Kto najlepiej grał Chopina?

Skończył się właśnie kolejny Konkurs Chopinowski, który przyciągnął pianistów ogromnie utalentowanych, lepszych niż w dwu poprzednich jego odsłonach. Obok świetnych muzyków budujące było ogromne zainteresowanie konkursem Polaków. Popularność muzyki klasycznej w naszym społeczeństwie rośnie i napełnia mnie to dobrym humorem, choć może ciężej niż parę lat temu będzie mi zdobyć bilet na ciekawy koncert, czy upolować dobrą, przecenioną płytę.

Muzykę Chopina nie zawsze stawiałem w pierwszej dziesiątce najlepszych kompozycji na fortepian, czy też najlepszych dzieł epoki romantyzmu. Ale jakiś czas temu skapitulowałem. Chopin wielki był i basta! Jego dzieła są niezwykle i wyjątkowe, obdarzone jednocześnie niecodzienną głębią. Tym niemniej zaraz po Konkursie Chopinowskim poświęciłem słów kilka innemu mojemu ulubionemu romantykowi – Franciszkowi Lisztowi.

Pamiętam, że gdy kilkanaście lat temu napisałem mocny wpis w obronie Chopina i muzyki klasycznej na Racjonalista.pl zostałem tam niemal zlinczowany, choć wtedy portal ów generalnie trzymał poziom, nie był narodowo – socjalistyczno – spiskowy. Wielu użytkowników tamtejszego forum zapewniało mnie z wściekłością, iż nie lubi Chopina.

Zanim więc przejdę do omawiania największych wykonań muzyki Chopina, zaznaczę, iż stwierdzenie "nie lubię Chopina" jest nieco idiotyczne. To tak jakby stwierdzić "nie lubię Homera, Szekspira, Felliniego, Partenonu, Rafaela, Camusa…". Można nie znać, jak się pozna, nie można nie lubić…

Oczywiście nie omówię wszystkich ulubionych i godnych polecenia wykonawców Chopina. Jest to niemożliwe i na pewno zaraz po opublikowaniu tego artykułu zacznę sobie przypominać innych mistrzów, o których zapomniałem. Umówmy się więc po prostu, że wrócę do tego tematu za czas jakiś i wtedy dodam kolejnych wielkich wykonawców arcydzieł mistrza z Żelazowej Woli.

Lubię, gdy muzykę grają kompozytorzy. Rachmaninow był ostatnim w dziejach muzyki zachodniej mistrzem, łączącym wybitne umiejętności kompozytorskie z geniuszem wykonawczym. W swoich dziełach, podobnie jak Skriabin, należał do nielicznego grona kompozytorów potrafiących bez katastrofy nawiązać wprost do chopinowskiej estetyki. Posłuchajmy go przez chwilę w Chopinie:

 

Rachmaninow był rosyjskim arystokratą, który większość swego twórczego życia spędził na emigracji, uciekając przed Rewolucją Październikową i jej ludobójczym dziedzictwem.

Zapewne nie wszyscy z Was słyszeli o genialnym rumuńskim pianiście, Dinu Lipattim. Dla znających jego twórczość wykonawczą melomanów uchodzi on za Olimp sztuki wykonawczej. Nie stał się dostatecznie znany przez to, że w bardzo młodym wieku umarł na białaczkę.

 

Innym mitycznym pianistą był Józef Hofmann, Polak, który większość aktywnego artystycznie życia spędził w USA. Jego technika była niezrównana, jakby powiedział Liszt – transcendentalna. Hofmann był nie tylko wybitnym pianistą, ale też wynalazcą. Jemu zawdzięczamy między innymi wycieraczki do szyb w samochodach.

Wspaniałe grał Chopina Paderewski, jeden z twórców polskiej niepodległości. W przeciwieństwie do Rachmaninowa czy Hofmana popełniał masę pianistycznych omyłek, mimo to czuł doskonale nastrój i przesłanie chopinowskiej twórczości.

Największym ambasadorem twórczości Chopina był oczywiście Artur Rubinstein, należący do grona ludzi cieszących się zawsze pełnią życia. W przeciwieństwie do wielu lwów fortepianu Rubinstein był także genialnym kameralistą i miał przepastny wręcz repertuar.

Drugim wielkim ambasadorem Chopina był Francuz Alfred Cortot, którego wizja Chopina była przeciwstawna do tej zaproponowanej przez Rubinsteina. U Cortot Chopin to poetycka mimoza rodem z powieści Prousta. U Rubinsteina Chopin jest męski, byronowski. To dziki i gniewny wojownik romantyzmu. Cortot był także wielkim propagatorem muzyki niemieckiej we Francji, w tym genialnych dzieł Wagnera. Wcześniej Francuzi unikali dzieł twórców niemieckich, wyraźnie urażeni zajęciem przez Niemców Alzacji i Lotaryngii. Niestety, Cortot przestał być przekonującym ambasadorem muzycznych Niemiec w trakcie II Wojny Światowej, kiedy splamił się nieodwracalnie kolaboracją z nazistami. Mimo to posłuchajmy go przez chwilę, pamiętając też o jego wielkich interpretacjach dzieł Schumanna.

O ile Artur Rubinstein miał rozległy repertuar, o tyle Światosław Richter jeszcze większy. Ten radziecki pianista już w dzieciństwie oberwał od władz radzieckich z przynależność do niemieckiej mniejszości w ZSRR. Zupełnie bez powodu zabito jego ojca. Być może dlatego przez całe życie był nienawidzącym siebie pesymistą. Mimo to kochał Rosję i był bardzo nieszczęśliwy, gdy pierwszy raz występował w USA. Richter uwielbiał występować na prawdziwej prowincji, grając na rozklekotanych instrumentach w powiatowych domach kultury. Posłuchajmy go:

Jedną z jurorek Konkursu Chopinowskiego była jego dawna laureatka, Marta Argerich. Ta latynoska pianistka gra Chopina w znakomity sposób i ogólnie świetnie znajduje się w estetyce romantyzmu.

A zatem to są moi najgodniejsi Wam do polecenia pianiści szopeniści. Z pewnością o kilku zapomniałem, wielu innych wielkich mistrzów fortepianu chciałbym wymienić, ale są oni w Chopinie nierówni. To nic dziwnego. Chopin stanowi specyficzny muzyczny świat. Ktoś absolutnie genialny w Beethovenie, Mozarcie, Brahmsie czy Czajkowskim może mieć niezłe chopinowskie wpadki. Wielu pianistów raz grało Chopina genialnie, innym razem nie. Dlatego z pewnością znajdziecie wybitne interpretacje Chopina u Horowitza, Michelangelego, Arraua, Polliniego etc. Ale możecie też trafić na chopinowskie potknięcia tych wielkich mistrzów.

[divider] [/divider]

chopin_par_Delacroix_g

[divider] [/divider]

A jak grał Chopin? Czy był poetycką mimozą a la Cortot, czy też był żywy i dziarski, jak chciał Rubinstein? Z pewnością stan zdrowia nie pozwalał Chopinowi roztrzaskiwać instrumentu na oczach słuchaczy jak uwielbiał to czynić jego genialny przyjaciel Liszt. Z drugiej jednak strony nie wiemy, jakby chciał grać Chopin, gdyby większość życia nie był śmiertelnie chory. To samo dotyczy samych instrumentów – od czasów Chopina fortepiany znacząco rozwinęły się od strony dynamiki i możliwości ekspresyjnych.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

  1. Podziwiam ludzi, którzy potrafią rozróżnić niuanse wykonań tysiąckrotnie wykonywanych przez mistrzów klawiatury utworów, podziwiam ludzi potrafiących dostrzec geniusz plastyków takich jak Mark Rothko, podziwiam speców Hi-Tech Audio, znajdujących różnice w odsłuchu po wymianie kabli głośnikowych kosztujących 100 $/mb na kable za jedyne 100 zł/mb.
    Jednocześnie dziwi mnie niepomiernie, że żaden z tych speców nie weźmie udziału (chyba, że utraci instynkt samozachowawczy 🙂 ) w „podwójnie ślepej próbie” z dziedziny, w której jest koneserem. Chociaż pewnie nie powinienem się dziwić, bo w takiej próbie skompromitowało się już wiele autorytetów…
    Tym, którym krytyka muzykologiczna jest bliska, polecam niegrubą książkę autorstwa Etienne Barilier’a „Chiński fortepian”. Opisuje ona zmagania intelektualne na tle konfliktu artystycznego, etycznego i osobistego – którego podmiotem jest ocena znakomitej pianistki, Chinki – przez dwóch dziennikarzy, autorytetów muzykologii. Zgrabne, z humorem, ale i z głębią.

    1. Kiedyś uczestnicy konkursu chopinowskiego były zasłonięci, tak że jury ich nie widziało. W sumie ciekawe były, gdyby uczestnicy występowali w losowej kolejności i jury nie wiedziało, kto w danym momencie gra. Tak by nawet za każdym razem grający mieli inne numery startowe. Ciekawy jestem wyników głosowania w takim przypadku.

    2. Jeśli chodzi o rozpoznawanie nagrań, to jest „Muzyczny Trybunał Dwójki” w Polskie Radio 2, gdzie krytycy wybierają najlepszą interpretację danego utworu i starają się zgadnąć wykonawcę. Idzie rozpoznać. Lepsze kable od gorszych również. Ja się zdziwiłem, kiedy po raz pierwszy kupiłem nieco lepsze kable. Różnica dźwięku była piorunująca. To ma znaczenie. Ale od jakości dźwięku znacznie ważniejsza jest sama muzyka. Wszystkie podane przeze mnie nagrania są stare, niektóre sprzed II Wojny Światowej. Siłą rzeczy jakość dźwięku jest archaiczna. Ale lepiej mieć Rachmaninowa w nagraniu akustycznym z lat dwudziestych, niż średnio dobrego pianistę w nagraniu audiofilskim SACD.

      1. Jak nie wiesz, co znaczy „podwójnie ślepa próba”, to najpierw wyguglaj, potem się odnoś. Zgadywanka (w studio!) to całkiem co innego, nawet pominąwszy oczywistą możliwość ustawki.
        To samo z kablami. Jak wiesz, które kable są które, to tak samo jesteś pewien, że lepiej grają, jak kupa ludzi była pewna, że widzieli Matkę Boską na brudnej szybie. Oni TEŻ nie oszukiwali. Jestem pewien, że oni rzeczywiście ją widzieli!

    1. No właśnie rzeczywista ocena kompozycji Chopina pokazuje, że nie są to same pasaże… Na przykład wspaniałe modulacje tonalności, jak u późnego Wagnera. To wyjątkowo trudne i wyrafinowane. Zarówno u Chopina jak i u Wagnera (wbrew pozorom ich języki muzyczne łączy trochę podobieństw).

        1. Nastrój u Chopina jest świetnie budowany. Oczywiście to inny typ budowania nastroju niż w baroku – tu uwielbiam zwłaszcza Bacha, Monteverdiego i Landiego. Niczego sobie, jeśli chodzi o budowanie nastroju w baroku, są też Haendel, Schuetz, Biber, Froberger, Couperin, Vivaldi, Marin Marais, Pergolesi, Cavalli… Chopin jest jednym z mistrzów budowania nastroju. Oczywiście nie ma aż tak szerokiej palety nastrojów jak Bach czy Monteverdi, bardziej jak Marais czy Couperin. W romantyzmie najszerszą paletę nastrojów miał moim zdaniem jego twórca – Beethoven. Ale Chopin, podobnie jak na przykład Marais, czy Dowland, w „swoje” nastroje wnikał z ogromną precyzją i wyrafinowaniem. To trochę jak genialne czernie u Velasqueza czy Manet.

          1. Nie da się lubić wszystkiego ulubiony styl powoduje że mniej ulubiony mniej lubimy wlasnie dlatego że jest inny. Moim zdaniem to bardzo dziwna postawa. Wlasnie dlatego że lubię muzykę barokową i jazzową Chopina nie bardzo już lubię. Inna postawa jest nie tylko dość dziwna ale i nieco pretensjonalna.

          2. Nie da się porównać artystów innych stylów racjonalnie
            Ale można woleć ten czy inny styl
            Dziwnie ze muszę to tłumaczyć…
            To wcale nie jest liberalne. Liberalny jest brak wmuszania galkiewiczowi słowackiego…

          3. Nie ma nic pretensjonalnego w tym, że jesteś w stanie podziwiać zarówno arcydzieła baroku, jak i gotyku…

    2. Chopina nikt nie gra poprawnie : – ) Przecież nikt nie wie, jak należy grać Chopina, więc nie można mówić, że nikt nie gra poprawnie albo że ktoś gra poprawnie. Nie wiemy, jak grał Chopin. Nie wiemy, jak by Chopin ocenił dzisiejsze interpretacje swojej muzyki. Mamy tylko zapis muzyczny, a on jest niepełny. To otwiera drzwi do interpretacji. A to już zależy od interpretującego. Jedynie co możemy powiedzieć to, czy ktoś gra technicznie lub nie i czy się mi podoba, czy nie.

      1. Kompozytor przestaje być „Panem” swojego dzieła, gdy staje się ono publiczne. Chopin uważał, że Liszt interpretuje lepiej od niego jego etiudy, Rachmaninow uważał, że Horowitz interpretował lepiej niż on sam niektóre jego dzieła, a obaj panowie byli absolutni, jeśli chodzi o warsztat pianistyczny. Nie istnieje zatem „poprawny Chopin” – są tylko dobre i słabe interpretacje jego muzyki.

        1. Primo: Czytałem, a potem komentuję. Secundo: To jest oczywiste, że nie wiemy, jak brzmi „prawdziwy” Chopin. Możemy opierając się na świadectwach słuchaczy, przypuszczać jak grał Chopin. Ale to jest subiektywna ocena jego słuchaczy. Jak grał Chopin nie wiemy. Możemy rekonstruować instrumenty, możemy sobie na nich grać. Jak grał Chopin, moglibyśmy powiedzieć, gdyby istniały nagrania jego wykonań. Ale takie nie istnieją.

          1. Przede wszystkim Piotrze kompozytor nie ma jedynej i najlepszej koncepcji wykonawstwa swoich utworów. Napisałem już, iż Chopin uznał, iż Liszt wykonuje lepiej od niego etiudy Chopina. Ale nawet gdyby tak nie uznał, dzieło muzyczne można wykonywać na wiele sposobów i koncepcja wykonania kompozytora nie jest uznawana za jedyną obowiązującą.

          2. Jeśli uznał że liszt robi to lepiej i nie żartował a mysle że pewnie zartowal. To by oznaczało że właściwy jest sposób liszta. To nie byl postmodernizm ci ludzie wiedzieli że prawda istnieje

          3. Wiersz można wyrecytować na wiele sposobów, podobnie na wiele sposobów można zinterpretować sonatę. To nie ma nic wspólnego z postmodernizmem.

          4. Może nie powinno mieć ale ma. Przez cały 17, 18, i 19 wiek dla wszystkich autorów traktatów estetycznych jak Hume Baumgarten Kant bylo oczywiste że istnieje jedna prawda a więc także sztuka wlasciwa i niewłaściwa oraz metoda grania właściwa i niewlasciwa. Chopin też tak uwazal. Twoje podejście jest anachroniczne, dwudziestowieczne, amerykańskie Jacku… I możesz tak uważać ale to nie zmienia faktu że Chopin na pewno miał wizję właściwego wykonania i nie zaakceptowałby znacznych odstępstw. Na sto procent.

          5. No i co z tego, że Chopin by nie zaakceptował? Poza tym w tym artykule omawiam różnych wykonawców, również takich, którzy grywali Chopina cicho, poetycko i delikatnie. Ale nie przekreśla to szkoły rosyjskiej i amerykańskiej pianistyki. TIFC wydał serię nagrań chopinowskich na kopiach fortepianów z czasów Chopina, szefowie Konkursów Chopinowskich chcą dopuścić historyczny fortepian jako instrument do wyboru w następnych konkursach.

          6. Wiersz to nieco inna sprawa. Malo który poeta zostawił zapiski jak je czytać choć jakieś wrażenia słuchaczy też pewnie się znajdą. Nie jestem fanem poezji. 90% pierwszy jakie czytałem to pretensjonalny bełkot więc nie wiem jak z tymi wrażeniami słuchaczy. Muzyką się żywo interesuję więc co nieco wiem.

          7. Tak samo nie wiemy, jak wyglądał kolos rodyjski. Są opisy, ale nie możemy powiedzieć, że wiemy, jak wyglądał „prawdziwy” kolos rodyjski. Opisy opisami, na ich podstawie możemy rekonstruować, podejrzewać, ale nie wiemy na pewno. Wiemy, jak grał Paderewski, Rubinstein, bo są nagrania, a nagrań Chopina nie ma.

          8. Masz sztuki Szekspira. Nie muszą być grane w jeden sposób. Rekonstrukcja historyczna to tylko jeden ze sposobów wykonywania muzyki czy wystawiania dramatu.

          9. (cytat) Czyli wiedza historyczna jest bez wartości bo leniuch nie ma trzeszczącego nagrania… (koniec cytatu)
            Panie Piotrze, no bardzo proszę. Droczy się Pan ze mną. Piszę po raz któryś, że nie wiemy, jak brzmi „prawdziwy” Chopin, bo nie mamy nagrań. Możemy jedynie PRZYPUSZCZAĆ, jak grał na postawie partytur, wiedzy historycznej i muzykologicznej. Ale pewności nie mamy.
            (cytat) Zdziwaczali odtwórcy są powodem dla którego od kilku lat już nie chodzę do teatru… (koniec cytatu)
            Z muzyką jest dokładnie tak samo jak ze sztuką teatralną. Każdy artysta (muzyk, aktor) inaczej interpretuje zapis (partyturę, tekst sztuki) i inaczej gra. Partytura muzyczna, czy tekst sztuki jest półproduktem, który zostaje ukończony przez interpretatora. Dlatego jest wiele interpretacji poloneza As-dur, wiele interpretacji „Dziadów”. Przecież nawet kolejne interpretacje tego samego artysty są inne. Dlatego od lat nie schodzą z desek teatrów wielkie dzieła, co rusz inaczej odczytywane i wystawiane. Pan Jacek tłumaczy to cierpliwie w kilku wpisach.

          10. Doskonale to ująłeś Zbyszku. Sztuka jest żywa dzięki możliwości różnych interpretacji, a nawet różnych nawiązań. Gdyby Chopin istniał jedynie jako doskonałe, nienaruszalne nagranie, byłby martwy. Nawet szaleni artyści, kłócący się z tą muzyką, mają swój sens w życiu dzieł Chopina.

      2. Chodzi o to, że dźwięki jakie produkował Chopin na swoich fortepianach były zupełnie inne, płytsze i bardziej klawesynowe. Dlatego, podobnie jak Bach przy Wohltemperierte Clavier nieco przesadzał z opracowaniem dźwiękowym, tak by wydusić ile można z ówczesnych instrumentów, teraz grane na Rachmaninowskich monstrach z Rachmaninowskim rozmachem stają się mało strawne. Dodatkowo wszystkie pamiętniki pokazują zgodnie, że Chopin, introwertyk i dandys grał w stylu Glena Goulda – minimalistycznie. Zygmunt Kałużyński jest jednym z niewielu intelektualistów, którzy zwracali na to uwagę. Chopin grał cicho, wręcz zbyt cicho dla dalszych rzędów salonowej publiczności Paryża 1831 roku, gdzie Chopin szedł od recitalu do recitalu. Tera gra się Chopina w wersji orgiastycznej, z mnóstwem nadętych emocji i udawaną wrażliwością, skrajnym ekstrawertyzmem i widać, że to po prostu nie pasuje. Nikt z obecnych konkursowiczów zapewne nie spodobał się samemu Frycowi

  2. Współczesna muzykologia i krytyka muzyczna osiągnęła poziom, przypominający takie badanie drzew, przy którym całkowicie zapomniano o istnieniu lasu. Co ciekawe, dotyczy to wyłącznie muzyki określanej jako „poważna”! W jazzie i rocku nikt nie wnika, jak posługują się pedałami pianiści, nie analizują „słuszności” przyjętego tempa, nie rwą włosów z głowy przy graniu „forte”, tam, gdzie w nutach pisze „piano”.
    A nadewszystko, nikt nie usiłuje wmówić słuchaczowi: „Ty się gamoniu, nie znasz, nie wiesz, co dobre, masz drewniane uszy – więc słuchaj, jak świnia grzmotu, a my ci powiemy, czy masz klaskać, czy tupać!”
    Skutek jest taki, że Konkursy Szopenowskie (również inne, w podobnej formule) zaczynają przypominać maratony taneczne (jak z filmu „Czyż nie dobija się koni), gdzie wygrywa ten, kto ma mocniejsze ścięgna, ustrzeże się kontuzji i „potrafi się sprzedać” jurorom. Zwycięzca bierze wszystko, pokonani liżą rany. Albo odchodzą w niebyt

    1. Nonsens. W tym Konkursie Chopinowskim było wielu pianistów grających piano gdy Chopin pisał forte. Wielu grało za cicho i za delikatnie.

      1. To jest klasyczne „czepianie się słówek”, wobec niezrozumienia skrótu myślowego!
        Nieważne, czy akurat w tym konkursie ktoś grał forte, czy piano, istotne jest, że gremium znawców debatuje nad pierdołami, które nikogo, oprócz nich, nie obchodzą! Bo meloman, to ktoś, kto delektuje się muzyką, a nie procesem jej wytworzenia.

        1. Są lepsze i gorsze wykonania, wyrafinowani i początkujący melomani. Rola konkursów i krytyków muzycznych polega na ułatwieniu ludziom dotarcia do rzeczywiście dobrych muzyków.

        2. Odniosłem się do Piotra, który stwierdził, że „walili w fortepiany”. Ta uwaga nie jest zgodna z rzeczywistym wykonawstwem na przynajmniej trzecim etapie konkursu. Nie walili, większości można było zarzucić, że właśnie grają zbyt delikatnie. Ale tak czy siak grali w większości znakomicie.

  3. „Chopin Bukowski”
    to jest mój fortepian.
    telefon dzwoni i ludzie pytają:
    co tam robisz? może
    uchlalibyśmy się razem?
    a ja mówię:
    siedzę przy fortepianie.
    co?
    siedzę przy fortepianie.
    odkładam słuchawkę.
    ludzie mnie potrzebują. czymś ich
    wypełniam. jak nie widzą mnie
    jakiś czas wpadają w rozpacz, chce im się
    rzygać.
    ale jak widuję ich za często
    chce się rzygać mnie. trudno żywić innych
    cierpiąc samemu głód.
    fortepian odpowiada mi, mówi
    różne rzeczy.
    czasem są to kawałki
    bez ładu i składu, dosyć kiepskie.
    kiedy indziej
    jestem świetny i mam fart jak
    Chopin.
    czasem wychodzę z wprawy
    wszystko brzmi fałszywie. nic
    nie szkodzi.
    mogę usiąść i zwymiotować
    na klawiaturę
    ale to zawsze
    moje wymiociny.
    to lepsze niż siedzieć w pokoju
    z 3 albo 4 gośćmi i
    ich fortepianami.
    to jest mój fortepian
    lepszy niż te ich.
    a im się to podoba i
    nie podoba.
    Źródło: Miłość to piekielny pies
    „nie lubię Chopina” jest nieco idiotyczne – równie idiotyczne jak tytuł – „Kto najlepiej grał Chopina?”

  4. Panie Jacku, w treści artykułu napisał Pan "… mistrza ze Stalowej Woli." Moim zdaniem , warto poprawić tę pomyłkę.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *