Zderzenie religii z nauką. Oczami nowoczesnego deisty

Religie według  definicji autora tworzą kultowo – kulturowy kompleks wierzeń , tradycji, rytuałów i obyczajów. Istotą religii są jednak wierzenia, które w religiach o wysokim stopniu zaawansowania zawierają się w wyraźnie sformułowanych, bądź też tylko w domyślnych  aksjomatach.  W szczególności aksjomaty takie są formułowane w wierzeniach monistycznych, lecz  trudno jest doszukać się ich w wyznaniach politeistycznych takich jak Hinduizm.  Z kolei badając religie Islamu postrzegamy ją jako kultowo-kulturową nadbudowę  wzniesioną na naukach proroka Mahometa spisanych, choć nie jednolicie, w najbardziej pierwotnych arabskojęzycznych tekstach koranicznych. Mahomet, który sam nazywał siebie ostatnim i najważniejszym z proroków głosił wiarę w jednego i jedynego Boga Allacha. Z kolei Chrześcijaństwo, a raczej jego odmiany zwane denominacjami stanowią rozwiniecie nauk oraz wysiłki interpretacyjne związane z życiem – śmiercią oraz domniemanym zmartwychwstaniem  Jezusa z Nazaretu. Postać Żyda – Jezusa uważa się w Chrześcijaństwie za równolegle  boską i ludzką.  Pierwszą i oryginalną wersję Chrześcijaństwa sformułował Paweł z Tarsu człowiek, który stworzył pierwszą i najstarszą wersję kultowo-kulturowego kompleksu wierzeń chrześcijańskich.  Wszyscy Chrześcijanie przyjęli za fundamentalny dogmat  zmartwychwstania Jezusa.

Przyglądając się wierzeniom powiemy, iż zarówno te dawne jak  też współczesne nie zasadzają się w pełni udokumentowanych i nie budzących zastrzeżeń dowodach naukowych lecz w  domniemaniu. Takie wierzenia uważam za nieracjonalne. Przykładowo konfrontując jedno z takich wierzeń w którym Jezus przywraca do życia zmarłą dziewczynkę możemy mieć wątpliwości co do prawdziwości śmierci klinicznej dziewczynki. Podobne zastrzeżenia może budzić „ relacja” z przywrócenie do życia Łazarza, o którym Ewangelia mówi, iż znajdował się on już w stanie daleko zaawansowanego rozkładu ciała. Co stało się z owym rozkładem i fetorem wydobywającym się z trupa tuż po domniemanym wskrzeszeniu pytamy? Niestety także ten opis ewangelicznego „świadka”  zbywa takie ważne pytania milczeniem. Zastrzeżenia odnoszące się do ewangelicznych cudów, które stanowią przecież istotny element chrześcijańskich wierzeń i zapisów budzi wiele wątpliwości  co do ich prawdziwości i rzetelności. Takie zastrzeżenia potęguje w nas znajomość  nowoczesnej nauki: medycyny, fizyki, psychologii, etc. Jednak wierzący nie dostrzegają, lub też nie chcą dostrzegać tych oczywistych braków.   Wierzenia religijne posiadają ogromną siłę działania, która w znacznym stopniu wynika z ich emocjonalności oraz niezwykłości przekazu. Niezależnie jednak od tego czy mówimy o wierzeniach monoteistycznych czy politeistycznych, to emocjonalność pozbawiona wszelkich zasadnych wyjaśnień tworzy tutaj szczególny klimat sprzyjający ich bezkrytycznej akceptacji. Tak właśnie spoglądam na bezzasadną wiarę starożytnych Egipcjan, którzy w zabiegu wysuszenia ciała ( mumifikacji )  dopatrywali się faktu, jego odrodzenia się w „wieczności boga Ozyrysa” . Zdarza się, że pewne wierzenia, po upływie setek lat od ich powstania, podlegają zabiegom porządkującym. Wówczas też tworzona jest filozofia religii. Filozofia religii pozostaje nieznana dla dewocyjnego tłumu. Niestety w  żadnym ze znanych mi  przypadków wierzeń, filozofia wiary nie nawiązuje do osiągnięć nauki i wiedzy. Jako przykładem ilustrującym tą ostatnią uwagę posłużmy się dogmatem o stworzeniu świata. Dogmat ten stanowi konkluzję biblijnego opisu zawartego w Księdze Rodzaju,  Genesis. W tym przypadku mimo, iż nauka podaje znacznie bardziej zasadny i dowodowy opis powstawania kosmosu, układu słonecznego a w nim także naszej ziemi terra, biblijny dogmat i opis tkwią zanurzone w archaicznych i błędnych domniemaniach starożytnych. Niestety kapłani jako propagatorzy takiego właśnie podejścia do religii zapominają na pryncypialna role jaka w przypadku naszego gatunku sapiens stanowi jego rozum. Autor sądzi, iż nie rezygnując z wiary w Boga, można by dopisać w Księdzem Rodzaju współczesne znaczenia i fakty. Wierzenia, w swojej genezie, nawet te prehistoryczne, najdawniejsze, zawsze stanowiły próbę poszukiwania odpowiedzi na pytania dotyczące otaczającego nas świata oraz ludzkiego bytu. We wszelkich sytuacjach, zajściach, zdarzeniach człowiek nie posiadający ich rozumienia uciekał się ku domniemaniu. Takie domniemane wyjaśnienia dotyczące zjawisk i wydarzeń  łączono w opowieść tą, która wraz z upływem czasu tworzyła kultu i tradycję. Taka opowieść przybierała postać mitu. Posłużmy się tutaj lustracją: Rzymski bóg Wulkan (grecki Hefajstos) wykuwał w głębi podziemi pioruny. Te stawały się strzałami łuku boga Jowisza  ( Zeusa). Podziemne prace w kuźniach Wulkana służyły też wyjaśnieniu wielu nierozumianych wówczas zjawisk geofizycznych: wyładowań elektrycznych, grzmotów burzy, wulkanicznych erupcji, czy  trzęsień ziemi. Mitologia bogów nosiła więc nie tylko religijny i kulturowy,  lecz także pseudonaukowy charakter. Obok całego piękna greko rzymskiej sagi o bogach, i zjawiskach, mitologia tamtych starożytnych wierzeń uczestniczyła w tworzeniu pseudonaukowej opowieści o ludziach i świecie. Niestety nawet współczesne studia poświęcone mitologii najczęściej pomijają ten właśnie „pseudonaukowy„ aspekt wierzeń służących opisaniu świata.  Tymczasem w ostatnich wiekach naszej ery rozum ludzki zdołał przebić się poprzez narosłe od tysiącleci bariery domniemania. Niestety i równolegle w dziedzinie ludzkich wierzeń świat zatrzymał się w odległej starożytności. Przykładem jest wyobrażenie Boga przebywającego w błękicie zwanym „niebem”. Przecież nawet tak fundamentalna dla wierzeń chrześcijańskich „ Modlitwa Pańska – Jezusa „ nakazuje nam zwracanie się do Boga ze słowami: „ Ojcze Nasz który jesteś w niebie”. Nie zapominajmy jednak, iż biblijne, błękitne, boskie  niebo o którym   mówił  Jezus to zwykła bliska ziemi przestrzeń jaka wypełniają gazy. Ta przestrzeń w czasach Jezusa była dla ludzi nieosiągalną, że wspomnę na opowieść o Dedalu i Ikarze. To dlatego też ewangeliczny obraz „białej gołębicy” zjawia się na tle błękitu w epizodzie Jezusowego chrztu nad Jordanem.  Tymczasem w nowoczesnym rozumieniu Bóg nie znajduje się w niebie lecz wypełnia On sobą wszystko to o materialne i duchowe. W ten to sposób modlitwa sprzed dwu milleniów nie przemawia do piszącego z siłą przekonywania . „Biblijne Niebo„ to jedynie baśniowe, poetyckie i romantyczne wyobrażenie, które nie odzwierciedla jego fizycznej rzeczywistości. W dzisiejszym niebie poruszają się balony, helikoptery, odrzutowce. Poprzez fizyczne niebo astronauci unoszą się w czarną przestrzeń kosmosu. Czyżby więc i „piekło” miało przenieść się z podziemi w kosmos, pytamy? Niestety wierzenia i religie świata zatrzymały się wśród starożytnych wyobrażeń i nie potrafią one dotrzymać kroku postępowi naszej naukowej wiedzy. Stąd wysnuwamy jeszcze jeden radykalny wniosek. Człowiek wyznający wiarę w Boga powinien akceptować naszą zmieniającą w czasie się percepcję Sacrum. Tego jednak  wniosku jak dotąd nie akceptują kapłani. Kapłani nauczają, iż zarówno Bóg jak i Jego percepcja stanowią treści niezmienne w czasie. To kardynalny błąd wiary! Nauka i wiedza, nie zaś świątynna stagnacja pojęć i opisów zasługują na baczniejszą uwagę,  gdyż to właśnie nauka pozwala nam tworzyć bardziej adekwatne wyobrażenia  Sacrum.  Niestety miliardowe religaryjne tłumy świata nadal wyznają Boga na sposób głęboko zakotwiczony w starożytności i niewiedzy.

Ostanie nasze spostrzeżenie dyktuje nam też konieczność generalnej negacji cudów. To co od tysiącleci nazywano cudami traci w świetle nauki, choć powoli i stopniowo, nimb tajemniczości.  Tak zwane cudy to zjawiska mało prawdopodobne, bądź też takie, które  nie uzyskały jak dotąd naukowego wyjaśnienia. Jednak już dzisiaj nauka wyjaśnia ogromną większość tych wydarzeń jakie od zawsze uważano za cudowne.  W pojęciu tegoż autora w świecie stworzonym przez Boga nie ma miejsca na cudy, lecz istnieje tutaj niezbędność zgłębiania tajemnic. Ostatecznie więc to rozum nie zaś religaryjne  pochody i pienia wiodą nas  i wskazują drogę. Człekokształtne małpy nie są zdolne ani do tworzenia wierzeń ani do zadawania stosownych dla nauki pytań.

Niestety, teologiczne praktyki wszystkich świątyń świata wskazują, iż w religii nie zadaje się pytań, gdyż religia stanowi twór dogmatyczny. Na szczególny aspekt dowodzenia prawd świątynnych zwrócił uwagę największy filozof Judaizmu Mojżesz ben Majmon, zwany z łacińska Majmonidesem (1135-1204). Majmonides w swojej religioznawczo – filozoficznej pracy tłumaczonej na język polski pod tytułem: „Przewodnik dla Błądzących” poddaje krytycznej ocenie jedenaście kluczowych aksjomatów Islamu. Aksjomaty te powstały wśród islamskich średniowiecznych uczonych  zwanych Mutakallim. Jednak tak Majmonidesowi jak i Mutakallim brak było wiedzy jaką uzyskać można jedynie dzięki  nauce. Z zasadami Mutakallim Majmonides polemizuje bardzo zdecydowanie, jednak sam popełnia on  kardynalne błędy.  Ta właśnie polemika, bądź co bądź wielkiego filozofa, prowadzi nas ludzi XXI wieku do zaskakujących wniosków. Otóż okazuje się, że genialnemu temu filozofowi Judaizmu brakowało wiedzy tej jaka posiadają współcześni. Błędy Majmonidesa mimo posługiwania się właściwą logiką,  wynikały z braku racjonalnych, naukowych podstaw. Sami Mutakallim dokonywali ważnych odkryci jedynie w dziedzinie matematyki. W islamskiej architekturze, sztuce zdobniczej, czy medycynie średniowieczny postęp sprowadzał się jedynie do wyrafinowanego i nowatorskiego rzemiosła. Taka właśnie wiedza tworzyła umiejętności, które zdobywano jako doświadczenie kolejnych pokoleń. Na marginesie tych rozważań zauważamy, iż sukcesy starożytnej czy średniowiecznej architektury utylizował wiedzę, która ograniczała się do wyrafinowanego rzemiosła.  Jako ilustrację posłużmy się  przykładem zaczerpniętym ze starożytnej  historii egipskich piramid. Nasz zachwyt nad tymi monumentami pracy ludzkiej i architektury jest często przesadny. Pierwsze próby budowy takiej piramidy zakończyły się fiaskiem.  Dopiero więc przy budowie kolejnych piramid wprowadzano konieczne poprawki, nadal jednak nie rozumiejąc statyki budowli. Budowniczowie wspaniałych piramid, sfinksów czy świątyń, późniejszych  zamków i fortyfikacji byli jedynie uzdolnionymi rzemieślnikami, ludźmi nie znającymi pojęcia siły, zasad statyki i dynamiki, oraz nie znającymi cząsteczkowej budowy stosowanych przez nich i obrabianych materiałów.  Po krótkiej tej dygresji powracamy do Majmonidesa. Majmonides jako światły żydowski nauczyciel i myśliciel dokonywał próby połączenia filozofii żydowskich wierzeń  ze współczesną mu wiedzą o świecie. Jednak i niestety w tym ostatnim obszarze, a więc w zagadnieniach wiedzy naukowej był on znacznie ograniczony. Prawdziwą wiedzę naukową zaczęto gromadzić dopiero w epoce odrodzenia. Pierwsze wielkie odkrycia naukowe zawdzięczamy Kopernikowi, Galileuszowi, Giordano Bruno, Tycho Brache, Janowi Keplerowi czy Izaakowi Newtonowi. To dla tego właśnie świat Majmonidesa tworzą jeszcze „ sfery niebieskie” (w liczbie co najmniej osiemnastu !). W centrum owych sfer umieszczał Majmonides „ziemię terra”. Taki antyczny platońsko – ptolomejski lecz także biblijny obraz wszechświata stanowił następstwo starożytnej greckiej myśli filozoficznej. Mimo też,  iż wiedza filozofów greckich uwzględniała wcześniejsze  astronomiczne odkrycia Babilończyków czy  Egipcjan to jednak okazywała się ona bezradna wobec rzeczywistej mechaniki nieba. W tamtym obrazie nauki, ziemię terra otaczały kolejne  sfery: księżyca, Merkurego, Wenus, Słońca, Marsa,  Jowisza, Saturna i niezliczonej mnogości gwiazd, w tej właśnie kolejności. Majmonides, którego od czasów Kopernika dzieliła przestrzeń czasowa niemal 300 lat, przy całej swojej mądrości zasadzał jednak swoje rozumowanie w wiedzy antyku. Majmonides kwestionował też istnienie atomów czy próżni. Znajomość wszelkiej materii sprowadzał  on do czterech klas gatunkowych: ziemi, wody, powietrza i ognia. Dobrze zaznajomiony z anatomia ludzkiego ciała Majmonides pełnił funkcje nadwornego medyka egipskiego  kalifa. Jednak mimo to Majmonides nie podejrzewał nawet tego, iż krew krąży w ludzkim ciele, której pompę stanowi serce.  Na odkrycie zjawiska krążenia krwi nauka musiała czekać do czasów Williama Harveya (1578-1657).

W fizyce, tak jak rozumiał to Majmonides, umieszczał on cztery siły :

  1. Silę powodującą  zmieszanie  i połączenie żywiołów

  2. Siłę zaopatrującą każdą rosnącą rzecz w funkcje wegetatywne

  3. Siłę dającą witalność każdemu żywemu bytowi

  4. Siłę obdarzającą istoty rozumne umysłem.

Wszystkie wymienione tutaj siły miały działać za sprawą światła i ciemności, oraz dzięki temu, iż ich regulacja dokonywała się za sprawą ruchu sfer wokół ziemi. Zacytujmy ważny fragment tego tego rozumowania: „ Gdy przez jedną chwilę serce przestaje bić, człowiek umiera  i następuje koniec wszystkich jego ruchów a siły wyczerpują się. Podobnie zginąłby cały wszechświat i wszystko w im przestałoby istnieć gdyby ustał ruch sfer wokół ziemi”.

Kiedy spoglądamy na próby Majmonidesa jakie podejmuje on celem opisu funkcjonowania świata przyrody, czy też działania ludzkiego ciała przekonujemy się jak ubogą była cała ówczesna wiedza ludzka. Na tym etapie rozważań unaoczniają się znaczenie i niezbędność nauki w życiu ludzkim. Równolegle też uświadamiamy sobie to, iż fundamentem naszego prawidłowego ludzkiego funkcjonowania i działania powinno być myślenie a więc racjonalizm. Na tle tego wniosku , autor jako człowiek wierzący, odkrywa też potrzebę  rozsądnego podejścia do zagadnienia Sacrum.  Tymczasem błędy jakie z braku wiedzy naukowej popełniał Majmonides, dzisiaj nadal towarzyszą miliardom wierzących, którzy stronią od światła wiedzy i nauki. Są to ludzie często formalnie wykształceni w uniwersytetach, a  mimo to  uwikłani w świątynną iluzoryczną magię cudów.  Ta paradoksalna sytuacja wynika z braku religijnego myślenia, które zastępowane zostaje myśleniem typu świątynnego.  Na przestrzeni tysiącleci religie świata  stworzyły ogromną mnogość kultów i kultur, wszystkich ich jednak zasadzających się w  oczekiwaniu na spełnienie ludzkich nadziei. Tymczasem Kościół, tak jak i inne niechrześcijańskie świątynie swata nigdy nie posiadły zdolności spełniania ludzkich oczekiwań.  Ilustracją świątynnej bezradności niech będą średniowieczne europejskie pomory nierzadko wyniszczające całe połacie krajów i miast. W tym czasie to co potrafił czynić Kościół sprowadzało się do świeconej wody i kadzidła. Dopiero wielki Ludwik Pasteur, Człowiek zasługujący na tytuł wielkiego świętego nauki otworzył ludzkie oczy na przyczyny i mechanizm owych epidemii. W podzięce za jego pracę Kościół  wykluczył naszego dobroczyńcę z grona wiernych.

To najlepsza ilustracja wiary wyznawanej przez głupców. Głupie i bezzasadne wyznawanie wierzeń to blamaż w stosunku do myślenia jakie otrzymaliśmy w darze.

Tymczasem rozprawiając  wokół mitów i mitologii docieramy do kolejnej zagadki wierzeń. Zacznijmy jednak ten watek od początku. Kiedy za sprawą cesarza rzymskiego Konstantyna młode Chrześcijaństwo zyskało w Imperium Rzymskim status legalności, prześladowany dotąd Kościół dopatrzył się szansy na zyskanie władzy i  znaczenia. Na drodze ku takiej władzy i znaczeniu postrzegano w Kościele przeszkody jakimi były dawne wierzenia ludów zamieszkujących Imperium Romanum. Te sięgały daleko w głąb historii. Aby wykazać wyższość wierzeń chrześcijańskich nad innymi wierzeniami tamtych czasów wprowadzono w Kościele termin „pogaństwo”.  Był to od początku termin tak nowy jak też pejoratywny. Zaczęto wiec głosić, iż to jedynie Chrześcijaństwo jest wierzeniem prawdziwym, podczas gdy pozostałe wierzenia świata nazwano pogańskimi czyli  błędnymi. Terminem pogaństwo czy też pogański szafowano odtąd przez wieki czyniąc to tak by wynosząc chwałę  Chrześcijaństwa szkalować i deprecjonować pozostałe wierzenia i religie. Wkrótce za wierzenie pogańskie uznano nawet Judaizm, a więc wierzenie Jezusa z Nazaretu. Od jego powstania za pogański uznano Islam.  Termin „pogański” oznaczał w ustach Kościoła wierzenia błędne, złe, szkodliwe, nieprzyjazne i nieakceptowalne przez prawdziwego Boga, tego którego umieszczano w „Błękitnym Górnym  Niebie”. Dopiero w XX wieku zrewidowano taką bezzasadną, lecz równolegle wielce szkodliwą postawę Kościoła. Współcześnie Kościół uznaje Judaizm jak też Islam za wierzenia niepogańskie. Dzisiaj w Kościele Katolickim nazywa się Żydów „ starszymi braćmi w wierze”. Cóż za hipokryzja, jako iż miliony wiernych i tysiące kapłanów nadal uważają Żydów oraz Muzułmanów za pogan.  Tymczasem termin pogaństwa nigdy nie został zdefiniowany jako, że  i de facto duplikuje on termin zwany politeizmem. Ta sytuacja skłania autora  ku próbie trafniejszego ( od kościelnego ) zdefiniowania terminu „ pogaństwo”. W autorskim podejściu to nie liczba bogów w wierzeniu definiuje pogaństwo. Za właściwe znaczenie terminu pogaństwo proponuje się więc uznanie za pogańskie tych wierzeń czy religii w których explicite występują opowieści mitologiczne. Taka definicja nie rozróżnia pomiędzy wiara w jednego czy kilku bogów.  Ponieważ tak na prawdę niczego o Bogu nie wiemy, powinniśmy ograniczyć swoją religijną ciekawość jak czynił to Hebrajski filozof Majmonides. Poza tym Bóg Starego Testamentu wyraźnie unika uchylenia rąbka swojej tajemnicy, tajemnicy Sacrum. Bóg według Majmonidesa nigdy nie ujawnił się Mojżeszowi w sposób fizyczny. Bezimienny Stwórca wszystkich i wszystkiego to jedyne wierzenie jakie wymyka się też próbom uznania go za pogańskie. Kiedy jednak o Bogu opowiadamy historie w rodzaju „cudu zwiastowania”, aniele Gabrielu i dzieweczce Maryi  tworzymy mit a wierzenie wędruje w kierunku pogańskich.

Wierzenie religijne, któremu ufa autor stanowi więc wyznanie wiary mądrej, a pozbawionej fikcyjnych mitów i nadzwyczajności. Tak pojmowany Bóg staje się też aksjomatem autorskiej  filozofii, tej którą w przedmiocie wiary demonstrował dwunastowieczny Majmonides.  Kiedy jednak człowiek zaczyna fantazjować wokół kultowo-kulturowych konsekwencji takich nawet silnie ograniczonych aksjomatycznych założeń wiary, naraża się on na oskarżenie o pogaństwo. Ostatnie wyrażenie autora może budzić zastrzeżenia te, jakie powstają w związku z posłużeniem się tutaj własnym i nowatorskim terminem pogaństwa. Dlatego też postanowiłem posłużyć się tutaj stosownym komentarzem. Wyznawanie Boga w sposób pozbawiony mitologicznego, narracyjnego opisu, oraz sprowadzenie wierzenia głównie do filozofii nie może stać się powszechne. Ludzie od dawien dawna potrzebują barwnych o bogach opowieści. Sukces Chrześcijaństwa polegał od początku na tym, iż zastępowało ono Mitologię Homerycką Mitologią Jezusową.  Ta nowa mitologia przekierowywała uwagę tłumów od pełnego bólu i cierpienia życia ziemskiego w stronę oczekiwanej szczęśliwości wiecznej osiągalnej dopiero jednak po śmierci. Na sprawy te zwracali uwagę: średniowieczny filozof Spinoza oraz  wielki fizyk Einstein. Kościół wykorzystuje jednak przez pogańską naturę ludzką czyniąc to i jedynie ku korzyściom własnym. A filozof modli się: „Wybacz im Panie głupotę

O autorze wpisu:

  1. Ciekawe który cud z biblijnej narracji jest – zdaniem autora – próbą wyjaśnienia niezrozumiałego zjawiska przyrodniczego?
    Bo moim zdaniem żaden. A nawet przeciwnie – biblijni autorzy niczego nie wyjaśniają, tylko wyraźnie mówią: WIEMY że prawa przyrody są takie i takie, potwierdzamy że one są NORMĄ, a to co się tu dzieje (cud) jest czymś innym – czymś NIENORMALNYM.
    Autor mówi jasno np.
    – jak krzak się pali, to się musi spalić
    – jak dziewczyna nie była w łóżku z żadnym facetem, to nie może zajść w ciążę
    – jak trup się już rozkłada, to już nie może wyjść z letargu itd.
    ale tutaj mamy coś nienormalnego
    – krzak się pali, ale nie spala
    – dziewica zachodzi w ciąże
    – trup w stanie rozkładu ożywa
    Nazwanie tego cudem potwierdza prawa natury, tak samo jak nazwania zagrywki szulera oszustwem potwierdza reguły gry.
    W tradycji judeochrześcijańskiej nie ma cudownych teorii na temat tego, co wiemy, że jest prawem natury. Nie ma Hefajstosa gotującego lawę w wulkanie, nie ma Zeusa miotającego gromy na ziemię, nie ma Artemidy odpowiedzialnej za płodność itd.itp.
    Jest tylko Prawodawca i prawa, które sprawiają, że rzeczy się tak SAME dzieją i jest to NORMĄ.
    .
    To jest coś, co oddziela tą tradycję od tzw. pogaństwa i sprawiło, że w tej tradycji powstała nowoczesna nauka, która korzeniami sięga głęboko w średniowiecze (metoda empiryczna, analiza matematyczna itp.), i wcale nie wyskoczyła niczym diabeł z pudełka w dobie Renesansu – jak zdaje się sugerować autor.

    1. „W tradycji judeochrześcijańskiej nie ma cudownych teorii na temat tego, co wiemy, że jest prawem natury. Nie ma Hefajstosa gotującego lawę w wulkanie, nie ma Zeusa miotającego gromy na ziemię, nie ma Artemidy odpowiedzialnej za płodność itd.itp.”
      Czy aby na pewno? To po co katoliccy posłowie modlili się w sejmie o deszcz?

      „Jest tylko Prawodawca i prawa, które sprawiają, że rzeczy się tak SAME dzieją i jest to NORMĄ.”
      To akurat nie chrześcijaństwo tylko deizm.

      1. Drzewo uschło bo nie miało owoców uzdrowienia, gorejące krzaki takie same triki jak w mitologii greckiej tylko nudniejsze do czytania. Christiansy zawsze będą uważać że ich religia jest najlepsza choć jest dokładnie taka sama jak inne

        1. To jest co najwyżej symbolizm, a więc żadna tam próba wyjaśniania natury. Znowu pudło!
          .
          „Najlepsza”?
          To jest kwestia gustu, a ja mówię o obiektywnych RÓŻNICACH.
          Dla wielu to o czym mówię jest właśnie słabe – pan sam swego czasu pisał że religie typu kosmicznego (czyli w zasadzie wszystkie z wyjątkiem tych z pnia judaistycznego) ze słońcem na czele panu znacznie bardziej się podobają.

  2. Zestawianie biblijnego opisu stworzenia z innymi mitami chyba wynika z niewiedzy.
    Nie można nie dostrzec zasadniczej różnicy między dość subtelnym opisem biblijnym (już w starożytności uważanym za hymn i metaforę, a niekoniecznie opis dosłowny) w którym wszystko powstaje poprzez „słowo”, a koncepcjami „pogańskimi” wedle których świat powstał np. z fragmentów bóstwa poćwiartowanego przez innych bogów (lub boginie) podczas krwawej walki, albo na skutek miłosnych igraszek między bogami. Któraś wersja mówi nawet o świecie powstałym na skutek wzdęcia doznanego przez jakiegoś boga po pożarciu innych bożków.
    Wedle tych mitów świat się bogom niejako „wypsnął” przy okazji „ważniejszych” zajęć.
    .
    Ciekawe, że zdaniem niektórych współczesnych fizyków i kosmologów przypisanie sprawczej mocy „słowu” (czyli idei) było bardzo trafną intuicją z punktu widzenia współczesnej wiedzy naukowej.

      1. W braminizmie świat ciągle jest tworzony – to jeden z powodów dla których w Indiach nie mogła powstać nowoczesna nauka: Bo jak badać dzieło, które nie jest ukończone?
        W szintoizmie mamy klasyczne boskie ekscesy o których pisałem, np. para boskich kochanków w miłosnym uniesieniu płodzi archipelag wysp japońskich.
        .
        Hebrajska narracja Genesis z „tohu wa-bohu” oraz Słowem które wypełnia pustkę i porządkuje chaos nie ma z tymi rzeczami NIC wspólnego, za to zaskakująco zbieżne jest z tym jak kosmologowie opisują wielki wybuch. Można to traktować jak mit, ale nie da się zaprzeczyć, że autorzy tego mitu mieli niezwykłego farta (lub intuicję) i przy całych ograniczeniach języka trafili w punkt.

    1. „Ciekawe, że zdaniem niektórych współczesnych fizyków i kosmologów przypisanie sprawczej mocy „słowu” (czyli idei) było bardzo trafną intuicją z punktu widzenia współczesnej wiedzy naukowej.” Pan raczy żartować. 😉

        1. Może i jacyś uważają.
          Pan jednak mówi, że teoria mówiąca, że idea zapoczątkowała świat, jest zgodna (wg. niektórych fizyków) z wiedzą naukową. Pytam zatem: czy „fakt” ten wywnioskowali oni rozwiązując jakieś równanie różniczkowe?
          To, że to na pewno jest bzdura (nie to, że Pan twierdzi, że jacyś fizycy tak powiedzieli , tylko to co oni powiedzieli, jeśli powiedzieli 😉 ) wiadome jest z tego względu, że do rozwoju fizyki teoretycznej wykorzystuje się aparat matematyczny. A on pozwala wprawdzie na wiele, ale na pewno nie na to, by wnioskować, że coś niemierzalnego, jak właśnie idea, mogłoby dać początek światu.

        2. Fakt, że świat daje się opisać matematycznie już jest wielce zastanawiający.
          Nam się to wydaje oczywistą oczywistością, bo się nad tym nigdy nie zastanawiamy, jednak to nie jest oczywistość.
          Przecież matematyka to nic innego, jak pewien język, czyli idea. To abstrakcja w najczystszej postaci, a idealnie pasuje do najbardziej konkretnych konkretów.

    2. Idee mogą opisywać, co najwyżej zmieniać świat, ale na pewno nie stwarzać. Żeby powstała idea to konieczne jest najpierw istnienie istoty myślącej a to jest wtórne względem powstania świata.
      Skądeś tych fizyków wytrzasnął, z KUL?

  3. Pisałem kilkakrotnie na tym forum wyrażając stanowisko zdecydowanie ateistyczne, negujące także deizm. Muszę powiedzieć, że tekst Pana budzi moje uznanie i sympatię, w przeciwieństwie do wypowiedzi prof. Hellera i Meissnera, których krytykowałem, nie stroniąc od żartu. Pana tekst świadczy wyraźnie o odrzuceniu chrześcijańskich oraz innych wierzeń religijnych, opartych na archaicznych mitach, dogmatach i wyobrażeniach nie dających się pogodzić z wiedzą naukową (to np. także buddyzm). Wydaje mi się, że nie pozostaje Pan wiernym sługą jakiegokolwiek kościoła, lecz Pana religijność ma ściśle prywatny charakter. Katechizm lub jakieś inne „prawdy wiary” nie determinują Pana poglądów.
    Jako ateista mam oczywiście odmienne poglądy w kwestii boga. Pisze Pan o bogu: „wypełnia On sobą wszystko to co materialne i duchowe”, i jest to Bóg pisany dużą literą. Sądzę, że takie rozumienie Boga jest jednak kontynuacją dawnych mitologicznych wyobrażeń, modyfikowanych po części przez filozoficzne pojęcia transcendencji, absolutu, idei platońskich itp. Jest tu tendencja do pozbawiania pojęcia boga cech antropomorficznych, cech osoby (do „odpersonalizowania” boga). Jednak ten odpersonalizowany, abstrakcyjny Bóg pozostaje antropomorficzny. Np. według niektórych autorów bóg czy transcendencja pozostaje tym czynnikiem, który jak rzemieślnik stworzył świat lub „prawa przyrody rządzące światem”. Jest to daleko posunięta antropomorfizacja, a właściwie zmodernizowana wersja biblijnego mitu o stworzeniu świata. Inni widzą boga jako najwyższą inteligencję, doskonały umysł, który kieruje rzeczywistością. To także antropomorfizm, zmodyfikowana legenda o bogu, bo jest to wyobrażenie osoby czy umysłu na kształt ludzki – boski umysł kieruje światem tak jak ludzki umysł ludzkimi czynami.
    Pan pisze, że Bóg 'wypełnia sobą wszystko’. W tym sformułowaniu boska postać jest najbardziej abstrakcyjna, ale jest też – jak sądzę – nieodróżnialna od natury, przyrody. Sądzę, że takiego Boga można śmiało zastąpić słowem i pojęciem natury (przyrody), pisanymi małą literą. Wtedy nie kontynuuje się już archaicznego i mitologicznego dualizmu ontologicznego ( tj. przekonania, że istnieją dwie rzeczywistości: naturalna i nadnaturalna/Bóg). Uwalniamy się ostatecznie od archaicznej mitologii, z której wywodzi się pojęcie Boga (pisanie Bóg dużą literą wskazuje na zakorzenienie w mitologii, a także na resztki antropomorfizacji).
    Sądzę, że zamiast teizmu/deizmu, na gruncie którego jednak Pan pozostaje, trafniejszym stanowiskiem jest jednak konsekwentny naturalizm (istnieje tylko przyroda i jej pochodne). Pan jest o krok od naturalizmu, być może jest to kwestia zastąpienia słowa Bóg i skojarzeń z nim związanych, słowem przyroda/natura.

    1. kazdy deizm jest oparty na zabobonie… autor umieszczea wszędzie bozie na którą nie ma najmniejszego dowodu .. co dyskwalifikuje jego rozważania w tej kwestii … zeby bozia mogła ewoluowac najpierw trzeba ją udowodnic..

  4. moderator co to cenzure wprowadzasz jak nazisci i katolickie media?Prosze uważac telewizjo racjonalista.. na waszych łamach publikuje niejaki pan Piotr Napierała promuje kare smierci.. na pewno to nie jest ani postawa humanistyczna ani racjonalane…. moze zaproponujcie mu zmiane na tv republika tam jest miejsce dla poglądów bolszewickich i nazistowskich

      1. Jest wiele przypadków pomyłek sądów. Często to wynikało z chęci poprawienia statystyk wykrywania przestępstw. Wielu ludzi zostało niesłusznie skazanych na karę śmierci, ułaskawieni przeżyli, bo kary nie wykonano natychmiast, były zawieszone.
        Ponad to jest wiele przykładów pobić i torturowania więźniów w celu wymuszenia podpisania dokumentów. Jest duża korupcja w policji i sądownictwie.
        Zniesienie kary śmierci, to wyrwanie zębów z bestii.

        1. Pomyłki to rzeczywiście poważny argument przeciwko karze śmierci. Są jednak także racjonalne przesłanki do wymierzania tej kary (choćby szansa na to, że część potencjalnych morderców śmierci się boi). Ja bym jednoznacznie nie klasyfikował czegoś jakoś irracjonalnego, kiedy znajdują się się poważne argumenty zarówno za jak i przeciwko temu czemuś. Nie każde stanowisko w sprawach ideowych da się jednoznacznie klasyfikować jako racjonalne lub irracjonalne.

          1. Przeciwko karze śmierci świadczy też to, że w stanach USA, gdzie jest/była ona stosowana nie odnotowano znaczącego spadku przestępczości, a czasem wręcz odwrotnie. Przestępca, który wie, że wisi nad nim już kara śmierci, może mieć silniejszą skłonność do mordowania wszystkich ewentualnych świadków swoich czynów. Na zasadzie „nie mam nic do stracenia”. Za karą śmierci przemawia fakt, że zdarzają się osoby skrajnie niebezpieczne, lubujące się wręcz w zadawaniu śmierci. Oczywiście rozważanie zagadnienia kary śmierci nie skazuje na irracjonalizm osób rozważających za i przeciw.

          2. „Przeciwko karze śmierci świadczy też to, że w stanach USA, gdzie jest/była ona stosowana nie odnotowano znaczącego spadku przestępczości, a czasem wręcz odwrotnie. ” tu chyba jednak nie ma Pan racji, gdyż gdy zniesiono karę śmierci w USA po wyroku sądu najwyższego w latach 70-tych, to odsetek morderstw wzrósł. Zresztą jest to całkiem logiczne. Część potencjalnych morderców nie boi się śmierci i to czy obowiązuje kara ostateczna nie ma żadnego wpływu na to czy dokonają zbrodni czy nie. Część jednak się boi a więc kara śmierci działa na nich odstraszająco. Oczywistym jest więc, że zbrodni po wprowadzeniu kary śmierci będzie nie więcej (prawie na 100% mniej) niż przedtem.
            „Przestępca, który wie, że wisi nad nim już kara śmierci, może mieć silniejszą skłonność do mordowania wszystkich ewentualnych świadków swoich czynów. Na zasadzie „nie mam nic do stracenia”.” Tu zgoda. I w sumie powoduje to, że to co nazwałem oczywistym w poprzednim punkcie już takim oczywistym nie jest. 😉 Można jednak tak skonstruować system prawny i sadowniczy by załatwić ten problem. Na przykład karać śmiercią tylko wielokrotnych morderców.

  5. Nowoczesny deizm, to brzmi podobnie jak nowoczesny kościół, kościół sjentologiczny, oparty na nowoczesnej pseudonauce, w działaniu nie różni się od innych sekt.

    Nowoczesność religii można intuicyjnie rozumieć jako odrzucenie najbardziej absurdalnych dogmatów i zastąpieniu ich pseudonauką.

  6. „Aby wykazać wyższość wierzeń chrześcijańskich nad innymi wierzeniami tamtych czasów wprowadzono w Kościele termin „pogaństwo”.”
    Pogaństwo wywodzi się od łac. paganus i jest terminem starszym od chrześcijaństwa. Kościół pawłowy był Kościołem pogańsko-chrzecijańskim w odróżnieniu od Kościoła jerozolimskigo (apostolskiego) tzw. judeo-chrześcijańskiego. Mniej pisać więcej czytać panie „Publicysto”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *