Szukanie muzyki we wszystkim, czyli dziedzictwo Johna Cage’a

 

John Cage, król muzycznego przypadku i estetycznego chaosu, amerykański muzyczny odpowiednik Jacksona Pollocka w malarstwie, stał się patronem i punktem wyjścia dla koncertu jaki odbył się 18 stycznia 2018 roku we wrocławskim Narodowym Forum Muzyki. Tym razem bohaterami dźwiękowych rewolucji były instrumentu perkusyjne, lecz pozyskane z tego, co mamy pod ręką w domu i codziennym życiu. Czyli w łazience dezodorant, mydło, szczoteczka i krany, w biurze spinacze i klawiatury komputerów, w kuchni zaś znajdziemy cały orkiestrowy arsenał instrumentów, który do tego możemy stroić i modulować za pomocą wody czy innych gęstszych substancji, odkrywając jednocześnie grzechotkowe właściwości pojemników na sól i regałów na sztućce.

 

Wykonawcami byli czterej perkusiści tworzący zespół Repercussion: Radosław Jędraś, Bartłomiej Dudek, Jacek Muzioł i Miłosz Rutkowski. Skończyli oni Wrocławską Akademię Muzyczną, zaś zespół założyli w 2009 roku. Oprócz działalności muzycznej, razem i osobno, prowadzą też działalność edukacyjną, w tym wśród małych dzieci, co tłumaczyło obecność grupy bardzo młodych słuchaczy, wśród których się znalazłem. Muzyka „rzeczy codziennego użytku”, zainspirowana między innymi powstałym w 1940 roku utworem Johna Cage’a  Living Room Music, wymaga nie tylko zdolności muzycznych, ale także aktorskich, gdyż mamy tu też teatr, happening, a nawet kabaret. Repercussion zdała ten egzamin celująco, odgrywając aktorsko wszystkie utwory, dorabiając do nich dowcipne filmowe wstępy i również wstępy na żywo.

 

 

 

To wszystko działo się zaś w świecie rytmu wystukiwanego na najbardziej niezwykłych przedmiotach, doraźnie włączonych do świata instrumentów. Klasyczna muzyka europejska na tle klasycznej muzyki indyjskiej na przykład, była bardzo niechętna włączaniu instrumentów perkusyjnych do działania. W muzyce świeckiej średniowiecza było ich sporo, lecz później zostały one w dużym stopniu wygnane z orkiestr i zespołów kameralnych, aby zacząć dyskretnie wracać do świata muzyki klasycznej w dziełach klasycyzmu i wczesnego romantyzmu, jako jedna z orkiestrowych barw. Tu wielką rolę odegrał Józef Haydn w swojej Paukenmesse i Beethoven w finale IX Symfonii. Pełna emancypacja perkusji nastąpiła dopiero w muzyce XX wieku, standardowa perkusja stała się też niezbywalnym elementem muzyki rozrywkowej. Brak perkusji był dość pozytywny dla rozwoju europejskiej sztuki dźwięku. Pozwoliło to na gigantyczny rozwój wielogłosowości, chromatyki dźwiękowej, koloryzmu etc. Aby rytmy mogły zyskiwać bardzo złożony charakter, trzeba obrać inną drogę, jak uczynili to w swoich ragach i taalach Hindusi, decydując się na monodię, ale przy ogromnym zagęszczeniu dopuszczalnych dźwięków skali (mikrotony) i przy ogromnej złożoności rytmicznej (najbardziej wyrafinowane rytmy w muzyce karnatyckiej składają się z cyklu 128 uderzeń, a na bazie tych struktur improwizuje się i zdobi).

 

Dlatego też na koncercie najbardziej spodobały mi się utwory wymagające od zespołu perkusistów nie tylko odmierzania rytmu, ale też melodii, barw oraz współbrzmień. W związku z tym ponownie mogłem zadumać się nad potęgą idei Johna Cage’a. Potrafił on zaprogramować na podstawie prostych funkcji odgrywanych przez muzyków coś pięknego i głęboko filozoficznego. Gdzie to co najciekawsze tkwi nie w samych dźwiękach, ale pomiędzy dźwiękami. Zupełnie tak jak z Pollockiem. Na filmach widzimy leżące na ziemi płótno i malarza biegającego wokół niego z pędzlem (czasem do malowania ścian, a nie obrazów) i chlastającego w nie z różnych kierunków. „I to ma być sztuka?” – zapyta ktoś ze zwątpieniem widząc Pollocka w akcji. A jednak gdy widzimy już jego gotowy obraz, wiszący choćby w Centre Pompidou w Paryżu, odbiera nam mowę, takie to jest piękne i pełne wyrazu. Można tworzyć poprzez przypadek, ale trzeba umieć nad tym przypadkiem zapanować, najlepiej w jak najbardziej lapidarny sposób.

 

 

 

————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————–

Z dzieł Johna Cage’a usłyszeliśmy dwa ogniwa jego Living Room Music – Melody i Story. Melody złożone było z mopa wyciąganego z wody, dwóch rur, grania na worku jak na trzcinie i czegoś jeszcze. Z tych prostych instrumentów powstawał niezwykły efekt dźwiękowy, piękna aura wszechobecnej muzyki. W tę recenzję wrzucę trzy fragmenty notacji tego dzieła, aby łatwiej było nam zrozumieć tę Cageowską grę przypadku i tego, co jednak ustalone. Druga część Story, złożona z porwanych fragmentów The World is Round Gertrudy Stein, która może być śpiewana lub mówiona, upodobniła się w ustach perkusistów to całkiem wyrafinowanego madrygału. Nazwisko Johna Cage’a przyciągnęło mnie na ten koncert i nie zawiodłem się, choć wciąż głowię się nad tajemnicą jego pomysłów, które choć często skrajnie proste przynoszą efekt zupełnie niemożliwy do powtórzenia przez jego licznych naśladowców. Cage naprawdę słuchał tej ciągłej symfonii świata, która rozgrywa się przed nami wszystkimi…

 

Innym utworem, który zrobił na mnie wielkie wrażenie, było Kitchen Music Jacka Muzioła, członka zespołu Repercussion. Zgodnie z moją zapowiedzią, kuchnia ma w sobie orkiestrowy potencjał instrumentów perkusyjnych. Utwór Muzioła składał się z trzech części. Pierwszej narastającej w tempie, momentami przypominającej muzykę balijską, drugiej, szczególnie udanej, lirycznej, z dźwiękami pozyskiwanymi ze szklanych flażoletów i trzecią, w rytmie jakiejś groteskowej samby. Zaintrygowało mnie w tym dziele bogactwo muzycznej wyobraźni i to, że poza dźwiękami, jak u Cage’a, budowany był z ich syntezy niespokojny, chaotyczny i żywy świat muzyki. Wielkie brawa dla kompozytora i wykonawcy!

 

Dziełem, które również przykuło moją uwagę, było In the Office Stefana G. Schmida (*1954), łączące sporą dawkę humoru z całkiem bogatą wyobraźnią dźwiękową. Można też śmiało powiedzieć o wirtuozerii w wykorzystywaniu klawiatur komputerów jako perkusji. Wstawki tekstowe też były przepyszne, choć nie wiem, czy była to zupełna improwizacja, czy też do pewnego stopnia nakaz kompozytorski.

 

Z ogólnej estetyki wyłamywało się Vous avez du feu? Emmanuela Séjourné (*1961), gdzie przy zgaszonym świetle perkusiści zapalali w przestrzeni zapalniczki w niemym, intrygującym rytmie. Ładne też momentami było Build Matthiasa Dahmsa (*1961), dzięki wykorzystaniu melodycznym klaksonów i ładnych efektach niskotonowych  tworzonych przez jakąś blachę i kanister.

 

Część utworów była jednak znacznie słabsza. Mieliśmy w nich niespodziankę związaną z nietypowym instrumentarium i niestety zbyt prosty rytm, który dla osoby słuchającej na co dzień indyjskich klasycznych perkusistów z ich tablami, pakhawajami, mridangamami i ghatamami, był nużący już po paru sekundach. Szczególnie monotonny rytmicznie wydał mi się Wolfgang Reifeneder. Niektóre pomysły mogłyby zabrzmieć lepiej, gdyby nagrywać je w różnych przestrzeniach. Ekipa techniczna NFM i tak dokonała cudów, wyświetlając projekcje, ale też kamerując samych muzyków, gdy instrumentami były na przykład karty do gry. Tym niemniej utwór na piłki do koszykówki brzmiałby dużo lepiej na sali sportowej, gdzie twarda posadzka i huczącą betonowa akustyka zrobiłyby swoje.  Ogólnie jednak nawet te słabsze utwory zabrzmiały ciekawie w obrębie całości koncertu, będącego antologią szukania dźwięków w otaczającym nas świecie. Mam nadzieję, że Repercussion następnym razem zaprezentuje nam jeszcze więcej Cage’a (może z dodatkowymi muzykami, jeśli trzeba?) i swoich własnych utworów, które mogą być bardzo cenne, jeśli będą tak udane jak Kitchen Music Jacka Muzioła.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *