Mechanika kwantowa vs zdrowy rozsądek. Dr hab. Andrzej Dragan

 

Dr hab. Andrzej Dragan: Przedstawię elementarne własności rzeczywistości wynikające z mechaniki kwantowej oraz ich dziwność, która sprawia, że trudno te teorie pogodzić ze zdrowym rozsądkiem.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

  1. Nie uwazam ze mechanika kwantowa gwalci zdrowy rozsadek. Trzeba raczej zaakceptowac fakt ze swiat  atomowy jest rzadzony innymi prawami niz te ktore znamy z doswiadczenia w swiecie sredniej wielkosci. Musimy byc elastyczni aby inaczej rozumowac  obserwujac kule bilardowe  a inaczej kiedy obserwujemy zachowanie sie fotonow  lub elektronow. Nie mniej jednak zrozumienie kwantowego splatania jest rzeczywiscie trudne. 

  2. Kiedy słuchamy takich rzeczy, pojawia się w nas odruch szukania "alternatywnych" rozwiązań problemu. I kiedy wiemy mało (jesteśmy laikami) tym śmielej i łatwiej nam to przychodzi. Ale to nawet dobrze. Albert Einstein mówił ponoć, że z wiekiem, im więcej wiedział, tym mniej twórczy stawał się jego umysł. Dobrze jest zatem wiedzieć trochę mniej, bo wtedy z większą swobodą przychodzi nam stawiać hipotezy. Jak słuchałem tego wykładu, nasuwało mi się mnóstwo dziwacznych "propozycji". I tak jak wymyślono, że tzw. ruchy browna powodowane są "bombardowaniem" pyłku, znajdującego się w wodzie, przez jej cząsteczki, albo że masę cząstek elementarnych możnaby sobie wyobrazić jako zjawisko wynikające z oporu, na jaki trafia próbująca się "przecisnąć" cząstka, albo, że grawitacja to zakrzywienie czasoprzestrzeni tak i w wypadku mechaniki kwantowej nasówają się nam, niezobowiązanym, różne dziwactwa. Może foton biega w te i we wte i w momencie, gdy dochodzi do ostatniej szybki jedną i drugą drogą, interferuje sam ze sobą, osiągnął przecież szczyt prędkości i jak w tej rymowance – biegał tak szybko w koło słupa, że aż z przodu była ****. Ale to można odrzucić: gdyby tak było, w pewnym momencie pochłonąłby go detektor z tej wersji eksperymentu, w której wysyła się tylko jeden foton i umieszcza się jeden tylko detektor pomiędzy pierwszą szybą, a lustrem. Co do kolpuskularno-falowej natury światła, pomyślało mi się, że może pojedyńcza porcja światła ma kształt nitki, która faluje, gdy leci. Albo balona, który porusza się ruchem posuwisto zwrotnym. Ale to takie głupie fantazje, na które, będąc laikiem, czasem sobie pozwalam. A jeśli chodzi o tę prubę wyjaśnienia zjawiska z pomocą hipotezy wieloświat, powstaje pytanie następującej treści: jeśli naprawdę jest tak, że w jednym wszechświecie foton biegnie tą drogą, a w drugim inną, to dlaczego interferencja (ta na ostatniej szybie) zachodzi w tym naszym wszechświecie?
    .
    No i w ogóle fajnie się słucha Pana Dragana. Obejrzałem sobie wczoraj (w związku z zapowiedzią tego nagrania) parę wykładów i wywiadów na you tube. Bardzo mi się spodobało, kiedy powiedział, że większość rzeczy, które ludzie kiedykolwiek wypowiadają, to bzrudy. Sam tak, jeszcze jako dziecko, odkryłem i obserwuję to na każdym kroku. Większość ludzi, gdy coś mówi, mówi głupio w niemal każdym zdaniu, ale co zrobić…

      1. Przy wiecej niz milion trzeba byc ostroznym. Amerykanski bilion to polski miliard, mozna sie strasznie pomylic  z tymi  biljionami, biljardami, triliardama i triljonami i wiecej.  Poza tym zwykly czlowiek nie obraca takim sumami wiec nawet nie reaguje bo musialby rzeczywiscie porzadnie sie zastanowic i sprawdzac czy suma ma jakis sens i wg jakiego sposobumilion/miliard jest podawana. Pisanie po polsku wymaga podania wg polskiego systemu. Wlasciwie mnie to nie dziwi, wymaga dokladnosci.  

  3. Nie rozumiem dlaczego Dragan mąci z tym "obserwatorem". Co dziwnego w tym ze detekcja zmienia wynik eksperymentu? To juz nie ten sam eksperyment bo wprowadzilismy cos co zmienia/wplywa na wynik naszego eksperymentu. To tak jakby strzelac rzutu karne na bramke bez bramkarza, a od czasu do czasu wprowadzac bramkarza i sie dziwic, ze bramkarz wplywa na wynik. Co w tym dziwnego?

    Podobnie nie rozumiem co w tym dziwnego ze 50% swiatła przez płytke przechodzi a 50% nie. Co w tym dziwnego, tak skonstruowalismy płytke ze 50% przez płytke przechodzi a 50% nie. Dziwne by było gdybysmy trafiali swiatłem/fotonem dokładnie w to samo miejsce płytki (z dokładnoscia wieksza niz Angstremy i 50% by przechodziło a 50% fotonow nie). Ale nawet wtedy moze byłyby jakies efekty kwantowe typu tunelowanie ktorym mozna by to wytłumaczyc. To tak jak sie dziwic ze jak trafimy w słupek to piłka sie odbije a jak nie w słupek to gol.  

     

    1. Coś podobnego pomyślałem. Na you tube jest kilka filmów z tym samym wykładem Dragana. Na racjonalista.tv nie wspomina na przykład o wariancie eksperymentu, w którym udowadnia się, że nic się nie zmienia w strukturze szyby, co by mogło mieć później wpływ na to, by kolejny foton nie przechodził, ale się odbijał. Tymczasem ciała przeźroczyste to takie, które ze względu na jakąś swoją cechę przepuszczają światło. A że nie są idealnie przeźroczyste, to siłą rzeczy część fotonów będzie się musiała odbić. Ciała nieidealnie przeźroczyste są po prostu częściowo zwierciadłami. Jeśli "ustawi" się je tak, by były w 50% zwierciadłami, a w 50% przeźroczami, to 50% światła będzie się musiało odbić, a 50% przejść. Atomy w szybach drżą, więc szyba nigdy nie jest taka sama, choćby foton wystrzeliwany był zawsze w tym samym kierunku. Andrzej Dragan w niodpowiednim momencie zapytuje publiczność o to, jaki jej zdaniem procent fotonów uderzy w ostatni detektor po prawej-górnej-górnej, a jaki w detektor po prawej-górnej-prawej. Przecież fakt, że w detektor po prawej-górnej-prawej uderza 100% fotonów, wystrzeliwanych pojedyńczo wynika wyłącznie z takiego właśnie ustawienia interferometru. Więc dużo tu wprowadzania niepotrzebnych, dodatkowych zadziwień.

      1. Mowa jest jest o 1 szt fotonu i pytanie czemu uderza 100% w detektor po prawej.

        W kontekście tego, że wcześniej rozdzielały się na płytce półprzepuszczalnej.

        1. Chodzi o to, że autor wykładu wprowadza ten efekt tajemniczości, wypływający z pytania "jak myślicie, jaki procent fotonów wpadnie do tego, a jaki do tego detektora" jeszcze w momencie, gdy mowa nie o pojedyńczym fotonie, ale jego strumieniu (np. wiązka laserowa). Nic nie jest jeszcze powiedziane o tym, że coś się zmajstrowało z grubościami szyb (lub stosunkiem długości tych dwóch możliwych trajektorii lotu fotonu), a już pada pytanie, prowokujące odpowiedź "100%" i "interferencja", której przecież póki co (na tym etapie wykładu) nie powinniśmy się czuć upoważnieni udzielać…

      2. No, ale tu sobie właśnie doczytałem (Marcus Chown, Teoria kwantowa nie gryzie). Przechodzenie fotonu przez szybę, lub jego odbicie zależy od fali prawdopodobieństwa. Foton zachowuje się jak fala, albo istnieje "przypisana" do niego fala, zwana falą prawdopodobieństwa, która nie wiadomo, czy jest obiektem fizycznym, czy wyłącznie matematycznym. Jeśli na drodze fali morskiej płynie kłoda, część fali przejdzie przez kłodę, a część się odbije. Podobnie ze światłem: zachowanie światła w "zderzeniu" z szybą łatwo daje się wytłumaczyć, gdy się zakłada, że światło jest falą. Ale Einstein odkrył, że światło wykazuje cechy korpuskularne (w zderzeniu z kawałkiem metalu wybija z niego elektrony w sposób natychmiastowy, czego fala by nie potrafiła – efekt fotoelektryczny). Dopiero tutaj pojawił się (więc) problem…
         

  4. Zamiast okreslac duze liczby nazwa mozna je okreslac  poptegami liczby 10.Na przyklad trylion to 10 do potegi 12 

    (w systemie amerykanskim). 

    Brak wiedzy nie jest zaleta.Trzeba wiedziec jak najwiecej. Z wiekiem rosnie wiedza lecz czesto zmniejsza sie szybkosc absorbowania nowej wiedzy i tworzenie nowej wiedzy.

     

    1. Własciwie to nie takie proste. Dzis niby prostsze, dostep do internetu, zrodeł, ale praktycznie niemożliwe. Nawet osoby "techniczne" mają problemy z biljonami, triljonami, -ljonami, -lionami bo systemy amerykanski i inne sie rozłażą.  W sprawach techniki to praktycznie kazdy humanista jest bezbronny i nie jest w stanie czegos opisac bo zawsze strzeli jakiegos byka. Te byki są zwykle niegrozne, ale od razu widac czy ktos rozumie to co napisał, czy jest to tylko humanistycze opowiadanie. Moze sie tez sprzeczac co jest wiedza. Jak to mowil ponoc Einstein, "czy wie jaki jest jego numer telefonu", "nie wiem, ale wiem gdzie to moge znalezc". Mozg ludzki ten nie jest niegraniczony i dzis praktycznie toniemy w informacjach i wiedzy, a co ciekawsze 99% tej informacji to bzdury (Dragan) albo swiadome czy nieswiadome bledy.

    2. Pytanie brzmi jednak: jak ilość posiadanej wiedzy wpływa na kreatywność. Właściwie takich pytań jest więcej. Czy bardziej na kreatywność wpływa wiedza zawężona do danej dziedziny (wiedza ekspercka), czy raczej ta ogólniejsza? Kto posiada wiedzę z wielu dziedzin, ten może "przerzucać" to co wie z jednej dziedziny na swoją pracę twórczą w drugiej. Czy wiedza specjalistyczna nie rodzi pewnej nieśmiałości w ekspercie, który chciałby jednak odkrywać? Eksperci są bardziej powściągliwi w tworzeniu hipotez. Eksperci wiedzą bardzo dokładnie "jak to jest" i żeby nie być posądzonym o głupotę we własnej dziedzinie, przez ostrożność pozostają "sceptyczni". Richard Dawkins pisał gdzieś, że jeśli w ogóle odkrył kiedyś coś oryginalnego, to często dlatego, że niedokładnie, bądź w sposób wypaczony, zrozumiał jakąś cudzą teorię. Ekspert boi się, że "wyjdzie szydło z worka", więc uważa. W filmie Pięky Umysł przedstawiona zostaje postać Johna Nasha, wybitnego naukowca, który za wszelką cenę pragnął sformułować oryginalną teorię, do czego zniechęcali go nieambitni profesorowie, dla których ideałem naukowca był ten, który posiadał liczne publikacje. Tacy profesorowie mają umysły trochę zamknięte: boją się, że im się może nie udać, boją się, że się z czymś wygłupią. Autor powyższego wykładu, poza tym, że naukowcem, jest również fotografem i filmowcem. W jednym z wywiadów przyznaje, że nigdy nie uczył się fotografii i sam, własnymi ścieżkami, dochodził, do czego doszedł. Dzięki temu stworzył własną, oryginalną technikę. Ja na przykład też wolę samemu wymyślić, jak uzyskać dany efekt, niż w internecie sprawdzać "jak to się robi". Dzięki brakowi wykształcenia muzycznego (które jednak wolałbym posiadać!), udało mi się wymyślić kilka ciekawych zabiegów na kibordzie i w ogóle moje małe komponowanie na czymś takim bazuje: na wymyślaniu czegoś nowego. I nie interesuje mnie przy tym, czy w danym momencie nie wyważam przypadkiem otwartych drzwi. Być może na tym częściowo polega nauka: na wyważaniu otwartych drzwi. Tyle razy słyszy się na przykład o odkryciach, dokonywanych niezależnie przez różnych naukowców. Często mi się zdarzało czytać jakiegoś wybitnego pisarza, którego lektura zniechęcała mnie do własnej twórczości, kiedy okazywało się, że coś, co uważałem za własną, bardzo oryginalną myśl, od dawna leżało na półkach, choć sam wyraziłbym to dużo lepiej. Ponadto eksperci dużo bardziej boją się oskarżenia o plagiat. W ogóle jest tak, że nabywanie wiedzy eksperckiej to w dużej mierze uczenie się tego, co już poznane, aby dowiedzieć się, w jakich miejscach zostało coś jeszcze do odkrycia. Ale z ekspertem jest jak z bogaczem: im więcej ma, tym więcej chce. Im więcej wiem, tym więcej chcę wiedzieć, więc "nie marnuję czasu" na samodzielne odkrywanie. Kto przyzwyczai się do nabywania wiedzy drogą wyłącznie książkową, ten mniej ochoczo usiądzie z – jak to mówi (gdzie indziej) Dragan – nogami na biórku. 

      1. Zeby cokolwiek wymyslec to trzeba miec warsztat, czyli duza wiedze w jakiejs dziedzinie. Bez tego to dzisiaj mozna sobie dłubac w nosie, i nawet nie wiadomo czego szukac, w czym problem. Zreszta tak samo było z Kopernikiem, przeciez nie był pierwszym ktory wpadł na pomysł, ze system heliocentryczny lepiej pokazuje co sie wokoł czego kreci (Ziemia sie bardziej kreci wokoł Słonca, niz Słonce wokoł Ziemii). Takich osob z heliocentrycznym podejsciem były przed nim setki, Kopernik miał jednak warsztat i poswiecił czas na obserwacje, opublikował, i to on jest jedna z głownych heliocentycznych postaci.  

        Dzis bez głebokiej znajomosci tematu i umiejetnosci obliczeniowych to nie ma zadnych szans na jakakolwiek odkrywczosc. Mozna sobie tylko podyskutowac ogolnie na rtv etc. Jesli cos nas ogranicza to nie nadmiar wiedzy czy warsztatu, tylko wiek. Im człowiek starszy tym bardziej wygodny, wolniej myslacy, i nie ma czasu ani sił na kruszenie kopii. 

        1. Osobiście wolałbym głowy od przybydku nie odstraszać, jak najbardziej jestem ZA zdobywaniem i pogłębianiem wiedzy, w tym wiedzy eksperckiej. Ale nie ograniczałbym zaniuku zdolności twóczych w nauce tylko do tym smutnych spraw, związanych z procesami starzenia. Zachłanność w zdobywaniu wiedzy też może być czynnikiem blokującym, bo – jak już wspomniałem – człowiek się uzależnia od pewnego sposobu poznawania rzeczywistości, tego książkowego, które jest na wyciągnięcie ręki. Niech to nie będzie odczytane jako stwierdzenie w stylu " kto czyta, ten nie myśli", ale jako ….. że głód wiedzy eksperckiej MOŻE BYĆ czynnikiem blokującym ze względów psychologicznych. Erich Fromm pisał na przykład, że umiejętność czytania może wpływać negatywnie na pamięć, którą analfabeci mają w niektórych sprawach lepiej rozwiniętą. Dlaczego nie miałaby mieć podobnego wpływu wiedza na zdolności twórcze? Nie przesądzam, stawiam jedynie hipotezę. Przypomina mi się jeden z odcinków [chyba] teleekspresu, w którym przedstawiona została postać pewnego chłopca, chyba gimnazjalisty, mającego wysokie osiągnięcia w znajomości historii. Historia to rzecz trochę inna nisz fizyka, ale chodzi mi o samą postawę, jaką wykazał się ów uczeń w swojej krótkiej autoprezentacji: powiedział coś w tym rodzaju, że nie czuje się jeszcze osobą dostatecznie wykształconą, żeby wydawać jakiekolwiek sądy i musi się jeszcze dużo uczyć. To się – rzecz jasna – chwali (od razu przychodzi do głowy ten słynny efekt Krugera-Duninga), ale zastanawia mnie, ile jest w stanie osiągnąć pod względem odkrywczości osoba o takiej postawie, gdy się zabiera za – na przykład – fizykę. Kto chce ODKRYWAĆ, ten musi być "do przodu" już na początku drogi, bo inaczej z nikąd nie wydobędzie owej, jakże niezbędnej, pewności siebie w latach późniejszych, gdy tyle już będzie wiedział. Warsztat, o którym Pan pisze, to nie tylko duża wiedza i znajomość metody naukowej, ale także ta skłonność do negowania wszystkiego, co się wie, aktywująca się NA KAŻDYM ETAPIE wzrastania w erudycji. Większą, być może, szansę na zostanie wybitnym odkrywcą ma ten, który już w podstawówce wykłuca się z nauczycielami, niż jakaś chodząca pokora. Ideałem naukowca-odkrywcy jest dla mnie Newton, ze swoim alchemicznym skrzywieniem, szukający inspiracji nawet w źródłach babilońskich. Kto chce dokonać naukowego odkrycia, ten sam musi być jak nauka. Bo w pewnym sensie istnieją zawsze dwie nauki: duża i mała. Pierwsza to ta powszechna, akademicka, spisana przez wielu, mająca swoje ośrodki na uniwersytetach, a druga to ta osobista (której nie należy mylić z nauką "alternatywną"). Nauka akademicka jest spisaną wiedzą, którą ludzkość nabywa na drodze stawiania hipotez i prób ich falsyfikowania, jest to wiedza ogólnodostępna. Naukę (science) "osobistą" też nazywam nauką, ponieważ tak jak cała ludzkość posiada wiedzę na pewnym poziomie i ciągle poddaje ją weryfikacji, podobnie pojedyńczy człowiek: on też coś tam wie do pewnego stopnia i musi to ciągle przemodelowywać i aktualizować. Szesnastoletni chłopiec coś tam słyszał z teorii względności, ale żeby to jakoś rozumieć, musi sobie tworzyć własne wyobrażeniowe modele modeli książkowych. Profesor fizyki (reprezentant wiedzy powszechnej) posiada lepszy wyobrażeniowy model danej teorii fizycznej, niż szesnastoletni fascynat. Szesnastoletni fascynat nie może się jednak płaszczyć! On musi być "trochę do przodu i trochę na boki" w swoim wyobrażeniu danej teorii, które będzie w ciągu całego okresu kształcenia przemodelowywał w miarę poznawania nowych faktów. Ale nawyk bycia "do przodu i na boki" powinien w nim trwać niezachwianie. Moje komentarze nie są namawianiem do nieuctwa, ale do tego, by mieć więcej pewności siebie już na poziomie laika, jeśli kiedyś w przyszłości chce się być ekspertem odkrywczym, a nie TYLKO ekspertem.

          1. "Powinien w nim trwać niezachwianie" . Wiele rzeczy być powinno. Jaki jest twój pomysł (pytam a propos innowacji) na wyekzekwowanie tej powinności, na ewentualne skłonienie do niej, poza tymi sposobami, które już w tym względzie istnieją (jeżeli istnieją).

          2. ELASP'ie, czy ja pisałem o jakiejś powinności? Czy jak ktoś mówi, że ktoś coś "powinien", to mówi o powinności? Mamy tu do czynienia z pierwszym trybem warunkowym, zauważalnym w kontekście całej wypowiedzi. "Jeżeli ktoś chce być naukowcem odkrywczym, nawyk bycia 'do przodu i na boki' powinien w nim trwać niezachwianie". Czyli mowa tu o warunkach, jakie trzeba spełnić, żeby osiągnąć to czy tamto. Natomiast mój pomysł na wyegzekwowanie tej "powinności" jest stricte pedagogiczny. Dobrym przykładem będzie Richard Feynman, którego ojciec, gdy Richard był dzieckiem, namawiał, by ten starał się szukać rozwiązań różnych problemów w sposób nie bezpośredni (książkowy), ale samodzielny, eksperymentalny. Na uniwersytetach jest oczywiście taka tendencja, by skłaniać studentów do samodzielności w zdobywaniu wiedzy. Idea owej samodzielności sprowadza się jednak, niestety, właśnie do tego, by student spędzał czas na "grzebaniu" w literaturze przedmiotu. To, rzecz jasna, dobre, ale bez przesady. Nawyk szukania pozycji literackich zabija w nas nawyk własnego myślenia i eksperymentowania. Kto się nauczy, że wszystkiego można się dowiedzieć, jeżeli tylko umie się znaleźć książkę, ten po prostu nie będzie umiał w sobie samym odnaleźć ochoty do wymyślania eksperymentów i samodzielnego myślenia. Do pewnej postawy należy z resztą i tak nakłaniać człowieka jeszcze w wieku dziecięcym i najlepiej, gdy zajmują się tym rodzice, jak to miało miejsce w przypadku Feynmanów. A przecież to takie proste: gdy dziecko się pyta, skąd się bierze deszcz, można mu pokazać najprostszy w świecie eksperyment z wodą, wrzącą w czajniku i z zimnym talerzem, na którym skrapla się para. Rodzic, który jest "molem książkowym", zamiast tego, pokaże mu, jaki genialny jest świat literatury: kupi mu rzecz, traktującą o meteorologii. Jasne, że niech kupi, ale niech najpierw nauczy, że wielu rzeczy można samemu sprawdzić. Z tym "byciem do przodu" w nauce jest z resztą podobnie jak z nauką obcego języka. Mieszkam za granicą i widzę, jak niektórzy ludzie boją się mówić po angielsku tylko dlatego, że nie władają tym językiem "dostatecznie sprawnie", więc boją się wygłupić. To jest ponoć charakterystyczne u wschodnich azjatów, którzy są perfekcjonistami, więc często słowa jednego nie zamienią po angielsku z obcokrajowcem, dopóki się dobrze nie nauczą. Ale jak tu się nauczyć mówić, jeśli się nie mówi? Tak jest i tutaj, na racjonalista.tv: ludzie sobie bez przerwy ten angielski wypominają, blokując w innych – a przez to i w samych sobie – zwykłą odwagę odzywania się w obcym narzeczu, która jest nizbędna, by w ogóle móc się nim posługiwać. Uczeń nie nauczy się myśleć, jeśli nauczyciele będą mu wmawiać, że "na tym etapie" nie ma nic do powiedzenia. 
             

  5. Moje uwagi o 'symetrii' układu

    Wstęp [w 33:50 filmu z ust mi wyjął pani wyjęła o tym że : on (foton) raz sie odbija i raz przechodzi /../" ] koniec wstępu

    A tu w lista moich zażaleń:

    Czy możemy o układzie elementarnym powiedzieć że jest układem symetrycznym?

    Fizycy zakładają, że warunkiem wystarczającym symetrii takiego układu jest obserwacja, że czegoś jest 50/50 – i błąd – nie chce wchodzić jak się to matematycznie nie broni bo jest to matma licealna. Mam ten komfort niczego nie muszę na funkcjach bo ta rzekoma symetria na wiele sposobów nie broni sie . m.in. przez analogie z psychologią – że w psychologii jeśli obserwacja jest taka że czegoś jest mówiąc po chłopsku półnapół to pytanie: czy na podstawie tego można mówić o czymkolwiek a zwłaszcza o symetrii ? Ale to była jedyna analogia, obiecuję że w dalsze częci już nie będę posługiwał się analogiami.

    – Nie da sie sensownie wnioskować bez a) rozumu ,b)aparatu i c)komplementarnych obserwacji – wiem że można kolejność obrócić .

    – Na układzie elementarnym (np kiedy jedno szkiełko) z całą pewnością nie da sie robić badan komplementarnych.

    – Wyniki i wnioski z badań lepiej odnosić do czegoś pewniejszego niż prywatna opinia badacza ,czyli np do odpowiedniego narzędzia. W metrologii mówią że do sprawdzania używać się sprawdzianów a nie mniemań, W fizyce nie wiem jak mówią więc będą mówił o sprawdzaniu sprawdzianem.

    Wracam do rozważań czyli i do tego ze doszliśmy do bardzo istotnego punktu, w którym podejmujemy decyzję czy o układzie elementarnym myśleć jako symetrycznym czy nie? W sumie to przy zachowaniu konsekwencji jest bez znczenia jaką koncepcję jako pierwszą przyjmiemy; Najistotniejsze żeby wybierając jeden wariant nie zapominać o istnieniu drugiego. Czyli raz jeszcze: wiemy tyle ze zdanie "układ elementarny jest symetryczny" albo możemy potwierdzić albo zanegować. I robi się to toku wyjmowania wniosków z obserwacji na układach złożonych . I formalnie jedynie to było do wybadania. bo na tym etapie nie czas żeby fantazjować czy foton kopuluje jak sie widzi w lusterku?. Badanie układu złożonego miało wykazać nawet nie tyle słuszność, co zadatki na słuszność vs niedorzeczność przyjętych wniosków z badań nad układem elementarnym. Czy odpowiedzi zło. układu są spójne z zaproponowanym modelem podstawowym,czy może jest przeciwnie, czy może były by spójne i wtedy i wtedy zawsze lub nigdy z tym cośmy se wczesniej postanowili myśleć na temat układu elementarnego? A gdzie zawędrowali i co wybadali fizycy? /../ zapłodnieni przez jedną fałszywą myśli wynaleźli bilokację, ugrzęźli i nadal mają niespójny obraz .

     

    Uważam że można przewidywać wynik (czyli 100% prawe górne okno)

    A jak?: p1. trzeba zauważyć że dwie z czterech dróg są niekomplementarne różne i obydwie kończą w lewym oknie (drogi destruktywne) Dwie drogi pozostałe są komplementarne i pomijając aspekt sekwęcji sa równoważne sobie , i obie one też mają swój wspólny koniec tyle że w prawym oknie. Foton zawsze leci raz jedną a raz drugą komplementarną drogą (w rozkładzie 50/50) i zawsze kończy lot zgodnie z trasą czyli prawe okno. Dlaczego chce latać po drogach komplementarnych a destruktywnych nie unika? To cholera wie i może fascynująco zagadkowe ale na chwile obecną nieistotne bo nie to jest przedmiotem badania a jedynie ustalenie czy układ elementarny ma symetrię czy nie?

    Dlatego po2 Trzeba przyjąć – przynajmniej roboczo – zasadę komplementarnych dróg, bo to z obserwacji jasno wynika, że fotonowi coś jakby sie chciało żyć komplementarnie albo jakby był czymś przymuszany do komplementowania lotu.

    [ może być tak że całej zabawy dostarcza czarcia zapadka zamontowana "wewnątrz" szkiełka albo to foton taki drań pamiętliwy i ma zasadę że i jak trafia na szkło to zapamiętuje czy sie od niego odbił czy przebił i kiedy jest przy następnym zdarzeniu wystarczy że zaneguje neguje wcześniejszy wybór. Albo może działa i foton i szkiełko.

    Zastanawiające ,że na pierwszy rzut oka zasada komplementowania wydaje się stosować zarówno dla układu elementarnego jak i złożonego .]

    Porzucam dalsze wymyślanie , i biorę się za odpowiedni sprawdzian, który wygląda działa tak:

    Postulat 1: Brak śmieci na wyjściu nie świadczy jednoznacznie o braku śmiecia na wejściu.

    Postulat 2: Każdy śmieć na wyjściu świadczy jednoznacznie o śmieciu na wejściu.

    Sprawdzenie:

    -Założenie symetrii dla układu podstawowego

    – W oparciu o to założenie buduje kolejne mniemania, tym razem dotyczące istnienia symetrii układu złożonego, a co za tym idzie przewiduje odpowiedź układu złożonego.

    -Potem obserwuje jak ten układu odpowiada?

    -Obserwacje konfrontuje ze wcześniejszymi mniemaniami.

    – I jak na wyjściu jest czysto to nadal nie wiem czy racja że symetria. Natomiast jeśli na wyjściu zastane śmietnik to oznacza że wybadałem że na wejściu na pewno jest śmieć.

    – Potem sprawdzam model alternatywny czyli bez symetrii układu elementarnego. co to może oznaczać? no ja na te okoliczność wymyśliłem teorię o drogach komplementarnych , i układ nie wykazuje śmieci na wyjściu- Czyli że sprawdzian wykazuje tyle że wyklucza symetrię układu podstawowego, oraz drugie, sprawdzian nie wyklucza poprawności zasady komplementarnych dróg. Fizycy nie mieli obowiązku myślenia o komplementowaniu ale mieli naukowy obowiązek stwierdzić co następuje że z badań wynika że układ elementarny nie ma symetrii, i tyle. Fizycy założyli symetrię elementu obserwację że coś im się rozkłada 50/50 przyjeli za warunek wystarczający dla symetrii i po zastosowaniu tego do układu wielu elementów na wyjściu otrzymali śmietniki [ciekawe dlaczego?] Z całość wynika, że na wejściu zalega jakiś śmieć , co powinno skutkować po prostu rewizją mniemań wejściowych ,.. zamiast dojść do jakiejś nauki, np że "pamiętaj fizyku młody nigdy nie zaśmiecaj wejścia" Fizycy ponoć po wielokroć temat wałkowali i co wywałkowali a potem światu obwieścili? wnioski z badań- mówiące że świat jest popierdolony

    1. jest:Dlaczego chce latać po drogach komplementarnych a destruktywnych nie unika? a ma być: Dlaczego chce latać po drogach komplementarnych a destruktywnych dlaczego unika?

  6.  

    Moje uwagi o 'symetrii' układu

    Wstęp [w 33:50 filmu z ust mi wyjął ktoś o tym że : on (foton) raz sie odbija i raz przechodzi /../" ] koniec wstępu

    A tu w lista moich zażaleń:

    Czy możemy o układzie elementarnym powiedzieć że jest układem symetrycznym?

    Fizycy zakładają, że warunkiem wystarczającym symetrii takiego układu jest obserwacja, że czegoś jest 50/50 – i błąd – nie chce wchodzić jak się to matematycznie nie broni bo jest to matma licealna. Mam ten komfort niczego nie muszę na funkcjach bo ta rzekoma symetria na wiele sposobów nie broni sie . m.in. przez analogie z psychologią – że w psychologii jeśli obserwacja jest taka że czegoś jest mówiąc po chłopsku półnapół to pytanie: czy na podstawie tego można mówić o czymkolwiek a zwłaszcza o symetrii ? Ale to była jedyna analogia, obiecuję że w dalsze częci już nie będę posługiwał się analogiami.

    – Nie da sie sensownie wnioskować bez a) rozumu ,b)aparatu i c)komplementarnych obserwacji – wiem że można kolejność obrócić .

    – Na układzie elementarnym (np kiedy jedno szkiełko) z całą pewnością nie da sie robić badan komplementarnych.

    – Wyniki i wnioski z badań lepiej odnosić do czegoś pewniejszego niż prywatna opinia badacza ,czyli np do odpowiedniego narzędzia. W metrologii mówią że do sprawdzania używać się sprawdzianów a nie mniemań, W fizyce nie wiem jak mówią więc będą mówił o sprawdzaniu sprawdzianem.

    Wracam do rozważań czyli i do tego ze doszliśmy do bardzo istotnego punktu, w którym podejmujemy decyzję czy o układzie elementarnym myśleć jako symetrycznym czy nie? W sumie to przy zachowaniu konsekwencji jest bez znczenia jaką koncepcję jako pierwszą przyjmiemy; Najistotniejsze żeby wybierając jeden wariant nie zapominać o istnieniu drugiego. Czyli raz jeszcze: wiemy tyle ze zdanie "układ elementarny jest symetryczny" albo możemy potwierdzić albo zanegować. I robi się to toku wyjmowania wniosków z obserwacji na układach złożonych . I formalnie jedynie to było do wybadania. bo na tym etapie nie czas żeby fantazjować czy foton kopuluje jak sie widzi w lusterku?. Badanie układu złożonego miało wykazać nawet nie tyle słuszność, co zadatki na słuszność vs niedorzeczność przyjętych wniosków z badań nad układem elementarnym. Czy odpowiedzi zło. układu są spójne z zaproponowanym modelem podstawowym,czy może jest przeciwnie, czy może były by spójne i wtedy i wtedy zawsze lub nigdy z tym cośmy se wczesniej postanowili myśleć na temat układu elementarnego? A gdzie zawędrowali i co wybadali fizycy? /../ zapłodnieni przez jedną fałszywą myśli wynaleźli bilokację, ugrzęźli i nadal mają niespójny obraz .

     

    Uważam że można przewidywać wynik (czyli 100% prawe górne okno)

    A jak?: p1. trzeba zauważyć że dwie z czterech dróg są niekomplementarne różne i obydwie kończą w lewym oknie (drogi destruktywne) Dwie drogi pozostałe są komplementarne i pomijając aspekt sekwęcji sa równoważne sobie , i obie one też mają swój wspólny koniec tyle że w prawym oknie. Foton zawsze leci raz jedną a raz drugą komplementarną drogą (w rozkładzie 50/50) i zawsze kończy lot zgodnie z trasą czyli prawe okno. Dlaczego chce latać po drogach komplementarnych a destruktywnych dlaczego unika? To cholera wie i może fascynująco zagadkowe ale na chwile obecną nieistotne bo nie to jest przedmiotem badania a jedynie ustalenie czy układ elementarny ma symetrię czy nie?

    Dlatego po2 Trzeba przyjąć – przynajmniej roboczo – zasadę komplementarnych dróg, bo to z obserwacji jasno wynika, że fotonowi coś jakby sie chciało żyć komplementarnie albo jakby był czymś przymuszany do komplementowania lotu.

    [ może być tak że całej zabawy dostarcza czarcia zapadka zamontowana "wewnątrz" szkiełka albo to foton taki drań pamiętliwy i ma zasadę że i jak trafia na szkło to zapamiętuje czy sie od niego odbił czy przebił i kiedy jest przy następnym zdarzeniu wystarczy że zaneguje neguje wcześniejszy wybór. Albo może działa i foton i szkiełko.

    Zastanawiające ,że na pierwszy rzut oka zasada komplementowania wydaje się stosować zarówno dla układu elementarnego jak i złożonego .]

    Porzucam dalsze wymyślanie , i biorę się za odpowiedni sprawdzian, który wygląda działa tak:

    Postulat 1: Brak śmieci na wyjściu nie świadczy jednoznacznie o braku śmiecia na wejściu.

    Postulat 2: Każdy śmieć na wyjściu świadczy jednoznacznie o śmieciu na wejściu.

    Sprawdzenie:

    -Założenie symetrii dla układu podstawowego

    – W oparciu o to założenie buduje kolejne mniemania, tym razem dotyczące istnienia symetrii układu złożonego, a co za tym idzie przewiduje odpowiedź układu złożonego.

    -Potem obserwuje jak ten układu odpowiada?

    -Obserwacje konfrontuje ze wcześniejszymi mniemaniami.

    – I jak na wyjściu jest czysto to nadal nie wiem czy racja że symetria. Natomiast jeśli na wyjściu zastane śmietnik to oznacza że wybadałem że na wejściu na pewno jest śmieć.

    – Potem sprawdzam model alternatywny czyli bez symetrii układu elementarnego. co to może oznaczać? no ja na te okoliczność wymyśliłem teorię o drogach komplementarnych , i układ nie wykazuje śmieci na wyjściu- Czyli że sprawdzian wykazuje tyle że wyklucza symetrię układu podstawowego, oraz drugie, sprawdzian nie wyklucza poprawności zasady komplementarnych dróg. Fizycy nie mieli obowiązku myślenia o komplementowaniu ale mieli naukowy obowiązek stwierdzić co następuje że z badań wynika że układ elementarny nie ma symetrii, i tyle. Fizycy założyli symetrię elementu obserwację że coś im się rozkłada 50/50 przyjeli za warunek wystarczający dla symetrii i po zastosowaniu tego do układu wielu elementów na wyjściu otrzymali śmietniki [ciekawe dlaczego?] Z całość wynika, że na wejściu zalega jakiś śmieć , co powinno skutkować po prostu rewizją mniemań wejściowych ,.. zamiast dojść do jakiejś nauki, np że "pamiętaj fizyku młody nigdy nie zaśmiecaj wejścia" Fizycy ponoć po wielokroć temat wałkowali i co wywałkowali a potem światu obwieścili? wnioski z badań- mówiące że świat jest magiczny

    1. trzeba tez rozumieć że wymyślona zasada komplementarnych dróg jest taka z marszu i wydumana pod to co z wynika z materiału pt mechanika-kwantowa-vs-zdrowy-rozsadek-dr-andrzej-dragan, nie fizyki w ogóle, bo ja tego nie badałem i nie wiem jak i co było badane w realu, Odnoszę się do tego co zrozumiałem z wykładu Zastanawia mnie strona formalna po prostu  skoro wybadali sprzeczność obserwacji i teorii  = błąd teorii. To dlaczego na tej podstawie ogłaszają światu że wybadali że świat jest niespójny lub magiczny? dlaczego badacz zamiast mówić o nieudolności własnej teorii mówi o magii świata ? skąd to przemianowanie? rodzące a potem jakiś zbiorowy sen

    2. Ad Postulat 1. Wyjaśnię na prostym przykładzie dlaczego postulat 1 jest kluczowy? innymi słowy jak to możliwe, że nie każda teoria która w przypadku szczególnym sprawia wrażenie poprawnej, w ogóle nie musi być poprawna .

      Załóżmy, świat w którym biegle potrafimy liczyć pola powierzchni figur, potrafimy mierzyć i określać długość niewymierne, załóżmy że jakimś cudem dysponujemy pewnym wzorcem objętości ,ale z jakiegoś powodu nie umiemy obliczać objętości brył [bo np żyjemy w świecie wyłącznie płynów gdzie bryły jako takie nie istnieją ponieważ zgodnie mechaniką płynów (jeśli dobrze cytuje z pamięci) płyny poddawane dowolnie małym siłom nie zachowują kształtu , w tym gazy dodatkowo nie zachowują objętości , więc w świecie 100% płynów nie znamy brył.  Przyjmijmy że tak jest, myślę, że każdy potrafi to sobie wyobrazić. I nagle w płynnym świecie naukowcy odnajdują naczynie – walec . I na podstawie tego wszystkiego co wiedzą, potrafią i czym dysponują , szybko ustalili wszystkie wymiary liniowe, [średnica podstawy = pierwiastkowi kwadratowemu z (2/pi)]; wysokość walca 2 i z wzorca dookreślili objętość = 4.

      I teraz próbują znaleźć teorię/algorytm na obliczanie objętości. I ktoś sobie założy że objętość 4 = pole podstawy 2 + wysokość 2. I niby wszystko ok… Podany przykład ilustruje że zgodność przewidywania z doświadczeniem [czyli brak śmieci na wyjściu] wcale nie przesądza o słuszności teorii.

      1. Własciwie to zyjemy w jednym wielkim "płynie" i jestesmy czescia tego płynu.  Tym płynem są pola, przede wszystkim pole elektromagnetyczne, najbardziej odczuwalne, bo odczuwamy ich zmieniac, mierzyc, i my potrafimy je zmieniac. Pole grawitacyjne jest lokalnie prawie niezmienne, wiec tego nie odczuwamy. Ale juz przy poruszaniu sie pionowo tak. To ze są czy moga istniec dodatkowe wymiary to zaden problem. Dopoki nie potrafimy eksperymentalnie zweryfikowac tych dodatkowych wymiarow i ich natury, to nie wiemy jak liczyc objetosc, bo te dodatkowe wymiary moga miec inna geometrie.   

        Wszyscy pływamy w polu elektromagnetycznym a sami jestesmy zaburzeniem tego pola.Nie ma tak ze jestesmy my i pole. My jestesmy tym polem. Nawet w tzw prozni mowi/zakłada sie, ze jest pole. Nie słyszałem o teori o wszechswiecie gdzie nie ma kompletnie "nic", tzn nie ma pola. Dzisiejszy autor religijnego skryptu by napisał: na poczatku Allah stworzył pole/pola.

        Tak wiec ten foton Dragana to czesc tego samego pola, nie ma tak ze mamy osobno foton i osobno pole. Foton jest czescią pola, tyle ze  bardziej dla nas mierzalnym. Nic dziwnego ze wie "wszystko" o polu i jak to pole zaburzymy to foton o tym "wie" ( z predkoscia swiatła, conajmniej).

        Dragan mowi tez ciekawą rzecz: nie ma praw fizyki, mamy tylko sposoby liczenia. 

        Inne sprawa, ze Draganowi wydaje sie naturalne ze fale interferują, a (niby) pojedyncze cząstki juz nie. Ale zeby pokazac przykłady dziwnych rzeczy nie trzeba gadac godzine o łysych fotonach. Wystarczy spojrzec na model atomu. W fizyce klasycznej elektron powinien spasc na jądro atomu w ciagu kilku mikrosekund. Dziwne ze nie spada? 

      2. Podany przykład ilustruje że zgodność przewidywania z doświadczeniem [czyli brak śmieci na wyjściu] wcale nie przesądza o słuszności teorii.

        .

        Oczywiście. To, że wynik jest dobry, nie znaczy, że sposób jego znalezienia jest dobry. To wynika z właściwości implikacji: z prawdy wynika zawsze prawda, ale z fałszu może wynikać cokolwiek, prawda lub fałsz.

      3. Własciwie to zyjemy w jednym wielkim "płynie" /../

        Ja we wcześniejszym wpisie użyłem pojecia płynu dla zbudowania pewnej opowieści..mam nadzieję ze zostałem zrozumiany. A mechanikę płynów rozumiem zgodnie z widzą tz nabytą – jako mechanikę ośrodków ciągłych. W ogóle to było tak, że kiedy pierwszy raz zetknąłem się z prawdziwym wykładem z mechaniki kwantowej to miałem za sobą zdany egzamin z mechaniki płynów. Moje pierwsze wrażenie w trakcie wykładu były: zadziwiające podobieństwa zapisów, miejscami wrażenie jakby autor równań zaadoptował ,modyfikując, fragmenty mechaniki płynów. Dopiero długo potem dowiedziałem się ze główni spece od mechaniki kwantowej to płynowcy. i wcale od tego nie poczułem się lepiej .

        To ze są czy moga istniec dodatkowe wymiary to zaden problem.

        – Pojęcie wymiarów obecnie jest tak rozwodnione, że każdy kolejny wymiar może oznaczać Eden, Hades, kraine wiedźminów albo temperaturę… Najlepiej wymiarowość rozumieć po ludzku czyli formalnie i stosownie do zagadnień Nastąpiła za daleka prosta translacja "wiele wymiarów" na "wiele światów".

         

        Dopoki nie potrafimy eksperymentalnie zweryfikowac tych dodatkowych wymiarow i ich natury, to nie wiemy jak liczyc objetosc, bo te dodatkowe wymiary moga miec inna geometrie.

        – No właśnie o to chodzi,.

        Wszyscy pływamy w polu elektromagnetycznym a sami jestesmy zaburzeniem tego pola.

        – tu zgoda

        Nie ma tak ze jestesmy my i pole. My jestesmy tym polem.

        – a to uważam za wygdybane i tej wersji się bedę trzymał.

         

        Nawet w tzw prozni mowi/zakłada sie, ze jest pole. Nie słyszałem o teori o wszechswiecie gdzie nie ma kompletnie "nic", tzn nie ma pola.

        -mogłeś nie słyszeć

        /../ nie ma tak ze mamy osobno foton i osobno pole. Foton jest czescią pola, tyle ze bardziej dla nas mierzalnym.

        – zakładając że pole istnieje. 2. pole brzmi tajemniczo . Ja uważam że foton jest foton, i jak ma kierunek ruchu, to znaczy, że znajduje się na drodze A droga jest konkretnym włóknem czasoprzestrzeni , jakby koralik na nitce Taka nitka może się rozdwajać Przykład półprzepuszczalnego lustra w układzie elementarnym lub z powrotem łączyć przykład oczka – układ złożony. Foton drga, porusza nitką i nasłuchuje odpowiedzi (efekt nietoperza) To stąd foton taki cwany – wie wszystko co go czeka i co się dzieje z jego drogami. Wątpię czy widzi całe pole bo i po co?. Foton raczej patrzy pod nogi na ścieżkę swoją Droga ewidentnie go zajmuje skoro nawet fizykowi z detektorem nie udaje się go podejść . Kiedy wstawić pośredni detektor to on wie ze od tego momentu nie jest przed zjazdem z ronda tylko że jest na zwykłej drodze przed rozwidleniem i  i  realizuje układ elementarny ? Jeśli cały  czas pozostaje w interakcji  z włóknem Skoro stale nasłuchuje to na pewno usłyszy że ktoś mu przeciął jego rezonujące oczko . .

        Kiedy jest sam w pojedynkę na nitce ta sam nią porusza i stąd ma jasny obraz. A kiedy leci w gęstym strumień fotonów to jak wszystkie naraz szarpią to  nic nie słyszą w kupie poza szumem przez to nie rozróżniają dróg na komplementarne i  dlatego wybierają z pośród wszystkich 4 dróg.

         

         

        Nic dziwnego ze wie "wszystko" o polu i jak to pole zaburzymy to foton o tym "wie" ( z predkoscia swiatła, conajmniej).

        – Po co fotonowi taka masa informacji dot całego pole? (i jak to pole rozumieć?) Jeśli pole  to  czynnik oporu i razem z włóknami (czyli faktycznymi drogami fotonu) Taki układ sprężony, włókna sprężają pole czy pole sprężone włóknami czasoprzestrzennymi . Jestem za "drogami" bo są docelowe, konkretne, mówiąc o drogach mówimy na temat itd. albo prostu stąd sie to bierze ,że równania ruch – więc koncepcje dróg bliższa ciału. Reasumując foton na drodze jest jak jedna perła na nitce i to całe rozpięte  w polu; a jak myślimy o strumieniu światła to na myśl przywodzi się slajd – cały sznur perełek w wodzie.

        Dragan mowi tez ciekawą rzecz: nie ma praw fizyki, mamy tylko sposoby liczenia.

        – . Flamaster prawdopodobnie nie widział swej drogi zanim odbił się od biurka? , ale jako zbiór wielu cząstek zna odpowiedź na pytanie czy w dłoniach fizyka częściej pisał czy częściej wirował? Zatem czy z fotonem jest tak samo że nosi eksploatacyjne ślady ? Czemu nie? Fizycy prawdopodobnie najczęściej mówią że niewiedzą albo że fotony to idealne klony wystarczy tylko je przesiać  jak mak.

         

  7. Nagranie jest przykładem, że nowe nie zawsze jest lepsze. Chodzi mi mianowicie o tablicę. Tablica biała na mazaki jest nowoczesna, ale niepraktyczna. Na takiej tablicy pisze się mniejsze litery (znaki) niż na tablicy na kredę, bo mazak jest cieńszy niż kreda. Tablica biała się błyszczy i z daleka słabo widać. Już nie będę się rozwodził, że pisak do takiej tablicy śmierdzi jakimiś chemikaliami. Studenci mi kiedyś na zwrócili uwagę, że wolą zajęcia prowadzone na tablicy zwykłej na kredę i szmatę, bo lepiej widać, a teraz mogę to potwierdzić : – )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *