Sceptycyzm religijny, racjonalizm i ateizm w amerykańskich serialach

Amerykańskie seriale, wbrew europejskiemu stereotypowi głupawej Ameryki, stoją zwykle na wyższym poziomie intelektualnym niż seriale europejskie, wydaje mi się także, że pod względem poprawności politycznej są zwykle (może poza kwestią rasową) mniej wykoślawione. Nie jest to moim zdaniem takie dziwne, ponieważ amerykański nieco naiwny czasem proaktywizm jest bardziej twórczy niż europejski egzystencjalizm i marazm. W serialach francuskich, duńskich, niemieckich czy brytyjskich religii jest mało, ale też mało jest mierzenia się z problemem religii lub jej braku, natomiast nie brakuje tego w serialach z USA, które są zwykle przychylne sceptycyzmowi i ateizmowi, choć są oczywiście wyjątki.

„Przystanek Alaska” (Northern exposure) to serial o dość wyraźnie oświeceniowym charakterze, który z czasem ulega pewnemu stępieniu. Początkowo dr Joel Fleichmann ośmiesza lokalną ciemnotę, szanując oczywiście indiański folklor, ale zwalczający to co jest przesądem szkodliwym, np. powszechne przekonanie, że Maggie przynosi pecha, skoro wielu jej chłopaków spotkała śmierć. W serialu mamy dwoje zadeklarowanych ateistów: Hollinga Vincoura i Ruth Ann, jednak HV nie przeszkadza swej głupiutkiej katolickiej żonie-podlotkowi ochrzcić ich potomka (chociaż z księdzem się ideologicznie wykłóca, co ta ma mu za złe), a RA się czasem modli. Stronę wierzących reprezentują głupawa dość, choć sympatyczna romantyczka (ale też i feministka) Maggie, redneck i burak milioner Minifield i radiowiec teozof-egzystencjalista Chris. Generalnie jest totalne diversity i ciekawe przedstawienie ludzkich niekonsekwencji moralno-etyczno-filozoficznych. Jest też pół-indianin Ed, szukający dla siebie światopoglądu. Wraz z upływem odcinków Fleichmann staje się coraz bardziej judaistyczny, nawiedza go w snach jego nowojorski rabin, itd. Choć w sporach z Chrisem nadal zwalcza romantyczne iluzje. Wygląda to tak, jakby reżyserom odbiła nagle palma heritage, lub przestraszyli się nadmiernie oświecać lud.

Dla porównania: „Twin Peaks”, serial równie kultowy i dobrze zagrany zwł. przez Kyle’a MacLachlana w roli agenta Dale’a Coopera (ma być wznowiony) i o podobnej tematyce, lecz niestety straszliwie irracjonalny, nawet nie wiem od czego zacząć. Uważam go za antypody właściwego wydźwięku jaki ma „Northern Exposure”. David Lynch to niestety ponury chrześcijański moralista, a zło jakie przedstawia jest nierealne, lecz bajkowo-szatańskie. Nie stanowi, jak głosi racjonalizm, efektu ludzkich działań, lecz żyje własnym życiem jak biblijny Szatan.

Demoniczny Frank Underwood z „House of Cards”, w Boga wierzy głęboko, ale w Jezusa już nie. Przesłanie miłości wydaje mu się beznadziejnie głupie. Nic dziwnego, że serial bardziej ma posmak tragedii Shakespeare’a, niż typowej political fiction.

W „Mad Men” wiary religijnej jest mało, może dlatego, że to NY. Peggy Olsen wyrzuca księdzu, że nie żyje prawdziwym życiem, więc co może radzić ludziom, ten się niemrawo tłumaczy. Główny bohater Don Draper (właść. Dick Whithman, gra go znakomity John Hamm), jest raczej niemoralny, ale zdolny i wspaniałomyślny, więc wzbudza sympatię. Jego ateizm i racjonalizm są wyraźnie podkreślone w wielu scenach (np. sporu z hipisem wierzącym w spisek „systemu” i korporacji Ameryka, Draper przypomina mu, że to wszystko bzdury, że „systemu” nie ma, a wszechświat jest obojętny”). Mieszczuchy jak Harry i Pete Campbell nie zdradzają religijnych ciągotek. Podobnie wieśniacy jak Ken Cosgrove. Religia jest pokazana raczej jako kłopot społeczny i inne imię dla hipokryzji. Religijni ludzie jak matka Peggy, jej ksiądz, szef sekty Kryszny, stara ciotka Rogera Sterlinga, i ojciec żydowskiego pracownika SCDP, są odpychający.

„Ally McBeal” to inny świat pod tym względem. Bohaterowie mają obsesję na punkcie Christmas, Boga itd. Co chwilę coś celebrują, choć to niby laicki Boston… Richard Fish (gra go Greg Germann) jest dość odosobniony w swym instrumentalnym podejściu do wiary („mój ojciec specjalnie przełączył się z luteranizmu na baptyzm, by móc słuchać tego chóru”), jedyna inną sceptyczną osobą jest jak się wydaje ostra w swych sądach, egoistyczna (choć nie zawsze) Ling, reszta to religijni romantycy. Najsympatyczniejsza (choć irytująca) osoba w filmie, geniusz prawniczy i mędrzec życiowy John Cage, jest przekonany, że ludzie mają dusze i kilkakrotnie walczy o Christmas. Ally (Callista Flockhart) uważa możliwość, że ludzie duszy nie mają za „swój największy lęk”, jest raczej romantyczną agnostyczką; całe jej życie to szukanie miłości, poza tym praktycznie nie ma życia wewnętrznego, choć ma wielkie serce i wiele wyrozumiałości. Jedyni deklarujący „Boga nie ma” to ludzie, którzy przeżyli tragedię; Ally w momencie jak zaprzyjaźniony dzieciak umiera, ksiądz metodystyczny, którego żona została zamordowana. Ateizm wyrozumowany nie istnieje w serialu. Religia jest czymś naturalnym, ateizm – aberracją. Mimo to serial przynajmniej podejmuje tematy światopoglądowe; nudnawi „Prawnicy z Miasta Aniołów” na podobieństwo seriali europejskich omijają całkowicie to pole.

Twórca „Family Guy” i „Cleveland Show” – znakomitych seriali animowanych, Seth MacFarlane i kumplem najsławniejszego amerykańskiego ateisty Billa Mahera, stąd jego bohaterowie nie uciekają od tematyki ateizmu i religii. W „Family Guy” najinteligentniejsze postacie; pies Brian i dziecko-geniusz Stewie są przeciwnikami religii. Brian to zdeklarowany ateista, a przy tym stereotypowy amerykański liberał (pacyfizm, marihuana, Prius na baterie), Stewie to raczej darwinista społeczny i postać mało prawdopodobna. Religijni, ale raczej z nawyku są głowa rodziny; gamoń Peter Griffin i jego zrzędząca, choć seksowna żona Lois. Anatyczny katolik, ojciec Petera uważa ją za protestancką kurwę. Akcja dzieje się w liberalnym Massachusetts. „Cleveland Show” to przygody raczej konserwatywnej czarnej rodziny z Wirginii, taka trochę animowana parodia prawacko-bogobojnego „Bill Cosby Show”, hipokryzja religijna jest dość często wyśmiewana, choć jedynym ateistą (jest dużo żartów na temat jego osamotnienia w małym miasteczku w Wirginii) jest bystry, choć dość niezgrabny i straszliwie nieśmiały Cleveland junior. Dla porównania „Simpsonowie” Matta Groeninga, tworzeni przez zespół prawicowo-liberalny, są dużo bardziej proreligijni i protradycyjni. Cywilizacja w „Simpsonach” się sypie, a rodzina to jedyna rzecz czegoś warta, i zapora przeciw degrengoladzie, sama w sobie nigdy krytyce nie podlega, co prawda Simpsonowie to ekshippisi, i ludzie areligijni (ich dzieci nie są ochrzczone), ale jednak dziwactwa religijnego Neda Flandersa, i hipokryzja mało w sumie religijnego pastora Lovejoya, nie są tak ośmieszone jak laicka państwowa szkoła, obsesyjnie areligijna i poprawna politycznie. „American Dad”, przy którego produkcji MacFarlane pomagał, omija kwestię religijne, koncentrując się na zderzeniu prawactwa (Stan Smith), z hippisowskim pacyfizmem (jego córka), i amoralizmem kosmity Rogera.

Detektyw może być wolnomyślicielem jak Holmes, lub katolikiem niepraktykującym jak Poirot, ale musi posiadać umiejętność logicznego myślenia, a ta zwykle w serialach współgra z ateizmem. Ateistami są i Adrian Monk (grany przez Tony Shalhouba) i „Mentalista” Patrick Jane (w tej roli Australijczyk Simon Baker) i Peter Burke (Tim DeKay) z „White Collar” i Rustin Cohle (Matthew McConaughey) z „True Detective”. Starsze seriale takie jak „Cannon”, „Gliniarz i prokurator”, „Miami Vice” o ile pamiętam nie podejmowały wątków światopoglądowych, i przypominały bardziej serię filmową „Dirty Harry”. Pewien wyłom stanowi świecki kanadyjski policjant w „Na południe”. Serial ma jednak tą przewagę nad typowym filmem, że może, a wręcz musi pokazać cos na kształt całościowego światopoglądu bohaterów, których cechy muszą być wielokrotnie eksponowane w wielu momentach. Monk wielokrotnie kłóci się ze współpracownikami, o to, że wszystko ma swoją racjonalnie pojmowaną przyczynę i, że można pojąć sens wszystkiego, Jane raz stwierdza, że „czasem wierzy w Boga”, ale zapytany wprost przez swą dziewczynę Teresę Lisbon (znakomita Robin Jessica Tunney), czy wierzy w życie w niebie, odpowiada, że nie. Ona przyznaje się wtedy, że musi wierzyć, że jej przyjaciółka i współpracowniczka Michelle Vega, która zginęła w akcji, jest w niebie, inaczej wszystko wydaje się jej zbyt niesprawiedliwe. Pyta Jane’a, czy nie jest myśląc tak głupia. Słowem wiara w „Mentaliście” jest albo bardzo sceptyczna, albo oszukańcza (serial ośmiesza szefów sekt i ludzi podających się za jasnowidzów). Być może to najbardziej oświeceniowy serial kiedykolwiek nakręcony. Peter Burke jest ekskatolikiem, uważającym się za wyleczonego naiwniaka rozgrywanego wcześniej przez księży, jego partner eks-złodziejaszek ma bardziej „miękkie” romantyczne podejście do wiary i religii. Rustin Cohle, jest ateistą w stylu ateistów z „Ally McBeal” – pogniewanym na świat mizantropem, choć pozytywnie kontrastuje z religijnym hipokrytą granym przez znakomitego Woody Harrelsona. W „Homeland” ateistka Carrie Matheson i żyd religijny Saul Berenson, często się kłócą ale razem zwalczają islamistów. Ona dominuje śmiałością decyzyjną, on jest raczej hamulcowym.

W „Dexterze” tylko sympatyczny morderca, główny bohater serialu grany przez Michaela C. Halla jest niewierzący, jeśli nie liczyć pewnego nudnego profesora zabitego przez religijnego fanatyka. Siostra Dextera, Debra Morgan jest antyklerykalna, ale w Boga raczej wierzy. Vince Masouka to stereotyp wiecznie napalonego hedonistycznego Japończyka-komputerowca, ale o jego religijności niewiele wiemy. Angel Battista to sympatyczna postać katolika z silnym libido, który grzeszy i potem żałuje, nie chroni go to oczywiście przed atakiem wspomnianego wcześniej fanatyka granego przez Colina Hanksa. „Kryminalne zagadki Miami” przypominają „Miami Vice” swoim désintéressement w sprawach światopoglądowych; mamy tu tylko strzelanie, gonienie, knucie itd.

„Californication” – to klasyczna groteska, świat bez Boga, o kalifornijskim hedonizmie, nie wiem czy zamierzenie, ale film opisuje ten świat z męczącej purytańskiej perspektywy; przedstawiony hedonizm jest mało racjonalny, mocno przesiąknięty egzystencjalną pustką, na jaka podobno cierpią ateiści, a główny bohater sympatyczny Hank Moody (David Duchovny), dostaje co chwilę burę od swej sympatycznej, ale też dość jędzowatej ukochanej Karen, która zawsze ma go na wszelki wypadek za rozbitka i śmiecia, zamiast wysłuchać jego wersji wydarzeń. Film niestety powiela stereotyp purytańskiej części Ameryki, że ten co jest rozpustnikiem, musi mieć też problemy z moralnością. Henk Moody i wielu innych bohaterów serialu temu niby przeczą, ale kontekst powraca stale.

Znakomity i bardzo mądry życiowo serial: „Sex and the City” opowiada o przyjaźni 4 przyjaciółek, z których tylko jedna jest wierząca – Charlotte York (Kristin Davis) i religijna (anglikanka, która przechodzi na judaizm dla ukochanego), choć zadeklarowaną ateistką też jest tylko jedna – Miranda Hobbes (Cynthia Nixon). Główna bohaterka Carrie grana przez Sarah Jessicę Parker, jest raczej poszukującą hipiską, ze słabością do drogich butów, ale robiącą sobie znakomicie jaja z buddyzmu i chrześcijaństwa. Religia jest tu czynnikiem utrudniającym życie, np. postać katolickiego chłopaka Mirandy, który po seksie obmywa się z grzechu, lub upierdliwa gosposia Magda, czy równie upierdliwa mama innego chłopaka Mirandy – Steeve’a. Główny bohater męski – John Preston (mr. Big) jest ateistą, ale chodzi do Kościoła by sprawić przyjemność mamie.

seinfeld1800-1404318388

„Seinfeld” – moja ulubiona komedia, zawierająca mnóstwo cennych myśli i obserwacji, oraz oczywiście nieśmiertelnego humoru, przedstawia losy 4 nieco aspołecznych przyjaciół; Jerry’ego Seinfelda grającego pod własnym nazwiskiem, hedonisty George’a Costanza (Jason Alexander), ambitnej i władczej Elaine Benes (Julie Luis-Dreyfus) i bezrobotnego lenia, chcącego być bogatym bez pracy, Cosmo Kramera (Michael Richards). Jerry wyznaje judaizm, ale tak naprawdę jest typowym oświeceniowcem, wrogiem romantycznego entuzjazmu, do tego stopnia, że nie płacze, ani nie wkurza się, bo po co. Elaine ma chłopaka katolika, który uważa się za lepszego od niej, choć jest durniem. Jego wiara zostaje zachwiana, gdy ksiądz mówi mu, że pozamałżeński seks to grzech (- this is bogus, men!). George wierzy, że cały świat jest przeciw niemu, wierzy, że Bóg uwziął się na niego („… – myślałem, że nie wierzysz w Boga? – wierzę, jeśli chodzi o złe rzeczy…”). Cosmo jest przesądny i wierzy w spiskowe teorie polityczne, i alternatywną medycynę, wiedzę, dziennikarstwo itd.

Skoro przy przyjaciołach jesteśmy, wyraźnie wzorowany na „Seinfeldzie”, „Friends”, cechuje ten sam konsensus religijny co „Ally MacBeal”. Bohaterka „New Adventures of Old Christine” grana przez Julie Louis-Dreyfus, jest zwolenniczką praw LGBT i antyklerykałką, ma jednak tyle problemów emocjonalnych, że nie przemawia z pozycji autorytetu, choć jej mąż hipokryta religijny jest jeszcze bardziej żałosny, choć nie niezdolny do ciekawych obserwacji (I sad guilty? I meant happy, which is basically the same thing, i you are Catholic). „Świat według Bundych” czy „Men” z zabawnym Charlie Sheenem, unika raczej tej tematyki, choć nie brakuje w nich cennych obserwacji życiowych.

Główny bohater Sopranos, Tony Soprano (w tej roli znakomity James Gandolfini) jest, w przeciwieństwie do swej dość tępawej, choć dobrodusznej żony Carmelli, ateistą. Wierzy na swój gangsterski sposób naznaczony włoskim poczuciem niższości raczej w naukę (psychoterapia), niż w religię, którą ma za ściemę (włoscy mafiosi z New Jersey wyraźnie traktują mafijną działalność jako broń przed przewagą społeczną WASP-ów), jego ateizm powoduje, że stara się ratować jednego ze swych ludzi, który okazuje się być gejem, co jest hańbą dla mafii, do tego stopnia, że co bardziej religijni mafiosi np. Paulie (Tony Sirico) chcą go zabić. Ciekawą postacią jest romansujący niemal z żoną Tony’ego ksiądz Intentola, który „ciągle u nas siedzi”, hipokryta i palant. Syn Tony’ego ma młodzieńczą fazę ateizmu w wersji smutnej czyli Nietzscheańsko-egzystencjalnej, choć kolega próbuje mu pokazać egzystencjalizm chrześcijański Kierkegaarda. Psychoterapeutka Tony’ego, dr Jennifer Melfi (znakomita Lorraine Bracco) naprowadza go na egzystencjalne wyjaśnienie kryzysu wiary u syna, co jest problemem, bo chodzi on oczywiście do katolickiej szkoły. Sopranos to serial mądry i znakomicie pokazujący wszystkie społeczne zawiłości New Jersey. Polecam. Nie brak dobrych seriali podejmujących ważne treści społeczne jak „Desperate Housewives”, czy „Guardian” z Simonem Bakerem, ale nie ma wśród nich tematów religijnych.

Seriale klasy B jak; „Moda na sukces”, „Savannah” itd., oczywiście nie podejmują tak poważnych tematów, i są zwykłymi odmóżdżankami, podobnie jak nasz „Klan”, który głównie zajmuje się smutkiem z powodu chorób tego czy innego członka rodu.
Seriale historyczne jak kanadyjsko-węgiersko-irlandzki The Borgias, brytyjsko-amerykański „Rzym” czy także brytyjsko-amerykańska „Dynastia Tudorów” (koprodukcje BBC i Showtime), to nieco inna rzecz, jednak podobnie jak nasze „Czarne Chmury”, krytyka religii jest w nich głównie instytucjonalna. „Rzym” zawiera interesująco wiele negatywnego PR wobec antycznego Egiptu, jakoby zupełnie pozbawionego zasad etycznych. Fajnie przedstawiono wolnomyślicielski deizm Benjamina Franklina w miniserialu „John Adams”. Polecam ten serial gorąco!

Przezabawna biurowa komedia „The Office” zaczęta jako brytyjska produkcja Ricky Gervaisa zakończyła się po dwóch sezonach, a Gervais przeniósł produkcję do USA, gdzie nakręcono jeszcze kilka sezonów, już z amerykańskimi aktorami, np. znakomitą rolę szefa graną w wersji UK przez Gervaisa, przejął chyba jeszcze lepszy Steve Carell. Obaj są legendarnymi komikami, więc obie wersje są znakomite i przezabawne. Jedną z cech odróżniających obie jest to, że w brytyjskiej wersji temat religijny jest w zasadzie pominięty, a Bóg występuje w wersji rockowo-hipisowskiej, jeśli w ogóle się pojawia, w amerykańskiej religia pojawia się, choć nie nachalnie, za sprawą fanatycznej Angeli, w jednym odcinku wyraźnie zaznaczona jest areligijność firmowej gwiazdki, w innej pracownicy wyjawiają swoje wyznanie, choć polityka firmy jest jak to w USA areligijna (dont aks don’t tell), Pam Beasly (Jenna Fischer) zauważa w tej scenie: „O, ta sama religia, przybij piątkę!”, jak się okazuje, że szef magazynu też jest metodystą, czy prezbiterianinem (nie pamiętam). Radykalna religijność Angeli i darwinistyczna wybiórcza religia mennonicka Dwighta Shrute’a jest jednak wyśmiana.

Przykro mi to mówić, ale poza kilkoma wyjątkami, europejskie seriale nie mogą się równać z amerykańskimi. W USA serial to pełnoprawna przeciwwaga kina, nierzadko dużo lepsza od tego co ma do zaproponowania typowy filmowy Hollywood. W Europie serial to zwykle ubogi kuzyn kina filmów pełnometrażowych. Na starym kontynencie dominuje kino autorskie, a niestety nie każdemu jest dane być Almodovarem, Wendersem czy Lecontem. Znakomity sytuacyjny humor francuski to domena kina (Intouchables, Qu’est-ce qu’on a fait au Bon Dieu? Rien a declarer, Samba, de Funes, Bourville), ewentualnie teatru/kabaretu (Daby Boon) a nie serialu.

Podobnie jest w Niemczech, gdzie humor to głównie domena kaberatu (Bastian Pastewka, Ruediger Hoffmann, Anke Engelke „Lady Kracher”), potem kina (Der Wixxer, Hauptmann aus Koepenick), a najmniej serialu. Seriale niemieckie są głównie zawodowe: „Medicopter 117”, „Der Bergdoktor” (pol.: „Doktor z alpejskiej wioski”), czy austriacko-niemiecko-włoski „Kommissar Rex”. Są one próba pogodzenia starych apolitycznych seriali z USA z niemieckim backgroundem. Krytykę społeczną serial niemiecki pozostawia reżyserom kinowym, często geniuszom, dla niemieckich reżyserów im cięższy temat tym lepiej (komedia „Reiner Weiss zmienia skórę”, czy na poważnie: „Der Untergang”, „Stalingrad”, „Das Leben der anderen”), ale seriale zostają wyraźnie z tyłu.

Podobnie jest w produkcjach z antypodów. Australia to kraj wielkiego kina: „Piano”, „Picnic under a hanging Rock”, kraj Nicole Kidman, Mela Gibsona, Petera Weira i Simona Bakera, podobnie Nowa Zelandia (ojczyzna Sama Neilla), ale w serialach, nawet w tych niby ambitnych jak „Top of the Lake” tego nie widać. Choć australijskiego „Magnata prasowego” (The Paper Man) do dziś wspominam jako dzieło wybitne. Lepszą „Dynastią”, można nazwać „Return to Eden”.

Najbliżej do wzorca zaangażowanego serialu na modłę amerykańską, chyba Brytyjczykom i Duńczykom. Oczywiście „Allo allo” czy „Poirot” wyśmiewają ludzką głupotę, ale raczej nie tylko, ani nawet nie głównie tą religijną. Brytyjczycy kochają seriale o hotelach: „Fawlty Towers”, „Hotel Babylon”, „Hotel”, „The Grand” i arystokracji „Aristocrats”, „You rang my Lord?”, „Downton Abbey”, polityce: „The New Statesman”, „The Thick of It”, „Yes Minister”, lub zwariowane komedie jak: „Blackadder”. Seriale rywalizują z kabaretem (Dave Allen Show, Monty Python, Little Britain). Temat; religia vs racjonalizm pojawia się tu rzadko, zarówno w sensie pozytywnym, jak negatywnym. Z wymienionych produkcji ten temat podjął w jednym odcinku „New Statesman” (Alan B’stard, główny bohater udaje religijnego, by przyciągnąć amerykańską inwestycję), i „Little Britain” (ultrareligijna opiekunka dla Andy’ego, która śpiewa: „Onward Chistian Soldiers”), mimo iż niemal wszystkie problemy społeczne są podjęte, oraz oczywiście „Monty Python’s Flying Circus”. Amerykańska „wersja”, a właściwie odpowiednik: „The Thick of It”, pod tytułem „Vice” zahacza o religię, czego nie robi w zasadzie wersja brytyjska. Wydaje się, że amerykańska wieloreligijność ma tu ogromne znaczenie, i jest bardziej płodna dla krytyki czy apologii religii. Ciekawe, że u nas, kraju religijnym jak USA, problem religijności nie dodaje skrzydeł twórcom seriali.

W serialowych produkcjach duńskich czy to tych poważnych jak „Forbrydelsen”, czy w komediach jak „Gang Olsena”, dominują, jak w niemieckich, motywy zawodowe, a nie szerokie studium społeczne.

Czy Europa jest tak racjonalna, że nie potrzebuje tego tematu? A może wskutek monopoli religijnych luteranizmu czy katolicyzmu, każde wspomnienie religii to ryzyko zadarcia z konkretnym klerem? Amerykanie są dużo wyraźniejsi od Europejczyków zarówno w religijności jak i w krytyce religii. Ich społeczeństwo jest też większe i bardziej różnorodne, może stąd ta różnica. Obecnie tureckie hedonistyczne seriale podejmują ponoć tematykę społeczno-religijna i zmieniają świat islamu, podczas gdy np. koreańskie i japońskie nie podejmują krytyki społecznej zostawiając ją twórcom pełnometrażowych filmów kinowych. Rosja narzuciła swym twórcom kaganiec, choć co jakiś czas jakiś „Lewiatan” go przerwie, ale będzie to raczej film kinowy, niż serial. Tak czy owak amerykański serial pozostaje fenomenem, który warto docenić.

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

3 Odpowiedzi na “Sceptycyzm religijny, racjonalizm i ateizm w amerykańskich serialach”

  1. Mam dość sporadyczny kontakt z serialami, ale ogólne wrażenie mam takie, że szołbiznes amerykański jest dość mocno zdominowany przez zwolenników Demokratów, co się generalnie przekłada na raczej negatywny obraz szeroko rozumianej konserwy – w tym religii.
    .
    W jednym z nielicznych odcinków „Ally McBeal” które obejrzałem, bohaterka prowadziła sprawę pastora, który został zwolniony z posady po tym, jak został ateistą. Wytoczył sprawę swojej byłej parafii o dyskryminację z powodu światopoglądu. Niestety finał sprawy był w odcinku, którego już nie obejrzałem.

  2. W Przystanku Alaska jest nawet scena gdzie ksiądz namawia filmowca amatora Eda by polepszyl wizerunek księży w filmach. Konserwatywni baptyści cenzurują filmy. W tym odcinku Ally o którym pan mówi, pastor nie tyle stracił wiarę, co pogniewał się na Boga, nie chciał w niego wierzyć, ale de facto wierzył, tylko był wściekły, że pozwolił na smierć jego żony. Uczciwie mówił o tym na kazaniach, ale w żaden kler nie lubi filozoficznych rozmów o bogu, zamiast dogmatycznego powtarzania, że nie tylko jest na 100% ale jest suuuuuuuuuuuuuuper yee-haw praise the LOOOOOOOOOORD 🙂

    1. Konserwatywni baptyści cenzurują filmy?
      No to chyba bardzo nieuważnie…
      .
      Jako ateista nie jest pan zbyt wiarygodny w kwestii upodobań kleru, i chyba właśnie z seriali czerpie pan tą „rzetelną” wiedzę.
      Ale faktem jest, że homilia czy kazanie to forma przekazu, która raczej nie jest przeznaczona do filozoficznych dywagacji, więc możliwe, że z tego powodu jakiś duchowny mógł się doczekać interwencji przełożonego.
      Co nie znaczy że w innej formie (np. konferencje, wykłady, rekolekcje itp.) takie debaty się nie odbywają. Zdziwiłby się pan.
      To trochę ja z Hartmanem, który zaczął sobie filozofować na blogu wokół tematu kazirodztwa i doczekał się ekskomuniki z Twojego Ruchu. Sam potem przyznał że nie dopasował należycie tematu do formy przekazu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *