Postprawda postprawdy

 

Żyjemy w czasach trendów i mód. Aby sprzedać jakiś towar, warto jest roztoczyć wokół niego aurę wiosennej młodości, czy też einsteinowskiej niemal odkrywczości. Gdy zabawa w rewolucje i nowinki dotyczy techniki, nie ma problemu. Wtedy nowość może być faktyczną nowością – nowy procesor, nowy smartfon, nowy silnik etc. – to rzeczywiście może być nowe. Najgorzej jednak jest, gdy wiosenną aurą stara się okleić ideologie. Specjalistami od tworzenia pozornych nowości oraz fałszywych trendów są postmoderniści. Jednym z ich najnowszych, „fakeowych” produktów jest zaś pojęcie „postprawdy”.

 

Dowiadujemy się oto, że w roku 2016 pojawiło się nagle zjawisko postprawdy. Ledwo ogłoszono ten trend, modę czy też odkrycie, już wiele uczonych artykułów zaczęło scholastycznie pływać wokół pojęcia postprawdy. Autorzy urzeczeni tym pięknie nazwanym pseudotrendem zaczęli opływać w analizy postprawdy, topić się w tym odmienianym przez wszelkie przypadki nowomodnym słowie. Ja zaś pomyślałem, że być może Japończycy nie byli aż tak głupi odcinając finansowanie państwa dla wielu uniwersyteckich kierunków humanistycznych. Bo czemu podatnik miałby płacić na pseudoodkrywców czy modnych ideologów?

 

Od kiedy pojawiła się jakkolwiek bądź rozumiana informacja publiczna od tego momentu możemy mówić o manipulacji informacją i kłamaniu w zaparte, które jakiś „geniusz” „odkrył” w 2016 roku jako „postprawdę”. W zasadzie chęć uchwycenia jakiejś faktycznej sytuacji politycznej, czy faktycznego odzwierciedlenia dziejów pojawiła się znacznie później niż polityczno – historyczna manipulacja, czy też – jeśli czyniono to elegancko – mitologizacja.

 

 

Postprawdami możnaby zatem nazwać stelle władców Mezopotamii, zwłaszcza Asyryjczyków. Ich skrybowie ryli tam w kamieniach portrety dumnych i okrutnych zdobywców, którzy podbijali wszystko co widać i pławili się w krwi unicestwionych wrogów. Tymczasem źródła archeologiczne mówią, że nie tacy znów zdobywczy byli owi zdobywcy, zaś o pławieniu się we wnętrznościach uśmierconych tysięcy, czy nawet milionów ryto dla przestraszenia opozycji i pozyskania zwolenników. Z tym samym zresztą zjawiskiem mamy do czynienia w Biblii – Izraelici wcale nie podbili wszystkiego, co opisuje Biblia, nie byli też najczęściej uczestnikami masowych rzezi nakazanych przez boga Jahwe, gdyż nie mogli przecież dokonać masakry na ludzie zdobytym tylko literacko.

 

Aż kipią od postprawd kroniki średniowieczne. Pisano je nie po to, aby ukazać prawdziwe wydarzenia, ale aby schlebić temu bądź innemu feudałowi. Od średniowiecza głęboko w nowożytność sięgają też na przykład fałszywe genealogie, jak choćby ta przypisująca Habsburgom pochodzenie od… Herkulesa. Do tego pochodzenia nawiązywały poematy i cykle obrazów powstające w renesansie i w baroku.

 

Zdaniem niektórych uczonych historyczne znaczenie Koranu to także jedna wielka postprawda. Być może Mahometa wymyślili sobie pierwsi kalifowie zwani sprawiedliwymi. Notabene postprawdą też jest idealizacja świata islamu przez cywilizację europejską mająca swoje korzenie w secesyjnej modzie na orient.

 

Nie muszę chyba wyjaśniać, że mistrzami postprawdy byli liczni autokraci i władcy totalitarni. Stalin, Mao, Pinochet, Hitler, Castro etc. Już w czasach władzy absolutnej fakty starannie produkowano, nadając im stosowną estetycznie otoczkę. Czyż rozwinięty estetyzm epoki Ludwika XIV nie miał na przykład charakteru pułapki na szlachtę francuską, której najwybitniejszych przedstawicieli zgromadzono w Wersalu zapewniając im pozory wielkiego znaczenia, a w istocie odbierając im jakiekolwiek znaczenie?

 

Rzekomy „twórca” postprawdy z pewnością nie czytał zbyt wielu książek. Nawet Balzaca, którego stałym motywem jest cyniczny świat prasy, gdzie artykuły pisze się na zamówienie polityczno – finansowe jeszcze zanim zaistnieje fakt, który miałyby opisywać.

 

Skąd zatem pomysł na „wynalazek postprawdy”? Skąd to nagłe objawienie w roku 2016, udawanie, że odkryło się zjawisko, które jest stare jak świat? Niektórzy socjolodzy mówią, że ludzkość głupieje. Nie powinna tego robić, bo przecież ma coraz więcej możliwości poznawczych i edukacyjnych. Ale może jednak tak jest. Stąd być może moda na intelektualne trendy, na pozornie nowe i odkrywcze słowa klucze, opisujące rzeczy dawno znane. Cóż – z pewnością najlepszym przykładem postprawdy jest sama postprawda…

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

  1. Mnie to słowo się podoba i nie dostrzegam w nim nic postmodernistycznego.  To całkiem dobre określenie dla grupy różnego rodzaju przekłamań, które wydają się różnić pomiędzy sobą, ale w rzeczywistości wywołują ten sam efekt. Odniesienia do Asyryjczyków uważam za nietrafione z tego powodu, że wówczas nie było definicji prawdy, a cóż dopiero postprawdy.

     

     

     

     

     

    W czym rzecz? W różnorodności, która produkuje fałsz. Mamy więc tych, którzy kłamią świadomie, ale też tych, którzy są świecie przekonani do swoich racji, nieświadomych, że ignorują fakty, uważających, że fakty nie są istotne lub w ogóle niezdolnych do odróżniania prawdy od nieprawdy. Są też tacy, którzy są chorzy umysłowo, upośledzeni w ten sposób, że widzą rzeczy, których nie ma. Kłamstwo miewa też różne motywy, jest czynione dla zysku, dla dobra innych, dla zabawy, z powodu sadystycznych skłonności itd. Można też powiedzieć same prawdy, aby doprowadzić do fałszywych wniosków, czyli traktować fakty wybiórczo.  

     

     

     

     

     

     

    Mówimy więc o półprawdach, kłamstwach, paranojach, manipulacjach, ignorancji itd. by opisać wytworzony fałsz. Słowo postprawda ma tę zaletę, że bez wnikania w to, czy komuś odbiło, czy robi to świadomie, czy ma dobre czy złe intencje, mówi o ostatecznym efekcie, czyli o czymś, co próbuje udawać prawdę, choć nią nie jest. Szczególnie w obecnych czasach, kiedy człowiek rozwinął nie tylko naukę, ale także swoje umiejętności manipulowania faktami, które potrafią zacierać granicę pomiędzy prawdą i fałszem nowe słowa dla opisu tych zjawisk są jak najbardziej na miejscu. Richard Feynman zwrócił już uwagę na to, że kiedy nauki przyrodnicze rozwijają się w oszałamiającym tempie, humanistyczne tkwią w stagnacji i według mnie miał rację, gdyż niezwykle ciężko wykształconym humanistom przychodzi zrezygnować z jakiś słów, jak i z wielkim trudem przychodzi im akceptować nowe słowa. Na razie więc w tym względzie jesteśmy skazani na mody, na radosną słowotwórczość, regionalne trendy, gdyż po prostu humaniści nie zajmują się dopasowywaniem słownictwa do współczesności. Ustępują dopiero wtedy, kiedy dane słowo weszło do powszechnego użytku – ich postęp w tym względzie niemal zawsze jest związany z walką do końca i kapitulacją.

    1. Moim zdaniem niektórzy humaniści tworzą niepotrzebnie nowe słowa i terminy, aby – pozornie – doścignąć nauki ścisłe w odkryciach. Nie jest to dobre, gdyż za nowymi terminami kryją się stare pojęcia, przez co przekaz nauk humanistycznych staje się niepotrzebnie niejasny i zagmatwany. Niektórzy też na siłę chcą udowodnić, że nowe, wynikające tylko z mody, nazwanie czegoś starego jest rzeczywiście nowe. I powstają tony rozpraw na temat tego, że na przykład „postprawda” rzeczywiście nazwała coś nowego, choć nie nazwała. Na to idą pieniądze, tego się uczy studentów (a tak naprawdę marnuje się ich siły twórcze). 

    2. Mam do Ciebie pytanie. (I to nie jest polemika, tylko po prostu zwykłe, niewinne pytanie.)

      Czy masz jakieś ewentualne pomysły na to, jak można przyspieszyć rozwój nauk humanistycznych?

      Nie pytam, o jakąś gotową teorię, tylko o jakiekolwiek myśli na ten temat.

      1. Właśnie technika zawiodła i komentarz pojawił sie nie tam, gdzie powinien. Pytanie było do Lipschitza właściwie, bo dotyczylo konkretnego zdania, ale w sumie dobrze sie stało, bo chętnie sie dowiem, co obaj o tym myślicie.

      2. Moim zdaniem nauki humanistyczne muszą mocniej związać się naukami przyrodniczymi i ścisłymi. Czyli z psychologią ewolucyjną, estetyką ewolucyjną, statystyką (ona też służy naukom ewolucyjnym), językoznawstwem porównawczym etc. No i powinien być zakaz tworzenia sztucznych modnych pojęć. Wydaje mi się, że jest widoczna grupa humanistów zdająca sobie z tego sprawę – przykłady są i na naszych filmach. 

        1. "Zakaz tworzenia modnych pojęć" jest całkiem zabawny  :))) 

          Jak tu się ustrzec przed tym? Co robić, by wymyślone pojęcie nie stało się przypadkiem modne? No i jaka byłaby kara? No, bo jak jest zakaz, to musi być niestety obłożony jakąś karą…

          Wyobrażam sobie proces sądowy:

          "Panie Tabisz, za wymyślenie pojęcia, które stało się modne, skazuję pana na rok słuchania codziennie przez godzinę  kiepskich utworów muzycznych!"

          😉  🙂 🙂 🙂

           

          1. Kiepskie utwory przez miesiąc? To wolę dożywocie, albo saudyjski mieczyk. A tak na serio, to oczywiście był skrót myślowy. Po prostu nie wprowadzanie pojęć, które nie niosą nowych treści. Jakaś komisja językowa, jak w przypadku słowników w niektórych językach (bo w Polsce ten proces jest bardzo liberalny). Czyli nie piszemy „postprawda”, skoro mamy już istniejące od wieków słowa na określenie medialnego kłamstwa, propagandy, tudzież ideologii. Aby słowo „postprawda” weszło do obiegu, trzeba udowodnić, że oznacza coś rzeczywiście nowego i tyle. Podobnie jakieś „płynne nowoczesności”. A kiedy były „lite nowoczesności”? 

  2. Wydaje mi się, że obaj (Jacek, Lipschitz) macie rację.

    Ta cała "postprawda" to oczywiście żadne odkrycie.

    Z drugiej strony z pewnością rozmiar i niezliczona ilość wariacji domagała się jakiegoś nowego terminu.

    No, ale samo słowo jest niewydarzone .

    1. Rozmiar zjawiska się zwiększa z uwagi na nowoczesne media i dużą ilość osób zdolnych odbierać daną (dez)informację. Już wcześniej były podobne skoki – wynalazek pisma, wynalazek druku, prasa, radio, telewizja, teraz mamy internet multimedialny.

  3. Wydaje mi sie że termin postprawda wnosi jednak pewne nowe znaczenie.

    Jezeli przyjąć że poza prezentacja samych czystych wyników badań w kontekscie użytej metodologii(czyli informacją naukowa), wszystkie inne przekazy nie są prawdą to sa właśnie postprawdą. Ewentualnie dosc dobrze pasuje tutaj stare słowo wymysł,(wymyslenie), ale może nie oddaje całego sensu(bo jest nacechowane mniej czy bardziej negatywnie). Jeszcze inaczej, postprawda to jest przekaz który jest skazany na to że nie może być prawdziwy w tradycyjnym sensie bo prawda w tradycyjnym sensie nie jest możliwa.

    Oczywiście ów wymysł(wymyslenie) może być już jedną czy wieloma z wielu kategorii swiadomego lub nieswiadomego zafałszowania.

    1. Siegajac do idei teistycznych. Prawdę mógł by znac tylko byt nieskończenie doskonały w każdym aspekcie (gdyby taki istniał).
      Byty niedoskonałe i skończone są skazane na postprawdy(co nie wyklucza dążenia do prawdy).

    2. Wydaje mi się, że prawda w tradycyjnym sensie zawsze jest możliwa, czasem jednak ideologie i ich propaganda uniemożliwiają jej ukazanie, lub zdobycie potrzebnych do jej poznania informacji. Bywa też, że ludzie sami się cenzurują, bo w coś gorąco wierzą i odrzucają „niewłaściwe” informacje.

      1. Sugerujesz ze istnieje cos takiego jak prawda (pomijajac prawdę pomiarów w eksperymentach czy badaniach). Która to jest , czym się wyróżnia, skąd się bierze? 

        1. Istnieje dążenie do obiektywizmu. I rachunek prawdopodobieństwa – jaki model rzeczywistości jest bardziej lub mniej prawdopodobny na bazie tego co wiemy i co przypuszczamy w sposób racjonalny. 

          1. Ale to jest tylko rozszerzone opisanie prawdy (a własciwie hipotez wynikajacych) z eksperymentów i badań o której wspomniałem. A gdzie jest o tak zwanej Prawdzie przez duze P poza nauką eksperymentalną? 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *