Kilka uwag do publikacji Michała Gadzińskiego „Dlaczego ucieszyła mnie wygrana Trumpa”.

Nie będę wdawać się w dyskusje nt. co kto lubi i co się komu podoba. To sprawa indywidualna.
Są jednak w tym wpisie dwie kwestie, które wymagają odniesienia.

„Polityka zagraniczna. Administracja Obamy zapisała się tutaj raczej negatywnie, a przecież to właśnie Clinton jako sekretarz stanu jest za to odpowiedzialna. Bliski Wschód został zdestabilizowany znacznie bardziej niż uczynił to Bush wojną z  Irakiem. Z dzisiejszej perspektywy widać, jak wielkim błędem było obalanie Kaddafiego, w Libii zapanował wskutek tego chaos i szaleją islamistyczne bojówki. Polskie media podkreślają jaki to niby prorosyjski jest Trump, tymczasem prawda jest taka, że to Obama dał się ograć Putinowi na Ukrainie i gdzie indziej. Warto zastanowić się, czy (także dla Polski) korzystna będzie teraz eskalacja konfliktu Zachodu z Rosją np. w Syrii, do której doprowadzi wygrana Clinton czy może jednak lepszy będzie Trump i pewna normalizacja stosunków.” (cytat z publikacji)

 
Po pierwsze autor stawia niczym nieuzasadnioną tezę, a właściwie kategoryczne stwierdzenie, że wybór H. Clinton skutkowałby eskalacją konfliktu np. w Syrii.
Równie dobrze można założyć, że wybór H. Clinton miałby moc kagańca na poczynania Putina w Syrii. Z Trumpem jako prezydentem niewiadomo czego się spodziewać.
Można snuć też dywagacje, że Trump dogada się z Putinem kosztem najpierw Ukrainy, potem Balticum, a w kolejności ot choćby i Polski.
Po drugie odnoszę wrażenie, iż autor destabilizację Bliskiego Wschodu łączy tylko z H. Clinton i administracją Obamy. Gładko przeszedł nad całym fenomenem „Islamskiej wiosny”. Proponuję nie spłycać złożonego tematu, bo to prosta droga do manipulacji.
O skomplikowaniu tej kwestii zasygnalizował już w komentarzu pod tekstem Jarek Dobrzański, cyt.:

„W kwestii Libii warto wrócić do tych wydarzeń, wczuć się w nie i zrobić sobie powtórkę z podstawowych faktów, szczególnie przebiegu negocjacji, rezolucji ONZ w 2011 i roli Francuzów.”

 
Ja mogę zrozumieć, że się kogoś nie lubi, np. Hilary Clinton, ale zwalanie winy za całokształt na nią jest grubo przerysowane i po prostu nieprawdziwe.
Znaj proporcje Mocium Panie.
I tym zawołaniem (zresztą zaczerpniętym niejako od autora) przechodzę do kolejnego akapitu, który mnie wyjątkowo zdumiał.
Cytuję:

„Pomijając już fakt, że wobec Clinton istnieją poważnie podejrzenia natury kryminalnej (narażenie na niebezpieczeństwo amerykańskich funkcjonariuszy publicznych poprzez nonszalanckie obchodzenie się z pocztą elektroniczną, domniemane nieprawidłowości w fundacji Clintonów), zaś najpoważniejsze o co udało się oskarżyć Trumpa, to że w prywatnej rozmowie dość wulgarnie zachwalał atrakcyjność jakiejś pani i mówił, za co by ją złapał. Nie jest to oczywiście godne pochwały i zasługuje na napiętnowanie, ale znajmy proporcje.”

 
Przyznam, że mnie zamurowało. Albo ja i autor Pan Michał Gadziński żyjemy w innych światach. Albo autor jest niedoinformowany. Albo słyszał o kilku kwestiach, ale je pominął.
Otóż informuję, że w trakcie kampanii wyborczej wypłynęło sporo bulwersujących spraw dotyczących działalności Donalda Trumpa. Przyznam, że jest dla mnie niepojęte, iż Amerykanie tak dali się ogłupić i nie wyciągnęli wniosków z tego, co mieli podane na tacy.
Naturalnie rozumiem, iż populizm Trumpa oraz rozbuchana, acz w jego wykonaniu szczera autopromocja (narcyz wierzy bezgranicznie w swoją wielkość i tym samym staje się autentyczny w gloryfikacji swej osoby) zrobiły swoje. Amerykanie dali się uwieść mitowi o przywróceniu „american dream” , lotnym hasełkom o obniżeniu podatków (kto lubi je płacić?) oraz wątpliwej charyzmie D. Trumpa, jako człowieka sukcesu.
Hilary Clinton nie jest nową twarzą w polityce, ba, ma za sobą lata działalności na tej płaszczyźnie. I faktycznie można wiele jej zarzucić, sporo może się nie podobać.
Donald Trump promował się cały czas, jako ten, który zrobi lepiej. Być może. Tego nie wiemy.
Mamy zatem sytuację, że jeden kandydat był znany z działalności politycznej. Drugi, jako polityk jest całkowitym nuworyszem.
No ale nie jest osobą nieznaną. Gdzie zatem należy szukać wskazówek odnośnie Donalda Trumpa? Ano w jego działalności biznesowej.
Na tym portalu napisałam komentarz pod publikacją Pani Alicji Szaniawskiej „Czy Trump to tylko tragedia dla Zachodu?”, w którym charakteryzuję go, jako rozwydrzonego bachora z bogatego domu, którego poczynania finansowe są nieodpowiedzialne i mają znamiona bardziej zabawy w biznesmena, aniżeli rzeczywiste bycie przedsiębiorcą. Można naturalnie nie zgadzać się z taką oceną, mając na uwadze jego osiągnięcia. Tyle, że sporo z tych sukcesów ma swoje podłoże w prezencie, jaki dostał do losu – odziedziczona fortuna, koneksje i kontakty ojca oraz wsparcie tegoż ojca na starcie biznesowej kariery, np. na rewitalizację Hotelu Commodore kredytów udzielono dzięki cichemu współudziałowi Freda Trumpa. To Fred, a nie Donald Trump był dla pożyczkodawców rękojmią.
Sam Trump zadbał oprócz sukcesów o sporo nietrafionych inwestycji: drużyna futbolowa, resort Trump Ocean Baja Mexico, czy linie lotnicze (to oczywiście nie wszystkie niewypały). Do moich ulubionych plajt należą kasyna w Atlantic City. Zbankrutować na hazardzie…
No ale trudno, jak się coś robi, mogą być wpadki. Tyle, że w przypadku Trumpa było ich sporo. Bankructwa meldował z tego, co pamiętam minimum pięć razy. A oprócz hossy-bessy wyłaniają się jeszcze inne nieciekawe przypadki Donalda Trumpa. Aż trudno mi uwierzyć, że nie słyszał Pan Gadziński o nich.
Jednak formułując tak kategoryczny sąd:

„najpoważniejsze o co udało się oskarżyć Trumpa, to że w prywatnej rozmowie dość wulgarnie zachwalał atrakcyjność jakiejś pani i mówił, za co by ją złapał”

wypadałoby sprawdzić. Zwłaszcza, gdy ktoś opisuje siebie, jako interesującego się wyborami w USA od lat
Na początku proponuję artykuł o tym, jak to Trump kocha i ceni Polaków (miał pełną gębę takich frazesów przy okazji spotkań z Polonią):
http://www.tvn24.pl/magazyn-tvn24/ryzykowali-zyciem-przymierali-glodem-jak-trump-oszukiwal-polakow,65,1381
Jakie oskarżenia można wysunąć na podstawie tej sprawy? Zatrudnianie na czarno nielegalnych imigrantów. Na to jeszcze można by machnąć ręką. Ale na niepłacenie pracownikom?
Czy mam rozumieć, że od teraz unikanie przez pracodawcę zapłaty za wykonaną dla niego robotę przestaje być skandalem i podłością, a staje się cnotą? Według mnie to oszustwo. Tym bardziej obleśne, gdy trafia w najsłabszych.
Gdyby miał ktoś wątpliwości, co do odpowiedzialności Trumpa to nadmieniam, że ta śmierdząca sprawa zakończyła się po wielu latach ugodą i wypłaceniem odszkodowania. Ugoda i wypłata odszkodowania oznacza, że zarzuty nie były bezpodstawne. No chyba, iż ktoś sądzi, że Trump wyłożył zadośćuczynienie z dobroci serca.
Teraz pozwolę sobie zacytować końcówkę innego artykułu, dotyczy smrodu z Trump University:

Trump starał się też wykorzystywać kontrowersje związane z e-mailami Clinton, które ochrzczono jako „emailgate” – od afery Watergate, w wyniku której ze stanowiska prezydenta USA ustąpił Richard Nixon. Gdy pełniła ona funkcję sekretarza stanu, używała prywatnej skrzynki e-mailowej i serwera, przez co dostęp do wiadomości mogły łatwo uzyskać osoby nieuprawnione. Tu jednak w lipcu FBI zamknęła dochodzenie i nie zaleciła ścigania Clinton przez wymiar sprawiedliwości.
Tymczasem sprawa Trumpa przed wyborami nie doczeka się rozwiązania. Biznesmen nie chce zawrzeć ugody, bo uważa się za niewinnego, a procesy mają rozpocząć się jesienią. Już wiadomo, że jeden z nich ruszy już po wyborach. 
W procesie, w którym oskarżycielem jest prokurator, poszkodowani mogą uzyskać nawet trzykrotność swoich strat, co dla Trumpa może oznaczać duże odszkodowanie do zapłacenia. Choć przy możliwych stratach politycznych – a w nadchodzących wyborach liczy się każdy głos, bo Clinton i Trump idą praktycznie łeb w łeb – te finansowe mogą okazać się kosmetyczne”

 
Dla zainteresowanych całość tu:
http://www.forbes.pl/donald-trump-klamstwa-i-oszustwa-czyli-trump-university,artykuly,206298,1,4.html
Nadmienię, że sędzia nie przychylił się do wniosku prawników miliardera o odrzucenie pozwu. W tym przypadku również mamy do czynienia z zarzutami oszustwa, naciągania, wyłudzania i żerowania na słabszych.
Co jeszcze? Sprawa podatkowa, czyli wykazanie w 1995 roku prawie miliarda dolarów strat, a w konsekwencji bardzo możliwe, że przez lata niepłacenie ani centa podatku federalnego.
Jakie wnioski z tego przykładu?
Pierwsza możliwość to taka, że Trump wcale nie jest tak przedsiębiorczy, rzutki i skuteczny, jak o sobie opowiada, więc jego propaganda sukcesu i nadzieje pokładane w nim przez wielu są wydmuszką.
Druga alternatywa jest znacznie gorsza. Jeśli jest jednak tak sprytny i obrotny to mamy do czynienia z planowanymi plajtami. Nie będą się rozwodzić nad słusznością, bądź nie przepisów amerykańskiego prawa podatkowego. Zwrócę tylko uwagę, że nie powstały one z myślą, by ktoś dymał system podatkowy, choć oczywiście mogą do tego prowadzić. Nazwijmy rzeczy po imieniu. Ten, który doprowadza celowo do strat w celu unikania opodatkowania jest zwyczajnym hochsztaplerem.
Zatem mamy do czynienia albo z biznesową fujarą, albo z oszustem.
Tych wszystkich, którzy wyją z podziwu nad przebiegłością Trumpa pragnę uświadomić, iż takie plajty to nie tylko cyferki w księdze przychodów-rozchodów. To dramaty wielu ludzi pozbawionych pracy i środków do życia. To rozpacz w firmach podwykonawców nagle przez niewypłacalność zleceniodawcy częstokroć stających na skraju finansowej przepaści, albo i w tę przepaść rzuconych.
W tym kontekście człowieka nielubiącego regulować swoich zobowiązań przypomina mi się zapowiedź Trumpa z kampanii wyborczej, że USA nie będzie płacić długów.
Czy mam rozumieć, iż od teraz nieregulowanie zaciągniętych pożyczek staje się chlubne?
No to zacznijmy wszyscy odpowiadać naszym wierzycielom, partnerom biznesowym, sąsiadowi, co nam pożyczył stówkę do pierwszego: „goń się”. Ewentualnie wyśmiać pożyczkodawców, ironicznie im oznajmiając: „dobry zwyczaj nie pożyczaj”.
I takiego biznesowego rozbójnika wyłoniono na najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych, więc nie wiem, czy jest z czego cieszyć się.
Mam jeszcze propozycję. Baksiki, Ambergoldowcy i inne Kilkujadki na prezydenta RP.
Darz bór.
 
 
 
 
 

O autorze wpisu:

  1. „Mam jeszcze propozycję. Baksiki, Ambergoldowcy i inne Kilkujadki na prezydenta RP.”
    .
    To ciekawa propozycja. Takie małe political fiction: Co by było, gdyby w 1990 r. wybory wygrał Tymiński, a nie Wałęsa?

  2. @ p. Tamara: Można snuć też dywagacje, że Trump dogada się z Putinem kosztem najpierw Ukrainy, potem Balticum, a w kolejności ot choćby i Polski.
    ———–
    Dla mnie sam tekst p. Gadzińskiego ma tyle punktów, w który autor wyciąga mylne wnioski, że nie podejmuje się nawet polemiki. Natomiast polskie masowe niewidzenie potencjalnego problemu z Rosją (bo oglądanie tej kwestii przez pryzmat wyborczych frazesów to szczególny infantylizm) prowadzi do smutnego wniosku, że wiele trudnych kart w historii Polski pochodzi od samych Polaków. Oto kolejny przykład.

    1. A na czym to polskie niewidzenie „potencjalnego problemu z Rosją” polega?
      Problem bedzie jak Putin wykorkuje, Rosja sie podzieli, wychoduje 17 Kaczynskich/Zyrinowskich, a to tego cerkwia sie upomni o swoje dzialki, paranoja bedzie w Rosji jak w obecnej Polsce, tyle ze to bedzie faktor x 17. Wtedy Polska bedzie miala problem, bo niejeden wataszka bedzie parl na wschod.
      Ale to nie problem Jankesow, bo bedzie wtedy o co walczyc, aby rozwalic teren Rosji i sie nachapac.

  3. Dobry esej Tamara.
    Zasadniczy problem Trumpa to nie jego seksualny wulgaryzm ale fakt ze jest to polityczny ignorant ktory zmienia zdanie kilka lub kilkanascie razy na kazdy wazy temat. Trump to Nikodem Dyzma do kwadratu. Ale nie bedzie sam a ludzie wokol niego maja troche oleju w glowie.
    Esej ktory Tamara krytykuje jest slabym odbiciem reakcji swiata na wybor Trumpa.NP prasa niemiecka pisze ze Trump to gorsza katastrofa niz 9/11. Miejmy nadzieje ze az tak zle nie bedzie.

  4. Szanowna Pani,
    Bardzo dziękuję za polemikę i przepraszam, że tyle musiała Pani czekać na odpowiedź.
    Owszem, uważam że wybór Hillary Clinton doprowadziłby do eskalacji zadrażnień w stosunkach USA-Rosja. Opowiadała się np. za utworzeniem nad Syrią „no fly zones”, co wywołało gniewne pomruki na Kremlu. Trump chce współdziałać z Rosją w zwalczaniu ISIS. Mi to pasuje, bo uważam Assada (jaki by nie był) za „najmniejsze zło” w Syrii, w czym niby lepsi odeń są popierani dotąd przez Amerykę „umiarkowani islamiści”?
    Co do Ukrainy, to zgadzam się z kol. Piotrem Napierałą, że Obama powinien był wysłać własne „zielone ludziki”, może wtedy udałoby się zapobiec anschlussowi Krymu. Teraz jest już za późno i możemy jedynie przejść nad tym do porządku dziennego.
    Co do Bliskiego Wschodu, to uważam że polityka była tutaj błędna. Poza Libią bardzo nie podoba mi się, że Zachód dopuścił np. do obalenia Mubaraka. Był jaki był, ale był prozachodni. Można nie lubić bliskowschodnich dyktatorów (jest za co), ale stanowili oni czynnik stabilizujący, lepsi oni niż islamiści.
    Co do plajt Trumpa to racja, ale taki jest kapitalizm, raz się jest na wozie, raz pod wozem. Podobnie jak kol. Napierałę irytuje mnie, że mówi się jedynie o plajtach Trumpa, a pomija milczeniem jego udane biznesy.
    Muszę przyznać się do uchybień – rzeczywiście w publicystycznym ferworze pominąłem domniemane przekręty podatkowe Trumpa, wątpliwości związane z jego uczelnią czy też zatrudnianie nielegalnych imigrantów. Rzeczywiście nie są to sprawy, które przynosiłyby prezydentowi-elektowi chlubę, jednak dalej uważam, że nonszalanckie obchodzenie się przez Hillary z służbowymi mailami czy Benghazi to jednak większy kaliber.
    Co do stosunku do Polski i Polaków to trzeba jednak przyznać, że to Trump próbował w kampanii odwoływać się do Polonii (nie żeby jakoś bardzo, ale w ogóle), podczas gdy w narracji Hillary Clinton nasz kraj nie istniał. Oczywiście nie dlatego, żeby demokratka nas jakoś specjalnie nie lubiła, po prostu Polska nie odgrywa większej roli w jej wizji polityki zagranicznej.
    Jaka będzie prezydentura Trumpa pokaże czas, ja daję mu duży kredyt zaufania. Mam wrażenie, że każde z nas z racji odmiennych poglądów czy sympatii zwraca po prostu uwagę na inne aspekty rzeczywistości politycznej, bagatelizując lub bezwiednie ignorując inne.
    Irytuje mnie karykaturalny wręcz sposób, w jaki w polskich mediach przedstawiany jest Donald Trump, tym bardziej cieszy mnie, że na tym portalu możliwa jest merytoryczna, inteligenta i kulturalna dyskusja.
    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *