Thomas Frank: „Co z tym Kansas?”

Książka Thomasa Franka zdaje się być źle rozumiana w Polsce, tym chętniej więc omawiam tą pozycję. Przedmowa do polskiego wydania Krytyki Politycznej napisał Jacek Żakowski, który choć zwykle mówi do rzeczy (jak na lewicowca), dziwi się, że Frank uważa dominację religijnej prawicy w Kansas za winę liberałów amerykańskich (s. 7), dziwi się też, że Frank pisze tylko o Kansas bez nawiązania do globalnych trendów (i bardzo dobrze, że pisze inaczej niż wszyscy!). Żakowski jak to socjalista, zwala wszystko na biznes, a ściśle na brak ograniczeń donacji wyborczych, jakby nie było liberalnych milionerów… Nie wiedzieć czemu łączy to Żakowski z losem SLD, choć przecież trudno porównywać cokolwiek w USA z postkomuną (s. 13).

Co-z-tym-Kansas_Thomas-Frank,images_big,11,978-83-61006-10-7

W biednym hrabstwie McPherson w Nebrasce probiznesowy Bush dostał w 2000 roku 80% głosów (s. 21). Frank przypisuje prawicyzację Kansas i innych biednych miejsc znużeniu lewicowymi credi m.in. weganizmem (s. 23) i indianolubstwem, oraz paranoicznym feminizmem. Mimo iż neoliberalizm nie uczynił tych wszystkich nowych GOPowców bogaczami, pozostali przy popieraniu Republikanów (s. 24), prosty gość z Kansas bardziej nienawidzi aroganckich elit z Kaliforni i NY niż biznesu, także lokalnego. Rust Belt staje się więc nowym Bible Belt. W 1931 roku Walter Prescott Webb pisał o populistach i radykałach lewicowych z Wielkich Równin (s. 34). Liberalizm jednak po kilku dekadach stał się bardziej mądraliński niż biznes, bardziej obcy (Volvo, latte itd.), mimo iż NASCAR lubi także wielu Demokratów, a wielu Republikanów nie (s.40). Głosują na GOP by zrobić porządek z Wall Street (s. 45). David Brooks ma rację – społeczeństwo nie składa się z klas, lecz ze stołów w licealnej stołówce, to wyjaśnia dlaczego autentyczność stała się bardziej pożądana niż pełny portfel robotnika (s. 48). Przeciętność w Kansas miesza się z arystokratyzmem kultu dzieciństwa na farmie. Populizm Johna J. Ingallsa i dzisiejszy konserwatywny są tym samym, sprzeciwem wobec instytucji (s. 55). Wichita dopiero w latach 90 stała się konserwatywna (s. 84). Sam Brownbank zajmuje się dziś kwestiami religii, jak kiedyś jego krajanie socjalnymi. Od 1932 roku Kansas nie wysłało do senatu ani jednego Demokraty, chociaż socjalizm od razu nie zniknął (s. 106). W 1867 i 1912 nastąpiły tu przełomy w prawach kobiet. W Kansas umiarkowani konserwatyści walczą dziś z całej siły z radykalnymi, rolnicy spoza miast są znacznie bardziej konserwatywni (s. 118). Tych umiarkowanych przeciwnicy zwą liberałami. Andrew Sullivan pisze o wojnie autentyczneych amerykanów z Kansas z wyjałowionymi liberałami w Volvo (s. 130). Jest to bardziej wojna na symbole niż prawdziwa. Zupelnie jakby Ann Coulter czy Rush Limbaugh NIE byli elitą…

Bush jr jest człowiekiem z ludu tylko patrząc nań bez kontekstu milionów na koncie (s. 143). Thorstein Veblen gromił uniwerki za utrwalanie warstwy bogaczy, dziś Dinesh d’Souza oskarża je o antyamerykanizm, trochę podobnie ale inaczej (s. 144). Kansas skarży się na federalne regulacje, to właśnie uważa za zamach na wolność (s. 152). Obwinia Frank zarówno marksistowskich Demokratów którzy nie rozumieli że biedni nie musza być przeciw bogatym i nic nie robili, ale też triangulację Clintona, który chciał zasypać nieco różnicę miedzy R i D (s. 183).To naukowcy postrzegani są jako opresyjni wyrównywacze opinii (s. 216), Harvard jako antyamerykański, a miasta wybrzeży jako siedlisko gangów. Frank pisze o tym jakby to wszystko było bajką, a przecież włażenie w tyłek Indianom, przepraszanie za kolonizację, postmodernizm, relatywizm to codzienność wielu uniwerków! Podobnie jak gangsterstwo w LA!
Uskarża się Frank (s. 247), że Demokraci porzucili język klasowy, który kiedyś ich odróżniał od GOP. A ja myślę, że nie ma racji, bo to sama globalizacja uczyniła marksizm kompletnym anachronizmem. Myślę, że wiele z tej niechęci do DP da się wyjaśnić antyeuropejskością Wielkich Równin i samymi geograficznymi odległościami. Czyż środek Kanady nie jest bardziej konserwatywny i prowincjonalny? JEST!

Mimo wszystko nie sposób odmówić Frankowi pewnej przenikliwości. Polecam książkę!

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

  1. Przedmowa Jacka Żakowskiego do tej książki to nieporozumienie. Nie przypominam sobie choćby jednego artykułu tego autora w odniesieniu do USA , który miałby sens albo był przynajmniej oparty na rzetelnie zebranych faktach.

    1. Skąd ten stadny odruch u jankesów? Hahaha bronicie tego franka jak ojca. Sami macie nacjonalistyczny odruch. Kogucik z polski po prostu nie może mieć racji, tak? Czym się różnicie tu od polskich nacjonalistów? Błagam Chris jesteś mądry człowiek zastanów się!

      1. Piotr, to nieporozumienie. Post dotyczy J. Żakowskiego. Nie rozumiem dlaczego nie znający tematu ludzie piszą przedmowy do książek, tylko dlatego, że są „znani”. Dlaczego takiej przedmowy nie piszesz Ty, Jacek, Tomasz Zalewski. Wiem dlaczego – bo nikt nawet nie pytał. Tak jest wszędzie w Polsce, w każdej dziedzinie. Jakoś tam będzie…

  2. Tylko jedna uwaga. Irracjonalność decyzji podejmowanych bez żadnego przymusu wskazuje, według Franka, że człowiek potrafi czuć się szczęśliwym w horrorze, nawet w piekle, pod warunkiem, że będzie to wynikiem jego własnego wyboru. To tak jak przysłowiowy Murzyn, który na przekór wszystkim, chce się zapisać do K-K-Klanu, obnosząc się dumnie, że jest to jego suwerenna decyzja. Cała książka to właściwie smutna ironia z ludzi, którzy nie zauważyli, że wolność nie gwarantuje roztropności czy mądrości.
    Z przykrością przeczytałem, ponownie, jak wyraża się pan pogardliwie o kimś, kogo może pan nie szanuje z uwagi na poglądy, a kto może pana włożyć do kieszeni i zasunąć suwaczek. To brzydkie przyzwyczajenie małego kogucika. Który pieje, nawet głośno, ale najczęściej z daleka, trzymając dystans. Jestem pana sojusznikiem, ale na Boga, niech pan porzuci ten dziecinny zwyczaj!

    1. Proszę pana ja wierzę że ludzie są równi więc bez kogucików proszę. Malo to głupców jest sławnych? Wy jankesi zbyt łatwo utożsamiacie sławę z talentem. Jestem waszym sojusznikiem ale porzućcie ten dziecinny zwyczaj

    2. Co się stało z równością ludzi, hmmm? Poza tym myślę na podstawie lektury że Frsnk nie jest zbyt głębokim myślicielem to nie ten format co sorman więc może jestem nawet od niego mądrzejszy a że mnie znany? Cóż … Hahaha

    3. Co do dystansu to nie ma pan racji chętnie bym z nim pogadal. Postawi mi pan bilet i umowi spotkanie? Poza tym krytyka nie oznacza totalnej negacji lecz konkretnych tez. Nie wiedziałem że kocha pan franka no tak guru demokratów

    4. I skąd się panu wzięło że jesteśmy po tej samej stronie? W niektórych sprawach może… Na pewno nie jestem po stronie Franka Sandersa i pana wielkopańskich podsmiechujek z głupoty polonii

    1. hmmm można by pomyśleć, że wy Amerykanie będziecie cut to the chase – bez ogladania się tak na formę, to zresztą lubię about US. Jestem równy Frankowi, on jest bardziej znany ode mnie, ale Michael Jordan jest jeszcze bardziej znany so what?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *