Czy warto czytać książki? Jacek Tabisz

 

Niedawno pojawiła się na Facebooku akcja "na nowy rok przeczytam 52 książki". W związku z tym mam kilka pytań. Może lepsza byłaby akcja – przeczytam 30 książek, zwiedzę 15 muzeów i będę na 30 koncertach? Czy czytanie książek samo w sobie jest dobre? Czy istnieje pułap jakości lektury, poniżej którego jednak lepiej pójść na spacer? Czy słuchanie audiobooków jest lekturą i czy nie jest dobrą drogą do pogodzenia czytelnictwa z jazdą na rowerze lub bieganiem? Czy czytając dużo stajemy się coraz bardziej wyrafinowanymi czytelnikami, czy też, jak Don Kichote, pozostajemy przy swych romansach rycerskich i koniec końców wybieramy się na walki z wiatrakami, jak opisał to pięknie Cervantes. 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

  1. Tylko po co do muzueum? Muzea to jedna z dziwaczniejszych form spędzania czasu do której niektórzy przywiązują jakieś wyższe wartości. Patrzeniu się na jakieś rzeczy trudno przypisać wielką wartość poznawczą. Można to rozciągnąć na tzw zwiedzanie czyli potocznie patrzenie się na stare kamienie. Zaspokaja to może potrzebę elitarności wynikającą z postrzegania podróży jako rozrywki dostępnej dla nielicznych. 

    Oto obrazek z pewnego muzeum:

  2. Warto czytać,choćby dla ciekawych paraleli literackich z życiem  .Ilekroć np: podczytuje dyskusje na forum Racjanalista.tv i rozmowy pomiędzy Panami Tabiszem ,Korgą i Panią Szaniawską z jednej strony a Panami Vernonem Roche ,Bębenkiem i Panią Alą Wilk , przed oczami staje mnie jak żywy "Kongres futurologiczny" Stanisława Lema.Twórczość pierwszej wymienionej trójki kojarzy mnie się explicite z właściwościami pewnych fikcyjnych związków chemicznych wymyślonych przez S.Lema a nazwanych w książce "ocykanami". Treści prezentowane przez drugą wymienioną grupę to inne fikcyjne chemikalia a mianowicie "maskony" .Osobiście bardzo mnie bawi to zestawienie. 😉 Pozdrawiam 🙂

  3. Dość istotny temat Pan poruszył. Pomijając to, że jakieś 99% literatury opanowali lewacy, to istnieje jeszcze inny problem. Otóż szczególnie kobiety, czytają niemal wyłącznie melodramaty, powieści obyczajowe, harlequiny, fantasy i tego typu rzeczy. Mam konto na portalu książkowym i co nieco o tym wiem. Przytłaczająca większośc kobiet potrafi mieć w swojej bibliotece np. 500 przeczytanych książek. Tak na oko jakies 498 z tych książek to książki takie jak napisałem wyżej. A jak sie znajdzie coś poważniejszego w ich lekturach to często ma słabą note, a w recenzji np: "spieprzyła mi nastrój". Takie sa właśnie kobiety. Co więcej, na półce "Chcę przeczytać" ma kolejne 100 czy nawet więcej następnych powieści miłosnych. Nie mam nic przeciwko tego typu książkom, o ale jednak wymagam pewnej większej równowagi w lekturach. Później taka osoba ma zniekształcony obraz rzeczywistości – i np. może być za przyjmowaniem uchodźców, bo się naczytała, że trzeba się litować nad ludźmi ponad wszystko.

    1. Równowaga w lekturach to bardzo ważna sprawa. Ja akurat poznałem trochę wytrawnych Czytelniczek. Możliwe, że u kobiet szkodzi czytelnictwu niechęć do historii (w naukowym znaczeniu), zaś u mężczyzn niechęć do nastrojowości. Lewicowe przerysowanie sztuki najmocniej widoczne jest moim zdaniem w teatrze

  4. Woody Allen powiedział kiedyś: "Wziąłem kurs szybkiego czytania, zdołałem przeczytać "Wojnę i pokój" w dwadzieścia minut. To było o Rosji". Mnie się podoba podejście Prof. Bralczyka, który mówi, że lubi wracać ciągle do tych samych lektur, to jest właśnie umiejętność "delektowania się" tym, co się czyta. Ale wszystko to prawda: zależy co kto czyta, zależy czy książka rozwija, czy ogłupia, no i ważne, aby to jakoś równoważyć z innymi sferami życia. Poza tym czytanie nie powinno się ograniczać do samego czytania. Dobrze jest mieć kogoś, z kim możnaby było "obgadać" to, co się przeczytało. Niektóre biblioteki na przykład organizują takie kółka pogawędek. Dobrze jest UMIEĆ rozmawiać o literaturze, dobrze jest UMIEĆ coś wynieść z lektury książki. Istnieją też przecież fora internetowe temu poświęcone, szkoda tylko, że na ogół przypominają bardziej spisy bibliograficzne ulubionych książek, niż rzeczywiste dyskusje o literaturze. Ważne również, żeby samemu starać się pisać, czyli nie zajmować się literaturą w sposób wyłącznie bierny; Kultywować sztukę cytatu (znów Bralczyk), uczyć się na pamięć ulubionych wierszy. 
    Jedna książka tygodniowo to nie tak znowu dużo, są takie mole, co połykają jedną dziennie. Ale podobne "chalanges" mają w sobie coś zabawnego: czytać się powinno dla przyjemności, albo co najmniej z "głębokiego przekonania", a nie w ramach konkursu. Inna sprawa, to zanikający zwyczaj czytania głośnego: dużo bardziej atrakcyjne wydaje mi się wspólne wieczorne czytanie książki, niż wspólne ślęczenie przed telewizorem. Świetnym projektem była kiedyś ta akcja "Cała Polska czyta dzieciom: czytaj dziecku 20minut dziennie. Codziennie." No i warto czytać nie tylko w ojczystym języku, warto znać jakieś obce. 
    Bawi mnie ta dziwna gburowatość niektórych moli książkowych, których się nie da oderwać od książki, żeby zamienić parę słów. I w ogóle ta niechęć ludzi czytających, do tego, żeby rozmawiać o treści, czy przesłaniu książki. Panuje jakieś dziwne tabu nie rozmawiania o literaturze. Czasem chciałbym w danej rozmowie zacytować jakiegoś autora, bo akurat taki cytat uważam za dobry argument w dyskusji, albo wydaje mi się ciekawy z estetycznego punktu widzenia (bo akurat świetnie się nadaje, żeby go wpleść w wypowiedź, jako ozdobnik), ale tu: wielki sprzeciw i zażenowanie.
     

    1. Dziękuję za ciekawy komentarz. W dużej mierze zgadzam się z powyższymi uwagami. Jeśli chodzi o czytanie książki dziennie, to oczywiście można, ale właśnie kiedy zostaje czas na przemyślenie tego, co się przeczytało i na rozmowy o tym z innymi czytelnikami? Miewałem w swoim życiu okresy bardzo intensywnego czytelnictwa, lecz moje ówczesne lektury zatarły się przez to w jedną papkę. Może nie każdy tak ma, pewnie nie, ale nie sądzę, abym był z drugiej strony jedynym tak reagującym na czytelnicze obżarstwo. Czytanie dzieciom to świetna sprawa, oczywiście pod warunkiem, że gdy dzieci już nie są niemowlętami wybiera im się dobre książki. Wtedy szybko same zaczynają czytać, nie mogąc się doczekać dalszego ciągu, jak każdy normalny czytelnik. 

  5. A mnie szczególnei zapadła w pamięć analiza i rada Fromma z ksiązki pt. Mieć czy być. Wrożnił on czytanie w "modi posiadania" (zaliczenie lektury) i w "modi istnienia" – czytanie głębokie, w krytycznym dialogu z autorem, otwarte na mozliwosc przemiany wewnętrznej itp. W ten sposob na pewno nie da sie przeczytać 52 ksiazek rocznie. Moze lepiej 12, ale wlasnie tak 🙂  (Do paru innych można zajrzeć albi i połknąć dla zabawy).

    1. No chyba, że zaczytamy się w powieści wielotomowej i każdy tom traktujemy w rankingu lektur jako odrębną książkę 😉 Oczywiście żartuję, Fromm miał wiele racji, choć można sobie wyobrazić taki okres czasu, że człowiek tylko czyta i myśli i czyta, na przykład zimując w bazie na Anktartydzie czy coś w tym stylu… 

      1. W literaturze jest mnóstwo przykładów takiego "zimowania": Robinson Crusoe (tyle że on cały czas czyta jedną książkę – Biblię – i pisze pamiętnik), Crooks z opowiadania "Myszy i ludzie" Steinbecka, który swych książek nienawidzi, a czyta, bo jest samotny; Werter, który czyta jak mu nastrój każe (moda na moli książkowych szczególne natężenie miała właśnie w epoce romantyzmu); Sienkiewiczowski "Latarnik" zapomina się w lekturze Mickiewicza, doprowadzając do robicia się statku. Pisarze też (albo w szczególności) miewają taką manię czytania, co – biorąc pod uwagę charakter "pracy zawodowej" – nie dziwi: mówi się o tzw. nerwicy literackiej: jeana paula sartre'a (w biografizującej powieści "Słowa" autor pisał o swoim zezie i pogarszającym się wzroku jako o rezultatach chronicznej manii czytania i pisania);  Gustawa Flaubert'a (ten bardzo dużo czasu poświęcał na ułożenie jednej strony tekstu i bardzo narzekał, że nie ma z kim rozmawiać o literaturze); Edwarda Stachury, który z kolei dużo pisał (co ktoś określił brzydkim terminem "życiopisanie"); no i oczywiście Freud na kokainie (pisał); a najlepszy Gombrowicz, bo on czytał dużo i pisał, że wcale nie lubi. Dużo czytają też studenci literaturoznawstwa oraz wydawcy. Jeden z nich (wydawców) żalił się kiedyś, że choć zmuszony jest robić to co lubi, ale większość powieści przez niego czytanych to z konieczności bestsellery i chłam nadsyłanych maszynopisów. 

  6. Przypomniała mi się pewna historia związana z Bimbrem [Bimber to postać z filmu Tyma pt. "Rozmowy przy wycinaniu lasu", zagrana przez Gajos], w której ów Bimber od pewnego czasu nie pije alkoholu ale za to sporo czyta. Praktycznie co scena to przewraca kartami. I okazało się, że jest taki konkurs, że jak kto przeczyta 200 książek to może wygrać piłkę do futbolu, zdjęcie artysty z napisem że dla niego albo wycieczkę w obie strony. Konkurs okazał się bardzo trudny, bo w bibliotece wszystkiego mieli 47 pozycji i dlatego Bimber czytał wszystko po kilka razy.

  7. Czytanie jako czynność samo w sobie ma sporą wartość – niezależnie od wartości literackiej i gatunku czytanej pozycji – z tego powodu, że uruchamie inne procesy w mózgu i ćwiczy w innym rodzaju percepcji, innym rodzaju skupienia.
    Dlatego nie zżymałbym sie aż tak bardzo, że ktoś czyta mało wartościowe rzeczy, bo to i tak jest lepsze, niż gdyby ta osoba nie czytała wcale. Nawet gdyby czytanie całkowicie zastąpiła dobrym filmem czy choćby mądrym videoblogiem.

    1. Pamiętam, że kiedy byłem młodszy i czytałem niezbyt głębokie rzeczy, byłem też bardziej kreatywny literacko. Lektura wybitnych, przenikliwych autorów po prostu mnie do pisania zniechęciła, bo odkryłem, że najprawdopodobniej "wszystko już było", a jeśli nawet nie było, to i tak nie mogę mieć pewności (wszystkich książek nie przeczytam). 

  8. @off topic

    W międzyczasie na standardowe znęcanie się nad moją skromną osobą zaaranżowano w ramach zemsty mój związek z pewną prostytutką(nazwijmy ją roboczo panią M) .Wtedy oczywiście nie wiedziałem jeszcze w jaki sposób owa pani dorabia do swojej pracy (pracy dość kontrowersyjnej dodajmy, nie bardziej jednak jak się zdaje niż prostytucja ) Po kilku tygodniach znajomości owa pani zaczęła ni stąd ni zowąd sugerować mnie iż związek z nią jest tylko tymczasowy gdyż tak naprawdę widzi mnie ona w innym związku „z kobietą którą już kiedyś znałem ale nam nie wyszło ” po czym następował opis owej pani aby nie zostawić zbyt wielu wątpliwości co do jej personaliów (tę panią nazwijmy dla odmiany „I”) Owszem, byłem zaskoczony .Zdarzyło się wam kiedyś coś takiego ? Wynajął ktoś dla was prostytutkę aby umilić wam trochę życie pomiędzy przebijaniem opon w waszym rowerze lżeniem na forach internetowych ,nasyłaniem na was ludzi sugerujących iż chorujecie na raka itp itd? To materiał na co najmniej drugorzędny thriller klasy C ,przyznam jednak że nie byłem zachwycony tym przymusowym angażem . Właściwie to chyba całkiem inaczej wyobrażałem sobie własne życie, trudno mi w sumie wyobrazić sobie kogoś ,kto odczuwał by to inaczej ,może jednak się mylę ? Może właściwą reakcją winna być wdzięczność za takie dość niespotykane w codziennym życiu wyróżnienie ? Generalnie już wtedy powinienem zakończyć tamtą znajomość automatycznie ,kilkutygodniowa zwłoka jakiej się niestety dopuściłem oraz brak reakcji na sugestie odnośnie ” kobiety którą już kiedyś znałem ale nam nie wyszło ” skutkował innym specjalnymi atrakcjami .
    Do jednych z owych atrakcji należały między innymi opis schadzki ” z pewnym panem po pracy, jakim mnie uraczyła (ze szczegółami ) pani „M” i który to ów pan za seks z „M” zaproponował jej 2000 zł. Na co ona ochoczo przystała gdyż zbierała wtedy (jak twierdziła) pieniądze na płytki do łazienki swojego świeżo zakupionego mieszkania .Widząc moją niewesołą reakcje na te nowiny zaczęła przebąkiwać coś o „sprawiedliwości, zemście” oraz moim „braku rozsądku” w kwestii pani „I” z czego jak twierdziła biorą się moje „kłopoty” Wrodzonego braku rozsądku starczyło mnie na szczęście na tyle aby szybko ewakuować się z tej znajomości . Mimo iż cała ta sytuacja miała wywołać we mnie jakieś tam cierpienie ,nie żywię nienawiści do pani „M” została ona potraktowana jak zwykłe narzędzie ,z pewnego punktu widzenia i perspektywy raczej dla niej samej osobiście niedostępnej także i ona jest ofiarą tej historii. Bydle… pardon panią „I” pozostawię bez komentarza .​

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *