Improwizujący kwartet i Leopoldinum

 

W pierwszą niedzielę grudnia (4.12.17) odbył się w NFM koncert łączący wiele stylistyk, będący na pograniczu jazzu, muzyki klasycznej i minimal music. Co ciekawe, instrumentarium wykorzystane w tym eklektycznym programie było jak najbardziej klasyczne – na scenie pojawiły się tylko instrumenty smyczkowe, stanowiące trzon większości koncertów symfonicznych i kameralnych.

 

Słuchaliśmy muzyki na kwartet smyczkowy i orkiestrę kameralną. W roli kwartetu smyczkowego mógł wystąpić tylko i wyłącznie Atom String Quartet, a to dlatego, że jest to nie tak częsty na muzycznej scenie świata smyczkowy kwartet jazzowy, potrafiący grać jak klasyczny jazzband, improwizując przy tym bez żadnego skrępowania. Atom String Quartet często jest nagradzany i zapraszany na wszelakie jazzowe festiwale. Atomom towarzyszyła znakomita orkiestra kameralna, czyli NFM Orkiestra Leopoldinum. Prowadził ją koncertmistrz Christian Danowicz, który jednakże pozostał na pozycji koncertmistrza, na podium dyrygenckie wkraczając dopiero wtedy, gdy zagrać trzeba było Concerto Rosso na kwartet smyczkowy i orkiestrę smyczkową Hanny Kulenty-Majoor. Poza dziełem tej znanej kompozytorki inne utwory opracowane były przez członków Atom String Quartet w składzie: Dawid Lubowicz – skrzypce, Mateusz Smoczyński – skrzypce, Michał Zaborski – altówka i Krzysztof Lenczowski – wiolonczela.

 

Atom String Quartet / fot. archowum zespołu

 

Utwór Hanny Kulenty-Majoor Concerto Rosso nawiązał dość przekornie do concerto grosso, czyli formy, gdzie wykonawcy podzieleni są na grupę koncertującą i orkiestrę, jak u Corellego czy Händla. W zasadzie jednak wszystkie utwory były to w pewnym sensie concerto grosso, zwłaszcza, że partia orkiestry w większości z nich składała się z pełniących rolę swoistego obligato powracających fraz, kojarzących się zarówno z barokiem, jak i z amerykańską minimal music. Ogólnie odniosłem wrażenie, że wyobraźnia melodyczna członków kwartetu jest bardzo amerykańska, gdyż obok fraz jazzowych dawało się usłyszeć pewne echa melodyki Coplanda, Barbera, Adamsa i Cartera. Tak jakby z amerykańskim w sposób dość oczywisty (choć nie dla Francuzów) jazzem przeniknęły do muzyki inne jeszcze amerykanizmy.

 

Koncert zaczął się od utworu Krzysztofa Lenczowskiego Supernova i było to nie jedyne tego wieczoru prawykonanie. Utwór był silnie zdominowany estetyką minimal music i modern jazzem, idącym w stronę pop. Była to jedna z najlżejszych wyrazowo kompozycji na tym koncercie i choć słuchało się jej bardzo miło, przestraszyłem się nieco, że wieczór upłynie jednak nieco zbyt przyjemnie. Zauważyłem też, że kwartet jest nagłośniony, zaś oczywiście Orkiestra Leopoldinum nie i zrobiło mi się trochę przykro, że tak znakomita orkiestra kameralna została odsunięta nieco w cień za pomocą elektrycznej manipulacji. Później jednak nagłośnienie Atomów znalazło swoje usprawiedliwienie w niezwykłych brzmieniach i technikach używanych przez smyczkowych jazzmanów.

 

Następne dzieło skomponował Dawid Lubowicz i zatytułował je Toccata. Tym niemniej początek przypominał bardziej przetworzoną mocno impresję na temat tanga. Później pojawił się ostinatowy rytm i dało się odczuć elementy będące echami fraz barokowych. Czasem, jak niemal we wszystkich utworach prezentowanych na koncercie, włączał się tryb czysto jazzowy i Atomy grały jak klasyczny jazzband, zaś Leopoldinum wspierała ich delikatnie grając unisono w tle.

 

Fale Krzysztofa Lenczowskiego wyrwały mnie z muzycznego relaksu nawiązując mocniej do muzyki neoklasycystycznej. Na tle wzburzonego w neoklasycznym stylu morza pojawiły się między innymi orientalizująco – jazzowe impresje altówki i było to bardzo ładne. Utwór stanowił wstęp do innej estetyki, jaka miała wkrótce nadejść.

 

Hanna Kulenty-Majoor dedykowała Atomom i Leopoldinom swoje Concerto Rosso. Było to już czwarte prawykonanie na tym koncercie. Okazało się, że Concerto Rosso nawiązuje do typowej estetyki Atom String Quartet, ale przenosi ją w inny wymiar. Mieliśmy oto obsesyjną zabawę z nakładającymi się, rytmicznymi figuracjami, przesunięciami rytmów i polirytmią. Utwór brzmiał bardzo ciekawie, duszący się i krztuszący konstrukt dźwiękowy złożony z wielu rytmicznych faktur krztusił się oczywiście i rwał, zaś strzępy i fragmenty wyglądało bardzo intrygująco. Nie do końca przekonały mnie pojawiające się w końcowej części zwolnienia i przyspieszenia, ale ogólnie kompozycja Hanny Kulenty-Majoor była bardzo ciekawa i wciągająca.

 

Po utworze Hanny Kulenty-Majoor pojawiły się dwa utwory członów Atom String Quartet, które stanowiły moim zdaniem najbardziej interesującą część koncertu. Muzyka nadal była na pograniczu stylistyk, nadal zachwycała błyskotliwie zagranymi jazzowymi solówkami, ale było w niej coś jeszcze, co nazwałbym niemodnie „głębią”.

 

Najpierw usłyszeliśmy utwór Michała Zaborskiego Melody of the Prairie. Było on pełen wiatru i przestrzeni na których tle pojawiały się nawiązujące do Coplanda i Cartera melodie. Dzieło oparte było na silnym obrazie muzycznym, na wyróżniającym się motywie, co nadawało więcej siły unoszonym przez nie improwizacjom i jazzowo – folkowo – klasycznym solówkom.

 

Cosmos Mateusza Smoczyńskiego (prawykonanie) zaskoczył mnie swoim rozmachem. Był to niemal poemat symfoniczny. Zaczynał się od wizji kosmosu, gdzie smyczki Atomów i Leopoldinum grały tło zimnej pustki i niezwykłe odgłosy urządzeń sond kosmicznych, czy dźwiękowe metafory krążących planet i spadających na centralne gwiazdy komet. Pojawiające się w tle melodie, powolne i majestatyczne, przywodziły mi nieco na myśl Planety Holsta. Na koniec znaleźliśmy się jakby na rozdrożu zakłócanych przez daleką podróż wśród gwiazd sygnałów radiowych. Muzycy przełączali się jak źle nastrojone radio, zaś wśród mgławic słychać było strzępy znanych muzycznych fraz, w tym arii Roksany Szymanowskiego. Do tego mieliśmy też mniej zatarty przez bezkres taniec góralski. Dzieło Smoczyńskiego było bardzo eklektyczne, ale też oparte zręcznie na rozpoznawalnym motywach, muzycznych analogiach, przez co nie pozbawione siły wyrazu. Krótko mówiąc, a raczej pisząc – ogromnie mi się spodobało.

 

Przedostatnim dziełem w programowym menu było zaczynające się od smyczkowych tremolo „Za wcześnie” Dawida Lubowicza, mocno przesiąknięte romantyzmem, chyba przede wszystkim rosyjskim. Na koniec koncertu usłyszeliśmy Happy Mateusza Smoczyńskiego, mocno popowo – country – jazzowe, pełne radości i drive’u świetne zamknięcie koncertu. Uśmiechy na twarzach muzyków z Leopoldinum, które pojawiły się już dość mocno przy Szymanowskim z Cosmosu, tu były jeszcze szersze.

 

Na bis Atom String Quartet zagrał utwór ze swej płyty poświęconej legendarnemu jazzowemu skrzypkowi Seifertowi. Był to już czysty jazz, ja zaś się zastanawiałem, po co w ogóle robić te wszystkie saksofony, trąbki czy perkusje, skoro wszystko to można robić na wiolonczeli, altówce i skrzypcach? Oczywiście zamiana altówki w bębny wymagała wzmocnienia dźwięku, podobnie jak wcześniejsze „kosmiczne dźwięki”, czy również takie bawiące się alikwotami w stylu mongolskiej techniki chomej (jak ten wiolonczelista to robi?!?).

 

Podsumowując – był to bardzo udany wieczór, owoc świetnej współpracy wirtuozów z Orkiestry Leopoldinum z nietypowym Atom String Quartet. Część utworów, zwłaszcza Cosmos i Melody of the Prairie miało ogromny potencjał i mam nadzieję, że będą one grane też przez inne zespoły jako element repertuaru muzyki na orkiestry kameralne. Prapremiera utworu Hanny Kulenty-Majoor też była wielką atrakcją, choć – takie moje pierwsze wrażenie – Concerto Rosso jest troszkę przegadane i byłoby jeszcze lepsze po drobnych poprawkach w stronę większej jeszcze formalnej zwartości. Ale w muzyce nowej nie zawsze chodzi o to, co miałoby „mniej uwierać”, czasem pewna niedogodność ma znaczenie, więc możliwe, że moja pierwsza impresja po wysłuchaniu Concerto Rosso jest nietrafna.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *