Beethoven nade wszystko!

 

 

W poniedziałkowy wieczór (27.05.2019) wrocławski NFM gościł jednego z najbardziej oddanych Beethovenowi pianistę i jedną z najstarszych orkiestr na świecie żyjącą Beethovenem od wieków, będącą jedną z głównych sił propagujących muzykę genialnego kompozytora na koncertach i na płytach. Mieliśmy zatem okazję posłuchać gry Rudolfa Buchbindera i Sächsische Staatskapelle Dresden. Buchbinder nie tylko grał, ale i dyrygował dwoma koncertami Geniusza z Bonn –  I Koncertem fortepianowym C-dur op. 15 i  V Koncertem fortepianowym Es-dur op. 73.

 

Rudolf Buchbinder robi to, co w złotej erze pianistyki było oczywistością, czyli żyje i oddycha Beethovenem, pisze o nim książki i eseje, kolekcjonuje pierwsze wydania Jego nut. Zastanawia się nad każdą frazą, gdyż jest o czym myśleć. Dziś zakochani bezgranicznie w Beethovenie pianiści należą być może do mniejszości, lecz w czasach Arrau’a, Rubinsteina czy Horowitza trzeci klasyk wiedeński był głównym i oczywistym punktem odniesienia. Oczywiście Claudio Arrau czy Edwin Fischer mieli rację – Beethoven jest sercem muzyki europejskiej, zaś fortepian jest istotnym medium dla jego dźwiękowej architektury.

 

 

Saechsische_Staatskapelle_Dresden / fot. Matthias_Creutziger

 

Gdy w roku 1977 Rudolf Buchbinder otrzymywał Grand Prix du Disque za komplet dzieł fortepianowych Józefa Haydna, żyło wielu jeszcze pianistów złotej ery. Gdy zaczynałem słuchać muzyki bardziej świadomie, nagrania liczące sobie dziesięć lub kilkanaście lat były dla mnie stosunkowo nowymi rejestracjami. Porównywałem zatem Beethovena Buchbindera z Beethovenami Gilelsa, Richtera czy Horowitza. Buchbinder wydawał mi się wówczas zbyt neutralny, klasyczny, podobnie jak świetny dziś dyrygent Bernard Haitink. W wydawanych przez świetnych polskich krytyków muzycznych książkach o nagraniach  nie było rozdziałów poświęconych Buchbinderowi, choć było w nich miejsce dla Curzona czy Brendla na przykład. Swoją drogą Beethovenowskie wizje wyżej wspomnianych pianistów też są niezwykłe i nie wiele trzeba, aby uznać je za najwspanialsze wśród wspaniałych.

 

W naszych czasach sędziwy już Buchbinder niejednokrotnie odwiedzał przeróżne polskie festiwale. Ja miałem szczęście słuchać go głównie w Radiowej Dwójce, nie pamiętam kiedy ostatnio na żywo. Z wielkim zainteresowaniem zatem wybrałem się na poniedziałkowy koncert. Drugiego bohatera koncertu, czyli Sächsische Staatskapelle Dresden nie muszę nikomu przedstawiać. Od kiedy istnieje fonografia orkiestra uchodzi za jeden z najlepszych zespołów symfonicznych. Współpracowała z największymi dyrygentami, podobnie jak orkiestry wiedeńskie i berlińskie. Słucham sobie właśnie „Fałszerza” Fredericka Forsytha podczas długich wypraw na rowerze i w tej szpiegowskiej powieści pojawia się ciekawe zdanie o dawnym NRD – „firma Zeiss należała do nielicznych we Wschodnich Niemczech działających rzeczywiście na zachodnim poziomie”. Z pewnością orkiestry Lipska i Drezdeńska też nie musiały się niczego wstydzić wobec lepiej dofinansowanych zespołów zachodnich. Przetrwały nawet najgorsze dla siebie czasy i idą teraz raźno w muzyczną przyszłość. Ostatnio nagrali komplet symfonii Schumanna z Christianem Thielemannem, jednym z najgłośniejszych neoromantycznych dyrygentów naszych czasów. Również z tego roku pochodzi Requiem Verdiego z tym samym dyrygentem. Jeśli chodzi o Rudolfa Buchbindera jedną z najgłośniejszych realizacji ostatnich lat są jego koncerty Brahmsa z legendarnym już hinduskim Maestro Zubinem Mehtą (zobaczymy go na najbliższej Wratislavii Cantans).

 

Po tym wstępie nadszedł czas, abym napisał o koncertach w wykonaniu Buchbindera. Pierwszy koncert Beethovena ukazał żywe, pełne ciepła i humanistycznego humoru podejście pianisty. Zniknął gdzieś ów chłodny klasycysta z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Plastycznej i barwnej palecie pianistycznej towarzyszyła ciekawa koncepcja całości, mniej mechaniczna niż zazwyczaj, bowiem pierwszy koncert Beethovena kusi zazwyczaj do silnie motorycznego grania, niczym na klawesynie. Tu było całkiem romantycznie, ale bez wzniosłych cierpień w samotności odległych szczytów, co tak przecież lubią romantycy. Pianista sprawdził się zarówno jako dyrygent, jak i wykonawca. Interpretacja była piękna i oryginalna. Niestety przed trzecią częścią rozproszyli nieco wykonawców klaszczący głupio i bez sensu dzicy ukrywający się wśród melomanów. Część barbarzyńców wyglądała na leciwych i majętnych ludzi, to zadziwiające, że w wieku sześćdziesięciu lat ci ludzie sukcesu pierwszy raz zetknęli się z muzyką Beethovena. Z uwagi na to dziwne zjawisko doskonała wirtuozeria zawiodła kilka razy pianistę, zaś znakomici Drezdeńczycy dwa razy doprowadzili do szybko naprawionego chaosu w jasnej i olśniewającej sekcji drewna.

 

Piąty koncert to mój ulubiony koncert fortepianowy wszechczasów. Wspaniała architektura tego dzieła jest jedyna w swoim rodzaju i posiada tylko jednego, nie ta bliskiego, ale jednak brata – czyli czwarty koncert Beethovena. O świetną pianistykę byłem spokojny, bałem się jednak, czy Buchbinder zdoła prowadzić znad fortepianu to bardzo przecież symfoniczne dzieło. Pianista dał radę i w tej roli, było dobrze, choć z taką orkiestrą mogłoby być genialnie. Natomiast sama pianistyka była znakomita. Spodobało mi się bardzo staranne ukazanie rozmaitych epizodów Piątego, zróżnicowanie ich barwowo, stylistycznie i przestrzennie. Całość była spójna, gmach koncertu uniósł się swobodnie w przestrzeni, tak jak być powinno. Lubię pierwszą część graną jak najwolniej, tu była grana w tempie umiarkowanym, co i tak cieszyło mnie na tle współczesnych, zagonionych wykonań (zaczął ten straszny preceder skądinąd genialny Rudolf Serkin, później muzykolodzy odkryli, że Beethoven uwielbiał prototypy metronomów i zanotował marsjańskie tempa przy swoich utworach, co było raczej żartem moim zdaniem, bo w znacznie wolniejszych tempach można się jeszcze lepiej delektować tą genialną muzyką). Co ciekawe, ostatnie ogniwo koncertu Buchbinder zagrał bardzo wolno jak na jego charakter, dzięki czemu mogliśmy się delektować cudownymi detalami tej porywającej, hedonistycznej finałowej gonitwy.

 

Koncert był wspaniały, długa i zasłużona owacja na stojąco, lecz bisów nie było. Mam wrażenie, że pianista nie chciał dawać bisu dzikusom niewiedzącym, że koncerty klasyczne i romantyczne (nie tylko te Beethovenowskie) posiadają zazwyczaj trzy części. Poza tym był dla publiczności bardzo miły, więc może nie chodziło tu o żadną ocenę, lecz o zwykłe zmęczenie wywołane zagraniem dwóch koncertów jednego wieczoru. Zwykle pianiści grają jeden koncert, zaś drugą część koncertu wypełnia utwór orkiestrowy bez solowego instrumentu. Jeśli chodzi o Sächsische Staatskapelle Dresden, to chciałbym jej słuchać we Wrocławiu znacznie częściej. Byłbym szczęśliwy, gdyby doszło do programu wzajemnych wymian repertuarowych między Drezdeńskimi a Wrocławskimi Filharmonikami. Nasz zespół zrobił ostatnio tak duże postępy, że będzie ciekawy dla przyzwyczajonych do swojej wybitnej orkiestry mieszkańców Drezna. Wrocławskim melomanom dobrze z kolei zrobi poznawanie na bieżąco repertuaru Drezdeńskich Filharmoników. Oba miasta leżą blisko jak na Europę, są świetnie skomunikowane, więc kto wie?

 

 

 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *