Bill Bryson o UK i USA

Amerykański podróżnik z Des Moines (Iowa) czyli tzw. „prawdziwych” Stanów znany jest z pełnych humoru opisów Europy, Kanady i USA. Urodził się w 1951 roku, w 1977 przeprowadził, wraz z żoną Brytyjką do UK, po dwóch dekadach przenieśli się z kolei do jego kraju. W 2006 roku odznaczono go Orderem Imperium Brytyjskiego. Jego „Zapiski z małej wyspy” (Notes from a small Island 1995, korzystałem z polskiego wydania Znaku z 2009 r.), sprzedały się w liczbie miliona egzemplarzy. Nic dziwnego, książka aż pęcznieje od dowcipnych spostrzeżeń, choćby o hoteliku w Dover, w którym minimalny czas zatrzymania wynosi 5 dni (s. 13). Bryson wspomina UK roku 1973, gdy był kryzys naftowy, strajki, UK wstąpiła do EWG i wypowiedziała Islandii wojnę o dorsze (s. 15). Radował się, że w brytyjskich kinach wolno palic. Śmieszyły go czasopisma o skromnych tytułach: „Zrób na drutach sweter” (itd.), i to, że Brytyjczycy nie wiedzą, że Woolwoth’s i płatki kukurydziane wymyślono w USA (s. 19). Nazwiska Brytyjczyków go bawią; brzmią jak: Colin Crapspray i Bertram Pantyhead (s.21) i rozczulają jednocześnie. Podobnie z nazwami miejscowości (Little Puking, Upton Dupton, Odwal-się-ode-mnie – s. 212). Z Surrey do Kornwalii to jak wycieczka po tacos dla Amerykanina, zaś Brytyjczycy słysząc o niej przeistaczają się w strategów i znawców logistyki (s. 23). Dla Prasy w UK, Niemcy czy Hiszpania to jak Azory, zaś USA, to taka druga swojska Irlandia (s. 26). W Bournemouth localsi nie chcieli mu uwierzyć, że mieszkają bliżej Cherbourga niż Londynu. Brytyjskie miasta są wszystkie podobne; trochę średniowiecza, M&S, WH Smith itd.

uk

Londyn to jednak wielka radosna tajemnica. Cabbies jadą najwyżej 50 jardów w prostej linii, tak lubią kluczyć (s. 35). Londyn jest radośniejszy i piękniejszy niż Paryż, ma optymistyczne czerwone busy, wspaniałe niebieskie znaczki, kto znany mieszkał w tym czy tamtym domu, jest bardziej przesycony historią niż Paryż, i dzieje się w nim więcej niż gdziekolwiek poza NY. Londyńczycy jednak nie wiedzą jaki mają fart (s. 37). Do ery Murdocha (1981) The Times był cudownym anarchistycznym twórczym miejscem. Nazwy stacji brzmią romantycznie i kusząco.
Dawniej Brytyjczycy (1970s) dwa razy w roku „uruchamiali samochód”, teraz (1990s) jeżdżą jak Amerykanie cały czas (s. 51). Brytyjczycy są urodzonymi komunistami, cierpliwie czekają, współdziałają, są karni (s. 55). Brytyjska rodzina królewska to dlań nuda (s. 58). Bournemouth jest do bólu mieszczańskie, wyrugowano nazwy Lower Pleasure Gardens (s. 72). Brytyjczycy cieszą się bardziej z drobiazgów niż z wielkich rzeczy (s. 78). Wiele razy odmawiają podane ciastko. W małej wiosce w Yorkshire jest więcej budyków z XVII wieku niż w USA i Kanadzie razem wziętych (s. 83). Bryson nie lubi psów i tego, że Anglicy na wszystko pchlarzom pozwalają (s. 91). Królewskie Stowarzyszenie Ochrony Zwierząt jest 60 lat starsze niż KSO Dzieci, które powstały jako jego filia (s. 210) – to chore uważa Bryson – Lubię Billa Brysona… : )

Brytyjczycy mało mówią z jadłodajniach. Ciepła Panda-Cola (s. 97), nudziarz Jerzy III zapoczątkował modę na kąpiele w morzu (s. 103). Oxford wie wszystko o Leibnizu i aspektach tonalnych szesnastowiecznej poezji, ale ekonomicznie to dno, bezpieczeństwo gospodarcze UK zależy od … Koreańczyków (s. 122). Dziwne, że słabo się eksponuje groby wielkich ludzi na małomiasteczkowych cmentarzach. Premierzy nie mają mauzoleów i bibliotek jak najgorsi prezydenci USA (s. 132). Żywopłoty to kościec miasteczek UK, bez nich Anglia wyglądałaby jak Indiana z wieżami kościelnymi (s. 135). Milton Keyes i nieudolność modernizmu w UK (s. 140). Brytyjskie McDonald’s są brudnawe (s. 142). W.J.C. Scott-Bentinck (1800-1879) – król brytyjskich ekscentryków. Wspaniałe spokojne Lincoln i smętne Bradford. Najlepsza dzielnica to Little Germany (s. 159). Hrrogate przypomina Baden-Baden (s. 174). Manchester – biała plama – lotnisko z doczepionym miastem (s. 178). Coronation Street – serial o robotnikach – czegoś takiego w USA nie ma , podobnie jak ironii (s. 181). Liverpool i jego transatlantyki, nowożytny odpowiednik katedr, zapomniany splendor (s. 192). Ciężko nawiązać rozmowę z nieznajomym w pociągu w UK, w USA łatwo (s. 194). Blackpool ma większą bazę noclegową niż Portugalia (s. 213), czemu? Trudno powiedzieć. Plaża w Blackpool oficjalnie nie istnieje, bo WE/UE na tak brudną plażę od lat 80 nigdy by się nie zgodziła (s. 251). Lepiej by odświeżyć Morecambe (s. 217). W USA Tamiza zajęłaby 108me miejsce co do długości za Skunk i Little Milk (s. 226), nawet Portugalia wydaje stosunkowo więcej na koleje niż UK (s. 258). Bill Bryson życzy małej wyspie wielkiej energii jak do tej pory i by odradzała się na nowo jak Glasgow w 1990 roku (s. 271). Kraj pesymistów z optymistycznymi dziejami (s. 280).

usa

W „Zapiskach z wielkiego kraju” Bryson opisuje szok przeprowadzi do USA po dwóch dekadach życia w UK. Ułatwienia typu 244-GET-PIZZA (s. 14), Londyn, England, – nowa moda (tekst z 1996 roku), by ktoś nie uznał go za London, Nebrasca (s. 25). Tabletka reklamie w UK powoduje poprawę, w reklamie w USA czyni natychmiastowy cud (s. 29). Pocztowy dzień doceniania klienta, przy tym Royal Post to zimen monstrum (s. 33), tylko 6% Amerykanów urodziło się poza USA (UK 8%, Francja – 11%), – kraj emigrantów? Haha (s. 49). Co roku USA wydala milion nielegalnych. Profesor, nie profesor też go na lotnisku spytają czy nie jest terrorystą (s. 101). Brytyjski pogranicznik i urzędnik złamie zasady by pomóc, Amerykański nigdy (s. 105), odwrotnie niż z pocztą. Przez pierwszy kwartał 1997 roku TIME nie pisał nic o Europie kontynentalnej ani Japonii (s. 127). Brytyjskie filmy są fajne, bo nie wszystko idzie łatwo zrozumieć (s. 129). H.C. Mencken purytanizm czyli lęk przed szczęściem – Amerykanin postawi ci piwo – jedno piwo (s. 143), nikt nie chodzi, nikt nie ma ogrodów, bo przyroda i odległości trudne do okiełznania (s. 165), CIA szpiegowała CCCP za 2 mld $ rocznie, a jakoś nie przewidziała rozpadu CCCP (s. 169), przewodniki made in USA po UK – pełne ostrzeżeń przed cwaniactwem (s. 201). Ocean dla Brytyjczyków znaczy radość dla Amerykanów – powódź, huragan itd., słodka woda jakby odwrotnie (s. 214). Thanksgiving pierwsze oficjalne obchody to nie 1621 lecz 1863, i jest to święto bez komercji (s. 282). Nawet ci Amerykanie, którzy bardzo łatwo rozumieją ironię, często nie przepadają za nią (s. 385). John Cleese woli by go nazwano złym kochankiem niż gościem bez poczucia humoru – mile świetlne nawet od komika w USA (s. 387). W USA bardzo dużo rzeczy jest za darmo (s. 397), parking, dolewki, przystawka itd., w Europie niewiele, a to USA uchodzi za kraj dusigroszów…

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

One Reply to “Bill Bryson o UK i USA”

  1. Z książek Brysona polecam jednak najbardziej „Krótką historię prawie wszystkiego”. Jego opowieści socjo-obserwacyjne z różnych krajów są o tyle fajne że napisane bardzo wartkim językiem. Ciekawe ale tylko na jeden raz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *