Homo sovieticus

Bardzo proszę nie mówić mi o granicach wolności w sztuce

i tym podobnych pierdołach.

Przemysław Aleksandrowicz, Konfederacja Polski Niepodległej

Józef Tischner pisał kiedyś o homo sovieticus. A więc o człowieku, którego tożsamość stanowi produkt pewnej totalnej ideologii, co uniemożliwi mu odnalezienie się w rzeczywistości innego typu. Homo sovieticus cechuje podporządkowanie kolektywowi, brak samodzielności i krytyczności intelektualnej, izolacja wobec kultury kreowanej przez osoby pochodzące „z zewnątrz”, czy oczekiwanie wobec państwa, że zajmie się zaspokajaniem jego problemów.

Mimo że od dłuższego już czasu unikamy starannie mówienia o homo sovieticus, myślę jednak, że pojęcie to nie straciło nic na swojej aktualności. Bardzo dobrze widać to w polu sztuki (czy polu działań artystycznych), który wciąż uruchamia w Polakach mechanizmy cenzury prewencyjnej.

We wczorajszym (23 kwietnia 2015 r.) numerze Naszego Dziennika pojawiła się prasowa notka zatytułowana Bezwstydny mecenat. Przestrzega się w nim przed wystawą Gender w sztuce, która ma się otworzyć 15 maja br. w krakowskim Muzeum Sztuki Współczesnej. Zdaniem gazety wystawa ta ma charakter obsceniczny, antykulturowy i antyreligijny, prezentować będzie dzieła pseudoartystyczne i ideologiczne. Co gorsza, popierana jest przez Małgorzatę Fuszarę.

Nie będę odnosił się do wystawy, której nie ma. Niespecjalnie lubię wróżyć z fusów. Wolę za to osobiście oceniać wydarzenia artystyczne, w tym te, które budzą kontrowersje. Niemniej próba zrozumienia, dlaczego powstają takie teksty i na czym opierają swoją legitymizację, wydaje mi się ważna. Umożliwia bowiem bardziej rzetelną dyskusję. A w konsekwencji, być może, choćby drobne zmiany społeczne.

Jakub Dąbrowski swoją pracą Cenzura w sztuce polskiej po 1989 roku przekonał mnie, że strategia sprzeciwu wobec sztuki nowej, której przykład podaję za Naszym Dziennikiem, jest kontynuacją postaw z PRL. Konserwatyzm światopoglądowy i traktowanie cenzury prewencyjnej jako zjawiska (przynajmniej czasem) pozytywnego połączyło wtedy władze partyjne i Kościół rzymsko-katolicki. W rzeczywistości po 1989 r. takie specyficzne spojrzenie na sztukę umocniła Gazeta Wyborcza, dokonując konsekwentnej „deprecjacji innych paradygmatów twórczych, co z czasem wzmacniało napięcia i antagonizmy i tym samym odegrało niebagatelny wpływ na postrzeganie wolności wypowiedzi artystycznej”. Rola Wyborczej jest tu tym bardziej ważna, że po zmianie ustrojowej medium to traktowane było jako „solidarnościowe, wolnościowe i inteligenckie”, krytyka, która pojawiała się na łamach czasopisma była traktowana jako wyważona, obiektywna wypowiedź nieskażonego ideologicznie autorytetu.

Na odbiór i ocenę sztuk wizualnych we współczesnej Polsce bardzo silne piętno odcisnęły lata 80. minionego wieku. Dopiero wtedy przedstawiciele sztuk wizualnych szerzej włączyli się społeczny protest przeciw uciskowi ze strony totalitaryzmu. Stan wojenny sprowokował odezwę, która wyszła ze środowiska warszawskich plastyków (Głos, który jest milczeniem). Wezwali oni – jak pisze Dąbrowski – „do bojkotu wszelkich – krajowych i zagranicznych – oficjalnych wystaw. Jednocześnie wysunęli postulat zorganizowania obiegu sztuki w prywatnych mieszkaniach, poza kontrolą władz”. Warto od razu dodać, że kontestacja objęła w praktyce nie tylko galerie i państwowe miejsca wystawiennicze, ale także sferę estetyki. Zanegowano dominujące w polskiej sztuce perspektywy neoawangardowe, wracając do XIX-wiecznego realizmu. Pojawiły się ponownie prace o charakterze patriotycznym i religijnym, a eksperyment w sztuce zaczął być uznawany za pustą retoryczną sztuczkę.

Odezwa ta spotkała się z pozytywnymi reakcjami w skali całej Polski, a bojkotem objęto większość galerii. Okazało się jednak, że prywatne mieszkania niespecjalnie nadają się na przestrzeń galeryjną. Na potrzeby artystów odpowiedział wtedy Kościół, udostępniając plastykom świątynie jako miejsca wystawiennicze. Nie był to – jak się okazało – gest niewinny. „Egalitaryzacja” dostępu do przestrzeni wystawienniczej, otwarty charakter wystaw i wyraźny polityczny wymiar tej działalności spowodował, że obok prac dobrych, eksponowano prace artystów słabych, a także półamatorów. Stopniowo dominować zaczęła naiwność, odpustowa stylistyka prac, nachalność w eksponowaniu wątków patriotycznych, narodowo-katolickich. Dąbrowski podkreśla, że nie przeszkadzało to wiernym. Nie przeszkadzało także duchownym, którzy – w ramach kontestacji systemu totalitarnego – sami zaczęli uprawiać cenzurę prewencyjną. Na wystawach przykościelnych nie mogły pojawić się prace, które nie zaspokoiły oczekiwań organizatorów, co dotknęło choćby artystów Gruppy, stawiających na absurd, baśniowość, stylistykę zainspirowaną dada. Paweł Kowalewski, związany właśnie z Gruppą, stwierdził wręcz, że siermiężność dominującą na kościelnych wystawach sztuki wizualnej nazwać można „neosocrealizmem”.

Tym, co środowiska klerykalne cenzurowały szczególnie chętnie, były wątki transgresyjne obecne w sztuce. Dąbrowski wymieniu tu przede wszystkim „stosunek do cielesności, seksu czy homoseksualizmu”. Kluczowym słowem, który dyskredytowało nowe zjawiska w sztuce, była pornografia, a także bluźnierstwo. Tropiono je w Matce Joannie od Aniołów, Apocalypsis cum figuris, na cenzurowanym byli Tadeusz Różewicz czy Janusz Głowacki.

Wraz ze zmianą sytuacji politycznej, nie zmieniła się sytuacja sztuki. Wiąże się to między innymi, o czym wspomniałem wyżej, z działalnością Gazety Wyborczej. Jej recenzenci okazywali się bezradni wobec sztuki najnowszej. Zawsze oceniali ją przez pryzmat „modernistyczny” – w odwołaniu do jasno sprecyzowanych kategorii formalnych (w tym głównie opozycji nowość-wtórność) oraz w odniesieniu do doświadczenia estetycznego. Publicyści wyborczej okazali się ślepi na nurt krytyczny w sztuce. Nie byli w stanie zrozumieć, że artystom wizualnym może nie chodzić już o reprezentowanie rzeczywistości, ale o „prezentację rzeczywistych sytuacji”, często przełamujących społeczne tabu po to, by powiedzieć coś ważnego o społeczeństwie.

„W GW – pisze Dąbrowski – konsekwentnie nie próbowano analizować najnowszej twórczości w kontekstach społeczno-politycznych czy tym bardziej wykorzystywać do swoich celów tych dzieł, które wykazywały polityczny potencjał, poruszając tak newralgiczne i bliskie temu dziennikowi tematy, jak np. ciało, wykluczenie, polski katolicyzm, rola kobiety. Wręcz przeciwnie, sztuki plastyczne zostały sprowadzone do ‘dobrej rzeźby’ i ‘dobrego malarstwa’ i miały służyć estetycznej kontemplacji, a nie problematyzowaniu – nie mówiąc już o zaangażowanym komentowaniu rzeczywistości”. Co gorsza, GW (sytuacja ta nie zmieniła się zresztą do dziś) odmawiała publikacji sprostowań – spotkało to choćby Katarzynę Kozyrę. GW przepuściła na nią bezpardonowy atak, ale nie dopuściła do publikacji na swych łamach jej wyjaśnień.

III RP stała się karuzelą protestów. Przeciw filmom (Ksiądz, Ostatnie kuszenie Chrystusa), pracom artystów zagranicznych (Piss Christ Andreasa Serrano) i polskich (choćby wystawa Kobieta o kobiecie). Nieustannie podnoszono te same zarzuty – pornografia, nieobyczajność, obraza uczuć religijnych (swój udział ma tu choćby SLD: Andrzej Pęczak wraz z Markiem Czekalski (UW) złożyli doniesienie do prokuratury ws. obrazy uczuć religijnych i promowania pornografii przez Krzysztofa Kuleja). Wypracowano także strategię kontestacji – obok protestów, prewencyjnych, not prasowych itp. do dziś donosi się, że pornografia, sztuka anty-polska i anty-religijna nie powinna być wspierana funduszami publicznymi. Przy czym wszelka sztuka dotykająca obszaru cielesności i seksu okazuje się zawsze antyreligijne, tak silnie powiązano u nas tabu religijne z podejściem do ciała i seksu!

Skutki tego są różne. I opłakane. Ciągła wojna kulturowa, narzucana sobie autocenzura. Panoszące się estetyczne bezguście czy doskwierający społecznie brak intelektualnych narzędzi do rozumienia współczesności.

Polska jest krajem, który ma przed sobą „pracę u podstaw”. Do edukowania ma homo sovieticus. Punktem wyjścia powinno być – w kwestii pola sztuki – uświadomienie ludziom, że kontrowersje i skandal „drzemią w publiczności, by w różnych sytuacjach wychodzić na jaw”. I że warto się uważnie, krytycznie oraz racjonalnie przyglądać sobie samemu.

Marcin Bogusławski

Całość tekstu oparta jest na książce Dąbrowskiego, do której z przekonaniem odsyłam.

O autorze wpisu:

2008 r. magisterium z filozofii: "Michela Foucaulta uzasadnienie metafizyki władzy". Od października 2008 zatrudniony w Katedrze Epistemologii i Filozofii Nauki UŁ na stanowisku asystenta. Od listopada 2013 r. pracuje w Katedrze Filozofii Współczesnej UŁ. ZAINTERESOWANIA: epistemologia, współczesna filozofia francuska, w tym francuska filozofia nauki (gł. strukturalistyczna i poststrukturalistyczna), tomizm, filozofia starożytna, językoznawstwo porównawcze, indoeuropeistyka, religiologia, muzyka, literatura, rower, pływanie Członek redakcji Internetowego Magazynu Filozoficznego HYBRIS [www.filozof.uni.lodz.pl/hybris]. Członek korespondent Polskiego Towarzystwa Tomasza z Akwinu, oddział Societa Internazionale Tomasso d'Aquino [http://ptta.pl/]. Od 2012 r. sekretarz Oddziału Łódzkiego Polskiego Towarzystwa Filozoficznego. Członek Rady Instytutu Filozofii UŁ jako przedstawiciel pracowników niesamodzielnych. Kierunkowy Pełnomocnik ds. Praktyk Zawodowych (od października 2010 r.). Od 2013 współpracownik wortalu philianizm.pl. Współpracownik (od 2007 roku) Witryny Czasopism [witryna.czasopism.pl]. W latach 2007-2009 sekretarz Festiwalu Filozofii [http://festiwal.ph-f.org].

      1. Przeczytałem ten artykuł i zasada jest słuszna, pracodawca czy organizacja nie powinien dyskryminowac ze względu na płec, orientację seksualna czy stan małzenski (= nie powinien odbierac człowiekowi prawa do małzenstwa), czy kolor skory. Ten projekt i tak jest minimalistyczny bo z tekstu rp wynika, ze do celow „duchowych” i tak bedzie wolno im dyskryminowac. To projekt w dobrym kierunku.
        Jesli ktos sobie chce zakładac grupkę osobnikow gdzie warunkiem jest posiadanie męskiego członka to proszę bardzo, ale jako hobby.
        A tak poza tym, koscioły i kler wszelkiej masci to własnie zbiorowiska o dużym stężeniu gejow, najwiecej w Watykanie. Watykan własnie postanowił, ze mężczyzni nie moga byc ogrodnikami, to jest zbyt ponętny widok jak roznegliżowany ogrodnik z wężem w ręku piesci pączek róży i niejeden watykanski kleszka juz nie wytrzymał.

          1. Ha, ha. Oczywiscie, ze nie. Albo rządzi kler albo nie. Inaczej to stoimy w rozkroku.
            Kler to moze sobie porządzic w Watykanie, dostal skrawek ziemii od wloskich faszystow to niech sie tam sie parzą i opalają, z ogrodnikem czy bez. W kazdym innym panstwie powinna byc nadrzednosc prawa swieckiego nad prawami urojonymi (zwanych boskimi). Jak ktos w imie urojen chce rządzic to niech otworzy szpital psychiatryczny. Kler (jak kazda grupa, np klub filatelistyczny) moze sobie ustanawiac swoje reguły, ale na terenie danego panstwa nie powinny one kolidowac z prawem swieckim, i na pewno nie zabierac ludziom praw obywatelskich. To co dzisiaj mamy, to relikt z przeszłosci panoszenia sie kleru.

  1. Zupełnie nie zgodze sie na definicje homo sovieticus, poza tym powoływanie sie na definicje kleszki to jakis zart. Jesli zastapimy pewne słowa w definicji JT innymi słowami to wyjdzie na to, ze homo sovieticus to jest to samo co homo catholicus. Wystarczy zastapic kolektyw klerem, a panstwo na koscioł:

    Homo (polaco) catholicus:
    Człowiek, którego tożsamość stanowi produkt pewnej totalnej ideologii, co uniemożliwia mu odnalezienie się w rzeczywistości innego typu. Homo catholicus cechuje podporządkowanie klerowi, brak samodzielności i krytyczności intelektualnej, izolacja wobec kultury kreowanej przez osoby pochodzące „z zewnątrz”, czy oczekiwanie wobec koscioła i boga, że zajmie się zaspokajaniem jego problemów.

    Tak wiec Pan krytykuje raczej homo catholicus (aka homo obłudnikus). Dla mnie homo sovieticus to raczej ofiara ograniczen systemu, tego nie wolno, tamtego nie wolno, wiec homo sovieticus naczył sie kombinowac i zamiast rozwiazywac problemy zaczał byc homo kombinatoricus.
    Problem polega na tym ze Polska to homo catholicus, tępa masa poddana klerowi. Wg mnie homo sovieticus albo wyemigrował albo zasilił szeregi homo katholicus-obłudnikus (dulszczyznikus).
    Wiedzę w tym troche panski zabieg krytyki kleru poprzez nazwanie ich komunistami.

  2. W PRL-u artyści i inteligencja względem bloku państw wschodu i NRD, miała najbardziej liberalną politykę. Liberalizm z polityce, przekładał się na wolność obyczajową, np. więcej erotyki w sztuce.
    W 89r. nastąpiło samorozwiązanie PZPR. W powstała pustkę natychmiast wszedł kościół. Przykładem był Tadeusz Mazowiecki, który często opierał się na opinii biskupów.
    Kościół zawłaszczył przestrzeń publiczną w sposób niekonstytucyjny i przystąpił do indoktrynacji religijnej i naciskał na cenzurę obyczajową. Dla ludzi,którzy zaznali wolności u schyłku PRL-u, te działania budziły protest i antyklerykalizm, ci ludzie zostali nazwani przez ks. Tisznera homo-sowietikus, jako materiał na przerobienie na homo-katolikus.

    „Polska jest krajem, który ma przed sobą „pracę u podstaw”. Do edukowania ma homo sovieticus.”
    To wezwanie do indoktrynacji katolickiej.

    W sztuce co ma dobry „smak” a co jest obrzydliwe powinni decydować widzowie, a nie cenzura.
    Jeżeli coś mi nie odpowiada, to nie korzystam z tego, ale nie zabraniam innym, tak postępuje liberał.
    Cenzura to powrót do totalitaryzmu.

      1. to mnie zaskoczyło „mały klerykalizm to szczyt liberalizmu”
        wśród kleru było dużo szpiclów, ale czarne teczki przez byłego ministra spraw ABW Krzysztofa Kozłowskiego zostały przekazane do Episkopatu Polskiego i były poza lustracją.
        Sprawa arc. Wielgusa wyszła z kościoła od księży, którzy chcieli przeprowadzić lustrację, oficjalnie jest to pomówienie.

        Kościół katolicki zwalczał liberalizm ( może byli celowo myleni z libertynami) jako zepsucie moralne.
        Dzisiaj w hierarchii kościelnej zwyciężył fundamentalizm, konserwatyzm, chęć powrotu do średniowiecza, tyle że owieczki nie bardzo słuchają pasterza i rogi im wyrosły.

  3. Panie H, ja jestem zdecydowanym zwolennikiem katechezy/religii ale od 16 roku zycia. Podobnie jestem zwolennikiem kleru, ale na conajmniej takich samych zasadach podatkowych jak inne firmy (pomijam tu ich oszustwo, ich biznesplan sprzedawania czegos czego nie nia). Kler jak, kazda firma, powinna podlegac takim samym zasadom jak inne przesiebiorstwa. I stąd moje ciągoty do rownego traktowania firm niezaleznie od orientacji.
    Ten artykuł ktory podales widze ma date 2009, czy Anglicy wprowadzili cos (rok 2015) z tego projektu?

    Są zawody gdzie jest np potrzebna siła fizyczna (gornik, strażak) i tam nic dziwnego ze jest przewaga mężczyzn. Ale zawod księdza nie wymaga siły fizycznej. Jak sie spytasz kleszki dlaczego nie dopuszczają kobiet to ci odpowie, ze Harry Potter tak chciał. Są tylko dwa powody dlaczego blokują kobiety – (1) jest to organizacja zdominowana przez gejow (2) mężczyzni lepiej potrafią kłamac – i to jest predyspozycja mężczyzn do bycia kaznodzieją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *