Czy ateista powinien słuchać Bacha?

 

Oczywiście, że tak. Innej drogi nie ma. Wrażliwy i ciekawy świata człowiek nie powinien rezygnować z dzieł jednego z największych kompozytorów we wszystkich czasach i we wszystkich kulturach. Chyba, że ktoś jest chory i odczuwa nienawiść do każdego rodzaju muzyki.

 

Jan Sebastian Bach był najpewniej osobą głęboko religijną. Inną kwestią jest to, że w jego czasach niewierzący kompozytor raczej nie miałby szans się przebić. O Bachu napisano tysiące książek, w tym nawet trochę po polsku, choć nie jesteśmy zbyt muzykalnym narodem, niestety. Wydaje mi się, że brak zrozumienia dla sztuki (a ciężko rozumieć sztukę wykluczywszy z tego muzykę), organicza krytyczne i racjonalne myślenie. Piękno muzyki nieodwołalnie związane jest z logiką i bogactwem jej konstrukcji. Jeśli ktoś „nie czuje” tejże logiki, to albo nie lubi muzyki wcale, albo też nie odróżnia Mozarta od rocku, popu czy rapu. Tu coś brzęczy, tam coś brzęczy… To znane i to znane… To kołysze i tamto kołysze… Tu stoi zbita z dykty budka na piwo, tam Panteon… I to ładne i tamto ładne… I tu ściany, i tam ściany… Można tak myśleć, ale moim zdaniem coś się wtedy traci, choć zapewne oszczędza się sobie odrobinę konfliktów ze strony fanów zbitych z dykty budek na piwo.

 

Nie da się w jednym artykule (choćby i na kilka tysięcy ekranów) opisać muzyki Bacha, dlatego skazany jestem na kilka impresji, które może dadzą trochę przyjemności poznawczej niektórym czytelnikom.

 

Po pierwsze, ważne jest pytanie o źródła inspiracji Bacha. W repertuarze oratoryjnym (kantaty i pasje) nawiązywał on do tradycji ugruntowanej w krajach niemieckich przez żyjącego prawie sto lat przed nim Heinricha Schütza. Oto jego Musikalische Exequien pod batutą Phillippa Herreweghe, dyrygenta i psychologa, jednego z największych mistrzów w tym repertuarze.

 

 

Heinrich Schütz nawiązywał z kolei do wczesnobarokowej szkoły weneckiej, która wydała a może raczej zainspirowała między innymi takiego geniusza jak Claudio Monteverdi. Oto wczesne oratoryjne dzieło tego kompozytora, będące jednocześnie niezwykłą podróżą przez style i epoki. Od średniowiecza, przez renesans i manieryzm, aż po barok, który w zasadzie Monteverdi współtworzył. Utwór wykonuje jeden z największych dyrygentów muzyki barokowej John Eliot Gardiner. Monteverdi był dla niego zawsze najważniejszy, od niego nazwał swoje wspaniałe zespoły, w tym najlepszy na świecie chór – Monteverdi Choir.

 

 

 

Bach też odbył podobną, tylko późniejszą o ponad sto lat podróż przez style, epoki, estetyki, stworzył swoje dzieło „metahistoryczne”. Jest nim tajemnicza Msza h-moll. W niej również oddajmy prym Gardinerowi. Jednocześnie będziecie mogli usłyszeć, jak ten sam zespół muzyki dawnej dostosowuje się do estetyki barokowej o 100 lat późniejszej od tej Monteverdiego.

 

 

Heinrich Schütz nawiązywał oczywiście do twórcy szkoły weneckiej Giovanniego Gabrielego. Posłuchajmy szesnastogłosowego motetu Omnes Gentes:

 

 

Tu z kolei wykonywał go inny wielki „barokowiec” Paul McCreesh, który swoje doskonałe zespoły nazwał właśnie od weneckiego prekursora baroku. Jednym z wynalazków Giovanniego Gabrielego była technika polichóralna. De facto on jej nie wynalazł, ale rozwinął ją i wycyzelował. Posłuchajmy teraz wstrząsającej Arii a doi cori z Pasji Mateuszowej Jana Sebastiana Bacha, pod batutą śpiewaka i dyrygenta Rene Jacobsa, Belga (podobnie jak Herreweghe), który zgarnął niejedną nagrodę za wykonawstwo muzyki baroku:

 

 

 

Inną inspiracją dla Bacha była organowa muzyka kantora Lubeki, Buxtehudego, Duńczyka z pochodzenia. Buxtehude był niekwestionowanym mistrzem „stilus fantasticus” – „stylu fantastycznego”, będącego pozbawioną ścisłych ram fantazją, najczęściej organową lub klawesynową, ale zdarzały się nawet dzieła oratoryjne podporządkowane tej zasadzie. Posłuchajmy kilku dzieł organowych Dietricha Buxtehudego z Tonem Koopmanem, holenderskim organistą, klawesynistą i dyrygentem, który dokonał niezliczonej ilości nagrań muzyki barokowej. On również jest jednym z największych mistrzów muzyki dawnej.

 

 

A tu z kolei Koopman w Bachu. Znów warto zwrócić uwagę na nieco inną, późniejszą stylistykę, na co zwraca uwagę organista, ale też wielki erudyta i uczony. Swoją drogą Bach jako młodzieniec tak był rozkochany w muzyce Buxtehudego, że odbył pieszą pielgrzymkę do Lubeki, aby go posłuchać i się z nim spotkać.

 

 

W dziełach klawesynowych inspiracją dla Bacha był styl francuski. Klawesyn to bardzo trudny instrument. Bez specjalnych zabiegów artykulacyjnych brzmi jak maszyna do pisania. Francuzi stali się mistrzami artykulacji. Budowali też najlepsze instrumenty. Poniżej wklejam dzieła Francois Couperina w wykonaniu znakomitego francuskiego klawesynisty Christopha Rousseta. Być może niektórych z Was zdziwi, że podaję wykonawców, ale to jak z teatrem. Nieudacznik może zamienić Szekspirowego Hamleta w żałosną groteskę, wielki aktor dodaje do Szekspira jeszcze coś od siebie. Podobnie jest z interpretacją muzyki genialnych kompozytorów.

 

 

A tu znów ten sam klawesynista w 4 suicie francuskiej Bacha.

 

 

 

Ważną osobą zapładniającą myśl muzyczną Jana Sebastiana Bacha był oczywiście Antonio Vivaldi. Bach odwdzięczył się po wiekach swojemu duchowemu mistrzowi, bo dzięki jego koncertom organowym zaczęto się na nowo interesować całkowicie zapomnianym po wiekach Vivaldim. Bach zresztą też był dość zapomniany i jego dzieła przywrócił dopiero w początkach romantyzmu kompozytor Mendelssohn. Zresztą Mendelssohn sam napisał kilka dzieł silnie zainspirowanych Bachem, w tym przede wszystkim oratorium Paulus, które brzmi niemal jak Bach, gdyby ten urodził się w XIX wieku. Tu pod batutą Richarda Hickoxa:

 

 

Ale wróćmy do kompozycji Bacha zainspirowanych Vivaldim, a raczej będących po prostu twórczymi transkrypcjami dzieł Włocha. Grać będzie ponownie Ton Koopman:

 

 

 

No i koncert samego Vivaldiego, będący źródłem powyższej transkrypcji. Gra znakomity włoski zespół Il Giardino Armonico pod batutą Giovanniego Antoniniego. Koncert ma przydomek „Wielki Mogoł”, ale nie jest zbyt indyjski, choć z pewnością oddaje wielkość władcy Indii.

 

 

 

Po tej krótkiej podróży przez Bachowskie inspiracje nie ulega chyba wątpliwości, że ateista powinien słuchać Bacha, chyba, że ma muzykofobię. Wtedy pozostaje las i skowronki, a zimą gawrony.

[divider] [/divider]

Johann_Sebastian_Bach

[divider] [/divider]

W muzyce Jana Sebastiana Bacha może przeszkadzać niektórym ateistom to, że jest dość religijna. Ale po pierwsze Bach nie miał wyboru, bo w takich żył czasach, po drugie zaś swoim talentem wyszedł daleko poza ten mit. Jego muzykę grają ludzie związani z innymi cywilizacjami, czasem nie mający większego pojęcia o chrześcijaństwie. Jednych z najlepszych zespołów Bachowskich jest choćby Bach Collegium Japan. Tu Pasja Janowa Bacha z nimi, dyryguje wspaniały Masaaki Suzuki:

 

 

 

 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

      1. Pod pozorem piękna tej muzyki kryje się ukryte wsparcie dla ideologii religijnej. Ideologii która jest winna śmierci milionów osób. Chodzi o napiętnowanie twórców takiej muzyki. Ilu zabitych w imię religii jesteś w stanie tolerować by zacząć napiętnować tą muzykę i co najważniejsze apologetów ideologii dla potrzeb której została stworzona? No ilu? 5? 100? Bardzo proszę o konkretną liczbę!
        Kiedyś widziałem w TV pewnego młodego człowieka w koszulce z portretem Bacha. To okropne że publicznie pozwala się na promowanie tej ideologii. To jasne, że ten bachista nie ma moralnego prawa do krytykowania innych ateistycznych gatunków muzyki. Nie raz zdarzało się że muzyka Bacha towarzyszyła torturom czy nawet nazistom w obozach koncentracyjnych. Jednak jakoś przy tych zachwytach nad muzyką pewien naiwny ateista nie zająknął się nawet nad tym godnym ubolewania faktem. I to ma być prawdziwy ateista?

          1. No właśnie zaczadzenie nie ma nic wspólnego z racjonalizmem. To uleganie instynktom wbrew rozumowi, które pod niewinną przykrywką muzyki kończy się potem przemocą.
            Prawdziwy racjonalista słucha muzyki świadomie.

          2. Mam wrażenie, że Pan właśnie nie słucha muzyki świadomie. Chce Pan jak Stalin wykasować całą sztukę sakralną? Związaną ze wszystkimi religiami? Nie rozumie Pan, że Bach za sprawą swojego talentu wykroczył daleko poza treść literacką swoich dzieł?

          3. Wyraźnie brakuje panu Jackowi dystansu aby w sposób racjonalny ocenić pańskie maniakalne zauroczenie tą prymitywną muzyką. Ale to pewnie wynik braku poczucia estetyki muzycznej, bo na pewno nie poczucia humoru.

          1. Nie wiem czy wiesz ale Bach komponował też muzykę świecką: Koncerty suity partity i świeckie kantaty jak na przykład Wie schoen leuchtet der Morgenstern czyli jak pięknie świeci gwiazda poranna

          2. Dla wierzącego nic trudnego : – ) To też można interpretować religijnie. „Gwiazda zaranna” to określenie Maryi.

          3. gwiazda zaranna (albo jutrzenka) to także starotestamentowe określenie szatana, w łacińskiej Wulgacie przetłumaczone jako lucifer

  1. To już przesada. A gdyby jakiś artysta disco-polo zrobił teraz coming-out że jest ateistą to co? Czy to spowodowałoby że jego muzyka byłaby lepsza?

    1. : – ) No trochę humoru : – ) Przecież to nie jest katoportal, gdzie na poważnie rozważa się dylematy w stylu: „Czy katolik może iść kupić w piątek pasztetową”.

          1. Po jakości i bogactwie konstrukcji (to bogactwo może być też świadomym ograniczeniem środków, ale ŚWIADOMYM, a nie wypływającym z intelektualnej niemożności)

  2. Artykuł niestety słaby ..oceniam konwencje ( a jak osobnik spr. muzykalność narodu ?) Tytuł nie ima się treści…piszesz o inspiracjach Bacha, wiec dajże tytuł o Inspiracjach Bacha .. zresztą zdrowo myślący człowiek opowie sobie na poczekaniu, na tak zadane pytanie – każdy powinien słuchać Bacha, jeśli lubi oczywiście.
    Zebrał osobnik informacje jakie każde dziecko na I st. szkoły muzyki poznaje, jaki to ma sens. Proszę nie pisać informacji o Bachu w takiej czystej, znanej formie proszę o większe szaleństwo. Co by było gdyby religia nie istniała – Czy Bach by powstał, istniał w takiej formie i owocu treści.
    Proponuje napisać o Czajkowski – czy powinni go słuchać katolicy, bo podobno był gejem 🙂 (żart, ale znając katolików …to wielu by przestało go słuchać).
    Pozdrawiam.
    ( po prostu niczego nowego Pan nie napisał)

  3. Jako ateista słucham tego, co chcę i lubię słuchać. Ostatnio słuchałem „Bogurodzicy” w kilku różnych wykonaniach, ze śpiewem chóru żeńskiego włącznie. Uwielbiam ten utwór. Lubię też Chopina. Jeśli chodzi o Bacha, Haendla (i Mozarta) – cóż, gusta są różne, ale dla mnie to taki przysłowiowy Słowacki, co to wielkim poetą był. Kwestia upodobań. Ale niektórzy robią sprawę honoru i podział na „panów” i „chamów” z faktu, że ktoś lubi czy nie lubi tych kompozytorów, spotkałem się z takim podejściem i padały przy tym frazesy prawie jak z Gombrowicza („piękno”, „podniosłość”, i coś o matematyce było – frazesy, frazesy). Mnie oni nudzą i jeszcze są patetyczni, pretensjonalni w moim odczuciu. I coś jeszcze, czego nie umiem wyrazić słowami – może dlatego, że brak mi wykształcenia muzycznego i nie znam pojęć potrzebnych do opisu muzyki.
    P.S. Słowackiego też trochę lubię, nieważne czy był Wielkim.

      1. Piotr, może tak poza tematem.
        Piszę właśnie tekst na temat rzekomej lewicowości Hitlera i jeszcze kilku innych zagadnień, Jak skończę to przed publikacją, ci podeśle ten tekst. Rzuć okiem jako historyk jak możesz.

      2. Chopin jest także świetny! Wszyscy na coś chorowali tak BTW – h i b mieli poważne problemy z oczami przed śmiercią, a m umarł przedwcześnie. Wszyscy mogliby jeszcze pożyć – to by dopiero było! Ile jeszcze wspaniałej muzyki 🙂 Ale dobre i to, co jest!

        1. Ale ja nie chciałem się o gusta muzyczne i ulubionych kompozytorów napier… ech, z panem Napierałą sprzeczać 😉 Chopin to kompozytor, który mnie zachęcił do muzyki poważnej. I jest cały czas moim ulubionym. Jutro sobie włączę na cały regulator tego gruźlika!

          1. Nie twierdzę że Chopin nie ma fanów bo ma ale faktem jest też to że w Polsce jest raczej obowiązek lubienia Chopina bo Polak… Innych takich obowiązków nie ma. Powiesz ze nie lubisz wieniawskiego to nikt się urażony nie poczuje natomiast z Chopinem jak ze slowackim w Ferdydurke. Jak to nie zachwyca galkiewicza skoro tyle razy tłumaczyłem galkiewiczowi ze go zachwyca… : )

    1. (cytat) Jako ateista słucham tego, co chcę i lubię słuchać. (koniec cytatu)

      Otóż to. Muzyka najsilniej ze wszystkich rodzajów sztuki oddziałuje na emocje. I taka jest chyba jej rola. Dawna muzyka jest często religijna, bo takie były realia epoki. Czy dzisiaj też jest odczytywana religijnie? Ilu słuchaczy rozumie tekst rekwiem?

  4. Bach to IMO genialna muzyka. A kwestia jest ta sama – czy należałoby słuchać muzyki homo neanderthals (jeżeli taka odziedziczylibyśmy) powstałej na kulcie szamańskim ? Chcemy czy nie, jesteśmy przyszłością tego gatunku i jeszcze nie tak dawno temu musielibyśmy się komunikować w konspiracji. Odcinanie się od tego, skąd pochodzimy to zaprzeczanie własnej historiii.

  5. No to was teraz zaskoczę. Bardzo lubię muzykę z filmu Pasja, Mela Gibsona, Mam nawet oryginalną cd z tą ścieżką! Jest mroczna, ma swój klimat, jest masywna- jeden z najlepszych soundtracków jaki słyszałem!

    1. Film słaby, muzyka ciekawa. Zresztą współtworzyli ją znakomici artyści. Polecam też muzykę do „Ostatniego Kuszenia Chrystusa” Scorsese, gdzie śpiewa Nusrat Fateh Ali Khan, gra na duduku Djivan Gasparjan, na tabli Zakir Hussain, na indyjskich skrzypcach Shankar etc. Znakomici muzycy klasyczni z Indii, Pakistanu, Armenii etc.

      1. Znaczy film jest religijny- czyli nie nasza bajka. Ale muzyka z Pasji bardzo mi się podoba. Nie tylko ze względu na kompozycję, klimat, ale także ze względu na realizację, użyte brzmienia, sounddesign itd. To jest po prostu kawał dobrej roboty.

        1. Natomiast jeśli chodzi o moich ulubionych kompozytorów filmowych, to zdecydowanie zmarły James Horner. Lubię też Zimmera za Gladiatora.

      2. „Gladiator”? film fajny, muzyka do bani, takie pustynne zawodzenia, do niedawno wszędzie tego crapu było pełno… Prawdziwymi geniuszami muzyki filmowej są John Williams, Jerry Goldsmith, Maurice Jarre, Michael Nyman. Z naszych niezły jest czasem Satanowski, choć bywa, że wpada w monotonnię jak Zimmer.

  6. „Czy ateista powinien słuchać Bacha?” – może lepiej nie, bo jeszcze się nawróci…
    🙂
    Trudno zaprzeczyć, że religia – cokolwiek o niej nie myśleć – ma wielką siłę inspirującą dla artystów.
    Myślę, że ciekawa byłaby taka analiza n/t siły rozmaitych źródeł inspiracji dla twórców.
    Czy ateizm lub racjonalizm ma taką siłę natchnienia?
    Ateistami byli ponoć Frederic Delius i Camil Saint Saens, których bardzo lubię, ale Bach wydaje się w porównaniu z nimi bardzo racjonalny, a nawet matematyczny.
    .
    Inne pytanie, to czy trzeba być wyznawcą, aby tworzyć dobrą religijną muzykę? („dobrą” z punktu widzenia celów jakim ma służyć).
    Ateistą był np. Leos Janacek ale jego twórczość obejmuje dzieła religijne (w tym mszę). Ale jego twórczości akurat nie znam.

    1. Msza Głagolicka Janacka – świetny utwór. Ten kompozytor miał bardzo niezwykły język muzyczny, dla niektórych jest prekursorem minimalizmu, choć oczywiście jest bogatszy w swoich kompozycjach. W Mszy Głagolickiej ten zupełnie nowatorski język dochodzi mocno do głosu. Oczywiście nie trzeba być wyznawcą, aby stworzyć utwór religijny. Muzyka to także uczucia, a one są uniwersalne.

  7. Rzeczywiście, Chopina też „wypada” lubić, a nawet kochać. Z innych powodów, niż Bacha. Kto wie, może w Polsce bardziej Chopina wypada kochać.
    Ale ja go uwielbiam bez względu na te „ferdydurkowe” nakazy i powinności. Pewnie tak, jak pan Napierała lubi Bacha i Haendla.
    I to jest ważne – żeby poznawać muzykę, korzystać z bogactwa jej historii i wybierać to, co nam odpowiada. Często do bardziej złożonej muzyki trzeba się przekonać, co jest możliwe po pewnym osłuchaniu się, być może po zapoznaniu się z czymś prostszym, bardziej popularnym.
    Rozwijanie gustu to też jest edukacja muzyczna, to są nabyte kompetencje.
    Ale nic na siłę – chyba nigdy nie przekonam się do jazzu, nie mam ochoty na to.
    A Bacha nie skreślam, choć wolę Chopina i… doom metal.

    1. Nie trzeba być patriotą i Polakiem, aby uwielbiać Chopina. To po prostu był jeden z największych europejskich kompozytorów, choć oczywiście można woleć innych wielkich. Ale nie można uważać, że Chopin jest słaby, bo to nieprawda. Jest dobry. A czy się woli go od Szuberta i Liszta, czy odwrotnie – to już kwestia gustu.

      1. mozna uważać, że jest słaby. Choćby dlatego, że to niemal wyłącznie pianista-wirtuoz. Nawet jesgo dwa koncerty praktycznie nie dają się wykazać niczemu poza sekcją pianina. SŁabizna przy Schumannie, Wagnerze, Brahmsie, Czajkowskim, którzy myśleli i planowali na całą orkiestrę. Nie można jedynie pisać, że Chopin to słaby kompozytor, bo był bardzo sprawny technicznie, ale jego monotematyczność nie pozwala go uznać za wyżej niż miejsce bo ja wiem 17 lub 18 . Mój ranking wszechstronności=inwencji byłby: Bach, Mozart, Beethoven, Haendel, Wagner, Rameau, Mahler, Brahms itd. Chopin jest znany w świecie nie jako jednen z naj w ogóle, lecz jeden z naj na fortepian. I dobrze o tym Jacku wiesz, nie karm polskiego nacjonalizmu muzycznego. A Schubert i List bo tak się powinno ich pisać – to też monotematycy; fortepian/pieśni (inne utwory S sa dośc słabe) i fortepian (List jest dość nudny, na klawisze Chopin jest lepszy to pewne). To naprawdę da się zmierzyć jacku, nie wszystko jest tylko gustem…

        1. No jak Liszt to tylko fortepian? – poematy symfoniczne, oratoria, dzieła organowe, kameralistyka… Pisałem, dawałem przykłady. Oczywiście szczyty na liście kompozytorów nie mogą się obyć bez Monteverdiego, Palestriny, Orlanda di Lasso, de Machaut, etc. Szubert to też mnóstwo muzyki chóralnej w różnych konfiguracjach, świetna kameralistyka, symfonie.

          1. Wiadomo wiadomo jeszcze Heinrich Schutz, Lully, Purcell, itd. Czemu polszczysz nazwiska zapisywane alfabetem łacińskim? SCHUBERT i FERENC LIST (czyta się Liszt) to nie cyrylica by wymyślać fonicznie czajkowskiego czy Tchaikovske’go… Zresztą „SZOPEN” też nigdy nie istniał podobnie jak JAN SEBASTIAN B. Chopin i Johann, okay?

          2. Liszt pisze się „Liszt” czyta się „List”. Oczywiście nazwiska kompozytorów można polszczyć, na przykład Francuzi niemal zawsze romanizują pisownię, Włosi italianizują. Istnienie przyjętej formy narodowego zapisu danego zagranicznego artysty świadczy o jego zakorzenieniu w danej kulturze. Podobnie jest z miastami – we francuskim jest „Varsovie”, a nie ma „Wratislavie”. Tym gorzej dla mojego miasta… Szubert jest popularny, Mozarta nie trzeba zmieniać, najwyżej ktoś go wymówi przez „z” a nie „c” (jak zawsze Francuzi 😉 ). Ja zwykle nie spalszczam nazwisk kompozytorów, ale jak mi się zdarzy, jest to poprawne. Natomiast „List” to jest spolszczenie oryginalnej pisowni „Liszt”, nie przyjęte jeszcze w polskim.

          3. miasta to zupełnie inna sprawa. Nawet nie wiadomo jak wiele z nich się nazywało oryginalnie. Natomiast osoby urodziły się w pewnym miejsu i czasie pod pewnym nazwiskiem. Mnie dziwi nawet „Cyceron” bo gość się zwał Cicero, dodanie n powoduje że gość znaczyna brzmieć jak Grek, których C. nie lubił, więc uszanujmy że się nazywa Cicero. osobiście polszczę tylko wladców, bo James Pierwszy dziwnie brzmi, choć na pewno lepiej by sie odroznialo. Na przykład Brytyjczycy piszą Louis XIV a nie Lewis XIV, my też moglibysmy przestac mylic Karola VI cesarza zmarlego w 1740 z sredniowiecznym francuskim karolem VI gdyby jeden byl Karl a drugi Charles VI. Poza tym wstyd mi za polska edukacje jak student nie wie kto to jest Montesquieu albo Christoforo Colombo… Franzuzi to też mistrzowie przeinaczeń nie mówię, że to tylko polska wada, to także wada francuska. Liszta należy zatem pisać Liszt i koniec. zmieniania imion i nazwisk to jak pozbawiania człowieka jego kontekstu kulturowego. Wiem, że piractwo na tym polu jest powszechne, ale nie nazywajmy tego piractwa prawem…

          4. W sumie się zgadzam, najczęściej używam oryginalnych imion i nazwisk. Oddanie kontekstu jest istotne.

    2. Gust to jedno, a inwencja muzyczna to drugie. Ja wolę o niebo słuchać Joplina niż Chopina, bo klawisze ale jakoś bez gruźlicy : ) ale nie łudzę się, że J jest lepszy od Ch. artystycznie bo nie jest. Tak samo jak jasne jest to, że Bach czy Haendel czy Beethoven są o niebo wszechstronniejsi niż Chopin, którego muza jest niezła artystycznie i technicznie, ale tylko fortepian i fortepian, żadnych oper, oratoriów, kwartetów skrzypcowych, tylko dwa koncerty gdzie poza sekcją pianisty niewiele się dzieje, itd…

      1. Wydaje mi się, że ilość form muzycznych i instrumentacji podjętych przez kompozytora nie jest koronnym argumentem na geniusz jego talentu. Wiele miernot pisało i symfonie i opery i oratoria i pieśni i byli słabi. Palestrina też komponował głównie na chór i był świetny. Bach, Liszt, Schubert, Schumann w zasadzie nie komponowali oper (dwaj ostatni podjęli nieudane próby w tym zakresie, choć nie takie złe). I co z tego? Wagner komponował z kolei głównie opery, co nie umniejsza jego wielkości, choć oczywiście utrudnia zapoznanie się z jego muzyką na żywo (wystawienie opery Wagnera jest trudniejsze od zorganizowania recitalu fortepianowego, czy koncertu symfonicznego). Nota bene najbardziej zbliżony do Wagnera język muzyczny miał Liszt (po polsku czytamy „List”) – jeśli chodzi o podejmowane przez nich formy muzyczne, to Liszt nie ma w dorobku swym żadnych oper, a ma wszystko inne, Wagner zaś odwrotnie. Dodam, że ani Liszt nie naśladował Wagnera, ani Wagner Liszta. Wzajemnie się inspirowali i wzajemnie tworzyli bardzo ciekawy język muzyczny późnego romantyzmu, który żyje do dziś. Podejmowali go dodekafoniści, a także na zasadzie swego rodzaju „antyformy”, na zasadzie twórczości wyrastającej z protestu wobec języka Wagner – Liszt, podejmowali go Debussy i Richard Strauss.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *