Suma naszych strachów

Gdyby uznać media za miernik zainteresowania, można by z grubsza uznać, że zagrożenie terroryzmem jest dziś na pierwszym miejscu listy naszych strachów. Jesteśmy przekonani że zagrożenie jest bezprecedensowe i stale rośnie. Gazety piszą o Europie, która utraciła niewinność. Oczywiście zagrożenie terroryzmem w Europie nie jest bezprecedensowe, trudno powiedzieć czy rośnie, o utracie niewinności też raczej nie ma mowy, biorąc pod uwagę że w latach 70-86 terroryzm w Europie był o wiele powszechniejszy i pochłonął o wiele więcej ofiar niż współczesne zamachy. Tak naprawdę, od chwili zamachów na WTC świat zachodni od 15 lat mantruje: no teraz to się dopiero zacznie.

terror-split2
Proponuję eksperyment myślowy, w którym terroryzm jest czymś, czego naprawdę powinniśmy się bać wychodząc każdego dnia z domu. Wyobraźmy sobie, że skala terroryzmu rzeczywiście dorównuje czemuś co nas naprawdę zabija ale w mało spektakularny i rozproszony sposób – na przykład wypadkom drogowym. W samej Polsce oznaczałoby to jeden zamach bombowy dziennie zabijający ok 10 osób i raniący z 50. I tak codziennie przez cały rok. Albo inaczej – katastrofa smoleńska raz na 10 dni.

Polska jest dobrym miejscem akcji dla tego akurat eksperymentu myślowego, bo ginie tu dwa razy więcej osób niż na drogach francuskich, czy brytyjskich. Więc mówimy o jakichś 2000 ofiar, które są do uniknięcia, a nie o czymś co 'i tak by się działo’. W sensie, można coś zrobić żeby ich nie było, ale są. Nasi radykałowie dróg i jihadyści autostrad działają w rozproszeniu, najczęściej są trzeźwi, uważają się za świetnych kierowców ciemiężonych absurdalnymi ograniczeniami prędkości i są uzbrojeni w antyradary, CB-radia i tym podobne standardowe uzbrojenie bojownika z złą policją i nieuczciwymi radarami.

Wyobraźmy sobie przez chwilę, że taka skala terroryzmu staje się faktem. To można sobie jeszcze wyobrazić, ale jaki byłby polityczny i społeczny odzew? Intuicja podpowiada, że trudno przewidzieć ale nie było by miło. Jaki partie doszły by do władzy? Czy zrzucilibyśmy gdzieś bombę atomową? Czy znaczyłoby dla nas cokolwiek życie cywilów, którzy zapewne umieraliby setkami tysięcy w jednym z tych krajów, który tym razem uznamy za groźny dla naszego status quo mimo proporcji sił i zasobów mniej więcej sto do jednego? Czy stalibyśmy się jednomyślnymi radykałami w odniesieniu do innych kultur? Innymi słowy, jak szybko pali się nasz bezpiecznik i czemu pali się sto razy szybciej gdy źródło zła da się zidentyfikować jako inną kulturę, inną religię, inne państwo?

Wyobraźmy sobie, że cała tą społeczna i polityczna wściekłość uderza w problem wypadków drogowych. Pojawiają się strony i blogi typu euro-wypadki.pl, na których codziennie pojawiają się jakieś krwawe widea, mówi się o wypadkowizacji Europy i o tym jak nasza starzejąca się cywilizacja, wkrótce cała zginie na drodze, powstają partie antywypadkowe np. Wolna Polska (w sensie że nie szybka) i zmiatają ze sceny politycznej tradycyjne partie piratów drogowych typu Prędko i Szybko albo Partia Gazem. Rok później, ratujemy 2000 istnień. Rośnie od tego trochę bezrobocie ale wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Koniec bajki.

Dlaczego nie boimy się tego, co naprawdę jest straszne i co naprawdę nam grozi? Pewnie się boimy ale nie lubimy tego strachu. Ten strach nie sprawia nam polemicznej przyjemności, nie jest naszym intelektualnym cukierkiem do ssania, jest banalny i może hmmm… zbyt prawdziwy?

 

 

O autorze wpisu:

  1. W PL „dżihadyści dróg” się organizują, np. pod wodza niejakiego Stonogi.
    Kiedyś wdałem się w dyskusję z jednym z jego zwolenników – po kilku zdaniach nazwał mnie „przyjacielem policji”. Chyba myślał, że to jest jakaś straszliwa obelga.
    .
    A statystyki są nieubłagane: ryzyko śmierci w wyniku zamachu islamistów jest we FR o 0,002 promille (2 na milion) wyższe niż w PL, za to ryzyko śmierci na drodze jest o 0,05 promille (50 na milion) niższe. Czyli w sumie we Francji jest o 0.048 promille bezpieczniej.

  2. Jeszcze bardziej zabójcza od wypadków drogowych jest starość. 100% umieralność. Ale nie oznacza to, że nie powinniśmy zważać na inne niebezpieczeństwa.

      1. Inna rzecz, to kwestia miejsc, gdzie możemy czuć się bezpiecznie. Jak nie jesteśmy na drodze czy przy drodze, raczej nic nas nie przejedzie. Bycie wybuchniętym w paryskim klubie sprawia, że nie można się czuć w pełni bezpiecznym w miejscu, gdzie raczej auto nas nie przejedzie. Ale zgadzam się z Piotrem Korgą, że terroryzm jest marginalny przy zagrożeniu nietolerancją islamu i próbami wprowadzania szariatu.

          1. Nie chodzi tylko o śmierć, ale o pogorszenie warunków życia. De facto uczciwe statystyki powinny brać też pod uwagę skracanie długości życia za sprawą stresu, zanieczyszczeń etc.

          2. Śmierć to dość twarda statystyka dlatego dobrze się sprawdza w porównaniach. Ale są przecież przeróżne statystyki i taki trend 'pogorszenia’, gdyby istniał musiał by się gdzieś zamanifestować

  3. W sumie bardzo ciekawy tekst – daje do myślenia.
    Z islamem jest ten problem, że oni dążą do sytuacji takiej jak w Arabii Saudyjskiej, czyli dużo gorszej nawet niż polskie drogi.

  4. Porównywanie tych zagrożeń jest całkowicie bez sensu, bo się nakładają, a nie znoszą. Są ludzie i służby od różnych zagrożeń. I jeszcze choroby, klęski powodzie, pożary…wszyscy mają się zajmować jednym, czy wszystkim? Czy w trakcie infekcji nie zapobiegać rozmywaniu wałów przeciwpowodziowych. Zresztą wystarczy zobaczyć jak się jeździ w krajach islamskich. Wolna amerykanka. A główne przyczyny wypadków to drogi, te z jednym pasem ruch w danym kierunku i czasami absurdalne ograniczenia nie tam gdzie być powinny. Jeden się snuje jakby furmanką jechał i tworzy kolumnę pojazdów, a nerwus nie wytrzymuje i próbuje wyprzedzać. I postronni przez to też obrywają. To sam widzę najczęściej. Nie chodzi też o sam terroryzm, tylko o sposób życia prawa człowieka, wolność słowa, prawa kobiet. Zwiększająca się liczba religijnych ortodoksów z innej cywilizacji będzie miała coraz większy wpływ na prawo i obyczaje. Angielskie miasta np. Manchester czy Birmingham już to przeżywają. Portal Euroislam jest bardzo obiektywny. Z jednej strony pokazuje to, co poprawne media przemilczają, np. jak muzułmanie zniszczyli dom chrześcijanina, bo uważali że będzie tam kościół (zwykli muzułmanie, nie terroryści, choć tak się zachowali), a potem gest innych muzułmanów którzy odbudowują kościół chrześcijanom (też się zdarzyło), krytykują też durnia, który w tramwaju zaczepiał muzułmanki (jakby nie miały dość przesranego życia). I zapytaj przeciętną Europejkę, czy bardziej boi się pojechać samochodem na zakupy, czy przejść się wieczorem obok dzielnicy zamieszkałej przez muzułmanów, albo pojechać do kraju islamskiego? A może wolą by nie miały prawa do prowadzenia pojazdów, jak wiele ich muzułmańskich „sióstr” będą bezpieczniejsze?

    1. Jeżeli ktoś jest nerwusem i próbuje wyprzedzić prawidłowo jadący pojazd to powinien iść się leczyć, a już na pewno nie jeździć samochodem tylko pociągiem albo autobusem.

      1. Ale wyprzedzanie prawidłowo jadącego samochodu nie jest sprzeczne z przepisami. Mówię o drogach, gdy ktoś jest zmuszony kilkadziesiąt km jechać 60 km/h bo wyprzedzić nie da rady. to nie ma miejsca na dwupasmówce. Gdy ktoś nie potrafi płynnie uczestniczyć w ruchu i trzęsie się za kierownicą powyżej 60 km/h na drodze gdzie można jechać 90. to też powinien się podszkolić albo przesiąść w autobus. Wypadki są najczęściej na styku oferma-wariat i wariat-wariat.

    2. Zagrożenia mają różne nasilenie które można mierzyć. Skoro można mierzyć nasilenie można je też porównywać. Racjonalny strach to strach proporcjonalny do zagrożenia. Strach nieproporcjonalny jest irracjonalny. I o tym jest tekst. To czy się sumują, nakładają, przeplatają, wykluczają jest w kontekście tego o czym mówię nieistotne.

    3. No i to jest właśnie zabawne i ciekawe, że ludzie przestali jeździć do Tunezji, bo się tam zdarzyły w zeszłym roku 2 zamachy w których zginęło 60 osób, ale wcześniej jeździli, choć każdego roku ginie tam na drogach o 1500 ludzi więcej niż w Polsce (w przeliczeniu na proporcje wielkości kraju).

  5. Nieadekwatne porównania. Oprócz aktów terrorystycznych jest w Europie „miękki terroryzm”. We Francji i UK muzułmanie „opanowali” wiele dzielnic, gdzie robią to, co polska młodzież „podwórkowa” – terroryzują współmieszkańców.

    Ciekawa jest reakcja p. Tomka, bo kiedyś skrytykowałem polskie maniery drogowe – vide „Polska mantra codzienna” poniżej i zostałem przez niego ostro zaatakowany. Jego komentarz pokazuje, że widzi jednak problem, ale nie lubi emigracji. I tyle w temacie jego obiektywizmu. BTW – niedawno zastanawialiśmy się nad agresją na drogach. Przez ostatnie pół roku naszego pobytu agresywne trąbienie miało miejsce może jakieś 3 razy przy tej ilości samochodów, a dziecko na drodze zatrzymuje cały ruch, bez względu na to, jakie jest światło i czy pasy są, czy ich nie ma. W Warszawie nie było chyba ani jednego takiego dnia z podobną statystyką jak tu przez pół roku. Przypadek potrącenia kobiety z wózkiem to breaking news i oburzenie na pół kraju (bądź co bądź sporego). W Polsce – w jeden miesiąc można czasem usłyszeć o kilku takich wypadkach.
    http://racjonalista.tv/polska-mantra-codzienna/

    1. Nie tylko nieadekwatne, ale zwyczajnie głupie. Choroby układu krążenia i nowotwory to przyczyna 70% zgonów w Polsce. Nie bójmy się wypadków. Tym bardziej że ich liczba sukcesywnie spada w tym liczba zabitych. O czym mowa, gdy rocznie ginie ok. 3000 ludzi w wypadkach (podobna liczba samobójstw), na choroby serca umiera ok. 90 000. na udar mózgu 35 000. Ma sens? Czy mimo tego jednak jeździć „z głową”? I wytłumaczmy gryzoniom, by nie panikowały na widok kotów, bo statystycznie i tak więcej ich ginie zabijanych przez węże i ptaki drapieżne.

    2. coś pan sobie uroił panie Krzysztofie…
      Mój „atak” wcale nie wynikał z przekonania o wspaniałych manierach polskich kierowców.
      Może zacytuję, żeby nie być gołosłownym:
      .
      „gdy czytam wypowiedzi ludzi, którzy musieli wyjechać za granicę, by stamtąd dostrzec, że w Polsce jest np. „bandytyzm na drogach”, to rodzi się we mnie podejrzenie (a w przypadku paru znajomych na emigracji po prostu wiem, że tak jest), że osoby takie mieszkając wcześniej w ojczyźnie sami byli niezłymi rozrabiakami na drogach i ulicach.”
      (…)
      „Dla mnie taka sto pięćdziesiąta ósma diagnoza stawiana bez jakiejkolwiek propozycji sensownej terapii już nie ma większej wartości.
      Zwłaszcza, gdy nosi znamiona pewnej emocjonalności i braku obiektywizmu, skoro autor twierdzi np., że „poziom drogowego bandytyzmu urósł”, podczas gdy wskaźnik śmiertelnych wypadków drogowych, który przywoływał, obiektywnie maleje (grubo ponad dwa razy w ciągu 25 lat).
      Co więcej: wskaźnik ten jest w Polsce (10.9 na 100 tys.) nieco niższy niż w …Stanach Zjednoczonych (11.6).”
      .
      poniżej dane do których się wówczas odnosiłem:
      http://www.who.int/violence_injury_prevention/road_safety_status/2015/en/
      (statystyki dot. Polski na str 203, USA na stronie 248 raportu WHO)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *