Berlin według Rory’ego Macleana

Polecam książkę autora brytyjsko-kanadyjskiego piszącego o Niemczech i zimnej wojnie; „Berlin. Miasto z wyobraźni” (Berlin. Imagine a city, London 2014, polskie wyd. w tłum. Władysława Jeżewskiego Magnum Warszawa 2014). Jest to seria wysoce impresyjnych biogramów ludzi związanych z Berlinem, miastem zmiennym jak żadne inne, które nie przyjmuje nigdy gotowej formy w przeciwieństwie do Paryża czy Londynu (s. 2). Maclean pasjonuje się surowością i brutalnością historii miasta, zwłaszcza okresem 155 km berlińskiego muru i ucieczek (s. 6).

Pierwszy biogram należy do Konrada von Coelln, Minnesaengera z XV wieku, który pisał poematy ku czci elektora Fryderyka, a przeciw Francuzom i słowianom, za to był nagradzany wdziękami dziewczyn, tych które „zgodzą się z nim pójść”, było to fajne, bo wcześniej miał tylko romanse z prostymi kobietami, którym przynosił kostki cukru, w końcu jednak dał pokaz Berliner Unwille krytykując w jednym z utworów chciwość władcy, ze skutkiem śmiertelnym (s. 21).

Dalej mamy Colina Albany, który ratuje siebie i inną aktorkę szkockiej trupy przed austriackimi żołdakami (jako dama prosił o opiekę i wmówił żołdakom, że dźgnięty przez gwałconą kobietę żołnierz został raniony przez towarzysza). Mamy też opis Berlina z czasów wojny 30-letniej, gdzie kobiety tłukły swych pijackich mężów którzy bezcześcili ich ordentliche Haushalt. Ani Szwedzi ani Austriacy nie mieli litości dla berlińczyków, dlatego bardzo pragnęli mieć najsilniejszego księcia, który ich obroni, dla bezpieczeństwa gotowi byli poświęcić wolność (s. 27-31). Fajnie, że anglosaski autor to rozumie.

Tym najsilniejszym był Fryderyk Wilhelm panujący od 1640 roku i inny Fryderyk Wilhelm panujący od 1713 roku, który zamienił państwo w koszary, a skazańców hańbił przebierając ich we francuskie stroje (s. 40), i wreszcie jego syn-filozof Fryderyk II, który żonę odwiedzał raz do roku na filiżankę kawy. Jego ojciec kpił z Akademii Nauk mianując jej dyrem błazna, Fryderyk II uczynił ją pełną świetnych umysłów, ale też był silny i militarystyczny jak ojciec; „wojna to rzecz okrutna… najszczęśliwsi są ci, którzy nikogo nie kochają” (s. 44). Pozwalał okradać kartofle przeznaczone niby na królewski stół, ale tak naprawdę dokarmiał tym zbiedniałych wojną (1756-1763) ludzi (s. 45).

Następny biogram przedstawia architekta Karla Friedricha Schinkela, który buntował się po gotyku i romantycznemu, wzdychał do gór, potem uprawiał jednak królewski klasycyzm władcy, który zakazał wystawień Fidelia (bardzo rozsądnie z punktu widzenia Monarchii), wymyślił pikielhaubę (zdaniem Macleana oddalił się tym samym od romantyzmu, mam inne zdanie) a jeszcze potem uznał rewolucję przemysłową za brzydactwo (wizyta w UK w 1826 r.) i starał się tworzyć piękne fabryki z cegły (s. 59).
Lilli Neuss to kolejna bohaterka, w 1858 roku mąż zabrał jej syna i zniknął, mówiła ludziom, że pojechał do USA, bo czasem tak opowiadał że pojedzie (s. 67), nikt jej nie współczuł. Zastępca kierownika ją zgwałcił, zmarła wskutek złego obliczenia środka poronnego (fosforu z zapałek).

Berlin-JPG-500

Walter Rathenau, syn fabrykanta. Jego ojciec Emil rathenau podobnie jak jego konkurent Werner von Siemens tworzyli zręby mass production 10 lat przed Henrym Fordem (s. 80). Rathenau namawiał Żydów do asymilacji, a Rzeszę do współpracy z UK, jednak w 1914 roku uznał za swój obowiązek poprzeć wojnę, choć wiedział, że Niemcy mają tylko surowce na pół roku zmagań (s. 83), wykonał swój obowiązek jak Ebert który w 1918 witał niezwyciężoną armię niemiecką. Rathenau współpracował wojskowo z bolszewikami by wyrwać Niemcy z asymilacji po I wś, a został zabity jako obrońca Wersalu, bo o jego działaniach nic nie wiedziano wtedy (s. 85). Idelista pokoju i Realpolitiker w jednej osobie (s. 87).

Margarete Boehme – była archetypową prostytutką i symbolem nowoczesnego Berlina, który ma dość wojny po 1918 roku i chce uciech (s. 116).

Fritz Haber, kolejny niemiecki Żyd jak Rathenau, który wykonuje swój obowiązek, po powrocie z USA rozumie ogrom wpływu nauki na życie społeczna i wymyśla Brot aus Luft, oraz amonikowe nawozy oraz chlorową broń. Odrzucenie jego usług przez rasistów z NSDAP przygnębia go, wyjeżdża na konferencję do Hiszpanii i już nie wraca (s. 133).

Kaethe Kollwitz – demokratka , której sztuki nie cierpiał i kajzer i Hitler to kolejna bohaterka (s. 151), potem nadchodzi Chris Isherwood i jazzowy Berlin, który już nie jest stolicą nudy jak zwał miasto Balzac w roku 1843, cyz nieco potniej Fontane (s. 156), ale miejscem radosnej erotycznej przygody i jazzu, orgii Johna Bloomshielda i petycji o depenalizację homoseksualizmu którą popierali Grosz, Kollwitz, Zweig itd. (s. 165). Seks zamiast śmierci, ale przyszli Nazis i znów przekonali Niemców ze wojna jest czymś naturalnym i normalnym.

Potem mamy rozdział o Brechcie, i następny o Marlene Dietrich, i niemieckim kinie które rozkwitło gdy kajzer zabronił wyświetlania obcych filmów w 1914 roku (s. 185). Dietrich kupowała bilety ucieczkowe do USA ze swej hollywoodzkiej gaży dla dziesiątek ludzi (s. 188), i mówiła do Niemców w amerykańskim radio: Jungs! Opfert euch nich! Der Krieg ist doch Scheisse, Hitler ist ein Idiot! (s. 190). Pokazała Niemcom, że człowiek zawsze ma wybór, nie musi służyć tyranii (s. 193-195).
Leni Riefenstahl tak samo zdolna i jeszcze o wiele piękniejsza wolała jednak sport i nacjonalizm od wolności (s. 200). Czytała Mein Kampf w 1931 roku i była pod pozytywnym wrażeniem jak Goethe Schinkel i Friedrich zachwycała się górami – niemieckim ekwiwalentem Wild West (s. 202). Naziści nawyali ją prze 1933 rokiem: „jedyna gwiazdą, która nas rozumie”. Mamy tez o szantażu kadrowym III Rzeszy wobec Warner Bros (1933) i o gratulacjach … Stalina za Triumph des Willens (s. 210).

Berlin.jpg

Potem Albert Speer i jego norymberska skrucha oraz konstruktywnie spędzony czas na mentalną pieszą wycieczkę dokoła świata w Spandau (s. 224). Goebbelsa, który w 1926 narzeka na „zgniliznę” jazzowego Berlina (s. 231), w 1918 straci wiarę gdy śmierć brata chorego na gruźlicę sumuje się z przygnębieniem z powodu przegranej wojny, a wiele lat potem wyrzeka się kochanki, bo Magda Goebbels prosi Hitlera o przywołanie męża do porządku (s. 240).

Potem Dieter Werner, chłopak, który w 1950 razem z resztą popieranej przez sowietów młodzieży niemal zajmuje Clay Berlin, ale zatrzymuje się przed Potsdammer Platz gdzie koczuje gotowa do akcji US Army (s. 255). W szkole uczono go o Hilerze jako marionetce niemieckich kapitalistów. Potem kłócił się z ojcem, weteranem frontu wschodniego zamęczonym przez sowietów (wypuścili go w 1958 roku, ale potem znów aresztowali i już na amen załatwili). Dieter pomagał budować zasieki do berlińskiego muru (s. 264). Po wyzwoleniu NRD przez Zachód pomagał matce szukać ojca.

Następny bohater to Bill Harvey i jego szpiegowski tunel CIA (1955), którego sowieci nie zasypali by nie spalić swojego wspaniałego szpiega w MI6 (s. 286). Potem Kennedy zdobywający serca berlińczyków w 1963 roku (s. 298), David Bowie, którego prawdziwa tragedia Berlina leczy z nihilizmu nadając sens jego bzdurnemu życiu dupka z LA (s. 314-315), Lieu Van Ha, wietnamski uchodźca w NRD, który jako obywatel Wietnamu mogl odwiedzać Berlin Zachodni i handlować (s. 324), np. po 1994 roku tanimi rosyjskimi armijnymi papierosami, a potem komputerami.

Dosyć słabe są niestety rozdziały poświecone przyszłości Berlina. Może jest ona jak sam Berlin zupełnie nieprzewidywalna, nawet dla autora, który uczynił zmienność cechą naczelną pruskiej metropolii? Polecam lekturę!

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

  1. Żałuję, że tej kultury i tego miasta nie zdążyłem poznać bliżej, zawsze mnie interesowały. Ale wiem, jakie to niezwykłe miasto. Mam tam przyjaciółkę z Kalifornii, mieszkającą od 40 lat. Założyła tam grupę amerykańskich demokratów, więc stale się chwalą imprezami i samym miastem. Taki europejski New York, ale z historyczną architekturą ? Takie robi wrażenie.

    1. Ja w Berlinie byłem tylko na chwilę kilka razy. Miasto jest bardzo zniszczone i odbudowano w nim znacznie mniej niż w Warszawie. Nie miałem okazji delektować się klimatem berlińskiej kultury, który z pewnością jest ciekawy. Ale samo miasto dość brzydkie jak na stolicę ważnego państwa. Lotnisko TEGEL jest po prostu straszne – małe, prowincjonalne, zatłoczone. Berlin ma też inne lotnisko, ale również z Tegel są loty międzykontynentalne. Starówka rozorana, pełna nowych plomb, wciąż się budujących i całkowicie zacierających dawną tkankę miasta. Niektóre ulice Śródmieścia mają wciąż klimat NRD, który zapewne w samych Niemcach budzi sentyment. Znam już całkiem sporo Berlińczyków, którzy kochają Wrocław i często go odwiedzają między innymi za to, że we Wrocławiu są niezniszczone elementy skwerów, ulic, mostów, parków, którymi szczycił się kiedyś Berlin. Sądzę, że wiele miast w Niemczech jest ładniejszych od Berlina i bardziej przyjaznych do mieszkania.

        1. Oczywiście podkreślam, że oceniłem sam wygląd miasta. Jak ktoś spotkał w nim ciekawych ludzi i współpracował przy wartościowym projekcie, widzi je inaczej. Ja też znam świetnych Berlińczyków, ale oni sami wolą spotykać się w Breslau 🙂 Niemcy to bardzo ważny kraj dla światowej kultury, biznesu i nauki, zaś stolice zawsze ściągają wielu ciekawych ludzi. Więc pod tym względem Berlin na pewno jest super. Ale jako mury, ogrody, ulice przegrywa z wieloma innymi miastami Europy. Schinkla bardzo lubię – jego kilka budowli w centrum Berlina to najważniejsze od strony artystycznej zabytki tego miasta. Na Dolnym Śląsku, niezbyt daleko od Wrocławia, mamy jego wspaniały pałac. Po Langhans Starszym zostało też w Berlinie kilka zabytków, w tym Brama Brandenburska. Nie ustępujący mu syn upodobał sobie Wrocław, gdzie pozostawił wiele wyjątkowo malowniczych zabytków, co też cieszy oczy Belińczyków.

          1. Belin to także choćby Pergamon Museum i w ogóle wyspa muzeów, to też Charlttenburg i dzielnic ambasad, to ruchliwy Kudamm jest tego sporo, na pewno jest dynamiczniejszy i ciekawszy od Warszawy jesli chodzi o klasę miast zniszczonych w ww2

          2. Ale Wyspa Muzeów jest odcięta od reszty centrum właśnie przez architekturę i urbanistykę, która naprawdę w Berlinie nie powala

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *