Ewolucja kontra akt stworzenia

             O ewolucji biologicznej słyszeli raczej wszyscy. Bez jej uwzględnienia nie sposób dziś zrozumieć otaczającego nas świata, uczyć biologii, czy medycyny. Tym nie mniej mam wrażenie jakoby opozycja wobec tej teorii wcale nie słabła, a pobudki bywają różne. Od zwykłego niezrozumienia, tego w sumie prostego procesu, przez jawną wrogość do wszystkich, którzy ją uznają i o niej piszą, po próby pseudonaukowego jej obalania. Oponenci, głównie osoby wierzące i religijne, też nie są jednakowi. Ci światlejsi, którzy uznają ewolucję, uważają że stoi za nią siła wyższa, pierwszy poruszyciel, sprawca, konstruktor, projektant i odpowiednio interpretują swoje święte księgi, by nie były zbyt sprzeczne z obserwowaną rzeczywistością. Przykład wierzącego, który nie jest ślepy na fakty podaje nam Richar Conniff w książce "Poszukiwacze gatunków". Znajdujemy tu wypowiedź Charlesa Kingsleya, duchownego i przyrodnika, który zapoznał się z sygnalnym egzemplarzem dzieła Darwina "O powstawaniu gatunków…": "Jeżeli masz słuszność, to muszę się wycofać z wielu stwierdzeń, w które wierzyłem i o których pisałem….tym się jednak nie martwię, to równie szlachetna koncepcja boskości, wiara, że Bóg stworzył podstawowe formy zdolne do samorozwoju we wszystkie inne…lepiej wierzyć w Boga, który proklamował prawa i pozwolił im działać, niż takiego, który, jak to ujął Buffon, musiał się sam zajmować tym, jak chrząszcz powinien składać skrzydła." Chodzi o Georgesa Louisa Buffona, francuskiego przyrodnika i filozofa, który zasłynął tym, że unikał wyjaśnień wykorzystujących religię lub czynniki nadprzyrodzone (w przeciwieństwie np. do Linneusza). Zresztą za to odejście od ortodoksji przedstawiono mu listę czternastu "nagannych twierdzeń". Musiał potem podpisać i opublikować wyznanie wiary w Biblię, czyli ówczesną lojalkę. Jak powiedział "Lepiej być pokornym niż zostać powieszonym."

Jednak antyewolucyjna “opozycja totalna”, woli całą rzeczywistość dopasowywać do świętych ksiąg, tak by nic nie zakłócało im komfortu wiary i nie stawiało trudnych pytań, i nawet jeśli dopuszczają możliwość niewielkich zmian ewolucyjnych w obrębie gatunków, bo muszą wiedzieć tę różnorodność odmian i ras, to zupełnie nie dopuszczają możliwości powstawania tą drogą  nowych gatunków, a już broń Boże samego człowieka. Czyli według tego poglądu stworzyciel określił liczbę gatunków i każdy wyposażył w garnitur genów z możliwością pewnych ograniczonych zmian. Pogląd to nie tylko dość osobliwy, ale ignorujący nawet takie proste pytania, dlaczego mamy tyle wspólnych genów ze zwykłym szczurem, bratkiem czy kaktusem, skoro przejścia w inny gatunek nie są możliwe? Skąd się wzięły nowe gatunki, te których wcześniej nie było, skoro jeden nie mógł wydać kolejnych? Należy także zwrócić uwagę, że sama definicja gatunku jest nieścisła i bardzo płynna, dlatego też niejednokrotnie dochodziło do pomyłek w przyporządkowaniu danych okazów do konkretnego gatunku, rodzju, czy rodziny. Panda była kiedyś zaliczona do szopowatych, ale obecnie na powrót “stała się” niedźwiedziem. Lwy i tygrysy to różne gatunki kotowatych, ale możliwe są ich krzyżówki (Legrys i Tyglew), choć ich samce okazują się bezpłodne, a współczesny gatunek człowieka, jak się ostatnio okazało “zadawał się” z neandertalczykami.  Nie ma więc ścisłych granic gatunków jakoby stworzonych i niezmiennych, a wszytkie wykazują genetyczne pokrewieństwo świadczące o pochodzeniu od wspólnych przodków.

Rozumiem, że wierzący wolą czuć się  “stworzeni na obraz i podobieństwo” niż być wynikiem ślepego doboru naturalnego, a już uchowaj Panie, “pochodzić od małpy”. Chcą być wyjątkowi w świecie zwierząt, a najlepiej w ogóle nie być do niego zaliczani. Jednak nie da się nie zauważyć, że podlegamy tym samym prawom i procesom co inne zwierzęta od urodzenia po śmierć. I jak to jest z tym podobieństwem, gdy popatrzymy na Pigmeja, Eskimosa, Sudańczyka, Skandynawa, Aborygena, Chińczyka? Rozmnażanie płciowe sprawia, że każdy z nas jest odrobinę inny. Mamy różny wzrost i zarost, kolor skóry i siłę, długość kończyn, itd. Gdy nie ma nacisków środowiska na zmiany wszyscy się krzyżujemy i zróżnicowanie w obrębie gatunku pozostaje podobne. Ale wystarczy poddać nas różnym warunkom i po pewnym czasie w jednych środowisku więcej będzie wysokich, w innych niskich, w innym silniej owłosionych. Kto łatwiej przeżyje w Arktyce, kto na Saharze? Kto lepiej znosi promienie UV, czarny czy biały? Środowisko pozwoli przetrwać organizmom, które mają najlepsze przystosowanie do danych wymagań. Przetrwać, czyli osiągnąć wiek rozrodczy i rozmnożyć się. Tak działa sito doboru naturalnego. Oczywiście trudno zaprzeczyć, że jesteśmy w świecie zwierząt wyjątkowi, bo stworzyliśmy kulturę cywilizację, sztukę, literaturę  naukę, opanowaliśmy wszystkie środowiska. Potrafimy filozofować, śmiać się, myśleć abstrakcyjnie, a nawet zastanawiać się nad sensem naszego istnienia.

Jednak wszystkie te zjawiska da się wyjaśnić na gruncie ewolucji kulturowej, charakterystycznej dla zwierząt stadnych. Tu rodzi się też altruizm i empatia. Każdy osobnik stada lubi czuć się bezpiecznie w swoim środowisku, mieć jak najmniej wrogo, a jak najwięcej przyjaźnie nastawionych osobników. Nie chodzi tu tylko o samopoczucie, ale jest to po prostu strategia ewolucyjnie opłacalna. Grupy zwierząt, w których zachodziły zachowania altruistyczne musiała zdobywać przewagę nad grupami ich pozbawionymi. Oczywiście cała ta ewolucja kulturowa nie byłaby możliwa bez jednoczesnej ewolucji najbardziej wyróżniającego nas organu, czyli mózgu. Uważa się, że jednym z ważniejszych czynników odpowiedzialnych za wzrost pojemności naszych czaszek było powstanie mowy. Zakres słownictwa stale się powiększał, rosła też ilość gromadzonych informacji, wiedzy do przyjęcia i przekazania, a to wymagało coraz więcej miejsca.

Wracając do naszego małpiego rodowodu wyraźnie należy podkreślić, iż żaden współczesny naukowiec nie dowodzi tego, że jakakolwiek żyjąca dzisiaj małpa mogłaby być przodkiem człowieka, lecz dzisiejsi ludzie i małpy mają wspólnego przodka sprzed około 6 milionów lat. Wtedy to rozeszły się linie ewolucyjne prowadzące do homo sapiens i współcześnie żyjących małp, a dzięki  tzw. DNA mitochondrialnemu możemy poznać wiek gatunku homo sapiens, który wynosi około 150-200 tysięcy lat. Małpy to nasi najbliżsi krewni, którzy mają do nas bardzo zbliżony zestaw genów, ale nie przodkowie. Paleontologowie odkryli już całkiem pokaźny szereg człowiekowatych (ardipiteki australopiteki, homo erectus, homo habilis….), poprzedzających homo sapiens, które stanowią formy pośrednie.  Nie wystarcza to jednak tym, którzy teorii ewolucji do wiadomości przyjąć nie chcą lub nie potrafią jej zrozumieć. Wolą więc powtarzać mity o brakującym ogniwie, dziurach w teorii ewolucji i chcą kolejnych form pośrednich. Zapewne potem zażądaliby kolejnych form pośrednich między pośrednimi i tak bez końca. Z kolei “dziur” w teorii aktu stworzenia jakoś nie dostrzegają, bo przecież wszystko da się “wytłumaczyć” wolą Najwyższego i jego wszechmocą, na co dowodów nie potrzebują lub uznają za takowy zapiski zawarte w jednej księdze, napisanej kilka tysięcy lat temu.

 

 

Dla mnie akurat ta teoria jest kompletnie dziurawa, niczego nie wyjaśnia, nie dowodzi, opiera się jedynie na wierze, a na temat niedoskonałości wszelkich teorii stworzenia można by napisać kilka tomów. Skupmy jednak się na kilku przykładach.   

Zapis kopalny wyraźnie pokazuje, że najpierw zwierzęta żyły w wodzie, organizmy lądowe znajdujemy dopiero w warstwach datowanych na mniej więcej, raczej mniej niż 500 mln lat. W przypadku waleni nie znajdziemy ich skamieniałości starszych niż sprzed ok. 50 mln lat. (Tu artykuł Jerry’ego Coyne’a na ten temat ewolucji waleni, autora książki “Ewolucja jest faktem”, z której sporo tu skorzystałem).  Wszystkie ssaki morskie wciąż oddychają tlenem atmosferycznym. Wyraźnie tu widać stary, “lądowy”, plan budowy i jego przekształcenia. Zarodek waleni, podobnie zresztą jak ludzki, w pewnym momencie embriogenezy jest owłosiony, co też jest pozostałością po lądowych przodkach. Po przodkach wodnych sprzed wyjścia na ląd zauważymy z kolei łuki skrzelowe. Tym nie mniej zwierzę całe życie spędzające w wodzie musi się wynurzać by zaczerpnąć powietrza. Po co takie utrapienie, skoro wcześniejsze organizmy potrafią oddychać powietrzem rozpuszczonym w wodzie? Po co ten powrót niektórych form do życia w wodzie, z której przecież wszelkie życie wyszło? Kaprys projektanta? Czy ma on jakiś warsztat, gdzie “przeformatował” jakiegoś niedźwiedzia w zwierzę wodne? Oskubał z sierści, nadał mu opływowy kształt, spiął pięć palców w płetwę? Ewolucja wyjaśnia to o wiele bardziej racjonalnie. Gdy np. na lądzie jest duża konkurencja o żywność lub zaczyna jej brakować z powodu jakiejś katastrofy, czy plagi, część osobników zaczęła korzystać coraz częściej ze środowiska wodnego, gdzie akurat o pokarm było łatwiej. Wszelkie cechy korzystne do życia w tym środowisku będą się wówczas utrwalać przez pokolenia, bo osobnik takie cechy mający częściej przeżyje, wyda więcej potomstwa i przekaże więcej swoich genów na te właśnie cechy. Reszta zostanie na lądzie i być może wyginie lub dostosuje się do innego środowiska i pokarmu. Oczywiście można zapytać dlaczego dobór naturalny nie spowodował, że ssaki wodne nie nabyły na powrót zdolności oddychania w wodzie? Otóż, ewolucja nie tworzy form doskonałych, jakkolwiek by to rozumieć, nie ma celu ostatecznego, tworzy takie organizmy jakie w danym środowisku zdołają przeżyć i przekazać swoje geny. Czyli dopóki ten rodzaj oddychania wystarcza waleniom do życia w wodzie, będzie on się utrzymywał w kolejnych pokoleniach. To raczej ewentualnemu stwórcy należałoby postawić zarzut dlaczego w trakcie tej przeróbki na powrót nie uruchomił u ssaków wodnych skrzeli?

Zwierzęta wodne są też dobrym przykładem konwergencji, czyli tego jak samo środowisko, wpływa na wygląd i sposób życia organizmów. Bez względu na ich budowę wewnętrzną, historię ewolucyjną i wielkość, od ryb po ssaki, wszystkie aktywnie pływające zwierzęta mają opływowy kształt ciała, wymuszony właściwościami fizycznymi wody i konkurencją między organizmami. Nawet jeśli co jakiś czas pojawiały się formy nieco "zdeformowane", a tak dziać się musiało, bo mutacje zachodzą we wszystkich kierunkach, to te mniej opływowe przegrywały, np. zbyt wolno pływały i nie przekazywały tak często swoich genów, jak ich szybsi konkurenci. I popatrzmy na foki i wydry, manaty, syreny. Czy nie nie są one żywym przykładem możliwości stopniowego, ewolucyjnego powrotu form lądowych do życia w wodzie podobnie jak to było u waleni?

Zrozumienie właśnie takich kwestii skutkuje zrozumieniem ogólnym całego procesu ewolucji, nawet jeśli nie mamy wszystkich danych, a niestety miliony gatunków żyjących na naszej planecie nie zostaną nigdy poznane, gdyż nie pozostawiły po sobie żadnych śladów. Większość nie posiadała szkieletów, a nikt przecież przez setki milionów lat nie kolekcjonował dla nas eksponatów w gablotach. W skali istnienia Wszechświata, Ziemi, a nawet gatunku homo sapiens robimy to od bardzo niedawna. Jednak już same eksponaty zgromadzone przez paleontologów, opisane przez anatomów, odpowiednio datowane i przedstawiane np. w postaci tabeli stratygraficznej, pozwalają nam jak z księgi życia wyczytać jakie gatunki żyły w danej epoce, jakie nigdy nie współwystępowały, gdzie jedne kończyły swoją karierę, a inne dopiero zaczynały. Skamieniałości już od dawna ciekawiły ich odkrywców i przyczyniały się do powstawania najrozmaitszych teorii wyjaśniających dlaczego znajdowane elementy szkieletów zwierząt wymarłych, często znacznie odbiegają, choćby wielkością, od tych żyjących współcześnie. Dla jednych był to wyraźny sygnał, że teoria stworzenia jest dziurawa jak rzeszoto, inni, aby nie ignorować faktów naukowych i artefaktów dostarczanych przez poszukiwaczy skamieniałości, próbowali sobie ten akt podzielić na wiele mniejszych aktów, jak choćby Georges Cuvier swoją teorią katastrof. I choć istotnie, katastrof w dziejach Ziemi nie brakowało, to żadna z nich nie unicestwiła wszystkich organizmów. Nic też nie wskazuje na kolejne akty stworzenia po jakiejkolwiek katastrofie, a zdecydowanie na różnicowanie się gatunków, które przy życiu pozostały.

Genetyka umożliwiła uporządkowanie wiedzy o ewolucji i w większości wypadków potwierdza dane, które uzyskaliśmy dzięki paleontologom. Poznając  geny odpowiadające za wzrok słuch, kończyny, uszy, tworzenie się piór, łusek, włosów itd., wiemy które organizmy są ewolucyjnie starsze, a które nowsze. I tak okazuje się, że krokodyl, żaba, ryba, nie mają genów na sierść, ani pióra. Ich zarodek na żadnym etapie nie będzie owłosiony, jak ma to miejsce zarówno u waleni jak i u ludzi. Gatunki nowsze z kolei posiadają wiele martwych, wygaszonych genów na cechy swoich przodków. Pytanie dlaczego ktoś miałby wyposażyć organizmy w geny do niczego niepotrzebne? Ewolucja to wyjaśnia. To po prostu zapis historii pochodzenia tych gatunków, świadczący, że nikt nie stworzył ich wszystkich jednocześnie.  

Ważny argument na rzecz ewolucji to narządy szczątkowe. Zwierzęta żyjące w jaskiniach lub pod ziemią mimo, nawet jeśli jeszcze posiadają oczy, to do niczego one im już nie służą. Skrzydła nielotnych ptaków, nawet gdy spełniają jakieś funkcje pokazują, że jest to pozostałość po przodkach, a nie nowo zaprojektowana kończyna, podobnie jak płetwy waleni. Plan budowy wciąż jest ten sam. Widać przekształcenia tych samych kości. Jako przykład przyda się nawet zwykły padalec, który ma jakieś szczątkowe nogi, ale zupełnie już niepotrzebne. I znowu można zapytać, dlaczego proces ewolucji ich nie wyeliminuje całkowicie? No cóż, bo nie ma nacisku selekcyjnego na ich całkowitą utratę i nikt tym przecież nie steruje, więc są, póki nie uniemożliwiają zwierzęciu życia i rozrodu, czyli przekazania takich genów dalszym pokoleniom. To mimo wszystko poważniejszy zarzut w stosunku do ewentualnego stworzyciela. Czyżby nie mógł się zdecydować, czy padalec ma mieć nogi, czy nie? W innych przypadkach zaczął przenosić jedne zwierzęta do wody inne do jaskiń, ale pierwszych nie pozbawił oczu, a drugim nie umożliwił oddychania w wodzie? Po co w ogóle oczy u organizmów, które prawie lub nic nie widzą? A to ponoć narząd tak doskonały, że absolutnie nie mógł powstać w zwykłym “ślepym“ procesie i służy od lat jako argument przeciwników ewolucji. Tymczasem tylko ewolucja logicznie tłumaczy powstanie tego narządu zmysłu, od pierwszych plamek światłoczułych po oczy człowieka, ich złożoność i różnorodność typów (inne u owadów inne u ssaków) oraz samo ich zanikanie, gdy już nie są potrzebne. Jeśli przodkowie zwierząt ślepych miały oczy i nie znikają one tak nagle, to są to właśnie dowody na proces zmian w czasie, czyli ewolucję. U niektórych zwierząt oczy zanikły całkowicie, a pojawiają się jedynie w stadium rozwoju embrionalnego jak u ryby przedstawionej na zdjęciu. To lustrzeń meksykański z rodzaju astyanax. Ryby tego rodzaju żyjące w jaskiniach pochodzą od ryb z wód powierzchniowych, które przystosowały się do nowych warunków. Brak zmysłu wzroku rekompensuje im wyostrzony węch i słuch.    

Lecimy do Australii. Torbacze dostarczają nam kolejnych przykładów  przykładów konwergencji. Zwierzęta te występują obecnie głównie w Australii, ale kiedyś zasiedlały także dzisiejsze obszary obu Ameryk i Nowej Gwinei oraz Antarktydy, gdy jeszcze nie był skuta lodem. Po oddzieleniu przez ocean  Australii od Ameryki Południowej, stała się ona ich królestwem. Na pozostałym obszarze torbacze zaś zostały niemal całkowicie wyparte przez łożyskowce, korzystające z połączenia Azji z Ameryką Północną i Południową. Oczywiście będą tacy, którzy uwierzą, że tak, a nie inaczej zadecydował stwórca, że w Australii będą żyć tylko torbacze, ale nawet do nich może dotrzeć argument z genetyki. Otóż żyjące tam krety workowate, wiewiórki workowate, mrówkojady workowate (mrówkożery), wymarłe już lwy workowate, anatomicznie bardzo przypominają swoje odpowiedniki ze Starego Świata. Świadczy to o tym, że dane warunki środowiska, nisza ekologiczna, wymusza istnienie pewnych cech, by można w niej żyć. Cała zabawa jednak polega na tym, że kret workowaty jest bliżej spokrewniony z kangurem i innymi torbaczami niż z kretem europejskim. Jest jeszcze zabawniej, my sami jesteśmy bliżej spokrewnieni z kretem europejskim niż ten z kretem workowatym. Wniosek nasuwa się sam, że to jeden pra-torbacz zajmując różne nisze, dał początek wszystkim pozostałym torbaczom.

Już samo rozmieszczenie organizmów na naszej planecie powinno dawać do myślenia, nawet wyznawcom aktu stworzenia. Na wyspach oceanicznych w ogóle nie zaobserwujemy ssaków jako rodowitych mieszkańców, choć doskonale tam sobie radzą przywleczone przez człowieka, tak dobrze, że zazwyczaj są zagrożeniem dla rodzimej fauny. Na niektórych wyspach (Hawaje) nie spotkamy nawet rodzimych gadów płazów, ani ryb słodkowodnych. Z kolei wyspy kontynentalne mają faunę zbliżoną  do tej z pobliskich kontynentów, czyli tam gdzie przebiegał proces ewolucji tworzący te grupy organizmów. Możemy za to na tych wyspach zauważyć proces intensywniejszej niż na kontynentach radiacji adaptacyjnej, skutkującej dość szybkim w skali geologicznej powstawaniem odmian, podgatunków i gatunków. Na Madagaskarze spotkamy ponad 30 gatunków lemurów, których próżno szukać na stałym lądzie i w ogóle gdziekolwiek poza Madagaskarem.

I zaprawdę, bardziej prawdopodobne, niż umieszczenie ich tam przez stwórcę wydaje się to, że teren zamieszkały przez przodka lemurów, stając się wyspą,  wolną od wielu drapieżników i konkurentów, umożliwił lemurom swobodne rozmnażanie się i zajmowanie różnych nisz, co musiało owocować specjacją, czyli tworzeniem się z biegiem pokoleń odmian, podgatunków i gatunków. Widać też, że im wcześniej dana wyspa oddzieliła się od kontynentu (a to da się ustalić) tym jej fauna i flora jest bardziej odmienna od kontynentalnej. To specyficzne rozmieszczenia gatunków oraz ich różnicowanie się zdecydowanie świadczy na niekorzyść teorii stworzenia w wydaniu biblijnym.

Coś z człowieka. Jądra mężczyzn powstają najpierw w obrębie jamy ciała i dopiero gdy płód ma ok. 7 miesięcy zaczynają się przemieszczać w dół do moszny przez kanały pachwinowe. Te kanały pozostają całe życie i są to miejsca o osłabionej wytrzymałości, odpowiedzialne za skłonność do przepuklin. To paskudna przypadłość, groźna dla jelit, która była częstą przyczyną zgonów, gdy nie znano metod operacyjnego jej usuwania. Żaden inteligentny projektant nie wymyśliłby tak zawiłego sposobu rozwoju jąder. Wspólne ujście tchawicy i przełyku do jamy ustnej też do mądrych wynalazków nie należy i nie ułatwia nam życia. Musiał zaistnieć specjalny mechanizm zamykania tchawicy podczas przełykania, bo projektant schrzanił robotę i przełyk jest z tyłu, a tchawica z przodu. Wielu ludzi ginie przez zwykłe zadławienie się. Widocznym znakiem naszego pokrewieństwa nawet dla niedowiarków jest owłosienie naszego ciała, szczególnie zauważalne u niektórych męskich osobników. W większości wypadków nie jest nam już ono do niczego potrzebne, poza włosami na głowie (choć też absolutnie niezbędne nie jest) i wciąż je usuwamy na różne sposoby. Jest to po prostu jedna z  cech pozostałych po przodkach, które stopniowo zanikają, ale nie ma silnego nacisku selekcyjnego na ich pozbycie się. Gdy odczuwamy zimno dostajemy tzw. “gęsiej skórki”, czyli usiłujemy stroszyć sierść, której praktycznie nie mamy i w niczym nam to nie pomaga. Jakie mogą być skutki zapalenia jelita ślepego, które również specjalnie potrzebne nam nie jest, wszyscy raczej zdają sobie sprawę.

Kwintesencją braku zrozumienia procesu ewolucji są absurdalne wręcz pytania typu; dlaczego żaba nie zamienia się w konia lub dlaczego małpy nie stają się ludźmi. A ja zaprawdę powiadam wam, wystarczy odpowiednia ilość czasu (w milionach lat) oraz możliwość manipulowania siłami przyrody, czyli to co się przypisuje hipotetycznemu stwórcy, a da się załatwić. Oczywiście niemożliwe jest wytworzenie dokładnie takich samych organizmów, bo ewolucja nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki, a ilość kombinacji genetycznych i nacisków selekcyjnych jest zbyt wielka. Na dodatek nie ma określonego kierunku i celowości, na każdym etapie decyduje zbieg przypadków. Ewolucja jest jak drzewo, gdzie głównym konarem są bakterie, pierwsze żywe organizmy, od których wszystko się zaczęło i które do dziś są podstawą wszelkiego życia. Cała reszta to kolejne gałęzie i  odgałęzienia tych gałęzi. Po drodze wiele z nich usycha bezpowrotnie i nawet nie znajdziemy ich w materiale kopalnym. Szczególnie jeśli nie były kręgowcami, ani posiadaczami muszli. Poza tym żadna małpa nie zejdzie z drzewa dopóki jest jej tam dobrze, to znaczy, gdy nie ma konieczności poszukiwania pożywienia w nowym środowisku, na ziemi, czy w ogóle poza lasem. Jeśli natomiast jakaś grupa znajdzie się w takiej sytuacji, to z tych drzew zejdzie i jej losy potoczą się inaczej niż reszty populacji, która na nich pozostała. Jeśli zaś szukamy wspólnej przeszłości dla żaby i konia, będzie to jakiś przodek wszystkich płazów, który dał początek gadom i ssakom.

Większość ludzi najprawdopodobniej nie zdaje sobie sprawy, że nawet jedząc nasz chleb powszedni, korzysta z procesu ewolucji traw, z których ludzie wyhodowali zboża. Hodowla zwierząt i uprawa roślin to rodzaj sterowania procesem ewolucji i jego przyśpieszania według doraźnych potrzeb człowieka. To po prostu kolejne etapy selekcji, przepuszczania przez sito doboru, tu sztucznego, organizmów, zwierząt i roślin z ich pożądanymi przez nas cechami i genami na te cechy. Teraz niech każdy sobie wyobrazi te wszystkie zwierzęta, rośliny uprawne, owoce, warzywa, które zostały przez człowieka wyhodowane metodą doboru sztucznego, poprzez selekcję w kolejnych pokoleniach pożądanych dla nas cech. Dobór naturalny działa tak samo, tylko wolniej. Można wręcz powiedzieć, że zwierzęta i rośliny przystosowując się do siebie, hodują się nawzajem. 

Jak wiemy łatwiej jest coś podważać niż udowadniać i nie inaczej jest w przypadku teorii ewolucji. Jednak w dyskusjach z wierzącymi w akt stworzenia, zwolennicy ewolucji mają zdecydowaną przewagę. Po pierwsze jest mnóstwo dowodów na korzyść teorii ewolucji, a po drugie jest ogrom dziur w teorii stworzenia. Tu możemy podważać niemal każde zdanie z Księgi Rodzaju, a uzyskane odpowiedzi uznać za co najmniej naiwne i karkołomne, bo zazwyczaj niepoparte żadnymi poważnymi dowodami, poza samą wiarą. Na koniec jedno z wielu pytań jakie można zadać wierzącym w akt stworzenia. Po co stwórcy wszystkie te krwiopijne owady, na dodatek roznoszące malarię i sama malaria? Czy biedni Afrykanie nie mają dość innych problemów, to jeszcze ta zaraza? Z kolei "nasze" kleszcze, mogą załatwić wiele ciekawych doznań, od boreliozy po zapalenie opon mózgowych. Larwy niektórych much wylęgają się wewnątrz innych organizmów, a potem wędrują przez mięśnie powodując bóle, wychodząc np. przez oczy powodują ślepotę. U niektórych zwierząt gnieżdżą się w nozdrzach powodując uduszenie. Tasiemce, glisty, gzy, bakterie chorobotwórcze i wirusy, nie sposób wymienić nawet w skrócie jak "wielkie rzeczy Pan przygotował dla nas". Cała masa draństwa uprzykrzającego życie, a wcale nie niezbędnego do obiegu materii, węgla, czy wody w przyrodzie, ani nawet w łańcuchu pokarmowym. Stwórca wypada tu słabo, nawet jako ewentualny kierowniczy procesu ewolucji. Wszystko natomiast jest wytłumaczalne na gruncie mutacji i doboru naturalnego. Jakie organizmy powstały, takie są, dopóki nie wyginą.


 

O autorze wpisu:

  1. 1. "Teoria ewolucji" – Kościół przeżył już niejedną teorię – one umarły, a on żyje (żyje?) To daje mu prawo do powściągliwości. Ogromna liczba  świadectw przemawiających za tą teorią nie wyklucza możliwości, że teoria ta zostanie kiedyś sprowadzona do teorii bardziej podstawowej (np. fizycznej), tak jak sylogistyka Arystotelesowska została sprowadzona do logiki matematycznej. Oto drugi powód do powściągliwości. 
    .
    2. Dla samej nauki jest istotne istnienie opozycji – ten, kogo trzeba przekonać (przekonywać) argumentami, jest niekiedy bardziej pożyteczny dla nauki i jej rozwoju, jak ten, kogo przekonywać nie trzeba. Wytykający Kościołowi czy to sprzeciw, czy sceptycyzm mylnie wyobrażają sobie, że dla rozwoju nauki byłoby najlepiej, gdyby wszyscy ludzie byli stronnikami nauki.  Nie jest to korzystne dla rozwoju nauki tak samo, jak nie są korzytne dla ewolucji gatunku cieplarniane warunki, nie stanowiące dla niego żadnego wyzwania. W interesie nauki jest więc istnienie "adwokata diabła", istnienie ludzi, których trzeba przekonać (przekonywać) chociażby dlatego, że wypełnili sobie głowę religijnymi bredniami.  
     
     

    1. Kościół – religia – mówi o tym, co człowiek powinien czynić.Twierdzenia o tym, co jest (zwł. że jest Bóg) to tylko sugestywna oprawa, majaca skłonić człowieka do posłuchu. Nauka nie mówi o tym, co człowiek powinien czynić, ale o tym (co najwyżej), co człowiek faktycznie czyni. Te dwie dziedziny są w istocie autonomiczne, wszakże z tego, że człowiek coś czyni nie wynika, że to czynić powinien – i odwrotnie.

      1. ELASP: Kościół – religia – mówi o tym, co człowiek powinien czynić.
        —————————————————————–
        Bzykać ośmiolatków?
        Wyrzynać innowierców?
        Wyrywać języki za prawdę?
        Kłamać w sprawie życia pozagrobowego?
        Wyłudzać majątki na łożu śmierci?
        Ogłupiać dzieci w szkole starożytną niemoralnością?
        Mordować synów gdy się słyszy "głos Pana"?
        Wspierać niewolnictwo?
        Uprawiać mentalne niewolnictwo?
        Tuszować pedofilię?
        Piętnować gejów?
        ————————–
        Kościół-religia uczy się z wielkim trudem od człowieka/społeczeństwa, co przystoi czynić. Bardzo opornie to Kościołowi idzie. Ale wygląda na to, że zbliża się kolejna nauczka dla bardzo niegrzecznego Kościoła katolickiego (któremu się poprzewracało w główce tak bardzo, że myśli, że wie "co człowiek powinien czynic").
        Wstydź się Kościele!
        I niech Pan się wstydzi, Panie ELASPie, że Pan wspiera plugastwo katolicyzmu.
         

    2. Kościół przeżył już niejedną teorię – one umarły, a on żyje (żyje?) To daje mu prawo do powściągliwości.

      .
      Niestety dla siebie kościół nie zachowuje powściągliwości. I tak przykładowo papież Pius XII w encyklice Humani generis (1950) wypowiada się na temat ewolucji człowieka. I rzecze swoim owieczkom, że nie wolno im godzić wiary z teorią ewolucji, jaką znamy, bo musiała być dokładnie jedna para ludzi. Nauka jest w stanie policzyć, że żeby zapewnić obecną różnorodność gatunku najmniejsza możliwa populacja protoludzi liczyć musiała prawie dwa tysiące osobników. Oczywiście katolikom nie wolno tego przyjąć, bo papież Pius XII im tego w swojej encyklice wyraźnie zakazał. Muszą wierzyć w dokładnie jedną parę. Bo inaczej nie da się utrzymać „nauki” o grzechu pierworodnym, zatem odrzucamy współczesną naukę.

      1. Co prawda KRK nie rozprawil się z ewolucja tak jak z heliocentryzmem, ale i tak było ostro. 🙂
        Po Piusie pojawiali się tacy teolodzy którzy na siłę próbowali godzić poligenizm z religią.
        Kiedy oni wszyscy zrozumieją że dogmatyczne systemy religijne nie mają nic wspólnego z nauką?

    3. @ELASP
      Ilość manipulacji w Twoim komciu przytłacza, zajmę się tylko najważniejszymi fragmentami.
      1. Piszesz o trwaniu Kościoła. Jest to trwanie instytucji, która po pierwsze wielokrotnie się dzieliła, po drugie w kwestiach dogmatycznych wielokrotnie przeczyła sama sobie. Nie piszesz więc o trwaniu jednej, liczącej dwadzieścia wieków teorii na powstanie świata. Ot, instytucja przez dwadzieścia wieków wymyślała różne warianty ratowania kreacjonizmu pod naporem niesprzyjających faktów. 🙂 
      2. Dłużej od Kościoła istnieje na przykład matematyka. "Elementy" Euklidesa czy dowody geometryczne Archimedesa są w dużej mierze aktualne do dziś. BEZ poprawek. Podstawą teorii ewolucji jest między innymi matematyka. Poszerzano zasób teorii matematycznych przez wieki, udoskonalono zapis, uściślono pojęcia, jednakże matematyka pozostaje jedna i niezmienna, podczas gdy teorie religijne zmieniają się zależnie od potrzeb kleru. 
      3. Sam fakt porównywania (bardzo niekonsekwentnego, przekłamanego, ale to inna sprawa) wiekiem, a nie jakością uzasadnienia, jest pseudonaukowy. Matematyka nie tylko trwa dłużej niż chrześcijaństwo. Ma też najlepszy możliwy system dowodzenia swoich tez. Dlatego matematyka jest uniwersalna, a religie są zmienne zależnie od czasów, potrzeb, miejsca etc. W obrębie chrześcijaństwa, które udaje jakąś jedność, mamy nie tylko gruby podział na prawosławie, katolicyzm i różne grupy protestantów. Wśród katolików w jednym dużym polskim mieście bez trudu znajdziemy osoby o całkiem sprzecznych poglądach religijnych (ostatnio znany jest na przykład temat konfliktu między osobami uznającymi "hello kitty" za szatana i między osobami, które nie chcą takiej infantylizacji religii). 
      4. Sprowadzenie sylogistyki do logiki matematycznej, powiedzmy: rachunku predykatów, w najmniejszym stopniu jej nie zaprzecza. Uogólnianie teorii ewolucji ma miejsce cały czas. Nauka nie trzyma się dogmatycznie (o!) słów Darwina. Nauka rozwija teorię, której podwaliny tworzył Darwin. Rozwój teorii jest cechą immanentną nauki, a nie jej wadą, jak próbujesz wmówić rozmówcom. To w religii rzeczy są raz objawione, a zmiana interpretacji co kilkadziesiąt lat (czasem połączona ze spaleniem jakichś ludzi) ośmiesza religię.
      5. Jeśli coś jest istotne "niekiedy", to nie znaczy, że jest istotne często. Motorem nauki jest chęć poznania rzeczywistości. Cenne jest tworzenie hipotez alternatywnych wobec jakiejś obowiązującej. Nie znaczy to jednak wcale, że cenne jest tworzenie dowolnych bzdur. To jest śmietnik. Podam analogię kuchenną: na wiele sposobów można urozmaicić jadłospis, ale istnieje wiele substancji, których dodanie do menu będzie bardzo szkodliwe. Kreacjonizm NIE stanowi żadnej alternatywnej hipotezy wobec teorii Darwina. Jako niefalsyfikowalny jest baśnią spoza nauki. 2+2=4. Nie jest nauce potrzebna osoba, która nie rozumiejąc arytmetyki będzie się przez tysiąclecia upierać, że wynikiem jest 7, bo to święta liczba. Taka hipoteza alternatywna jest bezpłodna.
      6. Nauka nie jest "stronnictwem", które trzyma się jakichś innych dogmatów niż Kościół, a dopiero ze ścierania się jednych dogmatów z drugimi mamy jakiś postęp. Nauka to przede wszystkim metoda, która pozwala ten świat poznawać. Religia to dokładnie przeciwnie: gotowe wnioski, dla których poszukuje się jakiegokolwiek uzasadnienia. Jest dużą różnicą, czy ludzie tworzą jak najdoskonalsze metody, a potem wnioski z nich płynące akceptują, czy może odwrotnie: ludzie z góry mają upatrzone wygodne wnioski, a wybierają dowolnie słabe metody, byle do tych wniosków dojść. Gdyby zatem wszyscy byli stronnikami nauki, po prostu wszyscy mieliby większą wiedzę o świecie, bo stosowaliby lepsze metody. Wybrane dla ich jakości, a nie dla wygody wniosków.
      7. "Cieplarniane warunki" tropików zapewniły tam największą bioróżnorodność ze wszystkich lądów. 🙂
      8. Nauka nie potrzebuje GŁUPICH adwokatów diabła. W nauce każdy poważny badacz, który chce uzasadnić swoją hipotezę, SAM stara się jej zaprzeczyć. Każdy młody naukowiec chętnie by opublikował badanie miażdżące teorię jego mistrza. Nauka tym się odróżnia od religii, że istnieje w niej mechanizm podważania własnych tez. Tyle tylko, że jeśli teoria jest dobra, to ani sam badacz, ani jego uczeń, nie jest w stanie jej obalić ZASADNIE. Może sobie pisać kłamstwa w netach, jak Ty, ale nie używa już wtedy najlepszych znanych metod. Z darwinizmem mógł zatem się ścierać lamarkizm, ostatecznie pokonany (choć lamarkizm nie jest bez zasług, dzisiaj poznajemy mechanizmy epigenetyki). Kreacjonizm jest jak dziecko, które robi "zupę" z błota, trawy i klocków lego, a potem proponuje mamie ten "obiad". Może się tak bawić samo lub z kolegami, ale nie może wzbogacić menu.

  2. A jaką to teorię niby kościół przeżył? Nawet te, które zmieniono na lepsze jasno ukazywały, że kościelne teorie dotyczące powstawania świat i życia nie są nic warte, choć powiedzieć nic to za mało, bo stosowane w praktyce wręcz potrafiły dokonać spustoszeń.
    Nauka ma oczywiście krytyków, są nimi sami naukowcy, cenzura prac, szczególnie tych istotnych jest ogromna i nie jednemu naukowcowi marzy się stworzenie lepszej teorii od poprzedniej. Na pewno kościelni ignoranci nie są tutaj żadną sensowną opozycją czy krytyką, to nie z nimi dyskutuje nauka na temat teorii, nie są tu żadną konkurencją, żadnym motywem do zastanowienie w rodzaju – a wiesz, może ci goście mają nieco racji.  Jeśli już ktoś podejmuje dyskusję z kościołem to nie po to, aby coś mu udowadniać, ale by wykazać jego ignorancję.
     
    A kościół rzeczywiście długo przetrwał, ale rozpad jest ewidentny i nie zapowiada się odwrócenie trendu. Swoją drogą niejedno dzikie plemię przetrwało ze swoimi wierzeniami setki lat, więc trwanie przesądów w długim okresie czasu nie jest niczym wyjątkowym – ba, przetrwały pomimo braku tego całego aparatu propagandowego jakim dysponował kościół. Więc nawet jeśli już tak bardzo chcesz mówić, że niejedną teorię kościół przeżył, to możesz też nadmienić, że tubylcy np. w Ameryce Południowej też niejedną teorię przetrwali, ba, przetrwali nawet katolicką inwazję 🙂 To dopiero wyczyn 🙂

  3. ELASP: Dla samej nauki jest istotne istnienie opozycji…
    —————————————————————-
    Kościół, czyli rynsztok myśli, opozycją dla nauki? 
    Może za czasów Galileusza…
    ———————————————
    ELASP: "Teoria ewolucji" – Kościół przeżył już niejedną teorię – one umarły, a on żyje
    ——————————————————–
    Pudło Panie ELASP, Teoria ewolucji ma się świetnie, a Kościół ledwo dycha.
    —————————————————-
    ELASP: W interesie nauki jest więc istnienie "adwokata diabła",
    —————————————————-
    Adwokaci bez argumentów są mało przydatni dla nauki. 
    A ktokolwiek ma argumenty, staje się częścią naukowej dyskusji.
    Kościół i religia mogą adwokacić ogłupionym, religijnie zindoktrynowanym ludom w niektórych zacofanych krajach, takich jak Polska.
    Jeśli Kościół życzy sobie nobilitacji przez kontakt z nauką, to może wyczyścić jej buty.
     

  4. Faktem jest że istniały teorie które upadły.
    Eter, samorodztwo, flogiston, kreacjonizm, geocentryzm, płaska Ziemia… One wszystkie upadły pod wpływem dowodów.
    To że chrześcijańskie sekty dalej propagują młodą Ziemię albo np. ID to nawet nie jest pseudonauka tylko celowe anty-naukowe działanie hamujace rozwój wiedzy.
    To przypomina bardzo celowe działania Ahnenerbe albo Lysenki w ZSRS.
    Kreacjonisci i plaskoziemcy nie są dziś advocatus diaboli w nauce tylko szatlatanami nie mającymi żadnych naukowych celów.
    Opierają się tylko na starych mitach.

    1. "na starych mitach."
      .
      Za parę tysięcy lat teoria ewolucji będzie także "starym mitem" – racjonalność zwoelnników teorii ewolucji jest więc tylko warunkowa, jak każda racjonalność. Racjonalność polega bowiem na uznaniu zdania A w wobec świadectw B. Nie polega po prostu na uznawaniu (lub nieuznawaniu) pewnych zdań. 3 000 lat temu religia mojżeszowa była racjonalna, tzn. w świetle dostępnych wtedy świadectw. 

      1. ELASP: Racjonalność polega bowiem na uznaniu zdania A w wobec świadectw B.
        ———————-
        No i właśnie te "świadectwa" dowiodły zjawiska ewolucji, Panie ELASP. Trochę za późno więc mówić o warunkowości, Panie ELASP.
        ———————————————————–
        ELASP: 3 000 lat temu religia mojżeszowa była racjonalna
        ——————————————————-
        Taa, rozstępowanie się morza, pobyt w brzuchu wielkiej ryby, etc…

      2. Elaspie.
        Teoria ewolucji się udoskonala tak jak każda inna.
        Zapewne w najbliższych dekadach będzie rewolucja w fizyce i być może uda się znaleźć kwantowa teorie grawitacji.
        Wtedy trzeba będzie porzucić dotychczasowe niepełne teorie w fizyce.
        Ewolucja tez jest coraz lepiej rozumiana.

        1. "Teoria ewolucji się udoskonala tak jak każda inna." – religia też sie udoskonala, co widać na przykładzie religii nowych – ekologizmu na przykład, albo humanizmu. Udoskonalają  się także religie stare – słowa pozstają te same, ale zmienia się interpretacja, albo przesuwa się uwaga z tych słów na inne. W czasach Savonaroli popularnością cieszyła się Apokallipsa, teraz katolicyzm uderza, jak się zdaje, w bardziej optymistyczne tony, głosząc pokój i życzliwość dla ludzi. Cechą dobrej religii (i dobrego kościoła) jest umiejętność przystosowana się do nowych czasów – tę cechę nabył Kościół Katolicki w walce ze swymi wrogami i w pewnym sensie dzięki nim. Wady i błędy religii trzeba pomniejszyć o wady posiadane przez każdy przedmiot – nie ma wszak rzeczy bez wad. Naukę można wykorzystać w złym celu, np. do produkcji broni masowego rażenia, broni chemicznej albo narkotyków, tak samo formy religijne mogą być wykorzystywane przez szarlatanów (obwożni kaznodzieje, cudotwórcy i prorocy), dewiantów seksualnych (homoseksualistów i pedofili), itd. Góry trzeba oceniać po szczytach, a nie dolinach – doceńmy to, co jest osiągnięciem nauki, tak samo jak to, co jest osiągnięciem religii. Czarna historia nauki byłaby nie mniej czarna, jak historia religii – by nie mówić o krzywdzie ludzi, dość wspomnieć o dziesiątkach milionów wyższych zwierząt, m.in. małp, psów i kotów, szczurów, myszy i królików, zabitych i okaleczonych "dla dobra nauki" nie w wieku XVII, ale jeszcze w latach 70-tych i 80-tych XX w., w trakcie bezsensownych i beużytecznych eksperymentów. Rażonych prądem, trutych gazami, narkotykami i chemikaliami. Chyba żaden fanatyk religijny nie zdobył się na coś tak okrutnego i bezsensowego w stosunku do bezbronnych istot.      

          1. Katolicyzm w swoim własnym założeniu, w swojej własnej ideologicznej teorii, nie zmienia się.
            Po prostu.
            Umówmy się, że ta religia pozwalała zmieniać pewne kwestie materialne (np. oświetlenie ulic Rzmu latarniami, które wprowadził Pius IX choć potępił to Grzegorz XVI) ale nie formalne.
            Formalne kwestie to dogmaty i negatywne podejście do złego świata, który atakuje oblężoną twierdzę = Kościół.
            Czy wiesz, że Kościół katolicki oficjalnie i formalnie przyjął naukę geocentryzmu i kreacjonizmu (co potwierdzono np. w 1616 przez Magisterium), ale heliocentryzmu i ewolucji formalnie jeszcze nie przyjął?
            A słowa papieża Jana Pawła II w latach 90. były tylko takim miłym uśmiechem w stronę większości poważnych naukowców, ale nic poza tym.
            Papież nie orzekł oficjalnie, w Magisterium, iż należy przyjąć heliocentryzm i ewolucję.

      3. O teorii Newtona nikt nie powie, że jest starym mitem. To bardzo dobra teoria, której nieścisłości pozwoliły kolejnym naukowcom ruszyć do przodu, w przeciwieńswie do teorii religijnych, które okazały się mitem. Teoria ewolucji nigdy nie będzie mitem, nie będzie tak, że ktoś sobie przyjdzie i okaże się, że wszystko było nieprawdziwe – czyli nadal jak w przypadku teorii religijnych. To świetna teoria, którą ludzkość i za 100 000 lat doceni i być może będzie nawet zdumiona, że tak proste społeczeństwo zrodziło kogoś tak bystrego jak Darwin.

        1. @DZIWER
          No właśnie.
          Tak naprawdę tylko ewolucja jest w stanie wyjaśnić powstanie tych wszystkich gatunków które istnieją.
          Alternatywą wobec ewolucji są tylko mity które postulują "magiczną rękę" tworzącą gatunki i to jednocześnie – dziś takie "alternatywy" to absurd.
          Nie podoba mi się przy tym działalność niektóych "apologetó" któzy mylnie twierdzą że można pogodzic ich religie z nauką.
          Nie można.
          Do ewolucji dobrze pasuje deizm, albo panteizm czy coś w tym rodzaju, ale na pewno nie biblijny Jehowa, który miał dosłownie stworzyć Adama w 4004 r. p.n.e.

  5. Jak ktoś chce wierzyć w bajki oszusta Darwina, to sobie może. Jedni wierzą w gadającego węża inni w gadającą małpę. A najgorsze w tym wszystkim są wnioski filozoficzne, gdzie wszystko samoistnie znikąd się wzięło i tamże podąża.

    1. Czemu Darwin wg ciebie był oszustem?
      Niesłusznie zapomniano Alfreda Wallace’a to fakt.
      A obecnie panuje syntetyczna teoria ewolucji. 
      Przyznaje iż są pewne kontrowersje jak gradualizm czy punktualizmu -ja osobiście popieram ten drugi pogląd.
      Darwin żył w XIX w. i miał prawo się mylić tak jak Lyell który odrzucał całkowicie kreacjonizm.
      Einstein tez popełniał błędy.

      1. Nawet nie chodzi o to, że się mylił. Fabrykował dowody łącząc kości małp i ludzi, nie on jeden.
         

        1. Sorry – zamiast "odrzucał kreacjonizm" powinno być "odrzucał katastrofizm" – to o Lyell'u.
          Ale w czym się mylił?
          Miał prawo popełniać błędy jak każdy – dzisjesteśmy w stanie lepiej je zweryfikować, przez co teoria ewolucji się rozwija i udoskonala.

        2. Panie Springus, Pan powinien dostać worek kości ludzkich zmieszanych z gorylimi, i zadanie ich prawidłowego rozdzielenia. Może wówczas by Pan co nieco zrozumiał.

    2. O, Pan Ezoteryczny powrócił – serdecznie witamy!
      Czy to, że Darwin kłamał, wyczytał Pan z kryształowej kuli?

    3. I co tam, że na tezach Darwina rozwinęła się między innymi współczesna medycyna. Poproszę o 10. takich oszustów, ewentualnie gorszego sortu 🙂

  6. ELASP: Nauka nie mówi o tym, co człowiek powinien czynić, ale o tym (co najwyżej), co człowiek faktycznie czyni. Te dwie dziedziny są w istocie autonomiczne, wszakże z tego, że człowiek coś czyni nie wynika, że to czynić powinien – i odwrotnie.
    ————————————–
    Nauka mówi bardzo dużo o tym co człowiek powinien czynić, ponieważ to nauka dostarcza wiedzy o czuciu krewetek i ludzkich embrionów, o zagrożeniach ekologicznych, o małpiej genezie wielu naszych emocji i zwierzęcym pochodzeniu "praw naturalnych".
    To na podstawie faktów (i odrobiny małpiej sympatii) wybiorę swoje czyny, a nie na podstawie objawień reklamowanych przez proboszcza.
    Kościół nie dość, że bredzi na te i inne tematy, to jeszcze uzasadnia swój mandat bajeczką dla trzylatków o jakichś kamiennych tablicach. Drodzy biskupi, wsadźcie sobie te tablice w dupcie, może mniej ministrantów zgwałcicie.
    Kościół nie ma mandatu do wymądrzania się w kwestiach moralnych.
    Czas żeby Kościół oraz Pan ELASP to wreszcie zauważyli.
    Słowa Jażdżewskiego są dzisiaj lepszym autorytetem niż tablice Mojżesza.
     

  7. Kiedy oni wszyscy zrozumieją że dogmatyczne systemy religijne nie mają nic wspólnego z nauką?
    ——————————————————————-
    Polakom może być coraz trudniej to zrozumieć, skoro bzdury biblijne wykłada im się w szkole obok fizyki, chemii i biologii.
    I skoro "Wydziały teologii" funkcjonują na uniwersytetach.
    Jeśli białe jest czarne to i chodzenie po wodzie jest dopuszczalne.
    Zresztą musi być dopuszczalne, bo z tej samej książki co zmartwychwstanie…

  8. Ewolucja jest faktem . Polemika z faktami to strata czasu . Niemniej ewolucja rodzi fascynujące (i jak sądzę wciąż otwarte) pytania w rodzaju -Dlaczego tak długo ewolucji zajęło wytworzenie inteligencji na ludzkim poziomie (nie chodzi o celowość tylko konwergencje ) i związanej z nią cywilizacją techniczną ? Dlaczego gady ,ptaki nie rozwinęły się do poziomu cywilizacji technicznej? Wbrew pozorą nie są to naiwne pytania a raczej jak mniemam intrygujący eksperyment myślowy na który udzielenie poprawnej odpowiedzi może nas przybliżyć do lepszego zrozumienia ewolucji .Zważywszy na czas ich panowania (gadów,ptaków) i różnorodność form ,wielokrotnie przekraczający rozwój ssaków i hominidów w szczególności,rodzi to wiele fascynujących kwestii . Dobre odpowiedzi na te zagadnienia a zwłaszcza ich tymczasowy brak to oczywiście żaden powód aby podpierać się stanowiskiem kreacjonistów .W końcu najbardziej chyba fascynujące w nauce jest to iż oprócz wydawanych co jakiś czas triumfalnych okrzyków "eureka !" możemy wciąż i wciąż zadawać nowe pytania.

  9. >>Dlaczego gady ,ptaki nie rozwinęły się do poziomu cywilizacji technicznej? Wbrew pozorą nie są to naiwne pytania a raczej jak mniemam intrygujący eksperyment myślowy na który udzielenie poprawnej odpowiedzi może nas przybliżyć do lepszego zrozumienia ewolucji.<<

    -Jest to oczywiście związane z rozwojem mózgu, a ten jak wspomniałem "przyśpieszył" w rozwoju wraz z powstaniem mowy. Druga sprawa to kończyny zwolnione z funkcji lokomocyjnej i umożliwiające wytwarzanie narzędzi. Skrzydła nie za bardzo się do tego nadają. Co prawda terapody chodziły już na dwóch nogach, ale jakoś nie wpadły na pomysł, by wytwarzać narzędzia. Może przez ich mięsożerność? Nie musiały rozłupywać orzechów, ani wydłubywać niczego z ziemi…  

    1. Jest związane coś z czymś bo tak miało być nie ma przypadków. Nadprzyrodzone to ponad prawami natury których nie znamy, a paranormalne to trudne, sprzeczne lub niemożliwe do wyjaśnieniawyjaśnienia, jak niegdyś piorun kulisty lub intuicja ale nie niemożliwe. Rzeczywistość działa nie chaotycznie, nie tylko deterministycznie ale indeterministycznie. Jedne czynniki mogą ale nie muszą być niezależne od drugich. Nie jest to ślepe a kreatywne, abstrakcyjneabstrakcyjne, pomysłowe, wszystko co jest składową natury, np intelekt jest od źródła już ustaloneustalone nie jednak przy udziału świadomości. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *