Ojciec Polak

 

Na naszych oczach dokonuje się emancypacja mężczyzn z patriarchalnego modelu rodziny, rezygnujących z roli dawnych „zarządców dzieci” na rzecz świadomego i odpowiedzialnego ojcostwa. Kościelne autorytety tymczasem nieustannie lamentują nad kryzysem ojcostwa.

 

Współczesna walka ojców o prawa do opieki nad dzieckiem na równi z matką to spadek po wielu wiekach patriarchatu, na straży którego wiernie stał i przy którym wciąż upiera się Kościół. Ojcu wprawdzie święcie należała się władza rodzicielska, ale władzę opiekuńczą teoretycznie przyznawaną obojgu rodzicom, cedowano na matkę. Rzekomo wyłącznie predestynowaną do jej sprawowania. Toteż za błogosławieństwem Kościoła i prawa świeckiego przez całe stulecia ojcowie chętnie z niej rezygnowali. W konsekwencji kobiety, którym zezwalano realizować się jedynie w macierzyństwie, często zawłaszczały dzieci wyłącznie dla siebie. Równocześnie wiecznie nieobecni ojcowie sami eliminowali się z życia własnych dzieci.

Tylko pieniądze

Na znikomy udział ojców w procesie wychowywania dzieci oraz ojców sądzących, że wywiązują się w pełni z rodzicielskich obowiązków, zapewniając dziecku byt i opłacając naukę, powszechnie narzekano w XIX wieku. W poradnikach lekarskich z przełomu XIX i XX wieku wieku sporadycznie tylko można natknąć się na rady, by ojcowie wyręczali matki, tuląc niemowlęta „przy własnej ciepłej piersi” i nie odmawiali własnemu dziecku tego szczęścia. Wreszcie w dwudziestoleciu międzywojennym pedagodzy zaczęli przekonywać ojców do okazywanie uczuć swoim dzieciom i nawiązywania z nimi więzi. Zasadniczo rola ojca wciąż się nie zmieniła.

Jak żołnierz to nie z wózkiem

Opiekowanie się dzieckiem nadal uchodziło za zajęcie „niegodne” prawdziwego mężczyzny. Świadczy o tym obowiązujący w II RP w Wojsku Polskim na mocy rozkazu służbowego zakaz noszenia dzieci i pchania wózków dziecięcych przez oficerów w mundurze (w mundurze chodzono wówczas stale, nie tylko w czasie służby). Do wizerunkiem przedwojennego oficera, mającego być „wzorem rycerza i gentlemana” i reprezentantem odrodzonej Polski, ojcostwo dziwnie nie pasowało.

Polak nie ojciec

Kiedy w XIX wieku w Europie w przemyśle masowo zaczęto zatrudniać kobiety jako tańszą siłę roboczą, wywołało to bezrobocie wśród mężczyzn. W Anglii i Francji jednak wymusiło zmianę modelu życia rodzinnego. Kobiety szły do fabryk, a mężczyźni zostawali w domach, zajmując się gotowaniem, praniem i dziećmi. Tak nie działo się w Polsce. Ojciec Polak, uważając się za stworzonego do wielkich rzeczy, niańczenie dzieci czy pranie pieluch postrzegał za zajęcie uwłaczające męskiej i ojcowskiej godności. Gdy ojcowie tracili pracę, troskę o byt rodziny przejmowały matki, podejmując się najgorzej opłacanych prac. Bezrobotni ojcowie jednak nie wyręczali żon w domowych zajęciach. Praca zawodowa matek w rodzinach robotniczych nie wymusiła też zaangażowania się ojców w opiekę nad dziećmi – zauważali w 1938 roku pracownicy opieki społecznej. Pracujące matki nie mogły jednocześnie sprawować opieki nad dziećmi i roli tej nie przejmowali ojcowie. Mimo obecności ojca w domu, matka by móc pójść do pracy, nierzadko musiała oddać dziecko do płatnego żłobka lub przedszkola.

Istnieje w polskiej kulturze mit matki Polki, ale nie ma mitu ojca Polaka. Mit dzielnej, zaradnej i katolickiej matki narodził się w opozycji do nieobecnego ojca. Nieobecnego z wielu powodów. Począwszy od kościelnego dogmatu o „niepokalanym poczęciu” gloryfikującego poniekąd samotne macierzyństwo, utożsamiania ojcostwa wyłącznie z władzą i dziedziczeniem, przez uwarunkowania historyczne (powstania i zsyłki), w wyniku których kobiety zmuszone były przejąć rolę mężów i ojców, aż po brak zainteresowania ojców własnymi dziećmi.

 

 

Przemoc za przyzwoleniem Kościoła

Patriarchat stawiał na piedestale ojca, rządzącego w rodzinie wedle własnej woli i zasad, które sam stanowił. Ojciec miał być dla dziecka pierwszym przedstawicielem władzy, wymagać bezwzględnego posłuszeństwa i tłumić wszelki sprzeciw. Tradycyjna rodzina opierała się na stosowanej przez ojców przemocy i tyranii. Kościół i prawo przyznawały ojcu prawo dowolnego „rozporządzania” żoną i dziećmi, dysponowania majątkiem i decydowania o przyszłości dzieci. Tak kreowany autorytet surowego ojca oraz „święte” prawo do karania i dyscyplinowania nie pozwalały na spoufalanie z dziećmi i okazywanie im uczuć. W przeciwieństwie do matek ojcom  Kościół nie stawiał nader wygórowanych zadań. Ojciec winien łożyć na utrzymanie dzieci, zapewnić katolickie wychowanie i nie dawać złego przykładu, tzn. nie nadużywać alkoholu, unikać hazardu i rozpusty. Spełniwszy te warunki mógł się w domu spokojnie skryć się za przysłowiową gazetą.

Edward Prądzyński, zwolennik emancypacji kobiet, w 1875 roku pisał wprost o wyzuciu się mężczyzn z ojcowskiej odpowiedzialności. „Straszną dziś próżnię wytwarzają obyczaje pomiędzy (…) ojcem, dla którego nieznośnym płacz niemowlęcia, a matką przykutą do kolebki (…).

Ojcowie nieślubni

Nieślubne dzieci i samotne matki istniały od zawsze, ale formalne zaistnienie nieślubnych ojców to tak naprawdę kwestia zaledwie ostatnich kilkudziesięciu lat. W Polsce mężczyźni długo za punkt honoru uważali wymigać się od nieślubnego ojcostwa, co było banalnie proste, bo zarówno obyczaje i prawo stały po ich stronie. W II Rzeczpospolitej nie udało się zmienić wciąż obowiązującego kuriozalnego przepisu z 1825 roku zakazującego nieślubnym matkom i dzieciom poszukiwania ojca. W ostatnich latach przed wojną – wedle oficjalnych statystyk w Polsce – na świat przychodziło prawie 60 tys. nieślubnych dzieci, przeważnie pozbawionych nazwiska ojca i alimentów. Paradoksalnie część mężczyzn poczuwających się do ojcostwa nieślubnego dziecka i chcących zalegalizować związek z jego matką, nie mogła tego uczynić. Przedwojenni oficerowie wojska polskiego i policjanci nierzadko zmuszeni byli pozostać nieślubnymi ojcami.

Żona dla mundurowego

Kuriozalne przepisy zabraniały polskim oficerom żenić się, jeśli narzeczona nie posiadała określonego posagu lub nie udowodniła wobec władz, że posiada zapewniony stały odpowiednio wysoki dochód oraz nie wykazała się „nieposzlakowaną opinią”. Oficer na zawarcie małżeństwa potrzebował zawsze zgody przełożonych. Funkcjonariuszom policji z kolei wolno było żenić się dopiero po 7 latach służby i kandydatka na żonę musiała wnieść również stosowny posag lub mieć zapewniony stały dochód. Policjant, który zostawszy ojcem, ożenił się wbrew przepisom, był wydalany ze służby.

Prze całe stulecia ojcostwo sprowadzano jedynie do władzy, dziedziczenia, łożenia na utrzymanie dzieci i obowiązku wychowania w wierze. Do ojcostwa w przypadku dzieci pozamałżeńskich powszechnie się nie poczuwano. Współcześnie od ojców oczekuje się czynnego zaangażowania się w opiekę i wychowanie dziecka oraz pogodzenia bycia rodzicem z pracą zawodową. Z tym problemem kobiety radzą sobie już od końca dziewiętnastego wieku. W porównaniu z czasami minionymi ojcowie chcą być coraz bardziej obecni w życiu swoich dzieci. Gdzie tu zatem ów nagły, głoszony przez Kościół kryzys ojcostwa? Co najwyżej zasadne byłoby mówienie o kryzysie władzy ojcowskiej, ale ta stała się anachronizmem już w XIX wieku.

Anna Gabryłłowicz

redakcja@tygodnikfaktycznie.pl

Tekst ukazał się na łamach „Tygodnika Faktycznie”

O autorze wpisu:

  1. "Kuriozalne przepisy zabraniały polskim oficerom żenić się, jeśli narzeczona nie posiadała określonego posagu lub nie udowodniła wobec władz, że posiada zapewniony stały odpowiednio wysoki dochód oraz nie wykazała się „nieposzlakowaną opinią”. Oficer na zawarcie małżeństwa potrzebował zawsze zgody przełożonych. Funkcjonariuszom policji z kolei wolno było żenić się dopiero po 7 latach służby i kandydatka na żonę musiała wnieść również stosowny posag lub mieć zapewniony stały dochód. Policjant, który zostawszy ojcem, ożenił się wbrew przepisom, był wydalany ze służby."

    .

    Dlaczego "kuriozalne"?

  2. Oczywiście, że nie ma żadnego kryzysu ojcostwa, tylko wręcz odwrotnie, ojcostwo zaczyna wychodzić z mrocznego "kryzysu", w jakim było przez wieki.

     

    Podobnie nie ma żadnego kryzysu rodziny, tylko jest "kryzys" udawanej rodziny. Po prostu ludzie już nie udają, że "wszystko u nas w porządku", nie udają, że ich związki nadal trwają. To, co Kościół nazywa dawną trwałością rodziny, nie bylo żadną trwalością, tylko koniecznością trwania w nieudanych związkach, często bardzo unieszczęśliwiających.  

    Udane, szczęśliwe związki tworzą szczęśliwe rodziny, które i dziś pozostają trwałe. 

    Związek, który przestał być szczęśliwy sprawia, że cała rodzina przestaje być szczęśliwa, nie ma takich "cudów", że rodzice, którzy są ze soba nieszczęśliwi mają szczęśliwe dzieci. Udawać da się tylko do pewnego stopnia.

    Ludzie po wiekach obłudy wreszcie przestają udawać. I to ma być ten kryzys?

     

    1. Może to dlatego, że ludzie biorą sprawy w swoje ręce i żyją tak, jak chcą oni sami, a nie tak, jak im nakazuje pan w sukience 😉

  3. W dzisiejszych czasach KK nie jest głównym wrogiem tej "emancypacji ojców". Duża część kobiet chcę zabetonować stary układ, bo działa on w ich interesie. Być może kiedyś problemem był patriarchat ale dziś głównym wrogiem ojca-Polaka jest matriarchat szalejący w polskich sądach rodzinnych.

  4. Przypomina się "Moralność pani Dulskiej" i pan Felicjan "a niech was wszyscy diabli", który sprawy rodzinne miał serdecznie gdzieś. Jeśli tak miała wyglądać "tradycyjna" męskość, to do luftu z takim czymś, bo to żadna męskość, tylko połączenie lenistwa, tchórzostwa, ignorancji, niedojrzałości i braku szacunku do swojej drugiej połówki. Założyłeś rodzinę, brachu, to zajmuj się nią. Dobrze chociaż, jeśli "Pan i Władca" chociaż dostarczał środków utrzymania, bo jeśli nie, to bywały i pretensje, że lord musi zaczekać na obiadek, aż żona z pracy wróci. To nie było ojcostwo, tylko bezczelne pasożytnictwo. Hmmm… zaczynam rozumieć, czemu religijni "ojcowie" tak zajadle bronią takiego modelu rodziny…

    1. PS. Jeśli dla kogoś uszczerbkiem dla jego tożsamości płciowej, pewności siebie i godności własnej jest zabawa z dzieckiem, przewijanie, karmienie czy inne obowiązki domowe, to doprawdy żal mi takiego osobnika, bo musi mieć straszliwe i nieustanne problemy z psychiką. A jak dla mnie opieka nad owocem tzw. własnych lędźwi dowodzi męskości, bo wyraża się ona między innymi przez płodność. Bycie tatą to najbardziej satysfakcjonująca psychicznie aktywność w moim życiu i kto tego nie poznał, ten nawet nie powinien zabierać głosu w sprawie, bo nie ma pojęcia o temacie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *