Zapiski katolickiego ateisty

Urodziłem się jako ateista. Jednak jak większość Polaków zostałem w niemowlęctwie ochrzczony, co uczyniło ze mnie subditus Ecclesiae – poddanego Kościoła, po naszemu. I to do mojego końca albowiem semel catholicus, semper catholicus – kto raz został katolikiem będzie nim zawsze. Taka jest wciąż obowiązująca doktryna Kościoła bardzo jasno wyłożona na Soborze Trydenckim.

Jako ów subditus byłem we wczesnym dzieciństwie indoktrynowany religijnie w sposób typowy dla lat 60. i 70. zeszłego stulecia. Od czasów późnej podstawówki (w czasach późnego Gierka) te resztki inteligencji, które mi pozostały, nie pozwalały mi na bezkrytyczne przyjmowanie prawd wiary na wiarę. Stałem się indyferentny religijnie wewnątrz i konformistyczny na zewnątrz, żyjąc w środowisku wierzących. Bierzmowanie i ślub kościelny zaliczyłem dla świętego spokoju, bez wymaganej dawki wiary. Nikt się tym nie przejął, a już najmniej Bóg.

Po kilku latach rozpadło się moje małżeństwo uświęcone przez samego Boga. A było to już po urodzeniu się syna mojego, jednorodzonego. Zaobserwowałem wówczas, jak podli potrafią być niektórzy wyznawcy Boga Miłosiernego, jak bezwstydnie i bez najmniejszych wyrzutów sumienia potrafią żywić nienawiść do bliźniego swego i gnębić go bezbożnie, wbrew etyce swojej. To mnie zastanowiło i skłoniło do pierwszych, nieśmiałych prób samodzielnego używania rozumu.

Po kilku latach coraz śmielszego używania rozumu, zostałem ateistą pełną gębą. I to stworzyło problem. Ponieważ, żeby być w zgodzie ze sobą i rozumem, powinienem wypisać się z Kościoła. To zaś okazało się niemożliwe. Najlepsze co można w tej sprawie osiągnąć to „apostazja KEP-owska” czyli ekskomunika na własne życzenie, nie zwalniająca wszelako od podlegania prawu kanonicznemu (nikt nie wygrał 1000 euro obiecanego przez Wystap.pl za kościelne potwierdzenie, że się wystąpiło). Mówiąc w skrócie – teatrzyk udający wystąpienie po którym nadal się jest katolikiem. Żeby się „skutecznie kanonicznie” ekskomunikować trzeba się upokarzać w obecności dwóch świadków przed wszechwładnym i nierzadko złośliwym proboszczem (dla którego to też żadna przyjemność). Kościół po prostu nie przewiduje wystąpienia w normalnym znaczeniu i surowo ukarał pierwszego kanonistę, który nad tym myślał. Przez to długi czas zwlekałem z apostazją.

Przed ok. trzema laty dowiedziałem się, że Włosi występują z Kościoła „po włosku” – nie jako „fakt” mocniejszy od przeciwnego „faktu” prześwietnej kurii tylko jako wewnętrzne przekonanie człowieka, że nie jest katolikiem. Sprawy kościelne omija to więc szerokim łukiem. W Polsce z reguły skutkowało to ugrzęźnięciem w wieloletniej wędrówce po sądach, bo „postkomunistom” nie może być za łatwo – nawet tym urodzonym w III RP.  Poza tym, podobnie jak w przypadku apostazji, wymagane jest świadectwo chrztu. Właściwa do tego parafia jest jednocześnie miejscem zamieszkania mojej leciwej i bardzo bogobojnej Mamuśki (przez wielką literę czczę Matkę moją). Mam właściwie pewność, że Matka moja padnie ofiarą mobbingu religijnego ze strony sprzedawców polis na życie wieczne. Mamuśka moja całym sercem jest związana z Kościołem, jest on dla niej jak woda dla ryby. Obawiam się, że bez tej święconej wody może nie pożyć długo.

Mam więc dylemat moralny. Brak wystąpienia z Kościoła uwiera duszę moją gdyż czuję się trochę jak niewolnik w kajdanach. Z drugiej strony, akt wystąpienia spowoduje cierpienie mojej Rodzicielki. Co robić? Mówiąc klasykiem – jak żyć?

Jako człowiek moralny moralnością naturalną i ewolucyjnie-kulturowo daną, nieświętoszkowatą i humanistyczną, postanowiłem nie występować. Dobro drugiego człowieka, zwłaszcza Rodzicielki jest ważniejsze od mojego egoistycznego dobra. Ponadto, wypadałoby też odkręcić ślub kościelny czyli fałszywie uznać, że małżeństwa nie było. Do tego sprowadza się tzw. rozwód kościelny czyli unieważnienie małżeństwa. Wystąpienie bez wystąpienia i rozwód bez rozwodu to dwie perełki katolickiej nauki społecznej. O nie, nie dam świętoszkom takiej satysfakcji.

Odkryłem wszelako, że rola katolickiego ateisty daje niespodziewane korzyści. Po pierwsze ukazuje absurd nieuznawania wystąpienia w dzisiejszym świecie. Każe postawić pytanie – co właściwie znaczy być katolikiem? Czy naprawdę zrytualizowane ochrzczenie niemowlęcia wystarczy? Już sprawa Edgardo Mortara czyli porwania przez Kościół dziecka żydowskiej rodzinie, bo w tajemnicy ochrzciła je niańka – która wstrząsnęła Europą w 1858 roku – pokazała do czego to prowadzi. Twierdzenie Kościoła (nawet jeśli półgębkiem), że nie można z niego formalnie wystąpić w 21 wieku stawia go po złej stronie historii – niebezpiecznie blisko prześladowań za porzucenie islamu, które przecież słusznie potępiają. Sami duchowni zaczynają dostrzegać tę dwuznaczność.

Po drugie, jako katolik mam prawo do krytyki. Wprawdzie w ograniczonym zakresie i z zastrzeżeniami, ale przyznaje to nawet Kodeks Prawa Kanonicznego. Nie jestem więc bezbożnikiem z zewnątrz, atakującym Świętą Matkę Kościół za poduszczeniem szatańskim. Jestem wiernym świeckim, który ma prawo wypominać zgorszenie i postulować reformy.

Postanowiłem więc z wystąpieniem zaczekać do kolejnego soboru, bo tylko on może coś z tym fantem zrobić. Jest szansa, że uwolni polskich biskupów od konieczności pisania lawiranckich listów do GIODO i tworzenia łamańców językowych w stylu „Zasady postępowania w sprawie apostazji dokonanej poprzez formalny akt wystąpienia z Kościoła„.

Na marginesie, nawet wystąpienie z KK „po włosku” nie zmieni jego propagandy gdyż zwykł on chytrze podawać do GUSu liczbę ochrzczonych jako wiernych. A ta się nie zmieni nawet gdyby nagle pół Polski „wystąpiło po włosku”.

To pisałem ja – katolicki ateista, przedstawiciel większości wśród ochrzczonych Polaków.

Artykuł ukazał się pierwotnie na wystap.pl.

O autorze wpisu:

  1. Sorry, nastepny skatolony i zniewolony ateista, „poczeka do soboru”. Sorry, ale kler wam wyprał mozgi i zniewolił, ze jecie z reki i całujecie w pierscien. I czekacie az paniska wam pozwolą zlizywac pianke z tyłkow. Nawet nie widzicie jak jestescie przez kler zniewoleni i wyprani, mimo ze nie wierzycie w żydowskie mity.

  2. Nie zawierałem żadnej świadomej umowy uczestnictwa z KK, więc nie czuję się jego członkiem. Dlaczego wymaga się pisemnych potwierdzeń anulowania nigdy nie zawartych pisemnie umów ?
    Jeżeli chcecie w to brnąć, to podam prostszy sposób. Niech jakiś prawnik wysmaży oświadczenie o całkowitym odstąpieniu czy rezygnacji, złóżcie fundację która będzie to promować i przetwarzać, zbierzcie od wszystkich chętnych podpisane papiery a potem załóżcie KK proces zbiorowy o wykorzystywanie chronionych prawem danych osobowych. I tyle.

  3. Kościół i tak nie uzna apostatów za niekatolików. Semel catholicus, semper catholicus. I nic tu nie zrobi ani GIODO, ani państwo. Tak naprawdę to, co można zrobić, to nie chrzcić własnych dzieci. I to wcześniej czy później nastąpi. Laicyzacja to proces kilkupokoleniowy. Pierwsze pokolenie ateistów jest wychowane w głęboko rodzinie religijnej. Przystąpili do sakramentów. Porzucili wiarę, nie praktykują. Na łożu śmierci czasem wracają do tego, czym skorupka za młodu nasiąkła, i mamy głośne nawrócenia zatwardziałych ateistów przed śmiercią. Ci ludzie, ateiści w pierwszym pokoleniu, chrzczą dzieci — głęboko wierzący dziadkowie nigdy by nie wybaczyli nieochrzczenia wnucząt. Ateiści w drugim pokoleniu są wychowaniu w rodzinie bez religii albo religia jest czysto obrzędowa: chrzest, komunia itd. Nie praktykują, ale sakramenty przyjęli. Są zatem zapisaniu w księgach kościelnych. Ich głęboko wierzący dziadkowie sarkają, gdy ateiści w drugim pokoleniu żyją bez ślubu. Dla ateistów w drugim pokoleniu religia jest sprawą zupełnie marginalną, dlatego nie widzą sensu w chrzczeniu własnych dzieci, czyli ateistów w trzecim pokoleniu. Dziadkowie (czyli ateiści w pierwszym pokoleniu) nie naciskają, nie robią problemów, więc dopiero teraz zaczyna spadać kościelna statystyka chrztów. W Polsce dominacja ateistów w drugim pokoleniu jest przed nami, więc trzeba trochę poczekać i po prostu nie chrzcić dzieci, nie posyłać ich na religię.

  4. Panie Rysku. Zignoruj cala sprawe.
    Ja tez chcialemwystapic ale doszedlem do wniosku ze to strata czasu.
    Mozemy zrobic tylko jedna rzecz. Uchronic nasze dzieci i potem wnuki od wyprania ich mozgu. Moj syn i wnuk sa tez ateistami. To moglem zrobic i zrobilem.
    Sadze ze kosciol zawali sie sam kiedy ludzie przestana go finansowac. Rozwali go nie apostaza a forsa. ZSRR tez upadl nie z powodu braku wiernych lrecz zacofania technologicznego i chorej ekonomii. Gorbaczew chcial uzdrowic trupa ale wiemy ze zmartwychwstanie nie jest mozliwe. Choc teraz Putin probuje jeszcze raz.

  5. @Lucyan
    Piękny przykład hejterskiej roboty.

    @Piotr
    Nie spieszy mi się 🙂

    @Czarek
    Obawiam się, że Pana sposób jest jeszcze bardziej zawiły, niż wystąpienie po włosku. Jest prostsza droga – zdaje się, że publiczne wyznanie niewiary może skutkować ekskomuniką z mocy „prawa” kanonicznego. To właśnie spróbuję przetestować. Ciekawe, jak długo wytrzymają katolika – ateistę 😉 Nie będą potrzebne żadne kontakty z bezdzietnymi ojcami, ani użeranie się w sądach.

    @Zbyszek
    Ciekawe spostrzeżenia.

    @Janusz
    Decyzję podjąłem i nie zadręczam się. Też mam syna ateistę 🙂

  6. Ha, ha. Bo jestes zniewolony i skatolony. Caly Twoj tekst o tym, swiadczy. Jestes chyba agentem Watykanu ktory pcha ludzi w bzdurne procedury.
    * Jak ktos pisze „Ponadto, wypadałoby też odkręcić ślub kościelny” to jest agentem Watykanu. Po co ci to?
    * Jak ktos pisze, „zaczekać do kolejnego soboru, bo tylko on może coś z tym fantem zrobić” to po prostu uznaje jurysdykcje panstwa Watykan i jest poddanym Watykanu. Mam nadzieje ze kolejny sobor ulatwi ci procedure np. za jedyne 1000 PLN bedziesz mogl dostac od kleru dowolny swistek. Albo zdecuduja, ze wystarczy polizac proboszcza po pierscieniu.
    * Robisz z siebie ofiare probujac robic z siebie meczennika z faktu zawarcia slubu koscielnego w PRL-u. Nie, nie bylo wtedy nic z meczenstawa ani opresyjnosci. Wtedy to byla kolorowa impreza w szarym demoludowym obozie. Kler wspolpracowal z PRL-owskim panstwem.
    * Podawanie liczby ochrzczonych do GUSu nie jest niczym chytrym. Liczby to tylko ciekawostka, bo panstwo nie prowadzi ewidencji religijnych i dane z Krk to tylko co KrK zaserwuje. Nawet gdyby KrK podal ze w PL jest 50 mln ochrzczonych to GUS by to pewnie wydrukowal. Zreszta ochlapanie to tylko nic nie znaczacy rutyal. Tak na prawde Krk chcialby cie zlapac na czlonka bez rytualu. I tak bylo w wielu panstwach sekularnych. Stawales sie czlonkiem kosciola poprzez urodzenie i rodzicow. Automatycznie np. protestantem. Chrzciny nie sa potrzebne.
    * „Brak wystąpienia z Kościoła uwiera duszę” – dokladne tak jak sobie to zyczy Krk, ladnie cie zalatwili.
    Caly tekst to jedno wielkie zniewolenie umyslu i „duszy”.

      1. Zalezy w jakim okresie PRL-u. Lata 1970-80-89, a pewnie o tym okresie pisze nasz katolicki ateista, to nie byl okres zwalniania za koscielne zabobony. Oczywiscie partyjni i mundurowi musieli sie kryc z tym w pracy, ale plebs mogl uprawiac zabobony do woli. Oczywiscie nie na terenie szkoly czy posterunkach albo w czasie pracy.
        To dzis policjant moze sobie isc na pielgrzymke w czasie pracy i bedzie mu to zaliczone jako praca.
        poza tym nasz ateista nie byl chyba zolnierzem ani milicjantem, wiec robi z siebie meczennika za komuny w stylu Kaczynskiego.

  7. Nie zmienia to faktu, ze nasz bohater porzucił zydowskie mity, ale cały czas jest zalezny mentalnie od organizacji zwanej KrK. Latwiej porzucic mity i zabobony niz uniezalenic sie od tego „co sobor postanowi”.
    Cały czas zyje i sledzi prawo kanoniczne i zachowuje sie jakby to jego dotyczyło.

  8. Każdy wariat może zapisać sobie kogokolwiek do zeszytu i opatrzyć go tytułem np. „Krasnoludki” albo „Wrogowie klasowi”. Wariatami nie ma co się przejmować; za to można by zorganizować się i problem uporządkować prawnie, np. żeby takie zapisy nie stanowiły podstawy do określania wysokości subwencji z budżetu – to jak z dopisywaniem nazwisk nieboszczyków podczas wyborów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *