Brexit – katastrofa dla UE. Szansa na Anglosferę?

Komentarz Piotra Napierały i ciekawa dyskusja pod nim zdecydowanie wyróżniają się na tle omówień Brexitu w polskich mediach. Wspomniana w nim koncepcja Anglosfery jest dość mało znana w polskim życiu intelektualnym. Może warto zatem poświęcić jej od czasu do czasu trochę uwagi.

anglosfera

 

Anglosfera- grafika z mediów społecznościowych eurodeputowanego Daniela Hannana

Stało się. Wielka Brytania (a właściwie Anglia bez Londynu z Walią) zagłosowała za opuszczeniem Unii Europejskiej. Jakie są tego przyczyny? To temat na długie analizy, ja chcę podzielić się garścią luźnych przemyśleń.

Przede wszystkim Anglicy to naród dumny i przywiązany do swojej suwerenności. Nie podoba im się, gdy ktoś z zewnątrz mówi im, co mają robić. Wynika to z ich historii i tradycji politycznej. W XVI w. Anglia odrzuciła zwierzchnictwo papiestwa, potem nie ugięła się przed Napoleonem i Hitlerem. Toteż nie powinno dziwić, że synowie Albionu nie są skorzy do wsłuchiwania się w głos eurokratów z Brukseli – przez nikogo nie wybieranych i przed nikim nie odpowiedzialnych. Ten demokratyczny sznyt brytyjskiego eurosceptycyzmu może dziwić osoby przyzwyczajone do antydemokratycznych tyrad nieraz odwołującego się do skrajnie prawego, antyunijnego skrzydła torysów Janusza Korwin-Mikkego, ale jest on faktem. Twórca mojego ulubionego serialu „Downton Abbey” Julian Fellowes (sądząc po różnych wypowiedziach z poglądów trochę libertarianizujący konserwatysta) określił EU mianem instytucji „autokratycznej i antydemokratycznej” zaś UKIP określała się w swoich dokumentach jako partia „libertariańska i demokratyczna”. Swoją drogą pewien wpływ na wynik wyborów mogło mieć też strofowanie przez Unię (poniekąd w większości słuszne) obecnych polskich władz. Brytyjczykom nie podoba się, gdy ktoś wtrąca się w wewnętrzne sprawy suwerennych państw, może niektórzy z nich bali się, że ich kraj będzie następny. Zetknąłem się nawet z sugestiami, że Bruksela celowo grała na wyjście UK ze Wspólnoty.

Druga poza tym umiłowaniem suwerenności przyczyna takich a nie innych postaw brytyjskich wyborców to nostalgia za przeszłością, dla jednych imperialną chwałą, dla innych za old merry England sprzed zaledwie kilkudziesięciu lat. Potwierdza to analiza struktury wiekowej wyborców – im starszy Brytyjczyk, tym większe poparcie dla Brexitu, młodzież zaś jest bardzo pro-EU (trend odwrotny do mającego tego miejsce w Polsce). Zatem duża część wyborców głosujących za wyjściem z Unii pamięta czasy jak pisałem kiedy w stosunkach społecznych, w miejscach pracy i w życiu rodzinnym wszystko było „na swoim miejscu”, obyczajów i tradycji przestrzegało się, bo tak było od zawsze, nikt nie zawracał głowy jakąś „przesadną” emancypacją, każdy mógł liczyć na akceptację o ile nie starał się na siłę „odstawać”, w sprawach płciowości obowiązywała dyskrecja, Unia nie zakazywała wędzić wędlin, a żadne zakazy palenia (cóż to za pub bez dymu) czy nakazy zapinania pasów nie zatruwały życia – ogólnie żyło się sielsko i spokojnie niczym hobbici w Shire.

Trzymałem kciuki za opcję remain, ale zgadzam się z Piotrem, że wynik referendum to większy problem dla EU niż UK. Jakie mogą być konsekwencje wyniku głosowania?

Przede wszystkim większość Polaków nie zdaje sobie sprawy, jak obce brytyjskiej tradycji politycznej są instytucje demokracji bezpośredniej. W świetle prawa referendum nie jest wiążące. Suwerenem w Zjednoczonym Królestwie nie jest bowiem lud, ale Parlament. Trudno jednak wyobrazić sobie, żeby politycy zignorowali vox populi.

Opcja remain zdecydowanie wygrała w Szkocji. Nicola Sturgeon już zapowiedziała, że SNP zażąda kolejnego referendum niepodległościowego. Moim zdaniem nie należy go Szkotom odmawiać –  wprawdzie niespełna dwa lata temu zdecydowali o kontynuacji unii z Anglią, ale jednak wyjście UK z EU będzie zasadniczą zmianą warunków na jakich funkcjonuje państwo brytyjskie. Jeśli Szkoci chcą niepodległości i członkostwa w EU to niech je mają, nie ma sensu na siłę trzymać ich w UK.

Z Irlandią Północną sytuacja jest bardziej złożona, przewaga remain nie była tam aż tak znaczna, zresztą czy zjednoczenie Irlandii byłoby jakąś tragedią? Na pewno dla protestanckich unionistów z Ulsteru. Hiszpania już zaczęła sugerować że upomni się o Gibraltar, ale co zrobi, odzyska go zbrojnie? Najlepiej gdyby i tam odbyło się referendum w sprawie przynależności państwowej tego obszaru.

Bez wątpienia Brexit wywoła trochę zawirowań politycznych i gospodarczych, które na początku odczuje też UK, ale być może w dłuższej perspektywie UK na nim skorzysta? Brytyjczycy mogą spróbować realizować koncepcję Anglosfery – współpracy/integracji gospodarczej i nie tylko z państwami Commonwealthu (Australia, Kanada) i USA. To jest potencjał rozwojowy o którym Europa kontynentalna może pozazdrościć i być może w ciągu kilkudziesięciu lat się o tym przekonamy. Ciekawie byłoby gdyby np. Anglicy w ramach współpracy z Amerykanami wstąpili do NAFTA – kiedy w latach ’90 UPR proponowała to jako alternatywę dla członkostwa w Unii komentowano, że to pomysł księżycowy, a tu okazałoby się że niekoniecznie.

Swoją drogą zwolennicy federalizmu europejskiego nieraz przywołują słowa Winstona Churchilla o Stanach Zjednoczonych Europy. Rzadziej dodaje się, że jego zdaniem Commonwelath powinien pełnić rolę pomostu pomiędzy Ameryką a Europą. Anglosfera mieściłaby się w tej logice i może pomagałaby wzmacniać jedność Zachodu, a nie burzyłaby ją.

O Anglosferze mówi wielu co sensowniejszych eurosceptyków np. Douglas Carswell, jedyny poseł UKIP czy eurodeputowany Daniel Hannan. Podobnie jak Piotr Napierała oceniam, że realnych kształtów może to nabrać za ok. pół wieku. Niepodległość Szkocji i zjednoczenie Irlandii to w sumie byłaby bardzo niska cena za perspektywy rozwojowe potencjalnie stwarzane przez Anglosferę. Jestem pewien, że gdyby realizacja takiego projektu weszła w życie, to przed tym obszarem współpracy byłaby przyszłość, a nie przed Europą kontynentalną.

Wielką Brytanię z dawnymi dominiami, szczególnie „białymi” wiele łączy, nie tylko wspólny język i historia. Bardzo często ich mieszkańcy żyją i pasjonują się w danym momencie tym samym, o czym świadczą choćby trendy na Twitterze. Jest to jednak wspólnota której państwa Unii nie wypracowały i raczej nie będą w stanie wypracować. Jako łyżkę dziegciu wspomnę jednak choćby o nastrojach republikańskich w Australii, jednak stanowią one chęć odcięcia się od części wspólnego dziedzictwa.

Natomiast w EU pójdzie teraz bardziej w stronę federalistyczną (UK dotąd blokowała takie dążenia), nie jestem przekonany, że to słuszna droga. Niektórym wydaje się, że aby uratować Unię, należy przyspieszyć integrację i zacieśnić więzy między państwami członkowskimi. Moim zdaniem zacieśnianie ich na siłę może wywołać skutki odwrotne od zamierzonych i stać się katalizatorem rozpadu UE. Już mówi się o potencjalnym opuszczeniu EU przez Danię czy Holandię, ponadto zwycięstwo w wyborach prezydenckich we Francji Marine Le Pen jest nader prawdopodobne (Francja obecnie to niemal „państwo upadłe” – strajki śmieciarzy bezpośrednio przed Euro kojarzą mi się z Anglią lat ’70 i np. strajkiem grabarzy w Liverpoolu, być może Francuzom też przydałoby się trochę thatcheryzmu, tylko kto go zaimplementuje, na pewno nie Le Pen). Zaistniała sytuacja jest bardzo groźna dla Unii Europejskiej i wymaga refleksji przywódców europejskich, moim zdaniem także pewnej samokrytyki włodarzy Unii. Rozpad Wspólnoty pogrążyłby nasz kontynent w chaosie. Z drugiej strony skoro odwoływałem się do koncepcji Churchilla, może są one słuszne i niech Europa buduje swoje Stany Zjednoczone, a Anglosfera będzie pomostem miedzy nimi a tymi zza oceanu. Na pewno jednak przywódcy Unii muszą trochę spokornieć i zejść na ziemię, bo część odpowiedzialności za Brexit spoczywa też na nich.

O ile potrafię znaleźć zrozumienie dla Brexitu, o tyle patrząc na jakość polskiej klasy politycznej oraz nasze położenie geopolityczne nie jestem przekonany, że Polexit byłby bardzo dobrym pomysłem. W ogóle dziwi mnie (chociaż w 2003 sam głosowałem na nie) ta obecna moda na antyunijność. Moda, ponieważ za postawami tymi nie stoją żadne racjonalne argumenty. Nawet najbardziej chyba sensowny odłam polskiego eurosceptycyzmu czyli ten związany z kolejnymi formacjami Korwin-Mikkego to nader często kopiowanie retoryki eurosceptycznego skrzydła torysów czy też UKIP, a więc przeszczepianie na polski grunt argumentów powstałych w zupełnie innych uwarunkowaniach. Z kim Polska miałaby budować przyszłość poza UE? Mówi się dużo o współpracy z państwami Grupy Wyszehradzkiej, ale przecież są one też członkami Unii, więc może odbywać się w jej ramach.

Brytyjczykom udało się obalić twierdzenie, którym straszył Korwin, że z Unii Europejskiej nie da się wyjść (jak jest wola polityczna, to wszystko się da). Zobaczymy, czy uda im się dowieść prawdziwości innego korwinistycznego hasła – poza Unią jest życie. Jako anglofil nie życzę im niepowodzenia.

O autorze wpisu:

Historyk i politolog, student prawa. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

  1. „Przede wszystkim Anglicy to naród dumny i przywiązany do swojej suwerenności. Nie podoba im się, gdy ktoś z zewnątrz mówi im, co mają robić.”
    .
    Straszny truizm. Bo czy jest naród, który nie jest dumny i nie pragnie suwerenności? Naród, który lubi gdy ktoś z zewnątrz wtrąca się w jego sprawy i mówi mu co ma robić? Pragnienie decydowania o sobie jest przecież częścią ludzkiej natury. Wątpię więc, by jakiś naród otwarcie przyznał się do tego, że lubi być „zarządzany” przez innych (nawet jeżeli z jakichś przyczyn się na to godzi).

  2. Zasoby razy praca to dobro. Suma dóbr daje bogactwo. To taka triada ekonomiczna która jest miarą sukcesu i warunkiem istnienia projektu ekonomicznego. Rozważania o ekonomicznych sferach które wyłaniają się z nieistnienia mocą politycznej magii są mrzonką jeśli nie są jednocześnie trwale oparte na rzeczonej triadzie. Wszystko może być takim zasobem. Mogą nim być surowce, ludzie i ich kwalifikacje, system prawny etc. Skoro cały ten projekt anglosaski daje jakąś przewagę ekonomiczną i robi różnicę to dlaczego nie jest już teraz skutecznie eksploatowany przez przedsiębiorców? Być może dlatego, że nie jest wystarczająco istotnym i skutecznym elementem gry ekonomicznej. Nadal mu czegoś brakuje. Zaklinanie rzeczywistości nic nie da. I co gorsza nie bardzo widać jakoś by cokolwiek miało się w tym równaniu pojawić by zmienił się jego wynik.

    1. Poza tym współpraca państw anglojęzycznych nie wyklucza współpracy europejskiej. Dobrzy politycy staraliby się raczej połączyć jedno z drugim. Pozycja UK w UE nie zawsze szkodziła jej związkom z Kanadą czy USA. Czasem wręcz je mogła wzmacniać.

      1. Dokładnie tak jest. UK niech sobie współpracuje z byłymi ziemiami zależnymi jak im się podoba. To nie jest sprzeczne z ich członkostwem w UE. Aglosfera nie jest żadną alternatywą dla członkostwa bo jest oparta na złudzeniu „lepszej współpracy” bo mówimy jednym językiem. Skoro mówią i tak się świetnie dogadują to dlaczego ta wartość nie generuje wzrostu ekonomicznego? Bo język nie jest wystarczającym silnikiem ekonomicznym. Podobnie jak to całe Międzymordzie w Polsce. Presja ekonomiczna powstaje najpierw a potem do niej dorabia się projekt polityczny. UE też powstała bo musiała.

  3. Wydaje mi się, że język jest bardzo silnym czynnikiem jednoczącym. Wystarczy spojrzeć na Hiszpanię, jak wielką rolę odgrywają tam sprawy Ameryki Południowej. Czasem można odnieść wrażenie, że sprawy Ameryki Południowej są dla Hiszpanii ważniejsze niż Ameryka Północna z USA. Wydaje mi się, że podobnie będzie z Wielką Brytanią. Łatwiej im będzie dogadać się z USA czy Kanadą niż UE.

    1. UK od dawna „dogaduje się” z USA dużo lepiej niż z innymi krajami Europy. Wystarczy spojrzeć na rozkład lotów Londyn-Nowy Jork. Jest ich więcej niż autobusów na peryferiach Warszawy czy Wrocławia. Brawo za uwagę dotyczącą języka. Min. poznanie drugiej kultury wraz z językiem otwiera dużą część świata i pokazuje, jaka siła za nim stoi. To jest wiedza i doświadczenie warte emigracji.

    2. Obok UK, Hiszpania i Portugalia też mają inne niż UE perspektywy właśnie z uwagi na globalne języki tam używane. Nie dotyczy to Francji, bo francuski to język części Afryki, dość wrogo nastawionej do pierwotnych użytkowników francuskiego, oraz mniejszości w takich krajach jak Kanada, USA, Belgia i Szwajcaria. Oczywiście nie należy upraszczać tych obserwacji. Na przykład Indie stają się największym anglojęzycznym krajem na świecie. Rośnie tam ilość osób znających angielski od dzieciństwa, jest coraz więcej Hindusów dla których angielski to główny język. Hindusi, jeśli chodzi o mentalność i postrzeganie świata, są jednak pod wieloma względami bardziej egzotyczni z perspektywy angielskiej czy amerykańskiej niż Niemcy, Polacy czy Francuzi.

  4. Jeśli zaś chodzi o Anglosferę, to UK z dobrymi politykami mogłoby mieć oba dania – silną pozycję w UE i Anglosferę. Jedno niekoniecznie wykluczało drugie.

  5. (Zaistniała sytuacja jest bardzo groźna dla Unii Europejskiej i wymaga refleksji przywódców europejskich, moim zdaniem także pewnej samokrytyki włodarzy Unii.)

    Mam wrażenie (może się mylę), że włodarze UE poczuli się obrażeni Brexitem. Jeżeli tak jest rzeczywiście, to znaczy, że w UE nie chodzi o to, żeby ludziom żyło się lepiej, ale o to by budować utopię, niezależnie, czy to ma sens czy nie. Jeżeli tak jest, to nie liczyłbym na jakąś refleksję ze strony UE. Prosty mechanizm: my (UE) chcemy ich uszczęśliwić na siłę, a oni (UK) się wypięli, niewdzięcznicy. Ale my będziemy trwać przy naszej świetlanej idei wbrew wszystkiemu, a nawet przyspieszymy.

  6. A może referendum ma taki wynik ze zwykłej niewiedzy, co jest lepsze? Do tego każdy głosujący miał swoje własne za lub przeciw, wynikające często z przypadku – złe doświadczenie z sąsiadem, zazdrość, że przybysze dobrze sobie radzą, itp. W moim przekonaniu wynik jest subiektywnym doświadczeniem każdego glosującego, niewielu stać na tak dogłębne przemyślenia i odczucia, jakie ma autor, któremu też po części trzeba przyznać rację.

  7. Mam trochę wrażenie, że artykuł został oparty na jednej, fałszywej przesłance – że za „brexitem” stały jakiekolwiek względy racjonalne, czy merytoryczne. Albo też na mało prawdopodobnym założeniu – że irracjonalne działanie uda się w tym w przypadku wykorzystać i przekuć w korzyść. Cyt.:
    „Bez wątpienia Brexit wywoła trochę zawirowań politycznych i gospodarczych, które na początku odczuje też UK, ale być może w dłuższej perspektywie UK na nim skorzysta?”
    Nieprawda to.
    Decydującym czynnikiem za brexitem był egoizm indywidualny i ksenofobia, nie żadna „duma narodowa”, czy „niechęć do słuchania się obcych”. Ksenofobia skierowana m.in. w Polaków. Unijne regulacje dot. wędzenia mięsa są całkowicie Brytyjczykom (i wszystkim innym euro-narodom) obojętne. Eurosceptycy potrafili po prostu umiejętnie wykorzystać emocje związane z subiektywnym pogorszeniem sytuacji ekonomicznej Brytyjczyków, zrzucając winę na „niekorzystne porozumienia gospodarcze w ramach UE” i na „europejskich imigrantów”, w tym m.in. albo nawet głównie naszych rodaków.

    Jakie będą skutki tego co się stało?
    1. Do brexitu, czy raczej ang-xitu faktycznie dojdzie. UK w obecnym kształcie w perspektywie kilku lat przestanie istnieć. Poza UE pozostanie Anglia z Walią.

    2. Stopniowe wyrzucanie polaków i innych mniejszości z wysp w krótkiej perspektywie; w długiej niekontrolowany napływ, zarówno od zewnątrz jak i później od wewnątrz, imigrantów – wyznawców Allaha (alternatywą byłaby śmierć ekonomiczna wywołana starzeniem społeczeństwa a do tego nikt nie dopuści).

    3. Przyspieszenie projektu europejskiego, tj. powstanie federacji państw europejskich, lub po prostu państwa europejskiego, myślę że jeszcze za mojego życia (mam 30 lat). Wspólny parlament, wojsko itp. Ile krajów znajdzie się w tym projekcie i czy znajdzie się w nim polska – trudno ocenić.

    4. W krótkiej perspektywie umocni się jedynie dolar, w długiej trudno ocenić. Raczej funt brytyjski nie odzyska dawnej wartości.

    5. Anglia boleśnie odczuje skutki gospodarcze zerwania z UE m.in. dlatego, że nowe warunki handlowe Ang-UE będą GORSZE niż do tej pory. Unijni politycy nie będą chcieli, żeby precedens wyjścia się powtórzył, w wyniku czego wprowadzone zostaną drakońskie obostrzenia handlowe. Już teraz zresztą mówi się o tym, że UE chce możliwie przyspieszyć proces wyjścia UK, nie dając szans na korzystną rewizję traktatów o współpracy. W dzisiejszej gospodarce globalnej małe organizmy (UK czy Anglia) w długim okresie czasu nie mają szans z dużymi (UE).

    6. W związku z powyższym projekt anglostrefy nigdy się nie zrealizuje. Przyczyną będzie po prostu niska opłacalność współpracy USA-Ang wynikająca z pogorszenia efektywności gospodarczej Ang. Myślę, że prędzej zacieśniona zostanie współpraca UE – USA. Tutaj dużo też zależy od młodych krajów Unii, takich jak PL i od tego, w jaką stronę przechylać się będą w nich euro-nastroje. Kraje Europy Wschodniej w perspektywie kilkunastu lat odgrywać będą coraz większą rolę w gospodarce europejskiej w porównaniu ze starą unią i stanem dzisiejszym. Różnice językowe będą miały coraz mniejsze znaczenie w świetle nadchodzących zmian technologicznych, m.in. systemów rozpoznawania mowy i sztucznej inteligencji. W perspektywie kilkudziesięciu lat bariery językowe w krajach rozwiniętych będą problemem marginalnym.

    Pozdrawiam.

    1. Ciekawy komentarz. Jeśli wyrazi Pan zgodę, wrzucimy go w postaci artykułu, aby więcej osób zapoznało się z treścią.

    2. „ Decydującym czynnikiem za brexitem był egoizm indywidualny i ksenofobia, nie żadna „duma narodowa czy „niechęć do słuchania się obcych”.
      Ciekaw jak pan to odróżnia. Zarówno po stronie leave jak remain było sporo nieracjonalnego populizmu, a gazet brytyjskie eurosceptyczne pisały o Anglosferze jako alternatywie, choć dominowały urazy wobec niedemokratyczności komisji UE i żal, że UE staje się coraz mniej wolnorynkowa.

      Genezyp Kapen myli się też twierdząc, że:

      „…Do brexitu, czy raczej ang-xitu faktycznie dojdzie. UK w obecnym kształcie w perspektywie kilku lat przestanie istnieć. Poza UE pozostanie Anglia z Walią…”
      Tego nie wiemy, możliwe że Szkocja zablokuje Brexit, lub że poczuje się jednak bliżej związana gospodarczo z UK niż z UE co nie byłoby niczym dziwnym. Nie sadzę też by miało nastąpić:
      „. ..Stopniowe wyrzucanie polaków i innych mniejszości z wysp w krótkiej perspektywie; w długiej niekontrolowany napływ, zarówno od zewnątrz jak i później od wewnątrz, imigrantów – wyznawców Allaha (alternatywą byłaby śmierć ekonomiczna wywołana starzeniem społeczeństwa a do tego nikt nie dopuści)…”
      Alternatywą jest olbrzymia imigracja do brytyjskiego otwartego rynku pracy z Latynoameryki, sam mieszkałem w maju w portugalsko-brazylijskiej dzielnicy. Poza tym warunki pobytu obywateli UE w oderwanej od UE Anglii (UK) określą umowy bilateralne, możliwe, że będzie się jeszcze bardziej opłacało być w UK i pracować tam. Nie wiemy czy nastąpi to:
      „… Przyspieszenie projektu europejskiego, tj. powstanie federacji państw europejskich, lub po prostu państwa europejskiego, myślę że jeszcze za mojego życia (mam 30 lat). Wspólny parlament, wojsko itp. Ile krajów znajdzie się w tym projekcie i czy znajdzie się w nim polska – trudno ocenić… W krótkiej perspektywie umocni się jedynie dolar, w długiej trudno ocenić. Raczej funt brytyjski nie odzyska dawnej wartości.
      Wszystko zależy od tego czy Benelukso-karolingowie nie przypiesza za bardzo i nie zrażą do siebie innych członków UE, bo wszystko na to wskazuje. O exicie mówi się w wielu państwach. UK ma praktycznie zapewniony byt ekonomiczny u boku krajów ANZUS. Współpraca ekonomiczna z tymi państwami jest bardzo silna, UK prawdopodobnie wejdzie też do NAFTA, a jako kraj wolnorynkowy – nieprotekcjonistyczny przeżyje mniejszy szok ekonomiczny w konfrontacji z zalewem tanią produkcją z Azji, tak jak teraz USA bez porównania lepiej to znosi, Kanada również. Zasoby naturalne Australii i Kanady to prawdziwa gratka dla UK, a wyjście z UE pozwoli obniżyć koszta wydobycia, przez niższe wymagania ekologów i innych świrków.
      „…Anglia boleśnie odczuje skutki gospodarcze zerwania z UE m.in. dlatego, że nowe warunki handlowe Ang-UE będą GORSZE niż do tej pory. Unijni politycy nie będą chcieli, żeby precedens wyjścia się powtórzył, w wyniku czego wprowadzone zostaną drakońskie obostrzenia handlowe. Już teraz zresztą mówi się o tym, że UE chce możliwie przyspieszyć proces wyjścia UK, nie dając szans na korzystną rewizję traktatów o współpracy. W dzisiejszej gospodarce globalnej małe organizmy (UK czy Anglia) w długim okresie czasu nie mają szans z dużymi (UE)…”
      Anglosfera jest większa od UE, drakońskie obostrzenia mogą zachęcić inne państwa do exitu w chwili ich ustanawiania, po prostu ryzyko będzie zbyt wielkie by pozostać jeśli się ma jakiekolwiek wątpliwości. Drakonizm będzie poważnym błędem komisarzyzny UE.
      „… W związku z powyższym projekt anglostrefy nigdy się nie zrealizuje…”

      W związku z CZYM z tym, że chcesz by tak się nie stało?
      „ …Przyczyną będzie po prostu niska opłacalność współpracy USA-Ang wynikająca z pogorszenia efektywności gospodarczej Ang. Myślę, że prędzej zacieśniona zostanie współpraca UE – USA. Tutaj dużo też zależy od młodych krajów Unii, takich jak PL i od tego, w jaką stronę przechylać się będą w nich euro-nastroje. Kraje Europy Wschodniej w perspektywie kilkunastu lat odgrywać będą coraz większą rolę w gospodarce europejskiej w porównaniu ze starą unią i stanem dzisiejszym. Różnice językowe będą miały coraz mniejsze znaczenie w świetle nadchodzących zmian technologicznych, m.in. systemów rozpoznawania mowy i sztucznej inteligencji. W perspektywie kilkudziesięciu lat bariery językowe w krajach rozwiniętych będą problemem marginalnym…”
      Język to nie tylko komunikacja informacji, to także kultura i poczucie wspólnoty, wspólne marzenia, to trudno ograć. Poza tym może się okazać, że Szwecja i Holandia poczują się bardziej anglostrefowi niż unijni. Ogólnie rzecz biorąc autor nie popisał się wiedzą. Kraje Europy Wschodniej są na wpół zrujnowane, i wiele lat jeszcze będą gonić Zachodnią, zwłaszcza przy anemicznym wzroście PKB. Wiele też może zaszkodzić Rosja. Tekst to przykład życzeniowego euromyślenia, które łączy niewiedzę o świecie poza UE z słabym zorientowaniem się w gospodarce. UE musi skasować protekcjonizm bo zginie z hukiem, jeśli nie dogada się w sprawie TTIP z USA, co bez UK jest bardzo możliwe niestety, to USA zadowoli się ANZUSem (w 2040 roku te kraje będą miały 100 mln mieszkańców) i układem ze swoim najbliższym sojusznikiem – Brytyjczykami.

  8. Publikujcie śmiało, jeśli uważacie że tekst się do tego nadaje.
    Odp.:
    „Ciekaw jak pan to odróżnia. Zarówno po stronie leave jak remain było sporo nieracjonalnego populizmu, a gazet brytyjskie eurosceptyczne pisały o Anglosferze jako alternatywie, choć dominowały urazy wobec niedemokratyczności komisji UE i żal, że UE staje się coraz mniej wolnorynkowa.”

    Zgoda, chociaż statystycznie za leave głosowali starsi (a zatem statystycznie z gorszym dostępem do informacji), mniej wykształceni, biedniejsi i z mniejszych miast, zatem grupy bardziej podatne na populizm… Ale dobrze, „point taken”.

    „Tego nie wiemy, możliwe że Szkocja zablokuje Brexit, lub że poczuje się jednak bliżej związana gospodarczo z UK niż z UE co nie byłoby niczym dziwnym.”

    Na razie nic to nie wskazuje.

    „Alternatywą jest olbrzymia imigracja do brytyjskiego otwartego rynku pracy z Latynoameryki, sam mieszkałem w maju w portugalsko-brazylijskiej dzielnicy.”

    Zgoda, chociaż bardziej chodziło mi o wskazanie zależności, że problem na którym m.in. urosły nastroje eurosceptyczne (imigranci wewnątrz UE) nie zostanie rozwiązany a zastąpiony w jeszcze większym stopniu imigracją spoza UE bo wymaga tego gospodarka i demografia. Chociaż znając silne osadzenie ludności arabskiej w UK i ich dzietność wątpię w przedstawiony przez Ciebie scenariusz; jednak i tak nie ma to większego znaczenia.

    „Poza tym warunki pobytu obywateli UE w oderwanej od UE Anglii (UK) określą umowy bilateralne, możliwe, że będzie się jeszcze bardziej opłacało być w UK i pracować tam.”
    Teoretycznie tak – praktycznie to nie nastąpi. Skoro imigracja zarobkowa jest jedną z przyczyn brexitu to żadna siła polityczna nie pozwoli na to co powyżej, bo byłoby to polityczne samobójstwo.

    „Wszystko zależy od tego czy Benelukso-karolingowie nie przypiesza za bardzo i nie zrażą do siebie innych członków UE, bo wszystko na to wskazuje.”
    Tak, dlatego mój scenariusz nie jest do końca dla UE pozytywny, mimo że tak go – zadaje się – widzisz. Bardzo możliwe, że w federacji państw pozostanie ich zaledwie kilka. Bardziej chodziło mi o to, że Brexit może mieć gorsze skutki dla samego UK i nowych krajów Unii, niż dla starego „rdzenia” UE.

    „UK ma praktycznie zapewniony byt ekonomiczny u boku krajów ANZUS. Współpraca ekonomiczna z tymi państwami jest bardzo silna, UK prawdopodobnie wejdzie też do NAFTA,

    Nie rozumiem co masz na myśli przez „zapewniony byt ekonomiczny”; zerwanie czy znaczne ograniczenie wymiany handlowej z całym obszarem UE byłoby niepowetowaną stratą, zwłaszcza dla UK.

    „a jako kraj wolnorynkowy – nieprotekcjonistyczny przeżyje mniejszy szok ekonomiczny w konfrontacji z zalewem tanią produkcją z Azji, tak jak teraz USA bez porównania lepiej to znosi, Kanada również.”
    Wydaje mi się, że to uproszczenie W Imię Jedynie Słusznej teorii ekonomicznej. Przeceniasz znaczenie regulacji.

    „Zasoby naturalne Australii i Kanady to prawdziwa gratka dla UK, a wyjście z UE pozwoli obniżyć koszta wydobycia, przez niższe wymagania ekologów i innych świrków.”
    Koszty wydobycia i polityka energetyczna UE to temat na szerszą dyskusję, ale dziękuję za zwrócenie uwagi na problem zasobów naturalnych.

    „Anglosfera jest większa od UE”
    Ale większość jej potencjału to USA, a UK nie jest większym partnerem handlowym dla USA niż UE i nigdy nie będzie, a UK, zwłaszcza podzielone, w „Anglosferze” miałoby poślednie znaczenie ekonomiczne.
    „drakońskie obostrzenia mogą zachęcić inne państwa do exitu w chwili ich ustanawiania, po prostu ryzyko będzie zbyt wielkie by pozostać jeśli się ma jakiekolwiek wątpliwości.
    Ciekawa uwaga, chociaż scenariusz raczej mało prawdopodobny, chociażby dlatego, że nawet jeśli te kraje wyjdą wcześniej, to nie zmieni to potencjalnych warunków współpracy, jakie zostaną im zaproponowane przez UE po wyjściu.

    „W związku z CZYM z tym, że chcesz by tak się nie stało?”
    Nie, w zw. z pkt. 5. Nawet jeśli „anglosfera” powstanie, to i tak nie będzie stanowić alternatywy dla relacji UK-UE ani USA-UE, chociażby ze względu na wielkość wymiany handlowej pomiędzy tymi podmiotami i wielkość zagregowanej gospodarki UE w porównaniu z potencjałem UK. Może natomiast stać się uzupełnieniem, jak zauważono w komentarzach.

    „Język to nie tylko komunikacja informacji, to także kultura i poczucie wspólnoty, wspólne marzenia”
    Te nie mają jednak większego znaczenia w gospodarce.

    „Poza tym może się okazać, że Szwecja i Holandia poczują się bardziej anglostrefowi niż unijni.”
    Dlaczego miałoby się tak stać? Poza tym przeczy to poprzedniemu zdaniu.

    „Ogólnie rzecz biorąc autor nie popisał się wiedzą. (…) Tekst to przykład życzeniowego euromyślenia, które łączy niewiedzę o świecie poza UE z słabym zorientowaniem się w gospodarce.”
    Niepotrzebnie ad personam. Uwaga o moim braku ekonomicznego wykształcenia (czy może obycia?) zdaje mi się trochę kłócić z głoszonymi z prawdziwym zapałem przestrogami w następnym fragmencie tekstu:
    „UE musi skasować protekcjonizm bo zginie z hukiem, jeśli nie dogada się w sprawie TTIP z USA, co bez UK jest bardzo możliwe niestety, to USA zadowoli się ANZUSem (w 2040 roku te kraje będą miały 100 mln mieszkańców) i układem ze swoim najbliższym sojusznikiem – Brytyjczykami.”
    Drogi Panie gdyby to było takie proste – protekcjonizm / interwencjonizm NIE, liberalizm TAK…

    „Kraje Europy Wschodniej są na wpół zrujnowane, i wiele lat jeszcze będą gonić Zachodnią, zwłaszcza przy anemicznym wzroście PKB. Wiele też może zaszkodzić Rosja.”
    Ta „ruina” jest u nas wręcz anegdotyczna, ale nie przesadzałbym. Chociaż z tempem rozwoju masz rację, ale przecież pisałem, że potrwa to wiele lat i wiele zależy od samych tych krajów (m.in. W kontekście relacji z Rosją). PKB zwalnia trochę z powodów „naturalnych”, bo powoli kończą się dobrodziejstwa konwergencji, trochę zaś z wewnętrznych – jeśli gdzieś szukałbym przeregulowania i zbytniego (bezmyślnego) fiskalizmu to raczej na naszym własnym podwórku, ale to temat na inną dyskusję.

    Generalnie w moim tekście chodziło o wykazanie zależności takiej, że – moim zdaniem – na Brexicie najbardziej straci samo UK i nowe kraje Unii, a potencjalnie zyskać może USA i Rosja. Dla starej Unii raczej będzie to oznaczało szybszą, aczkolwiek być może mniej inkluzywną, integrację. Nawet jeśli projekt „anglosfery” zostanie zrealizowany, to będzie to znacznie bardziej nierówny i mnie integralny twór niż UE (ze wzgl. Na rozkład sił).

    Póki co, rynki zdają się te prognozy potwierdzać. Rośnie rubel i dolar. Najbardziej spektakularnie tracą… akcje brytyjskich banków.

    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *