#online

 

Kolejny koncert w NFM w ramach festiwalu Musica Polonica Nova rzeczywiście był #online. Muzycy zasiadli na poddaszu NFM, którego nie należy kojarzyć ze znanymi nam z domowych kątów poddaszami. To była wielka maszynownia obsługująca Salę Główną NFM, równie rozległa choć niska, pełna szczytowych fragmentów dźwigów, ram i ekranów. Muzycy grali bez publiczności „analogowej”. Ich działania były transmitowane przez Internet, zaś publiczność wiernie chodząca na Novą mogła tę transmisję nieco snobistycznie obejrzeć wspólnie we foyer na poziomie -3, tam gdzie po egipsku surowy wielki przedsionek poprzedza dwie mniejsze od głównej sale – Czerwoną i Czarną.

 

Niektórym trochę brakowało żywego kontaktu z muzykami i z nieprzetworzonym dźwiękiem. Wiedzieliśmy przecież, że muzycy grają na żywo, także dla nas, te 7 pięter wyżej. Na szczęście na koniec muzycy zeszli do nas i mogliśmy ich entuzjastycznie nagrodzić oklaskami. A było za co, gdyż grali wspaniale. Mieliśmy zatem świetny i specjalizujący się w muzyce nowej duet fletowy złożony z Ewy Liebchen i Rafała Żółkosia. Artyści nazwali siebie dowcipnie i ciekawie – Flute o'clock. Posiadam ich dobrą płytę, na koncercie zastanawiało mnie użycie przez wielu kompozytorów dość podobnych efektów – gry na klapkach, gwizdania do fletów etc. Chyba tylko w utworze Zofii Dowgiałło słychać też było niezwykłe alikwoty budowane przed odpowiednie zadęcie do fletu, tym dźwiękom zaś towarzyszyła na harfie sama kompozytorka, budując na strunach harfy cały wszechświat, momentami nawiązujący do brzmień konkretnych i elektronicznych, innym razem kojarzący się dość luźno z muzyką chińską dzięki ciekawym i dźwięcznym glissandom.

 

Ewa Liebchen / fot. Ksawery Zamoyski

 

Jako harfistka, kompozytorka i filozofka Dowgiałło kształciła się w Warszawie. Jej dzieło Spektr-ar wywarło na mnie największe wrażenie, przynajmniej jeśli chodzi o warstwę sonorystyczną. Jako, że wszyscy kompozytorzy na koncercie #online eksperymentowali ile wlezie, do tego stopnia, że flety niemal nigdy nie miały okazji zagrać choćby frazy swoim typowym dźwiękiem i w 80% zostały zamienione w instrumenty perkusyjne (uderzanie w klapki, dmuchnięcia, warknięcia i gwizdnięcia), a nie melodyczne, utwór Zofii Dowgiałło ciekawie wyłamywał się z ogólnej tendencji, pokazując, że można uczynić z fletu i harfy instrumenty melodycznie na różnych zasadach i jest to ciekawe, wykorzystuje też twórczo budowę instrumentów.

 

Podobne zastrzeżenia miałem momentami do wykorzystania sekcji smyczkowej, czyli  skrzypiec Anny Kwiatkowskiej i wiolonczeli Mikołaja Pałosza. Zamiast uderzać w wiolonczelę lub skrzypce, czyniąc je perkusjami, lepiej wziąć dedykowany instrument, czyli jakąś perkusję i tu wyłamał się w stronę muzycznego racjonalizmu Dominik Karski w swoich Veiled Words na dwa flety altowe i dwa tam-tamy. Na tam-tamach też grali fleciści, potrącając je co jakiś czas końcówkami fletów. W ten sposób mogli wchodzić własnym dźwiękiem w wybrzmiewający dźwięk gongów. Tu oczywiście warto napisać, że istnieją dwa instrumenty o nazwie tam-tam, oba perkusyjne. Afrykańskie tam-tamy możecie zobaczyć na naszej stronie w naszej transmisji koncertu Pigmejów. Są to drewniane belki ze szczeliną i z nimi pomysł Karskiego by nie wypalił, gdyż fleciści albo wygięliby swoje flety, albo połamali zęby. Natomiast gong, wywodzący się z Azji, łatwo wprowadzić w brzmienie delikatnym dotknięciem metalowej pałki, jaką staje się na moment flet.

 

 

W jakimś sensie najbardziej niekonwencjonalne użycie wiolonczeli i skrzypiec miało miejsce w utworze Kuby Krzewińskiego Contre. Muzycy w teatralny sposób pieścili swoje instrumenty i czasem w nie uderzali. Tworzyło to aurę intymności i erotyzmu, drażniącą jednocześnie perkusyjnym wykorzystaniem kompletnie nie nadających się po temu instrumentów. Jednak później ten pomysł zaczął być konsekwentnie rozwijany, podobnie jak towarzysząca mu forma muzyczna i mimo mojego początkowego zniechęcenia musiałem przyznać rację publiczności, złożonej w dużej mierze z kompozytorów i publicystów muzycznych, która nagrodziła to dzieło szczególnie mocnymi brawami. Niemrawy początek i teatralność zostały znakomicie uzasadnione przez rozwój formy.

 

Hgrrrrsht na dwa flety i krtanie Dobromiły Jaskot było ciekawe, lecz nieco przeładowane moim zdaniem. Bardziej zwarta i ekspresyjna była Battalia a 2 Rafała Zalecha, która rozpoczynała się zupełnie nie bojowo, lecz pięknie się rozwijała. Ciekawa też była Kompozycja izorytmiczna nr 2 Ryszarda Lubienieckiego na flet altowy solo.

 

Na koncercie zagrano też dzieło nieżyjącego już kompozytora – Pluriel Romana Haubenstock – Ramati, który był polskim i austryjackim kompozytorem żydowskiego pochodzenia, urodzonym rok po Wielkiej Wojnie w Krakowie i zmarłym 1994 w Wiedniu. W ramach protestu przed muzycznym socrealizmem przeniósł się w ważnym momencie swego życia do Izraela. Był też projektantem i malarzem, oraz jedną z ważniejszych postaci Ruchu Muzycznego w jego pionierskim okresie. Jego Pluriel wywarło na mnie ogromne wrażenie mocną ekspresyjnością i siłą prowadzenia narracji muzycznej. Obok Spektr-ar Zofii Dowgiało był to dla mnie najmocniejszy muzycznie punt tego wieczoru.

 

Zaś wieczór ogólnie był bardzo udany, wszystkie dzieła były warte uwagi. Jedyne moje zastrzeżenia dotyczą upodobnienia się części z nich względem siebie z uwagi na sięganie po niekonwencjonalne a jednak podobne do siebie techniki wydobycia dźwięku z fletów i instrumentów smyczkowych. Drugie moje zastrzeżenie to zasięg owego #online. Miało ono wymiar bardziej symboliczny niż rzeczywisty. Bowiem przecież nikt nie broni słuchać muzyki na żywo i jednocześnie dokonywać jej streamingu na Internet.  Zaś Internet pozwala na więcej. Można na przykład połączyć ze sobą muzyków przebywających w różnych miejscach na świecie, można znaleźć (losowo albo celowo) ciekawe sample które staną się podstawą dla koncertujących na analogowych instrumentach muzyków etc. Stworzenie sytuacji publiczność koncertowa kontra streaming internetowy nie było do końca przekonywujące. Ale – fakt – miało też swój czysto symboliczny urok…

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *