Płaszczyzny konfliktów kulturowych [1]

Przez kulturę w sensie ogólnym rozumie się wszystko, czym człowiek doskonali i rozwija wielorakie uzdolnienia swego ducha i ciała. Stara się drogą poznania i pracy poddać świat pod swoją władzę, uczynić bardziej ludzkim życie społeczne tak w rodzinie jak i w całej społeczności przez postęp obyczajów oraz instytucji. Wreszcie w dziełach swoich w ciągu wieków wyraża, przekazuje i zachowuje wszelkie doświadczenia duchowe i dążenie, aby służyły one postępowi wielu,  a nawet całej ludzkości. Tak pojmowana definicja kultury musi jednak również posiadać odniesienia do wymiarów historycznego, społecznego, etnograficznego i dialektycznego. Na dorobek ogólnoludzkiej kultury, a tylko tak należy owo pojęcie rozpatrywać, składają się bowiem praca i dokonania pokoleń, zarówno w wymiarze materialnym jak i duchowym. Jest to wspólne gatunkowe dziedzictwo tworzące określone, historyczne środowisko dostępne dla ogółu jednostek w zależności od wieku, wykształcenia, poziomu społeczno-ekonomicznego rozwoju kraju lub regionu w których one zamieszkują, panującej w nim ideologii i religii, a także w przyjętym przez ogół społeczności tej części świata systemie wartości. Środowisko to permanentnie wpływa na personalny rozwój osoby ludzkiej, kształtując jej kulturę osobistą i społeczną. Im szersze możliwości prezentuje wspomniane otoczenie, tym pełniej owa jednostka może się doskonalić i samorealizować. Trzeba dodać, że gatunkowe, wspólnotowe i pan-światowe ujęcie kultury jest we współczesnym świecie niczym innym jak egzemplifikacją procesów globalizacji. Postępują one bowiem we wszystkich wymiarach ludzkiej egzystencji. Muszą dotyczyć więc też i kultury.

Prawa człowieka  nie łączą się w harmonijny system.

Chronią ludzkie interesy, które sa często ze sobą w konflikcie. 

John GRAY

                                                   

 To w ramach kultury dochodzi stale do konfrontacji między sprzecznymi i opozycyjnymi wobec siebie wizjami świata. Z jednej strony mamy do czynienia z rzeczywistością zamarłą w pomnikach, koturnach czy historycznie określonych figurach. Z tym bardzo często łączy się kult własnego narodu i państwa oraz wszystkiego co pozytywnie kojarzy się z tak rozumianą czy kojarzoną przeszłością (oczywiście w mniemaniu zwolenników takiego postrzegania historii). Naród i państwo zlewają się wówczas w jeden miazmat zatruwający racjonalność myślenia, chłodny i zdystansowany obrachunek z przeszłością, kształtujący pogardliwy i wrogi stosunek do sąsiadów, nie tworzący perspektyw przyszłościowych, w ramach struktur ponadnarodowych, nie skażonych piętnem nacjonalizmu. Podkreśla się wówczas swoje przewagi i osiągnięcia, a porażki przekuwa się w opresyjność historii, niesprawiedliwość dziejów lub zdradę sojuszników. Do tego dochodzi także częste łączenie owego miazmatu nacjonalno-autorytarnej proweniencji z określonym przeżywaniem wiary religijnej, utożsamianej jedynie z ową społecznością, plemieniem, grupą bądź klanem. Taki konglomerat mitów nacjonalistyczno-klerykalno-soteriologicznej proweniencji jest mieszanką iście wybuchową. Przykładami takich zachowań, postaw i sposobu postrzegania świata czy historii są między innymi Polacy.

Jego rewersem jest kult postępu, rozwoju, stałego podążania myśli i czynu ludzkiego ku nowym wyzwaniom materii i ducha. Pojęcia takie jak otwartość i hermetyczność, ewolucja i trwanie, postęp i konserwatyzm, wolność i niewola, pluralizm i monizm, łagodność i zamordyzm są bowiem wynikiem historycznego aktywizmu jednostek ludzkich polegającego na określonym, mentalnym dopełnianiu realnych warunków życia uzgadnianego z totalną macierzą. Obraz ten jest z kolei wynikiem określonego poziomu jedności biologiczno-duchowej, poziomu, ukazującego współmierność strony duchowej i biologicznej. Wynika z tego, że to warunki życia (na przestrzeni dziejów) są decydującym czynnikiem co do treści i form dokonywanych wyborów i określania własnej tożsamości. Tym samym różnorodność warunków przesądza o wielości ich mentalnego dopełnienia i możliwościach urzeczywistnienia. Nie można w sposób woluntarystyczny formułować wizji i radykalną praktyką polityczną próbować ją urzeczywistnić – doprowadza to zawsze do służby określonej ideologii. Monizm rozwiązań, pomysłów na życie czy sposobów opisu świata zubaża człowieka, zamyka go na Inność, odcina od różnorodności tego świata.

Modernizm jest wpisany w naturalny sposób w jestestwo człowieka. Stałe doskonalenie swego Ja jest przyczyną wyemancypowania się naszego gatunku spośród innych przedstawicieli świata natury. Ale do tego potrzebny jest holistyczny ogląd rzeczywistości. Nowoczesność, tolerancja, postęp i liberalizm są a priori przeciwne eskapizmowi, rygoryzmowi, integryzmowi, dogmatyzmowi czy fundamentalizmowi. Nie można być w jednej mierze demokratycznym, tolerancyjnym i liberalnym, a w innej sferze zachowywać się jak fundamentalista, dogmatyk, agresor i skrajny doktryner. To są zagadnienia z płaszczyzny całkowitej integralności będącej jednocześnie uczciwością wobec swoje Ja.

Patrząc na początek XXI wieku, którym bez wątpienia w sensie symbolicznym są walące się wieże WTC w Nowym Jorku 11.09.2001 roku, dojść można do wniosku, iż ów fakt jest językiem tudzież symbolem określonej ideologii oraz sposobu patrzenia na świat nas otaczający. Jest także formą odbierania kultury Zachodu przez Innych jako: aroganckiej, totalnej, imperialnej, opresyjnej, nie szanującej obcego mimo, iż opiera się (i chce szerzyć te idee w świecie) na wolności, demokracji, multi-kulturowości i pluralizmie. Tak więc uprawniona jest konkluzja, iż to „…System demokratyczny i jego talmudyczne wartości nie tylko został zaatakowany, co wręcz poddany spektakularnej, jeśli nie falsyfikacji, to z pewnością weryfikacji”([za]: Z.Stachowski, Dyktat, protest i integracja, s. 5). Jest to wynik, jak można domniemać, bezwarunkowego uznania naszej, euroatlantyckiej (czyli sensu stricte Europa Zachodnia, Kanada, USA i Australia), kultury za szczytowe osiągnięcie rozwoju cywilizacyjnego człowieka czego przejawem jest m.in. pompatyczna i skompromitowana (już dziś) koncepcja Francisa Fukuyamy o końcu historii czy  niezwykle popularna w Stanach Zjednoczonych wizja rozwoju ludzkości traktowana wyłącznie jako American Waty of Life.

Można skonkludować, że taka forma patrzenia na cywilizację i kulturę jest jakby monoteistycznym (i zarazem – biblijnym, starotestamentowym) archetypem „obutym w Prawdę” – połączonym w sposób niedozwolony i sprzeczny – laickiej koncepcji usilnego dążenia do powszechnego szczęścia i dobrobytu całej ludzkości. Millenaryzm monoteistyczny, judeochrześcijańskiej proweniencji, został adoptowany i włączony do rudymentarnych idei Oświecenia. W praktyce jest to parodia i kompromitacja tych szczytnych i uniwersalnych zasad.

Każdy ekskluzywizm, eskapizm czy wybiórcze traktowanie podstawowych pojęć tworzących zachodnią cywilizację i kulturę odbierają jej moralne i praktyczne prawo do mówienia o wyjątkowości, uniwersalizmie i tym wszystkim co łączymy ze znaczeniem słowa kalokagathos. Można domniemać, iż tak się dzieje z powodu – z jednej strony: selektywnego i utylitarnego traktowania własnych wartości, rozbieżności słów i czynów, a z drugiej: mitologizacja i irracjonalizacja zachodniej kultury, która jednak opierała się przede wszystkim na doświadczeniach i tezach oświeceniowych, czyli rozumowych i naukowo dowiedzionych. Przykładem takich działań może być przyjęcie we współczesnym świecie znaczenia kapitału jako mitu, co czyni jego analizę powierzchowną i irracjonalną, a zachowania sporej części społeczności wobec wspomnianego problemu zakwalifikować należy jako swoistą idolatrię czy para-religijność. Zjawiskowe i fenomenologiczne traktowanie tego pojęcia przejawia się poza tym w nadawaniu mu cech ludzkiej duchowości, immanentnej człowiekowi. „Nieprzystające do kapitału elementy ludzkiej duchowości są eliminowane, odrzucane jako niekoherentne. Konkretne jednostki plajtują, jeśli nie spełniają żądań stawianych przez kapitał, który będąc w istocie stosunkiem społecznym, a więc mentalną stroną ludzkiej praktyki, podlega alienacji, staje się osobą. Służba kapitałowi polega na jednoznacznie określonym działaniu. Jego właściciel musi postępować tak, jak sobie życzy kapitał. Innego wyjścia nie ma. Kapitał wymaga oszczędzania – właściciel jest więc człowiekiem oszczędnym; wymaga zabójstwa – ktoś jest zabijany itd. Kapitał decyduje o postępowaniu ludzi rzekomo nim władających; jest recenzentem tekstów naukowych, literackich i prasowych; jest krytykiem dzieł sztuki, spektakli teatralnych oraz wystaw artystycznych; kapitał przez swych funkcjonariuszy religijnych głosi kazania z ambon, reformuje istniejące i tworzy nowe doktryny; jest wreszcie promotorem mężów stanu – polityków, którzy udają, że są wolni w swoim zbawczym dziele. Chcąc ów mit zrozumieć, chcąc wyzwolić się z tej kultury, trzeba wcześniej przezwyciężyć stan produkcji, który ją produkuje” ([za]: A.Karpińskim, Filozofia podmiotowości. Problemy i metody, s. 12).       

Wprzęgając się w rydwan jednego tylko elementu ludzkiego bytu pozbawiamy się jednocześnie możliwości i etycznie zorientowanej jurysprudencji do szerzenia tych wartości, ich promocji oraz reklamy jako uniwersum. Właśnie dlatego, to co przywykliśmy uznawać za konstytutywne dla naszej kultury, a równocześnie chcielibyśmy aby wszyscy tak sądzili (pojęcie osoby, znaczenie wolności, demokracji czy pluralizmu, kantowskie das ich, prymat indywiduum nad zbiorowością), jest odrzucane, potępiane i deprecjonowane jako imperializm kulturowy, nieposzanowanie odmienności i doświadczeń historycznych, totalizm idei, form i metod. To dlatego uprawnione jest stwierdzenie, iż Zachód nie podbił świata dzięki wyższości swoich ideałów, wartościom którym hołduje czy religiom, które wyznaje, ale ze względu na stosowanie zorganizowanej przemocy i gromadzonemu w wyniku jej stosowania kapitałowi. Ludzie Zachodu o tym zapominają, członkowie innych cywilizacji i kultur –  nigdy ([za]: G.Parker, The Military Revolution: Innovation and the Rise of the West, s. 4).

Liberalizm, demokracja, wolność jednostki są bezwzględnie skorelowane z kompromisem, łagodnością, tolerancją, dialogiem. Kultura łacińsko-atlantycka jest stygmatyzowana tradycją chrześcijańską, która z jednej strony emanuje nauką Jezusa z Nazaretu (przede wszystkim jest to Kazaniu na Górze), a z drugiej – posiada (podobnie jak np. islam tzw. hadisy czyli tradycję) dorobek Ojców Kościoła, takich jak św. Augustyn Aureliusz, który naliczył w swoim czasie, aż 28 form różnego rodzaju herezji. A herezje trzeba zwalczać, właśnie w imię Prawdy: bądź św. Bernard z Clairvaux, który w swym mistycznym zapale i krucjatowej pasji wyróżnił jedynie dwie możliwości dla Innego: być nawróconym lub zostać zabitym. Praktyka bliższa jest właśnie drugiemu rozwiązaniu. Mówimy o wolności, a chcemy innych przymuszać do wyznawania naszych wartości; tłumaczymy sens pluralizmu i demokracji, a jednocześnie działamy jak prozelici; głosimy liberalizm, a w płaszczyźnie idei jesteśmy dogmatyczni; opowiadamy się za swobodą wyborów życiowych przez poszczególne osoby, a równocześnie uważamy niewierzącego lub agnostyka za jednostkę mniej wartościową bądź materiał do nawrócenia: człowiek ma być „miarą wszechrzeczy”, a liberał postuluje jednocześnie publicznie „kulę w łeb” dla interlokutora (co jest jednoznaczne z opowiadaniem się za przywróceniem kary śmierci).

W 1931 roku znany socjolog i polityczny radykał francuski prof. Albert Bayet (podczas Kongresu Ligi praw Człowieka) miał powiedzieć: „Kolonizacja jest uzasadniona gdy naród kolonizujący niesie sobą bagaż idei i poglądów, które wzbogacają innych ludzi. W takiej sytuacji kolonizacja nie jest prawem lecz obowiązkiem” ([za]: G.Corm, Religia i polityka w XXI wieku, s. 44). Czyli kraj kolonizujący, niosący „kaganek wolności i oświaty” (kto ma prawo taką tezę zadekretować, co na taką decyzję wpływa, co takim postawieniem steruje i udziela plenipotencji w tej mierze – te i podobne pytania muszą być zawsze postawione publicznie) ma wynikająca z jego historii misję i ma ją szerzyć wszędzie.  Wielkość i wzniosłość – tak można swobodnie domniemać – szerzenia wolności, demokracji, praw człowieka dziś odbywa się tyle cynicznie, utylitarnie, kłamliwie i często zbrodniczo jak to miało miejsce w epoce krucjat krzyżowych  czy kolonialnych podbojów.

Wydaje się, że za takim oglądaniem i interpretacją świata nas otaczającego stoi fałszywe spojrzenie na dialog. Jest to też wynikiem egoizmu i egocentryzmu, narcyzmu i manii wyższości wobec wszystkiego co Inne. Przypisywanie sobie misji – we wszystkim co robimy – jest zgubne i przeczy pojęciom wolności, pluralizmu itd. W tak skonstruowanej perspektywie dialog jawi się nie jako wymiana poglądów prowadzona z poszanowaniem partnera, osoby ludzkiej o przyrodzonej godności, wolności i prawie do posiadania swoich poglądów (ekwiwalentnych do naszych), ale jako pole starcia dwóch konkurentów na określonym rynku idei, pomysłów czy poglądów. Nawrócenie i konkurencja – te dwie wizje funkcjonowania jednostek, grup i społeczeństw są obecnie niezwykle popularne. Jest to wynik ewolucji wcześniejszych pomysłów takich chrześcijan jak wspomniani wcześniej Augustyn czy Bernard, przyjęcia reguł darwinizmu społecznego i wynikającego stąd totalitarno-fundamentalistycznego opisu świata. Uzasadnione jest to ich zdaniem tym, że jakakolwiek negacja Boga (tu można wstawić dowolne pojęcie z dziedziny aksjologii, gnozeologii, prakseologii czy ontologii – w zależności od potrzeb czy kontekstu sytuacyjnego) pozbawia „… osobę ludzką jej fundamentu, a w konsekwencji prowadzi do takiego ukształtowania porządku społecznego, w którym ignorowana jest godność i odpowiedzialność osoby” ([za]: Jan Paweł II encyklika Centesimus annus, s. 31). Odbierając Innemu godność i odpowiedzialność to tak jakbyśmy pozbawiali go człowieczeństwa, personifikacji, a jego byt czynili czystą formą istnienia białka. Bez refleksji, memetyki, abstrakcyjnego i futurystycznego myślenia etc.

Bezkompromisowość, nieprzejednanie czy unikanie ustępstw jest egzemplifikacją quasi-demokratyczną, przeciw-wolnościową, nieliberalną i anty-pluralistyczną. Tak dzieje się – jak widać ostatnio – zarówno w polityce, gospodarce, w sferze wierzeń religijnych, pojmowaniu systemów wartości itp. To typowy przykład fundamentalizacji mentalności. A fundamentalizm to założenie pewnego rodzaju wiary „…która może być łatwo doprowadzona do skrajności. Jest to wiara w doskonałość, w absolut, wiara w to, że każdy problem musi być rozwiązany. Zakłada ona istnienie autorytetu wyposażonego w wiedzę doskonałą, nawet jeśli ta wiedza nie jest łatwo dostępna dla zwykłych śmiertelników” ([za]: G.Soros, Kryzys światowego kapitalizmu, s. 168).

 

 

                                                                                                                                              

O autorze wpisu:

Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", "Racjonalista.pl". Na na koncie ponad 300 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego i Towarzystwa Kultury Świeckiej. Sympatyk i stały współpracownik Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Mieszka we Wrocławiu.

  1. Tu akurat Gray twierdzi bez sensu. Z wyjątkiem praw ekonomicznych prawa człowieka są spójne i nie mają wiele wspólnego z amerykańskim stylem za to wiele z ogólnoludzkim indywidualistycznym poczuciem godności. A to ze Fukuyama upraszcza ti inna sprawa

  2. Prawa człowieka, tzw. prawa człowieka bo ich uniwersalne i ponad-czasowe, ponad-polityczne i ponad-kulturowe przesłanie zostało w ostatnich 3 dekadach zdewaluowane wielokrotnie i totalnie (podczas używania tego pojecia do niecnych, utylitarnych i wąsko-politycznych interesó, dla ich uzasdadnienia etc) musza być również „płynne” a przede wszystkim – historycznie traktowane. To jest immanencja Oświecenia i kultury Zachodu (największa atrakcja tej cywilizacji i kultury), ale dziś stały się „maczugą” USA w wojnie „z prawdziwymi i wydumanymi” przeciwnikami politycznymi (maczuga propagandowa i argumentem poprzedzającym użycie nagiej, militarnej siły).
    Po raz kolejny Ci Piotrrze przypomnę – Vox populi, vox dei. Dobrymi chęciami (tudzież nawet najsłuszniejszą – moralnie, etycznie, piękno-duchowo – argumentacją, gdy rzeczywistość skrzeczy, tak jak np. w Libii czy Iraku) wybrukowane jest piekło. Wolność bez „braterstwa” i „równości” (a w tych obu pomijanych dziś pojęciach tak samo immanentnych Oświeceniu jak „liberte” zawiera się znaczenie bezpieczeństwa jednostki najszerzej pojęte) jest poustym, nic nie znazcvacym, efemerydycznym sloganem. Sloganem samem dla siebie…… Sloganem, który się międli bezpłciowo w mediach i na tzw. „salonach” mainstreamu.

  3. To tak jak z każdą inną idea. To że się jej nadużywa NIE oznacza że jest przebrzmiała. Demokracja i równość i inne wasze socjalistyczne cnoty też są trwale mimo ich wykorzystywania przez ZSRR. Apeluję Radku o unikanie nihilizmu

  4. Oswiecenie to realizm wynikajacy wprost z racjonalizmu. Jeszcze raz mowie: vox populi, vox dei. Wazne to co „lud” mysli i jak odbiera rzeczywistosc. I potem to sie przeklada ma wybory. Demokracja to wladza ludu, dla ludu , sprawowana przez lud (A. Lincoln, mowa getysburska). A jak sie chce kogos „postawic do kata” to zaraz stosuje sie epitety ad personam: nihilista, cynik, postmoderna, wzywa sie go do czegos tam etc. Prawa czlowieka ….. odsylam Cie Pierre do np. prof Lester Thurowa z MIT czy Naomi Klein…. Nie tylko (a moze zwlaszcza) liberalowie sa tu alfa i omega.

    1. Uznanie praw człowieka za li tylko konstruktor kulturowy spycha automatycznie w obóz konserwatyzmu. Gray byl liberalem ale został konserwatystą widzę że Ty chcesz również. Naomi Klein nie ma nic wspólnego z oświeceniem realizmem czy racjonalizmem. To tylko błyskotliwa alterglobalistka nie mająca specjalnego pojęcia o ekonomii czy rządzeniu. Wszyscy tyrani podważają prawa człowieka czy to lewicowi czy prawicowi.

    2. vox vox etc to tylko na papierze dobrze brzmi, demokracja bez liberalizmu i związanych z nim praw człowieka to zwykła tyrania większości czyli tyrańska putinada. Tym razem miotasz się między socjalizmem i konserwatyzmem, wobec tego właściwie wypadasz poza obieg oświecenia.

  5. Liberałowi jakim się mianujesz albo za jakiego się uważasz (jak metr z Sevres) paternlizm, dogmatyzm czy doktrynerstwo nie za bardzo pasują. A tu co ……. I wybacz Piotrze, nie Ty jesteś od dekretacji, kwalifikacji bądź zaszeregowywania kogokolwiek do kręgu (bądź nie) „Oświecenia”. Lepiej jest za Miguelem de Cervantesem „czasami zbastować” bo „mówić nie myśląc to strzelać nie celując”. Oczekuj szerszej i ostrej repliki, w swoim czasie, bo muszę Twe zarzuty i stawianie mnie do liberalno-oświecenowego – wg Ciebie – kąta (w stylu paternalistyczno-dogmatycznym i indywidualistyczno-monistycznym) po prostu „przeżuć”. Bo ja strzelam i celuję, ale wpierw – pomyślę (a przynajmniej się staram).

    1. No właśnie zbyt lekko myślisz o prawach człowieka ja pokazałem w mojej polemice, że są one potrzebne i że podważanie ich jest po linii postmoderny a nie naszej. Oświecenie miało dużo więcej wspólnego z liberalizmem niż demokratyzmem. Zamiast się oburzać przemysl jeszcze raz sprawy a potem ewentualnie pokaż mi że się mylę. Bo jak na razie reagujesz wyłącznie personalnie.

    2. Z tego co zapowiadasz twoja polemika trafi w próżnię ponieważ mylisz jak zresztą wielu dwie rzeczy; skłonność liberałów do realizmu wobec pluralistycznego stanu rzeczy z prawem każdej idei do uważania swej idei za lepszą. Liberał akceptuje różnorodność ale najbardziej lubi liberałów. Anarchię dla samej anarchii kochają anarchiści. Może oszczędź nam czasu i zastanów się jeszcze. Ty jesteś socjaldemokrata ja liberał to naturalne że nie zawsze się zgodzimy.

  6. Czy reakcją ad personam nie jest czasem nawoływanie do „powrotu pogodnych dni” (analizujac jakie wcześniej słowa i argumenty padły)….. A jest to na pewno okraszone dozą paternalizmu z Twej strony.
    „Lubienie” czy „nie-lubienie”: nie ma żadnego znaczenia. Kogo- i czego-kolwiek. Tu liczą sie tylko „twarde fakty”., Emocje i afekty – a tym jest „owo lubienie” liberałów przez liberałów – nie sprzyja racjonalistycznemu (czyli realistycznemu) podejściu do sprawy (tak pojmuje racjonalizm jako ogranizcanie do minimum owych poza=rozumowych „spreżyn” działania człowieka).
    A piszesz „nam” – czyżbyś był „jak monarcha” ……. Piotrze co to za styl, co to za retoryka. Czy Ty decydujesz o tym co tu ma się (i jak ma się) pisać na tym Portalu ? Bo ten zwrot tak traktuję.
    A replikę i tak napiszę (gdy postawiłeś mnie „do kąta” na FB jest to poniekąd mój „polemiczny” i publicystyczny obowiązek więc nie mam wyjścia).

    1. Może i trochę paternalistyczny, bo uważam, że miotasz się ideologicznie, co częste w przypadku lewicy po 1990 roku, a z sympatii do ciebie nie mam ochoty „atakować” frontalnie, ciągle liczę na to, że dostrzeżesz sprzeczności Graya, i potrzebę utrzymania praw człowieka jao postulatu i gwaranta ładu międzynarodowego oraz minimum przyzwoitości jaki w nim panuje. Jeśli odniesiesz się do tego w replice to super. „Nam” – liberałom, nie monarchom 🙂 Lubienie polega na tym, że liberał nie chce by świat był różnorodny, choć akceptuje pluralizm, lecz by przede wszystkim był liberalny. Każdy wprowadza taki ustrój jaki lubi, bez emocji nie da się myśleć (Hume) a co dopiero politykować. Tu nie chodzi o to jak się ma pisać na portalu, tylko o to, że jeśli napiszesz coś, co moim zdaniem, lub zdaniem innego forumowicza jest sprzeczne wewnętrznie lub niesłuszne, nastąpi komentarz krytyczny, zresztą moje teksty też są poddane krytyce jak każde inne. Twój tekst o płaszczyznach kulturowych nie podoba mi się zarówno ideowo jak i merytorycznie, i mam prawo to napisać.

  7. Gorąco się zrobiło. Artykuł Radosława, jak i odpowiedz Piotra przeczytałem. Komentarze pod oboma artykułami również. Czekam jeszcze tylko na wspomniany przez Radosława tekst polemiczny. Potem może się wypowiem co o tym sporze sądzę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *