Progresywiści też bywają dogmatykami.

Ogólnie przyjęto uważać, że ludzie o poglądach konserwatywnych to ludzie kierujący się dogmatami, natomiast ci którzy mienią się postępowcami są od dogmatyzmu wolni. Coś w tym jest na rzeczy, gdyż wiara i tradycja, cenione przez konserwatystów, często przesłaniają kierowanie się racjami rozumu w sprawach społeczno-politycznych. Czy jednak rzeczywiście progresywiści są wolni od dogmatyzmu? Moim zdaniem nie- progresywiści też bywają w pewnych sprawach dogmatykami.

Jednym z dogmatów wyznawanych przez część postępowców jest przekonanie o głupocie i miernym wykształceniu swoich oponentów, czyli konserwatystów. Mieliśmy choćby tego ostatnio przykład na racjonaliście, gdy występujący w rozmowie z Jackiem Tabiszem, Pan Dominik Sierzbutowski (socjaldemokrata) zrównał zwolenników różnych odłamów polskiej prawicy  z niewykształconymi debilami, wychowanymi do tego w patologicznych rodzinach. Tymczasem kiedyś TVN robiło test na inteligencję Polaków i z wyników, które wtedy otrzymano wynikało, że wyborcy prawicowej partii Korwina, dawnego UPR-u, mają najwyższe średnie IQ spośród zwolenników konkretnych partii politycznych. Oczywiście, można podchodzić sceptycznie do tego eksperymentu, twierdząc że został on przeprowadzony na niereprezentacyjnej próbie, mimo to, świadczy on jednak dobitnie, że korwiniści nie składają się z samych idiotów, jak chciałby Pan Sierzbutowski. Podobnie np. Wojciech Cejrowski, osoba o której również była mowa we wspomnianej rozmowie, jest wprawdzie mocno ograniczony swoim fanatycznym katolicyzmem, ale z pewnością nie jest głupolem skoro tworzy ciekawe programy podróżnicze i prowadzi z powodzeniem swój biznes.

Inne dogmaty pewnej części ludzi uważających się za progresywistów związane są z z przekonaniem o nieskazitelności obcych człowiekowi Zachodu kultur. Zgodnie z nimi wszelki „grzech” na dalekie lądy przywiózł biały człowiek a kolonizacja była jednym, wielkim złem. Tymczasem przyglądając się tematowi bliżej, widzimy Indian poświęcających ludzi w ofierze, czy Hindusów praktykujących zwyczaj sati. Spoglądając z kolei na poczynania kolonistów widzimy nie tylko wyzysk tubylczej ludności, ale też niesienie światła postępu, przejawiającego się m.in. w budowie kolei, czy wprowadzaniu bardziej cywilizowanego prawa. Więcej na ten temat rozwodzić się nie będę, gdyż temat kilkukrotnie był już dogłębnie omawiany na Racjonaliście.

Z powyższymi dogmatami wiąże się także przyznawanie zawsze racji, przez część ludzi mieniących się postępowcami, grupom ludzi niegdyś dyskryminowanym. Przejawami stosowania się do tego dogmatu w życiu społeczno-politycznym są np. akcja afirmacyjna, zwolnienia podatkowe dla Indian prowadzących kasyna w USA, czy parytety wyborcze dla kobiet. Tymczasem akcja afirmacyjna nie przynosi zamierzonych rezultatów, ulgi podatkowe dla jednej grupy stanowią dyskryminację innych, zaś ustalanie wymaganej liczby osób płci żeńskiej na listach wyborczych w rzeczywistości stwarza niepotrzebny podział na linii kobiety-mężczyźni  w polityce. Dogmatyzm „progresywistów” bierze jednak często górę nad zdrowym rozsądkiem.

Kolejny dogmat części ludzi mieniących się postępowcami, obecny zwłaszcza wśród tych wyraźnie lewicowej obediencji, wiąże się z usprawiedliwianiem lewicowych dyktatorów. Rzadziej ma to postać bezpośredniego negowania ich zbrodni, częściej ma to charakter tłumaczenia zachowań lewackich zamordystów poprzez odwoływanie się do sprawiedliwości dziejowej. Ludzie tak usprawiedliwiający lewicowy dyktat, nie zdają sobie jednak sprawy, że w podobny sposób można by również tłumaczyć zbrodnie prawicowych dyktatorów. Przykładowo, można by było usprawiedliwiać Mussoliniego tym, że działał tak a nie inaczej, ze względu na to, że Włosi, jako członkowie zwycięskiej koalicji z pierwszej wojny światowej, zostali niedostatecznie wynagrodzeni za swój wkład w zwycięstwo. Nikt o zdrowych zmysłach nie traktuje jednak poważnie takiego usprawiedliwienia dyktatury Duce. Czemu więc lewicowych tyranów miałoby się traktować inaczej?

Inny rodzaj dogmatów obecny w środowisku progresywistów bierze się ze zbyt wielkiego zaufania do tego, co kierowane jest przez państwo. Przykładowo, nawet wśród ludzi opowiadających się dość wyraźnie po stronie wolnego rynku, panuje przekonanie, że kultura miałaby spod działania tegoż rynku wyłączona i koniecznie dotowana przez państwo, bo inaczej nastąpiłby całkowity upadek tejże. Tymczasem doświadczenie Stanów Zjednoczonych uczy nas, że wcale nie jest potrzebne ministerstwo kultury i cała związana z nim biurokratyczna machina, by kultura się rozwijała. Tak więc pytanie jest co ma większą wartość: obserwacja, czy dogmatyczne stwierdzenie, że brak państwowego mecenatu to koniec kultury.

Na koniec tego eseju życzę wszystkim myślenia pozbawionego dogmatów. W szczególności ludziom uważających się za postępowców. Także sobie.

 

O autorze wpisu:

  1. >>Jednym z dogmatów wyznawanych przez część postępowców jest przekonanie o głupocie i miernym wykształceniu swoich oponentów, czyli konserwatystów.
    -Postępowcy mają też w zwyczaju zarzucać oponentom, że ich poglądy są przesiąknięte katolicyzmem. Nawet jeśli jestem ateistą i katolicyzm krytykuję, to mam rzekomo jakieś nieusuwalne nawyki w myśleniu związane z katolickim wychowaniem. Ale nie widać u mnie tych nawyków dopóki się z postępowcem zgadzam. Kolejna obsesja postępowców to słowo tolerancja, totalnie już wypaczone. Kiedyś oznaczało to po prostu akceptację faktów, sytuacji, osób, które nam się nie podobają, zwykłą wyrozumiałość. Skoro nam to krzywdy nie czyni, to niech sobie będzie. Potem już nie wypadało kogokolwiek nie lubić, a przynajmniej o tym mówić. Aż doszło do tego, że trzeba mówić, że nam się wszystko podoba, żeby nie dostać łatki nietolerancyjnego.

  2. „Kolejny dogmat części ludzi mieniących się postępowcami, obecny zwłaszcza wśród tych wyraźnie lewicowej obediencji, wiąże się z usprawiedliwianiem lewicowych dyktatorów”.
    -Dyktatorów, którzy na okrągło bajali o postępie, a doprowadzili swoje kraje do totalnego zacofania i nędzy, choćby „świeży” denat Castro. Postępowość zbyt często jest kojarzona z całkowitą akceptacją dla wszelkich odchyleń obyczajowych. Nawet kazirodztwo próbowano wcisnąć jako postępowość, a skrzywienie twarzy na widok całujących się facetów jest odbierane jako zacofanie, zaściankowość itp. Nie pomoże tłumaczenie, że nic mi do tego, ale jakoś ciężko patrzeć. Dobrze, że jeszcze nie zmuszają.

  3. Reductio ad dogma
    To w uproszczeniu dogmat retoryczny prowadzący do ułomności w logice argumentowania. Sprowadza się on do tego, że nie mogąc sobie poradzić z argumentami z którymi się nie zgadzam i brakuje mi stosownych kontrargumentów sprowadzam postawę przeciwnika do dogmatycznej pozycji. Nie wynikającej z jakiejkolwiek argumentacji, a rzekomo zaczerpniętą z mitycznej księgo dogmatów. Zwycięstwo racjonalnego rozumu nad dogmatyzmem bezmysłu jest moje! Po co komu argumentować. Wystarczy przecie napisać to dogmat, tamto dogmat. Etc etc.
    A jaką ogromną satysfakcję przynosi wplecenie w listę dogmatów wymyślonych stereotypów i własnych uprzedzeń.

    1. Rozumiem jakby Pan zarzucił mi nieprawdziwość argumentów, które podałem. Ale skoro Pan nie widzi argumentów to ma Pan najwidoczniej problem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *