Wystąpienie czy apostazja? Rozjaśniamy mrok z Maćkiem Psykiem

Długo zwlekałam z napisaniem tekstu na ten temat. Wiem jednak, że dla części osób, które tu zaglądają, może okazać się potrzebny. Często dostaję pytania na temat mojego wystąpienia z kościoła, powodów decyzji i samego przebiegu. Do dzisiejszego wpisu zaprosiłam specjalnego gościa, eksperta od tego tematu.

Nie robię z tego wielkiej tajemnicy, że jestem ateistką i to w dodatku taką, co nie lubi księży, biskupów i całej szopki wokół. Nie zamierzam brać ślubu w kościele, oraz w razie śmierci nie życzę sobie żadnego klechy śpiewającego nad moimi zwłokami. W tej sytuacji bardzo uczciwym i rozsądnym wydało mi się opuszczenie szeregów tej organizacji. Wydawać by się mogłonic prostszego.

Jednakże Episkopat Polski jako jedyny na świecie zrobił z tego tor przeszkód i to naginając swoją własną doktrynę.

Pewnie wielu z was pomyślało nieraz, że wkurza was abp Hozer, ks. Oko i inni spóźnieni 500 lat na własne urodziny. Pewnie niejednemu przychodzi do głowy chęć wystąpienia. Dokładnie to samo pomyślałam około 3 lata temu. I tak jak większość ludzi zaczęłam od dupy strony. Czyli od rozmyślania o apostazji.

Cóż to jest?

(gr. ἀποστασία – odstąpienie, bunt; z ἀπό (apo) – od, στάσις (stasis) – postawa, pozycja) – porzucenie wiary religijnej. W pierwotnym znaczeniu – całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej; termin został również adaptowany do ogólnych pojęć religioznawczych oraz wykorzystywany przez religie i wyznania niechrześcijańskie.”

To Wikipedia. A Kodeks Prawa Kanonicznego w kanonie 751 czyli znaczenie kościelne:

Apostazja- całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej

I teraz najważniejsze: taka apostazja nie powoduje formalnego opuszczenia Kościoła. Apostata zgodnie z nadal obowiązującą doktryną „semel catholicus semper catholicus” zapisaną w kanonie 11 pozostaje katolikiem do końca życia tylko, że kiepskim, bo ekskomunikowanym. Podlega jednak prawu kanonicznemu i zachowuje wszystkie obowiązki – włącznie ze zobowiązaniem do udziału w mszy niedzielnej… Ten aspekt swojej doktryny Kościół dyskretnie przemilcza, ale żaden ksiądz w Polsce temu nie przeczy a środowiska fundamentalistyczne wręcz domagają się powiedzenia tego głośno i wyraźnie.

Czyli w dużym skrócie:

Robisz z siebie pajaca wędrując do parafii i wbrew swojej woli kontaktując się z proboszczem. Ciągasz za sobą świadków. Jeśli pomyślałeś\pomyślałaś o wystąpieniu z kościoła, to pewnie ostatnie na co masz ochotę. Procedura tak zwanej „apostazji kanonicznej” została wymyślona przez Konferencję Episkopatu Polski w 2008 roku żeby dać zbuntowanej owieczce poczucie, że się wypisuje. Wszystko to odbywa się na zasadach wymyślonych przez arcybiskupa Andrzeja Dzięgę z Rady Prawnej KEP nawet bez wiedzy Watykanu. Dwóch świadków tego pseudo-obrzędu, rozmowy z proboszczem, zachęta do wywierania presji i manipulacji… Jeśli zgodzimy się na ten cyrk, bierzemy udział w niezłym kabarecie. Co zyskujemy? Karę ekskomuniki, czyli… upraszając „zawieszenie w prawach członka”.

Co więc można zrobić innego?

Jestem obywatelką Polski. Nie muszę stosować się do półoficjalnej instrukcji, która – jak na ironię – nie jest nawet oficjalnym prawem kościelnym (Watykan odmówił zatwierdzenia projektu dekretu polskich biskupów). Nie interesują mnie zarządzenia biskupów ani nawet „dekret ogólny Konferencji Episkopatu Polski”, który miał ogarnąć ten chaos po stronie kościelnej. Interesuje mnie zgubione w tym wszystkim prawo do niebrania udziału w czynnościach religijnych. Ponadto konstytucja zapewnia mi możliwość wystąpienia z każdej organizacji.I chroni moje dane osobowe. A przynajmniej powinna.

Czy więc obchodzi mnie „zaciągnięcie ekskomuniki” jako kara Kościoła za wystąpienie z niego, co sami duchowni uznają za anachroniczny absurd? Prawdę mówiąc, nie za bardzo.

Przyszedł czas żeby przedstawić wam mojego fejsbukowego przyjaciela. Jeszcze nie spotkałam go w realu, chociaż mam nadzieję, że to się zmieni. Oto ktoś, kto wspaniałomyślnie pomógł mi z tą ciężką przeprawą: Maciek Psyk, wcielenie czystego zła, postrach biskupów i szef portalu Wystap.pl.

Maciek Psyk

archiwum prywatne Maćka Psyka

Maciek założył portal w 2010 roku. Była to odpowiedź na próbę zawłaszczenia przestrzeni publicznej przez KEP i wmawianie osobom, które chcą opuścić szeregi KK, że muszą przechodzić poniżającą procedurę, którą dla nich „wielkodusznie” stworzono. Zajął się całokształtem przetwarzania danych osobowych przez parafie, np. przypadkami ujawniania list ofiarodawców, programami komputerowymi do obsługi parafii i różnego rodzaju incydentami, które wcześniej były skrupulatnie przemilczane i ignorowane w imię „unikania wojny z Kościołem”.

– Maćku, ile spraw przeprowadziłeś przez Biuro GIODO od kiedy kierujesz Wystap.pl?

Maciej Psyk: Może lepiej ujmę to w nieco innych liczbach. W ciągu tych pięciu lat zgromadziłem 5925 różnych plików zajmujących ponad 6 GB. Wysłałem lub odebrałem kilkadziesiąt tysięcy emaili, których samych tytułów było 4300. Miałem kontakt z około 2000 osób – od nastolatków do seniorów, od wojujących ateistów do teologów i od Norwegów do Argentyńczyków. Napisałem prawie 800 wpisów – od humoru do tworzonych tygodniami skomplikowanych analiz. 247,656 użytkowników Wystap.pl podczas 422,501 sesji otworzyło 882,899 stron i zostawiło ponad 5000 komentarzy. Nasze środowisko trafiło na łamy „Polityki”, „Newsweeka”, „Gazety Wyborczej”, „Przeglądu”, kwartalnika „Bez dogmatu” a także TVN24, Polsatu czy Racjonalista TV. Wymuszając choćby gniewną reakcję mediów katolickich, np. „Gościa Niedzielnego” czy telewizji Trwam. W ten sposób wprowadziliśmy te tematy do debaty publicznej i stopniowo odzyskiwaliśmy brutalnie zagarniętą przez biskupów przy cichej zgodzie władz państwowych przestrzeń publiczną. Największym wyróżnieniem było wymienienie nas przez abp Józefa Michalika na kazaniu na Jasnej Górze jako nowej organizacji. Pomaganie uczestnikom naszej batalii prawnej w przejściu przez matnię procedur i perfidnie zastawiane pułapki było bodaj najważniejszą, ale jednak tylko częścią tego wielkiego dzieła.

– Skąd się bierze chaos informacyjny na ten temat?

M.P.: Sprowadza się to do jednego dość prostego faktu – pierwszy GIODO – dr Ewa Kulesza stworzyła patologiczną relację z Kościołem w myśl której ochrona danych osobowych to jego wewnętrzna sprawa regulowana przez kanon 535 i sama przed m. in. ukontentowanym biskupem Pieronkiem mówiła, że niczego nie może zrobić, bo wszystkie obowiązki duchownych zniósł Konkordat. Nie tylko broniła swojej własnej niemocy, ale ona sama ją głosiła! To jest dokładnie ta sytuacja, którą pani profesor Joanna Senyszyn barwnie określiła: „Kościół doi polskie państwo, a państwo jest tą krową, która daje się doić i jeszcze z radości merda ogonem”. To doprowadziło do bezkarności i bezhołowia kleru z jednej a słabości i bezradności GIODO z drugiej tak wielkich, że społeczne sprzątanie tej stajni Augiasza trwa do dzisiaj i końca nie widać. Ta patologiczna relacja w której Biuro GIODO było w konflikcie samo ze sobą przekonała kościelną „górę’, że mogą stworzyć wydumaną, oszukańczą i nieskuteczną procedurę „apostazji kanonicznej”, bo nikt nie zaprotestuje mimo faktycznego przejęcia kompetencji państwa. I zrobili to jako jedyni na świecie na swoją własną zgubę. Połknęli jeżozwierza, że się tak wyrażę.

– Dlaczego tak mało się mówi o „wystąpieniu po włosku”?

M.P.: Powodów jest kilka. Po pierwsze, Kościół z pełną świadomością stosuje taktykę zamilczania na śmierć niewygodnych tematów. Na przykład w styczniu 2014 roku w ciągu kilku dni pojawiła się lawina artykułów, ale dopiero po artykule „GIODO po raz pierwszy nakazał odnotowanie apostazji w księgach chrztu”. Wcześniej strona kościelna unikała tego tematu jak ognia. Groteskową konsekwencją wybudzenia z drzemki było to, że rzecznik prasowy KEP 14 stycznia skrytykował na Twitterze wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego z 18 października, co zresztą zauważył wydawca „Miesięcznika ewangelickiego” Tomasz Mincer. Drugi powód to wyjątkowa niechęć dziennikarzy do zgłębiania trudnych tematów. Łatwiej się przebić kurze z trzema nogami, bo można jej zrobić zdjęcie. Kilku dziennikarzy powiedziało mi: „temat ciekawy, ale ja mam na to tylko minutę”. Przy takim podejściu nawet sprowadzenie go do haseł nadal jest za skomplikowane. Nie dotyczy to Joanny Podgórskiej z „Polityki” i Katarzyny Wiśniewskiej z „Gazety Wyborczej”, które zrobiły kawał dobrej dziennikarskiej roboty. Trzeci powód to sama natura tych spraw w którą wbudowana jest dyskrecja, dodatkowo pogłębiana przez to, że najważniejsze z nich nadal trwają w sądach. Co nie znaczy, że się w ogóle mało mówi. Mówiło się przecież i na Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu w grudniu i na Radzie Biskupów Diecezjalnych na Jasnej Górze w sierpniu.

– Czy można sprawdzić to, czy proboszcz zrobił adnotację i co się stało z naszymi danymi w parafii?

M.P.: Jeśli odpisał, że nie zrobi to możemy być pewni, że nie kłamał. Jeśli odpisał, że zrobił to w sumie też ponieważ w Kościele przyjmuje się, że oficjalne oświadczenia proboszczów są dowodem na to co stwierdzają. Bać się należy nie papierowych ksiąg metrykalnych tylko programów do obsługi parafii zawierających bazy danych parafian a zwłaszcza łączenia ich w superbazy. Jest technicznie wykonalne połączenie wszystkich parafii danej diecezji jednym programem z serwerem w kurii diecezjalnej. Gdyby to się ziściło arcybiskup miałby dostęp do szczegółowych informacji o ponad milionie wiernych, lepszych niż ma o nas MSWiA. Drugi problem to poziom zabezpieczeń tych programów. Nic ich twórcom nie ujmując rozwijają je tak jak potrafią, ale nie lepiej. Mój przyjaciel po teście wersji demonstracyjnej stwierdził, że w ciągu kilku minut może obejść zabezpieczenia i dostać się do bazy danych. Chciałbym tym zainteresować szefa Departamentu Informatyki Biura GIODO, ale co to da skoro GIODO szósty rok zajmuje się „wyinterpretowywaniem kognicji” czyli szukaniem swoich uprawień do samego zajęcia się problemami? I tak się dokonał duży postęp i widać jakieś światełka w tunelu, ale skala upadku była tak wielka, że to wszystko jest nadal niewystarczające. Liczę, że jeszcze w tym roku ta praca Herkulesa zostanie zakończona.

– Dziękuję za rozmowę.

To w końcu jak to zrobić??

  1. Naprawdę chcieć.
  2. Zdobyć z parafii chrztu odpis z księgi chrztów. (Ja powiedziałam, że jest mi potrzebne, bo wyjeżdżam za granicę i być może będę chciała pracować w katolickiej szkole. Uzasadnienie jest potrzebne, bo księża nie są głupi i wiedzą co się dzieje. Oczywiście możesz spróbować powiedzieć prawdę, ale raczej nie licz na to, że proboszcz ułatwi ci sprawę).
  3. Napisać oświadczenie woli wzór i instrukcja TUTAJ i wysłać do parafii chrztu
  4.  Po wysłaniu napisać do Maćka ładny e-mail na adres: admin@wystap.pl

Powodzenia!

O autorze wpisu:

  1. Ogromnie się cieszę, gdy w mediach pojawia się rozdzielenie tych dwój pojęć – niestety, często wciąż są używane jako synonimy. Szerzyć, szerzyć! 🙂

  2. „Ja powiedziałam, że jest mi potrzebne, bo wyjeżdżam …” sorry, ale jak nie potraficie normalnym sposobem dostac/wyegzekwowac zaswiadczenia/odpisu chrztu to jestescie skatoleni, i juz wam nic nie pomoże. Juz na tym etapie kleszka was olewa, a wy lecicie im w tyłek (oni to lubia). Juz na samym wstepie, na etapie głupiego kwitu, akceptujecie samowole kleru.
    Jesli juz na etapie zwykłego odpisu pozwalacie klechom was robic w jaja, to cała reszta jest tez paranoja, wasza i tych pedziofilow.
    Zniewoleni ateisci ze zniewolonymi umysłami.

    1. A co, miałam się z nim bić? Czy go prosić? Pewnie, że jestem zniewolona. Od urodzenia byłam szkolona na katolkę i raczej nikt mi nie dawał cukierków za krytyczne myślenie i podważanie prawd. Fajnie, że Pan jest taki wolny i frywolny. Zazdroszczę.

  3. Po co takie słownictwo typu „klecha”? To właśnie zniechęca ludzi do racjonalistów, tak jak np. straszenie milionami kobiet które będą umierać w wyniku zakazu aborcji.

    1. A słownictwo w rodzaju 'glina’ pani nie oburza? Był nawet film z gliną w tytule.
      Klecha to sługa kościelny. Jest to niedokładne określenie?

  4. Zastanawiam się,jaka jest wartość prawna dokumentu,który nieco podstępnym sposobem „wyłuskałem” od proboszcza parafii mojego chrztu o braku mojej przynależności do Kościoła Rzymskokatolickiego… Dostałem papierek o nastepujacej treści: Zaświadczam,iż (moje imię i nazwisko) wystapił z Kościoła Rzymsko-katolickiego w roku 2010. Do tego dołączona jest pieczątka Archidiecezji Warmińskiej,imienna pieczatka proboszcza oraz jego własnoręczny podpis. :-/

    1. Z punktu widzenia panstwa swieckiego to wartosc jest zadna. Bo to nikogo nie obchodzi do jakiej sekty nalezysz czy nie nalezysz. Rownie dobrze mogłbys dostac zaswiadczenie np. z Iranu ze nie nalezysz do jakiejs organizacji muzułmanskiej, a od protestantow, ze nie jestes członkiem koscioła luteranskiego, itd. Kogo to obchodzi.
      Ma to jedynie znaczenie wewnątrz organizacji Krk, ale oni mają własne prawa (ktore jednak nie mogą kolidowac z prawem swieckim). Np. mogą sobie polewac sie wodą, ale nie wolno im tatuowac niemowlakow.

  5. Dlatego – ubiegając fakty oraz żeby mieć pewność,iż po mojej śmierci nie będą odprawiane jakieś religijne szopki nad moim ciałem – na wszelki wypadek w swoim testamencie zaznaczyłem wyrażnie,iż forma mojego pogrzebu ma być wyłącznie świecka 😉

    1. Takiej gwarancji czy pewnosci nigdy nie bedziesz miał. Kleszka zawsze moze przeciez złamac swoje koscielne prawa i co mu zrobisz, nic. To co zapiszesz w testamencie to tylko pobozna zyczenie ktore rodzina/krewni spełnia albo i nie. Nie ma zadnej mozliwosci wyegzekwowania testamentowych zyczen, testament to przede wszystkim jest do podziału ewentualnego majatku. Jak w testamencie napiszesz ze chcesz tulipany, a ci kupia gozdziki, to kogo to obchodzi?
      Jedyna szansa jest zostawienie jakies sumki i uwarunkowanie, ze X dziedziczy sumke pod warunkiem ze na ceremoni nie bedzie czarnych sępow. Inaczej dziedziczy Y. Wtedy X ma duzy bodziec, aby dopatrzyc aby sępow nie było. Ale gwarancji i tak nie masz, bo X z Y sie porozumią i ci wywalą super katolicką impreze.
      Innymi słowy, takie zaswiadczenia jak masz mogą byc odstraszające, w sensie ze sęp nie bedzie sie wpychał, bo prawdopodobnie nic nie zarobi. Ale gwarancji nie masz.

  6. Wydaje mi sie ze wystapienie z kosciola to strata czasu i energii. Lepiej zignorowac wzystkie obrzedy i koscielne
    uroczystosci.
    Jedyny trudny problem to uchronienie dzieci przed praniem mozgu w przedszkolu i szkole.
    Dorosli nie maja ryzyka ignorujac kosciol.
    Nie wiem jak wyglsada sprawea z cmentarzem .Czy mozna pochowac ateiste na katolickim cmentarzu.

    1. Żeby dzieci nie chodziły na katechezy w zupełności wystarczy nie wyrazić na to zgody. Do tego nie jest potrzebna żadna apostazja ani wystąpienie, bo nikt o to nie spyta.
      W niektórych przypadkach to niewyrażenie zgody musi być niestety dość dobitne, bo w niektórych szkołach istnieje zgoda domniemana, więc trzeba wyraźnie zaznaczyć, że to nie było tylko przeoczenie. W gimnazjum próbowano natomiast nakłonić mnie do wyrażenia niezgody na piśmie, więc musiałem ich uświadomić że jest odwrotnie: od pozostałych rodziców muszą mieć zgodę na piśmie.

      1. Sam potwierdzasz, ze ludzie religijni są upierdliwi i nie przestrzegają ustanowionych przepisow. A dyrektorki szkoł są bezposrednio kierowane poprzez kurie.

  7. W Każdym interesie szef opłaca swoich współpracowników. Tylko w Religionsbusiness jest inaczej. Najlepszym sposobem jest nie płacić. Nie przyjmować domokrążców, nie uczestniczyć w hokus-pokus, nie słuchać za opłatą ora et labora i to jest najskuteczniejsze. Przecież nie chodzi o duszę tylko o jej sakiewkę. Mogą mieć 40 milionów wiernych w swoich kartotekach ale gdy nikt nie będzie płacić pójdą z torbami. To jest nawet ewangeliczne zalecenie. Umożliwi klechom tak żyć jak głoszą, bez szans dla pokus diabła.

  8. Dobrze. Nie płacę. Nie dam im już ani grosza. Ale co z podatkami? Przecież to tak kościół doi państwo, a tym samym każdego ochrzczonego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *