Przeciw abstrakcji, czyli czy religia może być racjonalna?

Czy wiara pojmowana religijnie, nie chodzi mi tu o wiarę w godność człowieka, tolerancję, wolny handel, monarchię oświeconą czy prawa człowieka, może być racjonalna? Moim zdaniem tak, jeśli spełnia jedno kryterium — ucieka od abstrakcji. Chrześcijaństwo jest religią objawioną, podobnie jak islam czy judaizm. Oznacza to, że wyznawca owej religii musi wierzyć, lub przynajmniej częściowo wierzyć w zespół mitów o fundamentalnym znaczeniu dla owej religii. Mity te konstruują pewien wzorzec zachowań które kształtują typowy dla religii i jej ideologicznych dodatków, model moralności. Wiara w religie objawioną jest więc rzeczą niełatwą. Cały czas wyznawca napotyka sprzeczności podań mitycznych i nakazów religijnej moralności. O różnice między przekazami mitycznymi toczą się wojny religijne. W islamie przykładowo za wyznawanie poglądu, że Jezus był kimś więcej niż tylko kolejnym prorokiem, grozi kara śmierci.
Oświeceniowi piewcy tolerancji tacy jak David Hume promowali koncept religii naturalnej, z której prostymi założeniami zgodziłby się każdy zdroworozsądkowy człowiek. Religia naturalna w wersji oświeceniowej zawierała mniej więcej (zależnie od filozofa) takie same założenia moralne jak chrystianizm, lecz wzbogacone o idee uniwersalne takie jak prawa człowieka i tolerancja.

eit_19970914_0121_304

Moim zdaniem najbardziej racjonalnym i jednocześnie naturalnym kultem jest kult słońca. Słońce jest widoczne z każdego punktu na ziemi i stanowi konkret nie wymagający użycia wyobraźni, a nawet wiary — jego istnienie i działanie jest faktem. W przypadku takiego obiektu kultu jak słońce trudno nawet mówić o wierze, natomiast można mówić o racjonalnej czci. Słońce jest gwarantem życia na ziemi, jest potężne, kojarzy się z samymi pozytywnymi wartościami, a w zimne zimowe dni łakniemy jego towarzystwa. Nie chodzi mi tu o przekonywanie kogokolwiek do uprawiania kultu słońca, choć rzeczywiście uważam, że ma ono więcej sensu niż wyznawanie religii objawionych, ponieważ jestem przekonany, że ludzie nigdy nie przestali czcić słońca.

W starożytności mamy Heliosa, Jowisza, Amona-Re, Melkarta. Również perski bóg ognia Ormuzd wyobrażany był w postaci uskrzydlonej tarczy słonecznej. Potem w Europie nastało chrześcijaństwo, które w Rzymie musiało rywalizować z kultem Niezwyciężonego Słońca — Sol Invictus. Dekretem z 7 marca 321 cesarz Konstantyn Wielki wprowadził niedzielę jako oficjalnie święto Sol Invictus — dies Solis. Obchodzenie święta Sol Invictus, przypadającego 25 grudnia, pierwszy raz jest źródłowo poświadczone w 354 Kościół pod koniec IV wieku przepisał obchodzenie w tym dniu świąt Bożego Narodzenia.

Zazwyczaj mamy skłonność do kibicowaniu tego rodzaju próbom chrześcijańskich dostojników, budowania własnej religii na podwalinach wierzeń dawniejszych, jakimże musiały się owe machinacje wydawać płaskimi i podstępnymi czcicielowi Solis Invicti! Pamiętam film o Karolu Wielkim, w którym główny bohater przekonywał wodza pogańskich Sasów do tego jak mało dzieli ich wierzenia: „- ty czcisz drzewa, ja boga, który je stworzył. Widzisz jak mało nas dzieli?”, na co Widukind mając na myśli poległych towarzyszy odpowiedział: „-ich śmierć nas dzieli!”. Potem, wbrew logice Widukind w swym filmowym wcieleniu zgadza się zaakceptować boga Franków, ale w rzeczywistości zapewne musiał to uczynić, choćby nie chciał.

Gdy-slonce-bylo-bogiem_Iskry,images_big,9,978-83-2440-215-1

Kult słońca łączyli z kultem boga chrześcijańskiego, monarchowie absolutni, idąc za przykładem Ludwika XIV, „króla-Słońce”. Powszechnym wyobrażeniem był władca, który swą łaskawością ogrzewa poddanych, niczym słońce ziemię. Solarne wyobrażenia z tej epoki widzimy do dziś na dworach królewskich czy to w Wersalu czy w Würzburgu. Gdański kompozytor Johann Balthasar Christian Freißlich (1687-1764) skomponował w 1755 roku z okazji wizyty Augusta III w Gdańsku, i urodzin władcy kantatę, znaną muzykologom jako: Cantata an dem hohen Geburstag des Herrn Augusti III. Jest w niej aria o chmurach okalających ziemię i wywołujących przestrach: „Wenn dukle Wolken den Himmel bedecken, besorget alles voller Schrecken”, które tylko blask królewskiego majestatu może rozgonić.
W XVIII wieku sojusz tronu i ołtarza skończył się. Nastały czasy monarchii absolutnych oświeconych. Oświeceniowcy, o czym najciekawiej pisze Dorinda Outram w „Panoramie oświecenia”, przejęli język solarny — jako symbol walki z przesądem i zniewoleniem. Georg Lichtenberg obawiał się, że ten język światła i słońca nie będzie miał takiej siły jak kazania głoszone z ambon, gdyż brakowało oświeceniowcom autorytetu przedstawicieli religii objawionej i prawd objawionych, jednak przecież oświecenie zwyciężyło. Ludzie wychowani w posłuszeństwie do religii i jej surowych nakazów jak syn pastora, wybitny oświeceniowiec Gotthold Ephreim Lessing, wybierali wolnomyślicielstwo i język słońca.

Ów język słońca, jako odnośnik do czegoś naturalnego, radosnego — do synonimu życia, odpowiadał też pedagogowi i sentymentaliście Rousseau, który opowiadał się za religią zdecentralizowaną, a także za edukacją odnoszącą się do konkretu. Rousseau mawiał, że lepiej pokazać uczniowi gwiazdy niż o nich opowiadać.

1312892509_by_NightValentine_600

Chociaż nawiązujący do Rousseau romantycy preferowali bardziej mroczne klimaty, słońce również zostało prze nich wyraźnie dostrzeżone. Sentymentalny kult obcowania z naturą doprowadził m.in. do narodzin plażowania. Jednym z prekursorów zwyczaju kąpieli słonecznych był Goethe. Nasz Mickiewicz w „Panu Tadeuszu” również stwierdzał, (głosem hrabiego) że do dobrej twórczości malarskiej potrzeba „nieba włoskiego” — rozświetlonego słońcem (hrabia i Telimena polemizowali z krajobrazowym nacjonalizmem Tadeusza).
By przekonać się o sile kultu słońca wystarczy spytać ludzi o ich wakacyjne plany i o to jak minął im zeszły miesiąc. Murowanym elementem ich opowiadania będzie „cudowne słoneczko”, lub jego przyprawiający o depresję brak. O bogu religii objawionej zaś opowiedzą głównie ponuracy lubujący się w swych chrześcijańskim cierpiętnictwie.

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

  1. cyt”Czy wiara pojmowana religijnie, (…), może być racjonalna? Moim zdaniem tak, jeśli spełnia jedno kryterium — ucieka od abstrakcji. ”
    .
    .
    .
    .
    Wiara pojmowania religijnie może być racjonalna i moze ”uciekać” od abstrakcji, a to ciekawe ;):)
    .
    .
    .
    .
    .
    cyt”Moim zdaniem najbardziej racjonalnym i jednocześnie naturalnym kultem jest kult słońca”
    .
    Racjonalnym jest czczenie wielkiej kuli gorącej plazmy utrzymywanej przez grawitację i wznoszenie do niej np modłów ? To ma być ten racjonalizm ? :):)
    Kult solarny (od łac. Sol, „Słońce”) a. heliolatria[1] (od gr. helio-, „słońce” i latreía, „służba bogom”) – w dawnych kulturach oddawanie czci boskiej Słońcu oraz bóstwom solarnym z nim związanym bądź system wyznaniowy uznający Słońce jako prasiłę twórczą
    .
    .
    .
    .
    .
    Cóż za aberracja

  2. W pierwszych wiekach drugiego tysiąclecia uczeni przyrodnicy w Europie byli przekonani, że najlepszą formą uczczenia Stwórcy świata jest odkrywanie tajemnic owego świata. Jest to najbardziej racjonalna postać religii i dzięki niej właśnie w chrześcijańskiej Europie, a nie gdzie indziej, powstała nowoczesna nauka.
    Czy jakakolwiek forma racjonalnego czczenia Słońca przyniosłaby tak błogosławiony owoc?
    Nigdy w życiu.
    Chrześcijanie, choć dostrzegli, że rzymski „Sol Invictus” świetnie się nadaje na metaforę Chrystusa, to jednak nigdy nie przyszło im do głowy, że to Słońce samo jest jakimś bóstwem (podobnie z resztą Żydzi). Natomiast świetnie wiedzieli, że Słońce, jest stworzeniem i jako takie może być (ono i inne zjawiska przyrody) poznawane, badane, mierzone, brane pod lupę, krojone wzdłuż i wszerz.
    Więcej – byli przekonani, że ta przyroda powinna się rządzić jakimiś prawami, co uczyniło ich tak bardzo zdeterminowanymi, by te prawa – nieraz wbrew zdroworozsądkowej intuicji – odkrywać a nawet ujmować w coś tak abstrakcyjnego, jak matematyczne wzory. Mało kto jest chyba świadom, że to oczywiste dla nas w XXI wieku pojęcie „prawa przyrody” jest tylko metaforą. Religijną metaforą.

    1. Idea, że „najlepszą formą uczczenie Stwórcy świata jest odkrywanie tajemnic owego świata”, nie ma pochodzenia chrześcijańskiego i nie jest zasługą chrześcijaństwa. Idea ta powstała jako próba uzasadnienia badań empirycznych, których prowadzenie było sprzeczne z chrześcijańską praktyką traktowania Pisma Świętego jako najważniejszego źródła wiedzy o świecie. Nauka nowożytna powstała w opozycji do tej praktyki, dominującej na gruncie dawniejszego chrześcijaństwa i hamującej rozwój nauki.

    2. Opozycja o której pan mówi to była opozycja (debata) wewnętrzna – jednych chrześcijan wobec innych. Jedni i drudzy kierowali się wiarą, choć odmiennie rozumieli niektóre jej aspekty.
      Zresztą debata ta jest znacznie wcześniejsza niż okres rozkwitu nauki w pierwszej połowie II milenium.
      Już święty Augustyn twierdził, że jeśli dobrze udokumentowane fakty przeczą naszej interpretacji Biblii, to należy zmienić tą interpretację. A np. Bazyli Wielki w III w.n.e. z lekceważeniem stwierdził, iż Mojżesz nie raczył nic powiedzieć o kształcie Ziemi, więc jest mu całkiem obojętne co na ten temat twierdzą uczeni. Można ubolewać nad brakiem ciekawości świata u tego teologa, ale faktem pozostaje, że nie traktował on Biblii jako podręcznika do przyrody.

  3. Argumentacja, którą przedstawił pan Świątkowski, wskazuje, że w Europie religia (w tym wypadku chrześcijaństwo), nie zdołała zdominować – nawet wśród chrześcijan – właściwej ludziom skłonności do poszukiwania empirycznej wiedzy o przyrodzie. Na szczęście, bo inaczej nauka do dziś byłaby na poziomie średniowiecza. Kościół hamował rozwój nauki, tępił wszelką myśl niepokorną i niezależną, praktykował religijny totalitaryzm. Ale nie udało mu się zapanować całkowicie nad umysłami ludzi.

  4. @ALVERT JANN
    Skoro religia nie zdołała zdominować właściwej ludziom skłonności do poszukiwania empirycznej wiedzy o przyrodzie, to znaczy że nie jest szkodliwa dla nauki.

  5. Przed konstruowaniem nowych religii należy się zastanowić czym w istocie jest religia. Bo jeżeli przyjmiemy zgodnie z encyklopedią PWN że religia to stosunek ludzi i społeczeństw do sfery sacrum to być może Pan Napierała w ogóle nie musi konstruować nowej religii, tylko przyjąć zgodnie z humanizmem ateistycznym że człowieczeństwo a w szczególności ludzka przyjemność są dla niego święte. Pan Napierała i wielu ateistów może się uznać za czciciela człowieczeństwa i nie potrzeba nowej religii. Podobną religię postulował Marx.
    W religii solarnej brakuje mi eschatologii. Czyli teorii dotyczącej ostatecznego celu życia ludzi i rzeczywistości. Czy w nagrodę za dobre moralne życie, dusza ludzka po śmierci wędruje na słoneczną wyspę ?? A za karę w sam środek rozżarzonej plazmy słonecznej ?? A jaki będzie los Wszechświata i jaki był jego początek ?? Czy Wszechświat powstał przy wybuchu słonecznym ??
    W religii solarnej brakuje mi etyki solarnej. Jaka miałaby być moralność solarna ??

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *