdwajane, czasem przybiera kształt ósemki, innym razem nie ma go prawie wcale. Innym paradoksem jest dziwaczna geometria niektórych obiektów, których zdjęcia przypominają popularne u niektórych rysowników figury niemożliwe. Widać ludność zaginionego kontynentu rozwinęła do granic możliwości iluzjonizm w architekturze.

 

 

 

 

   Jedyną prawdziwą zagadką jest skład chemiczny obiektów. Nie są one uczynione z kamienia, lecz z metalu o nieznanym dotychczas w przyrodzie ciężarze atomowym. Materiał jest wyjątkowo trwały i miasta Atlantów są zachowane w stanie, którego mogłyby im tylko pozazdrościć niektóre ulice Nowego Jorku. Być może ów metal został wybrany z olbrzymiego meteorytu, który uderzył kiedyś w wyspę. Niestety, nie znaleziono żadnego kamieniołomu. Podsumowując, rozwiązanie odwiecznej zagadki budzi pewne rozczarowanie, oczekiwano sensacji, tymczasem znaleziono trochę drobiazgów.

 

   Z pewnością czytelnicy naszej gazety zdziwią się tak dokładnym odczytaniem inskrypcji zamieszczonej na początku naszego artykułu. Obok budowli zawierającej przytoczony tekst znaleziono inną, przypominającą labirynt, którego ściany ozdobiono literami. Okazała się ona kamiennym słownikiem, gdzie obok słów Atlantydzkich znaleziono ich odpowiedniki chińskie, sumeryjskie i w paru innych, nieznanych dotychczas alfabetach. Przekładu podjęli się chińscy językoznawcy, co oznacza, że tekst przytoczony przez nas będzie wymagał jeszcze niejednej korekty. Niektórzy badacze uważają nawet, że tłumaczenie pekińskie jest jedynie falsyfikatem, gdyż podważa się obecność tak rozwiniętego pisma w Chinach w trzecim tysiącleciu przed naszą erą. Z tego powodu nie został on do tej pory opublikowany przez cenione biuletyny naukowe i pojawia się po raz pierwszy w naszym czasopiśmie.

 

   Czytelnikom, którzy chcieliby wyciągać zbyt daleko idące wnioski z wykopalisk przypominamy o krytyce, na jaką narazili się badacze przedaryjskiej cywilizacji Indii, a także o oficjalnym stanowisku rządu i państwowej rady religijno – filozoficznej w sprawie życia na innych planetach. Snucie bezowocnych rozważań na ten temat szkodzi wydajności pracy oraz jakości konsumpcji, będącej miarą każdego cywilizowanego społeczeństwa. Miarą naszych czasów jest realizm, a ich troską człowiek. Przy tak dużych brakach surowców na naszej planecie wysyłanie rakiet w kosmos jest nieuzasadnionym i niemoralnym marnotrawstwem. Zawierzamy księgom, które wspierały od wieków nasz duchowy rozwój i nie szukamy wiedzy tam, gdzie nie jest to konieczne. Pamiętajmy – bóg, człowiek i społeczeństwo, to nasze niezmienne cele. Artystyczne mrzonki pozostawmy Chińczykom, którzy, jak wiemy, pozbawiają energii całe miasta, po to tylko, by szukać w gwiazdach swoich baśniowych smoków. Niech szukają, nas interesuje człowiek.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

One Reply to “Atlantyda (opowiadanie)”

  1. Atlantyda była drugą jasno błękitną planetą po Mu. Po katastrofie nadano jej nazwę Maldek, by uczcić fakt, że była matczyną planetą, z której powstała Ziemia. Po katastrofie Atlantydy ocalał jej fragment, na tyle duży, by stworzyć nową planetę zaraz za orbitą Mu, gdy ten fragment przelatywał w pobliżu Mu, jego grawitacja ściągnęła większość wody i atmosfery Mu. Mu stało się niezdolną do życia czerwoną planetą. By uczcić ten fakt, nadano jej nową nazwę Mars, które miało odnosić się znaczeniowo do zniszczenia i śmierci, jaka wtedy miała miejsce. Obiektem, który za to wszystko odpowiada jest planetoida wykonana w większości z mieszanki metali bardzo twardych i o bardzo dużej masie, większość z nich nie istnieje na ziemi. Obiekt ten nazwano Nibiru co oznaczało niszczyciela i obcego agresora. Nibiru stało się jedną z kolejnych planet umieszczoną na bardzo wydłużonej orbicie w sposób sztuczny. Kolejne planety po za Uranem też zostały stworzone sztucznie w jeszcze późniejszym czasie po tym wydarzeniu i wszystkie one są dziedzictwem nowych panów tego układu, którzy przejęli nad nim kontrolę. Cała Ziemia jest fragmentem nieistniejącej już Atlantydy, która była planetą, a nie wyspą, czy kontynentem, jak się w to dziś wierzy, zaś reszta jej szczątków wypełnia całą orbitę, po której niegdyś krążyła, tworząc znany nam dziś pas asteroid pomiędzy Marsem i Jowiszem. Biblijny potop jest opisem tej zamierzchłej katastrofy, która miała wtedy miejsce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *