Starożytny Rzym z perspektywy liberalnej

Na polskim rynku wydawniczym są dwie bardzo dobre pozycje traktujące o społeczeństwie starożytnego Rzymu. Jako liberał i sekularysta świadomy jestem wielkiego długu jaki nowoczesne społeczeństwa mają u SPQR i już o tym nieraz mówiłem: Tym razem interesuje mnie jednak nie tyle co zawdzięczamy cywilizacji SPQR, lecz to czy i na ile starożytna Roma była liberalna. Na pierwszy rzut oka wcale nie była, bowiem starożytny patriotyzm zakładał poświecenie się dla ojczyzny, a więc obowiązki obywatela wobec państwa a nie odwrotnie, ale jednak są pewne liberalne elementy w starożytnym Rzymie.

Pierwszą książką do jakiej warto zajrzeć pod tym kątem to dzieło Jeana-Noëla Roberta „Rzym. Przewodnik po cywilizacji” (przeł. Mariola Aszkiełowicz, Press&It Warszawa 2007). Jest to rodzaj Vademecum po cywilizacji rzymskiej. Politeizm dobrze układa się z liberalną tolerancją, ale też zwiększa ilość tabu społecznych w niektórych okolicznościach. Z rzymskich wartości: odwaga, honor, virtus (męstwo), wierność (fides) są mniej liberalne niż pacta sunt servandta, ale generalnie spektrum cnót jest szerokie. Społeczeństwo opierające się na pracy niewolniczej i gardzące pracą fizyczną (teoretycznie obywatel rzymski nie miał pracować) nie ma szans być liberalne. Za Seneki co prawda już traktowano niewolników dobrze (s. 101). Italia Oktawiana Augusta (Robert 2007, s. 82) liczyła 7,5 mln ludzi, w tym 3 mln niewolników. Jednak już lepiej wypada inna cecha Rzymu – praktycyzm i utylitaryzm. Nowej filozofii Rzym nie wynalazł, ale może to właśnie dało mu siłę, że Rzymianie myśleli praktycznie; zrobili z prawa dyscyplinę naukową (Robert 2007, s. 87). Problematyczny jest brak prawdziwej klasy średniej. Ekwici zajmowali się handlem i bankami, czym pogardzał stan senatorski, ale przejmowali ich kulturę i arogancję (Robert 2007, s. 90), a dekurionowie stanowili klase rad miejskich czyli biurokrację i klasę w jednym. Podział plebejusz-patrycjusz nie był taki straszny odkąd w 445 p.n.e. zezwolono na śluby między obu grupami. Tendencje liberalizujące były bardzo widoczne. Prawo XII Tablic wprowadzało równość plebejuszy i patrycjuszy i jasne procedury sądowe (Robert 2007, s. 109), a wśród polityków przeważali nie hermetyczni nobiles lecz progresywni populares, walczący z wyzyskiem wolnych i niewolnych. Tanie zboże z Egiptu jednak zrujnowało drobnych chłopów Italii, którzy zasilali plebs miejski (Robert 2007, s. 126). W swych początkach Rzym idealizował chłopów (Cincinnatus agricola bonus), pod koniec Imperium, powszechnie nimi pogardzano. Kopalnie należały do państwa (Robert 2007, s. 132). Nie było cechów rzemieślniczych ale były kolegia wolnych rzemieślników, obok zakładów z rzemieślnikami-niewolnikami. Rzym miał swój New Age (Apulejusz), ale i mocny rzymski konserwatyzm zwalczające judeochrześcijańskie nowostki (Ammian Marcellinus – Robert 2007, s. 190). Pauperyzacja chłopów Italii zniszczyło Rzym tak samo jak brak klasy średniej.

Nieco inny wydźwięk ma praca: Geza Alföldy, Historia społeczna starożytnego Rzymu, przeł. Anna Gierlińska, Wydawnictwo Poznańskie 1998. Węgierski historyk zauważa, ze już Etruskowie mieli problem z rozpadem społeczności na arystokrację i resztę traktowana jak pół-niewolnicy (Alföldy 1998, s. 21). Na tym tle problemy Rzymu nie wydają się tak radykalne mimo iż zbuntowani plebejusze w V wieku p.n.e. praktycznie założyli sobie osobne miasto (Alföldy 1998, s. 35) ze świątynią bogini Ceres (493 p.n.e.). Od roku 304 p.n.e. obowiązywały jednolite prawa procesowe dla patrycjuszy i plebejuszy (Alföldy 1998, s. 46), elity składały się z wyniosłych nobiles ale i z homines novi (Alföldy 1998, s. 76). Rzymianie bali się buntów niewolniczych, np. Katon starał się ich skłócać by nie działali razem (Alföldy 1998, s. 89) a mimo to po Spartakusie właściwie nie było poważnych ich buntów. Dbanie o nich było tak samo jak reforma rolna zwykle kiełbasą wyborczą, no może nieco mniej (Alföldy 1998, s. 121). Reforma rolna Gajusa Gracchusa była połowiczna, ale dopuściła ekwitów do trybunałów, a publikanom dała dzierżawę podatków w Azji (s. 111). Sulla dodał w 70 roku p.n.e. jeszcze do owych trybunałów bogaczy z organizacji tribusowych. Poszerzanie elit polityczno-sądowych sprzyjało liberalizacji, system dzierżawy podatkowej – wręcz przeciwnie – otworzył bramę wyzyskowi. Wielkim problemem było wąskie grono najwyższych urzędników, którymi mogli być jedynie ludzie ze stanu senatorskiego (poniżej tysiąca facetów – Alföldy 1998, s. 158). Alföldy potwierdza, że ekwici (ok. 5000 osób) przyjęli ideologię senatorów bo nie mieli własnej, i choć zarabiali nie tylko jako ziemianie jak senatorzy, ale i jako np. kupcy czy bankierzy np. Cornelius Cenecio, małpowali ziemian. Nawet jednak jak doliczyć dekurionów nie będących ekwitami (200 tys mężczyzn) i ich rodziny do ekwitów i senatorów, elita polityczna Imperium była wąska. Pod koniec Imperium coraz większe znaczenie mieli wolni coloni pracujący w latyfundiach będących zwykle własnością kilku lub likunastu jak byśmy dziś powiedzieli – inwestorów. Ich położenie nie był zdaniem Alföldy’ego złe (Alföldy 1998, s. 193), ale rozdźwięki społeczne końca imperium (pauperyzacja chłopów, konflikty etniczne, sekciarstwo, nowe wierzenia, barbaryzacja armii i spadek jej lojalności, walka chrześcijaństwa i starej religii np. taki Paweł Orozjusz (ok. 385 – przed 423) nie zmartwił się złupieniem Rzymy przez Wizygotów w 410 roku bo to też chrześcijanie, ale przed poganami Wandalami zmykał) powodowało, że państwo starało się im przeciwdziałać, choć władcy nie wymyślili niczego poza drenażem podatkowym i centralizacją (Alföldy 1998, s. 245). Drenaż ten powodował zjawisko zwane patrocinium jak określana była ucieczka pod opiekę możnych protektorów de facto udzielnych władców na swych majątkach lub przerośniętych latyfundiach (Alföldy 1998, s. 278) czyli – jak rozumiem – ucieczka do – przyszłych feudałów. Czyżby przerost państwa połączony z kryzysem zaufania do niego spowodowało nadejście średniowiecza? Czy lepszy pan blisko z mieczem w ręku czy daleki cesarz?

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

4 Odpowiedzi na “Starożytny Rzym z perspektywy liberalnej”

  1. "np. taki Paweł Orozjusz nie zmartwił się złupieniem Rzymu przez Wizygotów w 410 roku bo to też chrześcijanie, ale przed poganami Wandalami zmykał"

    OK, ale Wizygoci byli arianami, a nie nicejsko-konstantynopolitańskimi ortodoksami. Orozjsz był związany z Augustynem i zwalczał Pelagiusza, a zatem siłą rzeczy nie mógł być chyba arianinem.

    Czyli przed ariańskimi, heretyckimi, Wizygotami też powinien zmykać… 🙂

  2. Stosunek starożytnego Rzymu do religii, jeżeli się doszukiwać w nim liberalnych elementów, może wydawać się jeszcze w dzisiejszych czasach całkiem znośny. Zanim prozelityzm chrześcijański nie skłonił Rzymian do zwalczania innych wyznań, państwo rzymskie  było mozaiką rozmaitych współistniejących pokojowo konfesji. Warunkiem  było oddanie czci cesarzowi, stąd zrozumiałe zatargi z Żydami, posiadającymi, jak wiadomo, jedynie słusznego boga. Dlatego też niektórzy cesarze odchodzili, na zasadzie wyjątku od tego wymogu, właśnie w stosunku do Izraela –  pragmatyzm zwyciężał.

     Każdemu znany jest przykład świątyń, czy kaplic fundowanych przez państwo rzymskie, dla "nieznanego boga". Zakładano  więc możliwość, że jeszcze jakiś nienazwany bóg może być nieuhonorowany – więc trzeba szybko temu niedopatrzeniu zaradzić. Politeizm więc, niejako nieświadomie, przyczyniał się do  postaw tolerancyjnych między różniącymi się w wierze wyznawcami. Wszystko skończyło się wraz z rosnącym w siłę monoteizmem chrześcijańskim. Prześladowania pogan, Żydów, oraz heretyków własnego wyznania osiągnęły nową jakość, nieznaną w liberalnym w kwestii wyznania  przedchrześcijańskim  Rzymie. Prześladowania, które fundował on wykluwającemu się chrześcijaństwu były jakościowo i ilościowo znacznie skromniejsze od tego co chrześcijaństwo, kiedy już urosło w siłę, stosowało wobec swoich wrogów w wierze. Oczywiście legenda martyrologiczna obarcza pogański Rzym okropnościami prześladowań, jednak apologeci skrzętnie przemilczają skalę motywowanych religijnie prześladowań jakie miały miejsce już w jednorodnym, niepluralistycznym wyznaniowo (przynajmniej oficjalnie) Rzymie

    1. Ogólnie tak to już jest, że politeistyczne ludy były bardziej tolerancyjne, bo wierzono w różnych bogów i nikomu to nie przeszkadzało. Chrześcijaństwo było synkretyczną mieszanką wielu kultów, ale ostatecznie i tak dominował w nim post-żydowski monoteizm, który nie zna nigdy tolerancji i który tępi ogniem i mieczem wszelkich innowierców.

      Pierwsi chrześcijanie, z racji ogromnego wewnętrznego skeciarskiego pluralizmu, też byli w miarę tolerancyjni (w większości) – zmieniłło się to po stworzeniu cesarskiej hierarchii proto-kościelnej w IV w. kiedy wymyślono co ma być "ortodoksją" a co nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *