Do zwolenników Trzaskowskiego

 

Mimo, że od ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich minęło już trochę czasu, nadal widzę w internecie artykuły i komentarze zwolenników Rafała Trzaskowskiego, doszukujących się winnych jego porażki wszędzie, tylko nie w nim i jego formacji. Czasem cicho spomiędzy zdań takich wywodów wyłania się nawet oczekiwanie, że w  następnych wyborach wszystkie inne ugrupowania, tak jak i wszyscy wyborcy – zrzekną się własnych celów, by tylko dać władzę dla Platformy Obywatelskiej. Ten artykuł kieruje więc do wyborców Trzaskowskiego, myślących w taki właśnie sposób.

 

Zwolennicy Rafała Trzaskowskiego za jego porażkę obwiniają stale innych kandydatów, ich formacje polityczne, a nawet wyborców, którzy ich popierali w pierwszej turze. Winą ma być to, że Robert Biedroń, Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz, nie zachęcali dostatecznie do głosowania na Trzaskowskiego, że trwali przy jakichś swoich politycznych celach – zamiast uznać za najważniejszy cel zwycięstwo kandydata PO. Taka argumentacja jednak nie dowodzi w żaden sposób winy tych ludzi. Przeciwnie – potwierdza, że winna jest sama PO.

Główna rzecz, której nie rozumieją tu zwolennicy Trzaskowskiego, to fakt, że inni kandydaci, ugrupowania które reprezentują, a także wyborcy którzy ich popierają – mają własne interesy. Ich interesem nie jest zaś i nie musi być powrót do władzy PO. Różni ludzie mają różne potrzeby. Mogą oczekiwać pracy, przywilejów socjalnych, albo  niższych podatków. Mogą chcieć by państwo było oddzielone od Kościoła, mogą domagać się walki z dyskryminacją, mogą czekać na tanie mieszkania, poprawę systemu opieki zdrowotnej, albo uproszenie procedur związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej. Oczekiwania wobec polityków są różne. Trzaskowski nie jest jednak kojarzony z postulatami dotyczącymi tego rodzaju zagadnień – a rzucenie kilkoma hasłami na wiecu, to za mało. Ludzie chcą zmian, a PO zbyt wiele razy już zapowiedziała i pokazała – że nie chce "rewolucji", tylko żeby "przywrócić to co było".

Stała retoryka wyborcza Trzaskowskiego – jak i obecnie całej PO – ogranicza się do tego, że "trzeba odsunąć od władzy PiS". Tyle, że inne ugrupowania, nie dość że też mogą odsuwać PiS od władzy, to jeszcze mają własne postulaty zmian – których PO nie poprze. Po co więc inni kandydaci mieliby wysilać się dla zwycięstwa PO – skoro PO nie będzie realizować ich postulatów? Zwłaszcza, że traciliby wtedy własny atrybut politycznej alternatywy dla PO? Czy wy – zwolennicy Trzaskowskiego, poszlibyście do jakiejś wyczerpującej pracy fizycznej – z której nic byście nie mieli – po to tylko, by utrzymywać waszego sąsiada? Bo tego waśnie oczekujecie od innych kandydatów!

To skrajne zafiksowanie się na Trzaskowskim, połączone z oderwaniem od rzeczywistości jest skutkiem retoryki wyborczej PO i jednym z powodów jej porażki. Ludzie stojący na czele tej partii, zamiast ogarnąć się, powrócić do świata rzeczywistego, zdyscyplinować swoją formację – i tym samym zacząć ją ratować – łapią się desperackich prób wyciśnięcia z niej jakiegoś zysku. Retoryka wyborcza PO sprowadzona została więc wyłącznie do straszenia rządami PiS oraz żerowania na kompleksach wyborców. Zamiast zaoferować jakieś zmiany, PO zaczęła krzewić przeświadczenie, że na PiS głosują tylko ludzie głupi, niewykształceni, ogłupieni przez TVP, którym nie chce się pracować – a wolą tylko żyć z przywilejów socjalnych. Dzięki takiemu zabiegowi, każdy kto ma kompleksy, a chce się poczuć wykształconym, inteligentnym i nowoczesnym  – ma motywację by popierać PO. Nikt w PO najwyraźniej nie rozumie, że taka narracja nie tylko nie zrekompensuje braku oferty politycznej, ale i poniża potencjalnych wyborców oraz zachęca do ich obrażania – co tylko wzmocni ich motywację do głosowania przeciwko PO, a dokładnie na największego jej przeciwnika – czyli PiS.

Forsowane są przy tym sugestie, że tylko powrót do władzy PO ma przywrócić w Polsce demokrację – choć Polska zawsze była tylko demokratoidem, a ludzie stojący na czele tej partii okazują się być w praktyce nie prodemokratami, a prooligarchami. W ten sposób pojęcia takie jak "liberalizm", "wolności obywatelskie" i "demokracja" zaczynają być kojarzone z bezideowością, walką o prywatne korzyści polityków i dyskredytowaniem każdego, kto nie przyklaskuje bezmyślnie wyznaczonym politykom. Politycy stojący na czele PO dopuścili się więc swoistego sabotażu na wizerunku ogólnie pojętej opcji liberalnej, demokratycznej – obniżając wiarygodność innych ugrupowań opozycyjnych. Tym bardziej absurdalne więc jest lamentowanie, że te inne formacje nie stawiają sobie za główny cel, powrotu PO do władzy.

Wy – wyborcy Rafała Trzaskowskiego, nie powinniście mieć więc pretensji do Biedronia,  Hołowni i Kosiniaka-Kamysza. Nie powinniście mieć też pretensji do ich ugrupowań oraz wyborców, którzy tych kandydatów poparli w pierwszej turze. Pretensję miejcie wyłącznie do PO – że nie dość iż nie potrafi przekonać dostatecznej ilości obywateli, to jeszcze przyczynia się do pogłębiania konfliktów społecznych (gorliwi wyborcy PO stali się tak samo agresywni, jak zaciekli zwolennicy PiS) oraz wzmacniania siły PiS – na skutek poniżającego piętnowania wszystkich, którzy z jakichś powodów zagłosowali na Dudę. Zresztą – gdyby Rafał Trzaskowski rzeczywiście był tak dobry, jak opisujecie, to nie potrzebowałby wsparcia innych partii i wygrałby sam, bez niczyjej pomocy. Teraz zaś, nie dość, że PO poniosła porażkę, to na skutek omawianej tu retoryki, może zapisać się w pamięci wielu Polaków jako partia focha i obwiniania innych o własną nieudolność.

 

Krzysztof Serafiński

Fot. European People's Party (CC BY 2.0).

 

 

 

 

 

O autorze wpisu:

  1. Obawiam się, że autor nie zrozumiał o co toczyła się gra w tych wyborach. A toczyła się o kwestie fundamentalne jakimi są: przestrzganie zapisów konstytucji, praworządność, ustrój państwa oparty na trójpodziale władzy (niezawisłość sędziów), wartości liberalnej demokracji (jak np. wolność mediów). Rolą prezydenta w naszym ustroju nie jest rządzenie i wchodzenie w kompetencje rządu, ale – przede wszystkim – pilnowanie przestrzegania reguł gry demokratycznego państwa prawa (przede wszystkim konstytucji). Mając zatem na uwadze te priorytety (które powinny być priorytetami wszystkich partii, które chcą mieć szanse w przyszłości na wygranie wyborów i rządzenie), nie było najistotniejsze, kto wygrałby z Dudą, tylko by wygrał ktoś, kto powstrzyma demolowanie fundamentów, na których oparte jest demokratyczne państwo, bo tylko one gwarantują w przyszłości równą walkę między partiami i ewentualną zmianę władzy w sposób cywilizowany. Wydawało mi się, że kandydaci tacy jak Hołownia, Kosiniak-Kamysz i Biedroń rozumieją i podzielają te priorytety i na ostatnim etapie (druga tura) staną na wysokości zadania i rację stanu, którą jest obrona praworządności, potraktują jako wartość nadrzędną (to co ich dzieli, powinni w tej sytuacji zostawić sobie na wybory parlamentarne).

  2. Tak Pawle masz absolutną rację. Gra toczyła się o Polskę i praworządność o jej wizerunek. To były wybory prezydenckie, nie parlamentarne. Teraz oczywiście jak to się mówi "po ptokach". Mamy Dudę i coraz częściej ludzie będą tego żałować, mam taką nadzieję. Najwększym zaskoczeniem in minus w ostateczności okazał się dla mnie Kosiniak Kamysz, który obecnie uśmiecha się do PiSu. Wiedział doskonale, że nie ma większych szans na zwycięstwo, ale szedł do przodu i obrażał kandydatkę opozycji. Mam także żal właśnie do Biedronia i Hołowni. Pierwszy sądził, że jest liderem lewicy, a okazał się jej problemem, drugi czuł się jak pan i władca tych wyborów nawet gdy przegrał był w rozkroku, żądając audiencji i zgód kandydatów na jego warunki.

  3. Ten artykuł pokazuje, ze PiS ma realną szanse byc przy władzy jeszcze co najmniej 7 lat. Po prawej stronie wystarczy ze PiS postraszy nie-ludzmi z lgbt czy genderem i wszystkie prawicowe czy religijne czubki głosują na kandydata PiS. Niestety po lewej stronie tak nie działa, lewa strona cały czas ma syndrom partii razem, manie wielkosci w przyszłosci, wiekszą niz prawicowe czubki. Ale pomarzyc, ze Biedron bedzie prezydentem kazdy moze. 

     

  4. Autor wyznaje political fiction.

    Ja wyznaję political reality.

    Tylko PO – KO jest siłą zdolną w jakikolwiek sposób ujarzmic PiS.

    Interesy partyjek mnie nie interesują gdy w grę wchodzi racja stanu Polski i jej miejsca w Europie itd.

    Partyjniactwo panów: Kamysza, Hołowni i Bosaka tylko pomaga PiSowi bo rozbijają opozycję.

    Ludzie w Polsce – niestety! – nie interesują się polityką więc widzą tylko PO i PiS, reszta nie istnieje.

    I jerzeli chcemy być realistami musimy się jakoś do tego dostosować.

    Dlatego jedyną realną – choć niestety słaba – alternatywą dla obecnego nierządu jest PO.

    Wielka szkoda to fakt.

    1. Fikcja to wodzenie ludzi za nos, że PO jeszcze kiedyś odciągnie PiS od władzy. Teraz to dla nich już tylko walka o to by choć na jeszcze kadencję dorwać się do koryta. Jak KO ujarzmia PiS widzimy od 5 lat. 

    2. Przez ostatnie 5 lat po tak ujarzmia PiS, że ponosi kolejne sromotne klęski. Fikcję to sprzedaje wam PO mówiąc, że kiedyś pokona całkowicie PiS. Ludzie pamiętają ich rzady i do swojej dawnej siły PO nigdy nie wróci. 

      1. Przez ostatnie 5 lat Lewica, PSL i Konfederacja tak ujarzmiaja PiS że mają mniej od PO…

        Trzrba stawiać albo na PO albo na zjednoczoną demokratyczną opozycję – wtedy jest szansa pozbyć sie PiSu.

        Trzaskowskiemu prawie się to udało!

  5. Pełna zgoda . W PO jest niewiele pozytywnych postaci min . Trzaskowski i Jaśkowiak. R.Trzaskowski powinien zdecydowanie odciąć się od tych wszelakich Tusków,Komorowskich czy Nowaków i założyć zupełnie nową formację liberalną (a nie chadecką). Tego typu formacja powstałaby obok Lewicy. A dawna PO zaniknie wtedy jak kiedyś UW. 8 lat rządów PO ciagnęło się smrodem historii i na pewno miało znaczący wpływ na porażkę Trzaskowskiego. 

  6. Faktycznie gdyby Trzaskowskiego nie kojarzono z jakimiś Nowakami itp. to wygrałby te wybory.

    PiSowska propaganda która straszyła dewiacjami Trzaskowskiego i ofensywa LGBT działa raczej przede wszystkim na wiernych czytelników "GP" czy "Sieci". I na debili co wierzą w TVP.

  7. Nie chodziło o to żeby wygrał Trzaskowski czy KO czy PO, ale żeby powstrzymac chociaż w minimalnym stopniu destrukcję katobolszewickiego pisdzielstwa tej emanacji motłochu

  8. PO i PiS to bliźniaki-bękarty zrodzone z AWS-icy, pierwszy uchodzi za złodzieja, a drugi za rewolucjonistę – bolszewika. Pan Krzysztof ma sporo racji. Poza tym, to Trzaskowski korzystał z tego, że bardzo późno przystąpił do kampanii wyborczej po słabej p. Kidawie -Błońskiej. A co najważniejsze w ramach utrzymywania Power of Balance w Polsce, Naczalnik z Żoliborza nie zablokował jego kandydatury, a mógł to zrobić jednym aktem – zakazem wymiany kandydata w wyborach. Pogłoski krążą, że musiał tak zrobić, bo …

  9. >>(gorliwi wyborcy PO stali się tak samo agresywni, jak zaciekli zwolennicy PiS)<<

    -Trafne spostrzeżenie, zresztą cały artykuł dobry. W swej naiwności opozycyjni wojownicy myślą, że agresywna postawa ANTY-PiS wszystko załatwi. Ciągle nie kumają, że w ten sposób nie zyskają głosów normalnej reszty, a jedynie zmobilizują PiSowski beton.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *