Olga Morawska – wakacje w Kanadzie

Dobrych książek o społeczeństwie i kulturze Kanady w Polsce jest jak na lekarstwo. Tym bardziej warto polecić tomik Olgi Markowskiej poświęcony drugiemu największemu krajowi na świecie: „Wakacje w Kanadzie” (2012). Oczywiście nie zamierzam tu streszczać całe książki, ale opowiem jaki obraz kraju się z niej wyłania. Kanada jest krajem świeckim. Sklepy otwarte są cały tydzień. Wschód jest pełen zabytków, zachód to nowe miasta na prerii jak Calgary w Albercie. Kanadyjczycy są estetami, planiści miejscy to geniusze.

Kanadyjczycy są też niestety nieznośnie poprawni politycznie. Może i faktycznie tematów trudnych nie brakuje, wszak dopiero w roku 1996 zamknięto ostatnią ze szkół gdzie zamykano odebrane rodzicom dzieci indiańskie. Dziś o sytuacji w rezerwatach i o Indianach się mówi bardzo mało, a jak już to raczej dobrze w ramach poprawności politycznej (s. 26). Autorka wie, że Kanadyjczycy mają swoje zdanie o Indianach, ale wie też że są zbyt poprawni politycznie by się nim podzielić. Ten aspekt kultury kanadyjskiej jest jednak trochę smutny. Może jednak cały ten indiański kac nie wygląda tak źle, skoro biali są masowo zachęcani przez Indian do współkultywacji zwyczajów indiańskich, z czego wnioskuję, że nikt tam nie gardłuje o „cultural apropriation” jak w lewicowych kręgach w USA.

Oficjalnie olśniewająca British Columbia jest taka w istocie. Są takimi i Vancouver i stolica prowincji – Victoria. Zarówno kultura jak i natura prezentują się znakomicie. Bogacze mieszkają nie na przedmieściach jak w Londynie czy LA, lecz w centrum w szklanych apartamentowcach, z tego by wynikało, że np. Seattle w USA rządzi się kanadyjskimi prawami rozwoju społecznego.

Kanadyjczycy są podobni do Amerykanów i wiedzą o tym. Mają podobne neo-zabytki jak Casa Loma w Toronto – neogotycki zamek z marzeń bogacza. Dlatego lubią podkreślać kanadyjskość pewnych przedsięwzięć jak na przykład sieci restauracji Tim Hortons (s. 47).

W Montrealu oczekuje się, że gość wykrzesze z siebie choć trochę francuszczyzny. Miasto słynie z La Ville Souterraine, czyli kwartałów podziemnych ulic; zimą suną po nich urzędnicy i inni panowie w samych marynarkach w drodze do pracy, o ile pracują w centrum. W mieście jest też postawiona staraniem Polonii, kopia warszawskiego pomnika Kopernika. Autorka poleca park klimatyczno-botaniczny z Biodome (pomieszczeniami z warunkami i roślinnością 4 stref klimatycznych, w tym tropikalną).

Nad Quebec góruje Chateau Frontenac, dziś 600 pokojowy hotel. Zwracają uwagę także. Brytyjskie fortyfikacje z 1760 roku i kościół Notre-Dame-des-Victories (1688). Trzeba się kiedyś tam wybrać. Jako historykowi najbardziej chyba utkwił mi w pamięci fragment o Quebec.

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

3 Odpowiedzi na “Olga Morawska – wakacje w Kanadzie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *