Cztery wiolonczele i alt

 

Różne są składy kwartetu w kameralistyce. Najbardziej typowy to dwoje skrzypiec, jedna altówka i jedna wiolonczela. Należący do muzycznej rodziny wrocławskiego NFM Polish Cello Quartet składa się, jak sama nazwa wskazuje, z czterech wiolonczel. To bardzo homogeniczny skład, utrudniający nieco życie kompozytorom nowych utworów czy twórcom transkrypcji na taki skład. Z drugiej strony kwartet wiolonczelowy pozwala wydobyć na pierwszy plan magiczne brzmienie wiolonczeli, która w innych składach kameralnych często jest spychana nieco na drugi plan przez lśniące jasnym dźwiękiem i ruchliwe skrzypce. Do tego idea kwartetu wiolonczelowego zachęca do rozwijania troski o zróżnicowaną fakturę dźwięku, co jest wdzięcznym wyzwaniem dla wykonawców wirtuozów.

 

Wirtuozeria Polish Cello Quartet jest niekwestionowana. W skład zespołu wchodzą znani muzycy – Tomasz Daroch, Krzysztof Karpeta, Adam Krzeszowiec i Wojciech Fudala. Dlatego do gmachu NFM podążałem na moim rowerze podekscytowany i pewien wspaniałej muzycznej przygody, która na mnie czekała. Nie raziły mnie nawet światła samochodów robiących sobie skrót leśnymi niemal drogami (między Odrą a Oławą) z uwagi na godziny szczytu. Do tego czekała nas wszystkich prapremiera i to z legendarną posiadaczką wspaniałego altowego głosu, Jadwigą Rappé.

 

Polish Cello Quartet, zdj. NFM

 

Koncert rozpoczęła kompozycja Saveria Mercadante (1795–1870) „La Poesia”. To bardzo dobry, nie dość jeszcze doceniany kompozytor. Stale grywane są jego urokliwe i pełne niezwykłych nastrojów koncerty fletowe, bez wątpienia jedne z najlepszych wśród tego muzycznego gatunku. Tymczasem Mercadante skomponował dziesiątki oper, stanowiących istotny krok na drodze do rozbuchanego romantyzmu Verdiego. Istnieją oczywiście nagrania niektórych z nich, ale żadna nie stała się stałą pozycją repertuarową. Patrząc na popularne edycje fonograficzne z ostatnich lat znajdziemy „Virginię” wydaną przez Opera Rara, ale (mimo hasła Opera Rara) graną przez znakomitą London Symphony Orchestra pod batutą Maurizia Beniniego, oraz „Orazi i Curiazi” z Philharmonia Orchestra pod wodzą Davida Parry. Są także „Paventa Insano”, „Il Giuramento”, zaś Naxos wydał „I Briganti”. Co jednak ciekawe, sławne koncerty fletowe Mercadante nie są bardzo operowe. Inaczej rzecz się ma z „La Poesia”, gdzie operowa melodyka i operowy finał rzucają się w uszy mimo drobnej formy tego utworu. Polish Cello Quartet doskonale uchwycił romantyczne wzburzenie tego utworu i jego pełną emocji ekspresję. Słuchając ciemnych dźwięków czterech wiolonczel przypomniałem sobie twórczość Marina Maraisa, który odpowiadał na zapotrzebowanie paryskich melomanów z końca XVII wieku na niskie, poruszające dźwięki viol da gamba. Tym razem piękną i ziemistą chwilę zapewnił nam działający w epoce romantyzmu Severio Mercadante.

 

Następnie zapoznaliśmy się z twórczością Jeana Absila (1893–1974) w postaci jego Fantaisie rhapsodique na cztery wiolonczele op. 21. Absil należy do grona najważniejszych belgijskich twórców swoich czasów i jego Fantazja rapsodyczna poświadczyła dobry gust Belgów. Spodziewałem się ostentacyjnie lekkiego neoklasycyzmu, co byłoby niemal pewne, gdyby Absil był Francuzem. Nie był nim jednak i usłyszeliśmy dzieło stojące na rozdrożu trzech estetyk – późnego romantyzmu, impresjonizmu a la Debussy oraz modernizmu autorskiego, nieco pokrewnego klimatowi muzyki Szymanowskiego. Dzięki tej polistylistyce utwór olśniewał bogactwem formy i faktur, zachowując jednocześnie elegancką płynność w czasie. Sądzę, że jest to wymarzone dzieło dla kwartetu wiolonczelowego i Polish Cello Quartet skorzystał z tej okazji bardziej niż dobrze. Świat wyobraźni Absila ukazał się naszym uszom w całym jego eleganckim i pełnym detali bogactwie. Przypomniałem sobie, że Bruksela jest też ważną stolicą secesji i symbolizmu w sztuce. W tej muzyce też to wszystko grało, zwłaszcza w tak świetnym wykonaniu.

 

Na koniec pierwszej części koncertu wiolonczeliści zagrali jeden z najbardziej znanych i lubianych utworów Arvo Pärta (*1935) – Fratres, tym razem na cztery wiolonczele oczywiście. Piszę „tym razem”, gdyż „Bracia” (sądzę, że zakonni) doczekali się wielu wersji na różne składy. Wykonanie było wspaniałe, przesunięcie brzmienia w ziemistość i cienistość wiolonczelowych tonów dobrze służyło Pärtowskiemu medytacyjnemu minimalizmowi. Jeden z wiolonczelistów, grający szmerowy burdon, ukrył się dodatkowo przed naszym wzrokiem. Sam utwór oceniam tak sobie. Są dzieła Pärta które bardzo cenię, lecz gdy staje się skrajnie (jak na siebie) minimalistyczny zupełnie przegrywa z wielkimi mistrzami monotonii, jakimi są amerykańscy minimaliści. Być może zbytnia sakralizacja artystycznej monotonii u Pärta obciąża ją zanadto znaczeniem? Wiolonczeliści doskonale uchwycili narastanie prostej Pärtowskiej melodii, co wymagało, zwłaszcza na początku, grania szeptem, arcytrudnego i – w tym wypadku – bardzo udanego. Ja jednak w pewnym momencie zacząłem się trochę złościć na kompozytora i nieco złośliwie zasypiać. Wykonanie świetne, utwór taki sobie, choć znany bardzo.

 

Jadwiga Rappé / fot. Andrzej Świetlik

 

Po przerwie otwarły się przed nami spiżowe wrota historii (choć było trochę spóźnialskich, bijących zbyt głośno w ten spiż, gdy muzycy zaczęli już grać). Moment prapremiery utworu znanego i utalentowanego kompozytora, z doskonałymi muzykami, to chwila historyczna. Nie wiemy co się stanie, jaki będzie utwór. Jeśli będzie wybitny, o tej chwili, w której bierzemy udział będzie się wspominać przez dziesięciolecia.  Słuchaliśmy zatem dzieła Piotra Mossa (*1949) Przemijanie na alt i cztery wiolonczele, które zostało zadedykowane bohaterom tej historycznej chwili, czyli Jadwidze Rappé i Polish Cello Quartet. Tekst napisał Maciej Wojtyszko, pisarz, ale też reżyser teatralny, telewizyjny i filmowy, nie stroniący od animacji czy sztuki komiksu. Utwór rozpoczął się instrumentalnym preludium, nieco postmodernistycznym, gdyż pomiędzy granymi unisono muzycznymi „przecinkami” rozpoznałem jakby frazy różnych kompozytorów, w tym Szostakowicza w jego burleskowo – makabrycznym motorycznym geście. Później jednak było już tylko lepiej, wręcz znakomicie. Do muzycznej akcji wkroczył wspaniały, silny, czysty i potrafiący wszystko alt Jadwigi Rappé. Wokół tego głosu szalały wiolonczele, przenosząc mnie do ogrodu piękna i przemijania. Pierwszy poemat (czy proza poetycka) był o końcu i początku. Bogactwo środków wyrazu pozwoliło Mossowi połączyć ekspresję i elegancję formy. Utwór był śpiewany po polsku, choć miał w sobie też coś francuskiego, ale z końca XX wieku. Polski, jeśli już tak nacjonalizuję moje muzyczne doznania, był ciężar dźwięku. Następny poemat (?) bardzo mnie ucieszył, gdyż wyzwalał się ze sztampy utworów o przemijaniu. Zwykle przemijanie ma bowiem w muzyce europejskiej charakter eschatologiczny i antropocentryczny. Tymczasem tu było o niepotrzebnych rzeczach, nie zużytej materii i o śmieciach. Bardzo ciekawy tekst, ani trochę banalny. Kompozytorowi dał on okazję do stworzenia niezwykłego bogactwa technik i ornamentacji muzycznych, faktur i brzmień. Obok porywających, misternych glissand głosu i wiolonczel, Moss wprowadził też w swoje dzieło iście barokowe figuracje i koloratury. Uniknął jednocześnie eklektyzmu, udało mu się to stopić w przekonującą całość. Piękna i niebanalna muzyka, oparta na ciekawym i niesztampowym tekście pozwoliła osiągnąć Jadwidze Rappé i towarzyszącym jej muzykom rzeczy niebywałe. Wirtuozeria i artystyczna siła wyrazu uczyniły tę prapremierę ważnym punktem na muzycznej linii czasu. Na koniec światła przygasły i mieliśmy znów instrumentalny, szmerowy finał. Tym razem wiolonczele grały spokojnie, zanurzając się we własnych, chropowatych głębiach. Na koniec Przemijania tlące się pizzicata zatrzymały czas.

 

Ps.: Na koniec polecam moją rozmowę o NFM z dyrektorem i maestro Andrzejem Kosendiakiem. Rozmowie o instytucji muzycznej ciężko się przebić w sieci, a sądzę, że dla każdego miłośnika muzyki to ciekawy i atrakcyjny materiał.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *