O tym, że autorytetów nie ma i być nie może oraz co z tego wynika

Autorytetów naprawdę nie ma i jak się zastanowić nie mogą oni istnieć w dosłownym sensie. Nie ma ludzie zawsze mądrych. Głupiec może mieć wspaniały pomysł a prof. Chomsky dać się ponieść głupocie (Benjamin Franklin uważa, że przez 5 minut dziennie każdy jest skończonym idiotą) lub złej woli ideologicznej i palnąć bzdurę. Lewicowi intelektualiści Horkheimer i Adorno doskonale rozwinęli teorię osobowości autorytarnej szukającej wodza, choćby na siłę, jednak wielu ich kolegów łapało się na wędkę różnych guru spod ciemnej gwiazdy typu Che Guevara.

http://www.youtube.com/watch?v=bD0lRHC_R_Y

Kult autorytetów prowadzi do absurdalnych sytuacji, kiedy dziś to czy Wałęsa coś podpisał/Wojtyła zakazał prezerwatyw czy nie staje się sprawą ogólnej etyki… Człowiek może być tylko kryształem lub diabłem… Myślałem, że to tylko polskie lub demoludowe zjawisko, ale chyba amerykańscy demokraci także nasi koledzy polonusi nie są wolni od tej przypadłości. Ich odpowiednik kryształowego bohatera zajmuje mędrzec z uniwerku. Gdy tknąłem pana Thomasa Franka, stałem się od razu kogucikiem z jakiejś tam Polski, który się „wymądrza”. Nieważne, że często bronię USA, nieważne, że nigdzie nie piszę, że Frank to debil, a jedynie czepiam się kilku pomysłów… Czym to się różni od postawy polskiego nacjonalisty, który uważa, że tylko Polak może mówić o sprawach polski (w ogóle lub mądrze)? Jacek Tabisz zauważył, ze często na forach pytają go kim jest, że się wypowiada w sprawie reform w Polsce, odpowiedział bardzo słusznie – jestem obywatelem. Jesteśmy równi! Liberałowie nie uznają autorytetów, nie uważają co prawda, że wszystkie opinie są sobie równe (jak ci idioci postmoderniści), ale, że osoby są na tyle równe, by każda mogła przemówić. To jest jasna strona BRAKU autorytetów. Nie da się zawsze mieć racji.

autorytet

Mit uniwerku, profesjonalizmu wydają się łączyć w USA z mitem streetsmart-yzmu. Jesli nie jesteś winner, nie pracujesz w think-tanku, nie zarabiasz kroci, i nie byłeś w USA, nie możesz NIC wiedzieć o nich. Ufff na szczęście byłem w NY, i to miesiąc ale byłem wtedy młody, poza tym takie samo zwiedzanie owszem daje jakąś wiedzę, ale naoczny świadek to raczej słaby naukowy dowód, prawda? Natomiast uniwersytecki mędrzec też może się mylić, a taki Cejrowski czy Mikke też czasem może mieć rację. Np. pomysł organizowania sędziów z innego miasta, który o sprawie czyta dopiero w pociągu nie jest taki zły. Pamiętajcie nikt nie ma monopolu na rację!

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

  1. Wiedzę można zdobywać w różny sposób. Doświadczenie lokalne ma duża wartość, co jednak nie znaczy, że bez niego nie sposób tej wiedzy zdobyć. Często krytykuję „Google University” nie z tego powodu, że taka wiedza nie ma żadnej wartości, tylko dlatego, że wymaga ona dużo więcej pracy, aby wyłowić, z niej to, co wartościowe, a rzadko kto chce tyle pracy włożyć. Przykład Piotra i Jacka dowodzi, że można to zrobić, jeżeli zrobi się to rzetelnie. Wiedza Piotra o USA jest imponująca, bo włożył bardzo dużo pracy w jej zgromadzenie. Niewielu ludzi w USA wie to, co Piotr wie o USA, natomiast w Polsce jest bezsprzecznie czołowym ekspertem (i to czy go Polska uznaje jest, najmniej ważne, bo jest to kraj znany z tego, że fryzjer lub taksówkarz zostaje doradcą ministra). Dlatego dyskredytowanie Piotra tylko z powodu, że nie „odsiedział” w Jackowie iluś tam lat jest chwytem poniżej pasa.

      1. Jest jeszcze jeden powód, dla którego amerykańska Polonia jest tak specyficznie konserwatywna. Jak słusznie zauważył p. Tomek Ś. W czasach polskiego komunizmu paszporty na zachód dostawali przede wszystkim „zaufani” systemu, czyli członkowie PZPR, zasłużeni kolaboranci etc. Dzięki temu wielu z nich mogło robić kariery w oparciu o swoje wyjazdy. Wielu z nich trafiło również do USA i Polonia stała się dla nich jedynym środowiskiem do życia. W środowisku amerykańskim tych ludzi nie widać z kilku powodów, ale jeden z nich jest szczególnie ważny. W czasach komunizmu PZPR była w USA na liście organizacji przestępczych i żeby wjechać do USA Ci ludzie musieli skłamać na formularzu wizowym co do swej przynależności partyjnej i związków z PZPR. Ale w myśl amerykańskiego prawa nabyta w ten sposób zielona karta lub otrzymane obywatelstwo mogą być odebrane bez względu na upływ czasu – vide przypadek Iwana Demianiuka. I to jest również jeden z powodów, dla którego polscy komuniści było bardziej „proeuropejscy” i antyamerykańscy, co przeszło na postkomunistyczne pokolenia w Polsce. I to jest jeden z ważniejszych powodów, dla którego tak wielu Polaków zieje jadem wobec USA, nie wiedząc nawet, skąd się wziął ten trend.

  2. Kiedyś argumentując przy dyskusji o esperanto rzuciłem nazwisko Chomskiego na co Piotr oświadczył, że Chomsky to socjalista, tak jakby jego poglądy społeczne automatycznie kasowały jego dorobek z dziedziny lingwistyki. Mała ewolucja poglądów?
    Czy autorytety nie istnieją? Autorytet to zaufanie w kompetencje. Zaufanie do pracy lekarza, inżyniera, policjanta czy nauczyciela jest i nie ma w tym nic złego, że oni swoje osądy wypowiadają z pozycji autorytetu. A my tym osądom dajemy wiarę bo tak działa zaufanie.
    Osobną sprawą jest nadużywanie pozycji autorytetu i rozszerzanie jego na obszary poza swoją specjalizacją. Istnieje też grupa ignorantów, którzy ze swojej ignorancji czynią swój znak firmowy. I do takich ludzi zaliczam zarówno przytoczonego Mikke jak i Cejrowskiego.

    1. Częściowo kasują bo dla Chomskiego podobnie jak dla komunistów typu Gramsciego język nie był narzędziem komunikacji lecz kreacji czyli de facto manipulacji. Jego badania są skażone ideologią i wie to każdy kto choć troszkę Chomskiego czytal.

      1. He he. Urocze. Wszystko ma wpływ na wszystko. Nic nie jest możliwe do ustalenia…. Widać że stosowanie postmodernistycznej argumentacji nie jest panu obce

          1. Do diabła z Mahometem. Mowa o Chomskim w kontekście takim czy jego teorie w zakresie jego specjalizacji, za co nawet nazwałeś go profesorem, mogą być prawdziwe i on może mieć racje a nie są objawem „poniesienia go przez głupotę” Skoro nikt nie ma monopolu na rację to nie ma też racja bytu, poprzez swoje prostackie uproszczenie, że komuś tej racji ubywa przez skoligacenie w innym obszarze życia z takimi czy innymi poglądami. I nie ma znaczenia czy to są poglądy komunistyczne, socjalistyczne, muzułmańskie czy nawet, o zgrozo, liberalne. Powiem szczerze że wolę arogancję w osobach irytujących „autorytetów” niż prostackich ignorantów takich jak Mikke, Cejrowski, Kolonko, Trump etc.

  3. Trafne słowa. Niestety, jest jednak w nas pewna ewolucyjna skłonność do szukania sobie i słuchania autorytetów (przydająca się np. gdy jesteśmy dziećmi) i tylko nielicznym udaje się całkowicie z niej wyzwolić w wieku dorosłym. Niemniej warto się o to starać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *