Deizm oświeceniowy

W końcu XVII wieku pojawił się nowy pogląd religijno-naukowy zwany deizmem. Dzisiaj deizm bywa czasem mylony z panteizmem – zupełnie innym poglądem, który również rozkwitał w czasach Oświecenia. Oba te nurty przyczyniły się do osłabienia tradycyjnej religijności i politycznej władzy kleru.

Pod względem religijnym myśliciele oświeceniowi byli daleko od zgody. Nie brakowało ludzi, którzy w sumie akceptowali teizm; protestantyzm czy katolicyzm (Kant, Sonnenfels), ale starali się religię uczynić bardziej humanitarną i mniej najeżoną mściwością wobec inaczej myślących, po części oddzielając ją od życia społecznego. Panteiści tacy jak Spinoza, wierzący w boga buddyjskopodobnego, jakby rozwodnionego w samej naturze, będącego bardziej energią niż postacią, dali inspirację całkowitym ateistom takim jak Holbach, Diderot, La Mettrie, a być może i Davidowi Hume’owi, który był jak się wydaje bliski ateizmu, hamowała go jedynie wątpliwość, czy człowiek jest zdolny do całkowitego ateizmu. Hume pisał dużo o religii naturalnej, a jednocześnie uważany był często za deistę, tymczasem deizm, religia naturalna i panteizm to trzy różne wersje światopoglądu. Religia naturalna w wersji Hume’a to religia jaka powstaje samoczynnie z ludzkich strachów (już pisałem o tym na Racjonalista TV), człowiek nie może np. pogodzić się ze śmiercią bliskich, więc wymyśla duchy. Deizm jednak zakłada, ze jest jeden bóg-pierwszy poruszyciel (lub masoński pierwszy architekt), tzn. osoba (tak tak bóg deistów jest osobowy!), która dała początek istnieniu świata. Deiści jednak uważają, podpierając się nauką, że rzekome cuda były zawsze oszustwem pazernego kleru, a więc bóg najwyraźniej nie ingeruje w życie świata. Deiści zwalczani byli przez kler w XVIII wieku, bo zabierali im pracę pośredniczących między bogiem a ludzkością. Dziś, kiedy deistów jest bodaj więcej niż teistów (bo kto na serio wierzy w cuda, nawet wielu księży wydaje się być deistami), kler nie wnika w szczegóły i próbuje (czasem się udaje) zyskać pomoc deistów, przeciw masowemu ateizmowi i agnostycyzmowi, którego w XVIII wieku nie było.

Bóg deistów NIE jest energią, jest osobą, która porusza świat, a potem nie ingeruje, nie powinno być to mylone z panteizmem, wg którego bóg mógłby być równie dobrze bing-bangiem lub rzeką, lub tożsamy z Gają. Deizm jest i był jednak bardzo różny. Voltaire wierzył, że bóg stworzył świat, a na końcu będzie sądził, ale nie dokonuje cudów i nie ma nic wspólnego z religią. Podobnie uważał Hnery St. John, wicehrabia Bolingbroke i Thomas Paine, który wierzył w boga i szczęście po śmierci w niebie „i nic więcej” (polecam biografię Paine’a pióra Hitchensa), Hume w sumie dryfował ku panteizmo-ateizmowi, podobnie jak John Toland, a Benjamin Franklin krytykował Paine’a za to, że jest przeciw wszelkim klerom, bowiem Franklin, podobnie jak Gotthold Ephraim Lessing, uważał, że wszystkie religie monoteistyczne do jakiegoś tam stopnia są prawdziwe, choć pełne błędów, które można naprawić przez coś co dziś nazwalibyśmy ekumenizmem, poszukiwaniem wspólnych stanowisk moralnych, oraz nasączaniem religii humanizmem. Inni oświeceniowcy jak Leibniz byli ekumenistami klasycznymi, teistycznymi, stąd czasem trudno się połapać, czy chodzi o chrześcijańskiego deistę-humanistę, czy o chrześcijanina sensu stricto.

deism_03

Jak widać nie było w tej sprawie konsensusu. Dziś słów deizm i religia naturalna używa się zamiennie, co powiększa chaos. Nieortodoksyjne czyli heterodksyjne humanistyczne postawy religijne mają jednak tendencję do łączenia obozów i haseł. Tu więcej mówię o zróżnicowaniu ideowym i religijnym oświecenia.

PN

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

  1. Panteistą był też G.Bruno. Ten światopogląd sięga chyba do XVI w. i jest starszy od deizmu. Jest też bardzo blisko racjonalizmu. Obecny jest i w XXI w. Film „Gwiezdne Wojny” i Moc przenikająca wszystkie istoty żywe jest jak najbardziej panteistyczna. R.Dawkins nazwał go bodajże „podrasowanym ateizmem” czy jakoś tak.

  2. Bardzo potrzebny artykuł. Deizm oświeceniowy odegrał bardzo ważną rolę w przeciwstawianiu się tradycyjnemu, kościelnemu światopoglądowi religijnemu i jest z nim nie do pogodzenia. Współcześnie – jak zostało to podkreślone – Kościół katolicki skłonny jest przymykać oczy na heretycki charakter deizmu i pokrewnych poglądów. Robi tak, o ile wyczuwa u jego głosicieli lojalność. Jeżeli takie skłonności nie ujawniają, odrzuca. Podobnie było z Średniowieczu. Tolerowano mistyków i niektóre heretyckie poglądy, jeżeli nie podważali autorytetu Kościoła. Sądzę, że dziś poglądy typu deistycznego nie pełnią tej pozytywnej roli, jak w czasach Oświecenia. Raczej sprzyjają utrzymywaniu się religijności, są odbierane jako opcja proreligijna, a często w hybrydalny sposób łączą się z chrześcijaństwem/katolicyzmem. Innymi słowy, ważniejsze dla Kościoła, że się wierzy w „jakiegoś boga”, a nie to, że te wierzenia nie są całkowicie zgodne z katechizmem. Najważniejsze jest jednak zachowywanie lojalności wobec Kościoła, nieprzekraczanie pewnej niepisanej granicy, poza którą Kościół przestaje traktować deistę czy głosiciela wiary w transcendencję, jako „swojego”. Podział na „swoich” i „obcych” ma tu podstawowe znaczenie.

    1. Deizm zawdzięczamy światopoglądowi judeochrześcijańskiemu, który – na tle rozpowszechnionych niegdyś religii pogańskich – jest bardzo zbliżony do deizmu: mamy Boga wycofanego ze świata (obraz tego w opowieści o upadku z ks. Rodzaju), ingerującego bardzo sporadycznie, podział na sacrum i profanum. Deizm mógł więc bardzo łatwo powstać w umysłach chrześcijan i żydów.
      Nowoczesność (deizm, ateizm) podobnie jak nowoczesną naukę zawdzięczamy upowszechnieniu się chrześcijaństwa w Europie.

      1. „…podobnie jak nowoczesną naukę zawdzięczamy upowszechnieniu się chrześcijaństwa w Europie”. Taki pogląd wyraził ostatnio Legutko. Poszedł nawet dalej: powiedział wręcz, że Kościołowi zawdzięczamy rozwój technologiczny i cywilizacyjny Europy. Nie wiem gdzieście panowie to zauważyli? Nie wiem co oznacza termin „nowoczesna nauka”? Nauka jest zawsze nowoczesna. Gdybyśmy chcieli przedstawić na wykresie rozwój nauki i znaczenia chrześcijaństwa w czasie, to jej znaczące hamowanie widzimy, gdy chrześcijaństwo nabiera znaczenia (nikną łaźnie, kult brudu i umartwianie ciała, Cloaca Maxima popada w ruinę, igrzyska olimpijskie popadają w zapomnienie, a naukowcy nie tylko mają pod górkę, ale i płoną na stosach razem ze swymi dziełami), a zaczyna się rozwijać zaraz po tym, gdy kościoły w Europie tracą na znaczeniu. Jeśli taka zależność ma świadczyć o wsparciu nowoczesnego chrześcijaństwa dla nauki, to gratuluję pokrętnej logiki rozumowania. Ostatnio Czarnek próbował reformować nasze szkolnictwo na średniowieczny wzór. Gdyby mu się udało, pewno scholastyka zajęłaby miejsce dotychczas wiodących przedmiotów. Biblistyka, wycieczki śladami Wyszyńskiego i Wojtyły… Kościół Polsce od zawsze zajmował się szkolnictwem, ale przez prawie 1000 lat jego panowania, nie zdołał wyprowadzić Polaków z analfabetyzmu. Zrobił to tak znienawidzony dzisiaj PRL. Pamiętam jak jeszcze na początku lat 70. jako licealista pomagałem ludziom wypełniać jakieś papiery w urzędzie.

  3. Dla mnie zaskakujące jest to, jak małe są róznice pomiędzy religią katolicką
    a deizmem.
    Skoro bóg deistyczny jest osobą (poruszycielem, stwórcą, architektem)
    a na końcu będzie sądził czy zapewniał szczęście w niebie, to właściwie
    spełnia wszystkie kluczowe funkcje boga teistycznego.
    (Pal licho cuda, rytuały i wysłuchiwanie modlitw.)
    Deizm jest więc takim troszeczkę okrojonym teizmem.

    Czy przy takich definicjach (wprowadzanie osoby 15 miliardow lat przed niespodzianym pojawieniem sie pierwszych osób)
    można jeszcze utrzymywać, ze nie da sie odrzucić istnienia boga deistycznego?

    1. Deizm jest bardziej uniwersalny, bardziej zbliżony do poglądów naukowych. Odrzuca to z teizmu, co widać już na pierwszy rzut oka, że nie działa, np. modlitwy, bo Bóg nie interweniuje na wezwanie z Ziemi. Eksperyment modlitewny o życie Wojtyły był jasnym tego przykładem. Co dały miliardy zdrowasiek, mszy świętych, różańców, modlitewnych czuwań, przebłagań maryjno-jezusowych? To Wojtyła stał się dla mnie wielkim Polakiem tylko dlatego, że udowodnił swą śmiercią nieskuteczność nabożnych skamłań ponoć miliardów wierzących ludzi. Deizm daje pole do rozumowi kontemplacji świata, choć ten sąd na końcu, jakby istniał jakiś koniec w wiecznym świecie, jest nie do przyjęcia.

  4. „Nowoczesność (deizm, ateizm) podobnie jak nowoczesną naukę zawdzięczamy upowszechnieniu się chrześcijaństwa w Europie.”

    O czym świadczą np. liczne wydania wiązane Biblii oraz De Revolutionibus Orbium Coelestium, a takze umieszczenie książki Kopernika na Indeksie Ksiąg Zalecanych
    Koscioła Katolickiego.

    1. Propaganda antychrześcijańska zawsze się odwołuje do kilku (do zliczenia na placach jednej ręki) w sumie mało znaczących zgrzytów. A tymczasem to były jedynie zgrzyty w świetnie pracującej maszynie. Kopernik nic by nie odkrył, gdyby nie utrzymywał się z kościelnej synekury (wrocławskiego kanonika).

      1. Kopernik jako kanonik u Świętego Krzyża w Wrocławiu nie miał powierzonych …żadnych zadań.
        Nigdy w życiu nie był we Wrocławiu.
        Na tym polegały synekury.
        .
        Z tymi konfliktami na linii nauka-chrześcijaństwo to jest tak, że dogmatyczny sceptyk widzi tylko jedno: w tym wozie często coś zgrzyta i się psuje.
        A realista mówi: to wysiadaj i idź z buta.
        Chińczycy, Majowie, Indusi… dymali na piechtę.

  5. Drodzy bracia i siostry w Chrystusie Panu!
    Jesli osiągnięcie nieśmiertelności jest w ziemskich warunkach możliwe w skali
    powiedzmy tysiąca lat (np. poprzez zrzucenie duszy na dysk, albo zażywanie
    tabletek opóźniających starzenie się) to fakt, że nie możecie jej jeszcze kupić w sklepie, zawdzięczacie właśnie upowszechnieniu się chrześcijaństwa w Europie.

      1. Chińczycy, Majowie i Indusi mieli hamulcowe mitologie, natomiast chrześcijaństwo miało silnikową mitologię. Oczywiście w każdym silniku występują tarcia – ale dogmatyczny sceptyk widzi tylko tarcia, a nie widzi silnika.
        Ten silnik pozwalał wyciągać wóz poznania z grząskiego błota p.t. świat nie jest poznawalny, świat jest nieprzewidywalny, świat jest przeniknięty boskimi pierwiastkami, światem rządzi przypadek, a nie niezłomne prawa.
        Taką pogańską wizję świata miał np. Giordano Bruno, który wyznawał ezoteryczny i okultystyczny hermetyzm, a heliocentryzm poparł niejako przypadkiem, bo w jego para-religii Słońce było centralnym „bóstwem”.
        Chrześcijaństwo zaś dla uczonych było nieomal deistyczne: Natura i Bóg są oddzieleni (dualizm, podział na sacrum i profanum). Ponadto uczony chrześcijanin miał
        a/ przekonanie, że Bóg nadał naturze niezłomne prawa, czyli takie prawa istnieją
        b/ przekonanie, że takie prawa są poznawalne, gdyż nie są częścią bóstwa
        c/ obowiązek poznawania owych praw, co było aktem czci dla Stwórcy oraz wypełnieniem jego misji („czyńcie sobie ziemię poddaną”)
        .
        Powstanie nowoczesnej nauki w świecie chrześcijańskim to nie był przypadek.

  6. Kochani bracia i siostry w Bogu w Trojcy Jedynym!
    Jeśli nie mozecie już pogadać ze swoimi zmarłymi bliskimi, to dlatego,
    że nauka nie znalazła (jeszcze?) sposobu na osiągnięcie nieśmiertelnosci (dlugowieczności).

    Wszystkich, którzy na to liczą trzeba jednak ostrzec, że gdy to nastąpi,
    osoby którym urodzi się jeden potomek na tysiąc lat, papież Kwantciszek nazwie „rozmnażającymi się jak króliki”.

  7. „Jesli boga utożsamia się z prawami fizyki to ciężko udowodnić jego nieistnienie.”

    Chodziło o „boga deistycznego”.
    Jeśli, jak Pan twierdzi, jest to kolejny ludzik o rozbuchanych możliwościach
    (stwarzanie świata, zapewnianie nieśmiertelności)
    to oznacza, że jego nieistnienie jest równie oczywiste, jak boga teistycznego.
    Wystarczy wskazac, że nie ma żadnego powodu żeby „cyngiel”, który spowodował Big Bang był ludzikiem. Pierwsi ludzie pojawili się w sposób nieplanowany 15 miliardów lat później. Wstawianie postaci ludzikowatej w chwili stworzenia
    kłóci się więc z chronologią naukową.

    Natomiast utożsamianie praw fizyki z ludzikiem to widoczne nadużycie językowe w celu krzewienia wiary.

    Naprawdę nie widzę możliwości, aby osobowy „bóg deistyczny” miał choć odrobinę
    solidniejsze podstawy od boga teizmu.
    Bog deizmu to po prostu bóg teistów, który chwilowo nie ingeruje,
    żeby jego zwolennicy nie wyszli na osłów.

      1. Zgoda, bog, ktory nie ingeruje cudami jest niewykrywalny.

        Ale Bóg nie musi być wykrywalny, aby być negowalny.
        Osobowy byt, który wszczyna Big Bang to żenująca idea, równie głupia
        jak historia z księgi rodzaju.

        Dlatego deistyczna nieingerowalność cudami nie ratuje tego boga
        od wyrzucenia go na śmietnik fałszywej mitologii.

  8. „ale tu wchodzimy na pole filozofii a nie nauki, a tu nic nie obliguje do zmiany zdania. Co najwyżej można powiedzieć że coś jest bardziej lub mniej sensowne.”

    Prawie się zgadzam (czyli nie do końca zgadzam się).
    Uważam, że informacje przyrodnicze są istotne w tym filozofowaniu (np. wiedza o stanie materii tuz po Big Bang; wiedza o przypadkowym pochodzeniu czlowieka).
    Co więcej, uważam, że sensowność wystarcza do zobligowania do zmiany zdania.

    Np. stwierdzenie: „Nie da się empirycznie obalić ani udowodnić istnienia krasnoludkow” jest w zasadzie prawdziwe (przynajmniej dla krasnoludków w ziemskich lasach).
    A jednak krasnoludki są tak bezsensowne, że (chyba?) obaj zgadzamy się,
    że nie istnieją w stu procentach. Że są negowalne.
    I w takim samym sensie negowalny jest osobowy sprawca Big Bang
    („sędzia sprawiedliwy” pichcący inflacyjną plazmę kwarkowo gluonową).

    Nie podejrzewam Pana o to, żeby krasnale (czy skrzydlate wróżki) były dla Pana negowalne tylko w 99.9999999999999999999 procentach.
    Są po prostu absurdy, których absurdalność wystarcza do calkowitej negacji.
    A w przypadku boga wiemy dodatkowo, że jest on postulowany
    w warunkach rozpaczliwego pożądania sensu, sprawiedliwości czy nieśmiertelności.

    Bóg deistow to mżonka, osobowość rozpaczliwie przywołana do istnienia 14 miliardów lat przed niecelowym pojawieniem sie pierwszych osób na tym świecie.

    1. Panie Tatjarek
      Świat bez „ludzika” sprzed 14 mld lat jest bardzo mało prawdopodobny.
      Proszę zauważyć, że nauka próbuje (i niech próbuje, taka jej rola) niwelować tą górę nieprawdopodobieństwa np. za pomocą teorii wieloświatów (nieskończenie wiele światów równoległych, albo pulsujące światy jedne za drugim).
      Ta nieskończona ilość wyciąganych losów ma nam dać pewność, że na pewno trafimy szóstkę w totolotka i zażegnać niepokój nieprawdopodobieństwa.
      Tylko że mało kto zwraca uwagę na fakt, że zwiększanie szansy w nieskończoność (oddalanie problemu nieprawdopodobieństwa) jest dokładnie tym samym, co wciskanie boga w luki wiedzy: pozwala stwierdzić wszystko.
      Jeśli bowiem jest nieskończenie wszechświatów, na na jednym z nich mogło (ba…! MUSIAŁO!) zdarzyć się tak, że 10 tys. lat po wielkim wybuchu przypadkiem powstała kula ziemska a na niej trawiaste stepy, bukowe lasy, stada bizonów, ławice tuńczyków i roje pszczół.
      A nawet (co mi tam!) skamieniałe szkielety dinozaurów i i pnie gigantycznych widłaków.
      Ale to nie wszystko: w takim wieloświecie fakt obserwowania powtarzalnego zjawiska np. spadania przedmiotów może zostać uznany za czysty przypadek (prawem długich serii).
      Nic nie jest nieprawdopodobne.

  9. Po pierwsze nie jestem pewien czy większość kosmologów podziela ideę wielu światow.
    A po drugie piana fluktuacji kwantowych, ktore mialyby rodzić te światy jest prostsza i sensowniejsza
    od dziadka z brodą.

    Wstawianie ludzika na poczatku jest po prostu głupotą antropocentryczną.
    Wszechswiat nie jest proludzki. Za milion lat ludzkość moze wyginąć,
    a potomkowie szympansów osiągnąć inteligencję.
    Szympansie biskupy ubiorą wówczas wysokie czapki i będą utrzymywać,
    że bog utworzyl wszechświat dla nich, dla ich małpiego zbawienia.

    Ewolucja organizmow żywych jest procesem martwym, niecelowym, nieplanowanym.
    Jest ślepym meandrowaniem a nierzadko nawet cofaniem się.
    Po Big Bang, przez czternascie miliardow lat, człowiek nie był nawet w planach.
    Wyliczanie bizonów i rojów pszczół nie zmienia faktu, że wszystko to
    powstało przypadkiem ze stygnącej plazmy.
    Sugestia, że z tego powodu tworcą tej plazmy byl bizon, pszczoła, czy ludzik
    to idiotyzm, który oczywiście razem z wieloma innymi debilnościami chetnie kupują
    ludzie religijni.

    Darwinizm wyklucza osobowego Boga deistycznego, tak jak wyklucza bizonowego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *