Nieracjonalność polityczno-ekonomiczna ekologizmu

Brytyjski myśliciel John Gray, reprezentujący liberalizm i pewną odmianę świeckiej myśli prawicowej, w swojej wydanej w 1998 roku książce (polskie wydanie: „Wektory” Wrocław 2014, na bazie tego z 2009 roku) krytykował wolnorynkowy dogmatyzm, który doprowadził do zaniku państwowych nadzorów nad gospodarką, w złudnym przekonaniu iż nie jest on potrzebny, a rynek wyreguluje się sam, lepiej bez interwencji państwa. Takie podejście doradzali zarówno monetaryści (Milton Friedmann, Donald Rumsfeld, Guy Sorman), jak i uczniowie tzw. szkoły austriackiej (Murray Rothbard, Hans Hermann Hoppe), którzy w ciągu ostatnich dekad zdobyli polityczną przewagę nad keynesistami (jak Paul Krugman, Joseph Stiglitz, Larry Summers), którzy doradzali pozostawienie takiego nadzoru, zwłaszcza w sferze finansów. Gray ma chyba rację pisząc, o potrzebie uzgodnienia miedzy państwami, ze istnieją różne modele kapitalizmu, tak jak istnieją różne kultury, i takie uzgodnienie absolutnie nie unieważnia liberalizmu, a jedynie jedną z jego radykalnych wersji – neoliberalizm, czyli namiętną wiarę w samoregulujący się wolny rynek. Zauważa Gray, że podczas gdy Smith i Mill, oraz Keynes nie uznawali, liberalizmu (w tym też doktryny wolnego handlu) za naukę przyrodniczą, Hayek, Chicago Boys i libertarianie podnieśli ją go do rangi dogmatu . To cenna obserwacja różnicy między zwykłym liberalizmem, a neoliberalizmem czyli wolnorynkowym dogmatem. Upadek tego drugiego uważa Gray za przyczynę rozwoju antyoświeceniowych idei; fundamentalizmów religijnych i ekologizmu. Namiętne przywiązanie do idei sprawiedliwie samoregulującego się dobrego rynku, który za pracowitość wynagradza, a lenistwo karze, ustąpiło miejsce innym nowoczesnym wierzeniom. Obecnie obserwujemy wzmożenie fundamentalizmu religijnego w obu Amerykach, Azji, Afryce i Europie, a jednocześnie wzrost wpływów radykalnego ekologizmu. Podczas gdy prawica stara się zagospodarować fundamentalizm religijny (jego wzrost dotyczy wielu religii i wyznań), lewica zaleca się do ekologizmu. Religijny aspekt współczesnego ekologizmu wydaje się być bardziej ukryty w porównaniu z jego prawicowa alternatywą, lecz mamy tu do czynienia ze stara rywalizacją Boga osobowego z panteistycznym Bogiem utożsamianym z naturą.

http://www.youtube.com/watch?v=P8tfuBIutLI

Nie wiadomo jak traktować panteizm, niektórzy biorą go za podrasowany ateizm , inni zaś za przejaw religijności pokrewnej buddyzmowi. Kult natury wyznawali romantycy starający się wskrzesić w nowej, lepszej w założeniu formie, przedoświeceniową żarliwą religijność kontynentu europejskiego i nie tylko europejskiego. Stąd konserwatywno-anarchistyczny profil myśli romantycznej , liczni myśliciele konserwatywni i romantyczni tacy jak kontrrewolucjonista hiszpański Victor Pradera y Larumbre uważali państwo za organizm, część natury , jedni jak Pradera łączyli to z fundamentalizmem chrześcijańskim, inni z ubóstwieniem samej przyrody, będącym formą religii odrębnej. Religijne zachwyty nad tradycyjnym przedindustrialnym podejściem człowieka do przyrody łączyły romantycznych konserwatystów brytyjskich z wieloma socjalistami np. Friedrichem Engelsem. Ten sam typ przyjaznej naturze utopii rozwijanej przez konserwatystów i socjalistów, mimo teoretycznej wrogości obu stronnictw, spostrzegł znajdujący się jakby pośrodku tego sporu liberalny i pro-industrialny myśliciel francuski Beniamin Constant.

ekologizm-1

Kult siły człowieka i sił natury zgrabnie łączył niemiecki volkizm, jeden z ideologicznych fundamentów nazizmu (hasło: „krew i ziemia” – Blut und Boden, naziści zaczerpnęli z XIX-wiecznego volkizmu). Volkizm miał połączyć niemieckich katolików i protestantów, w uwielbieniu wobec lepszej rasy germańskiej, która ma wspólną zbiorową duszę, której częścia jest każdy Niemiec. Volkiści zachwycali się okultyzmem, przyrodą niemiecką, przechadzkami, wyprawami, pogańskimi wierzeniami i ceremoniami, oraz uważali, że lasy starożytnej Germanii są tym dla duszy Niemca, czym pustynie dla Żyda. Liberalizm i demokrację uważali za semicki import niezgodny z niemieckim „duchem”, który preferuje autorytaryzm, mundur i musztrę oraz mistyczny związek z przyrodą, Arthur Dinter uznał, że templariusze byli tymi, którzy przechowywali starożytne leśne germańskie mądrości. W latach 20. XX wieku założono volkistowski Niemiecki Kościół Narodowy, opozycyjny wobec Watykanu i typowego chrześcijaństwa . To samo co volkiści głosili w odniesieniu do liberalizmu i Żydów, głosił już Adam Mueller, który uznał liberalizm i demokrację za francuskie wymysły niepasujące do Niemiec , to samo sto lat później głosił Oswald Spengler, dla niego jednak ważniejszy był sam autorytaryzm, niż mistyczne związki z przyrodą. Wszystkie te nurty Fromm nazwał potem „ucieczką od wolności”, tj. autorytarnymi tendencjami Niemców, które niestety przetrwały wprowadzenie demokratycznych rządów, i utrzymywały się. Volkizm, choć nigdy nie objął swym zasięgiem wielkiego procenta niemieckich chrześcijan, przyczynił się do tryumfu nazizmu i następnie ludobójstwa III rzeszy na równi z kapitulanctwem niemieckich katolików i protestantów wobec nazistów (w Chorwacji katoliccy księża nawet uczestniczyli w ludobójstwie, więc mogło być gorzej, ale w Danii i Norwegii pastorzy bronili Żydów) , i niemocą liberałów i demokratów środkowoeuropejskich, do tragedii II wojny światowej i holocaustu.

Po porażce nazizmu i faszyzmu, ekologizm przestaje odgrywać większą rolę po prawej stronie sceny politycznej, jednak wobec upadku wiary w marksistowską odmianę socjalizmu w latach 60 i 70. Zakorzenia się jako alternatywna wersja lewicowości na Zachodzie. Spotkać się można nawet z zarzutami wobec konserwatywnych liberałów (konserwatystów-wolnorynkowców) jak Margaret Thatcher o pomoc w zamianie lewicy z socjalistów w ekologistów. Tak uważa np. libertarianin Sean Gabb, który wierzy w samoregulujący się wolny rynek. Oto co sądzi on o Thatcher:

„…Jedyna prowadzona przez nią wojna, mająca jakieś usprawiedliwienie, stała się konieczna tylko dlatego, że jej właśni koledzy skutecznie zachęcili rząd argentyński, aby zaatakował Falklandy”. I całe szczęście, że jedyna, czy nie? Falklandy pomogły wygrać wybory, więc kto wie, może to była wojna sztuczna. Nawet jej wojna ze związkowcami uważa Gabb była nieskuteczna, bo powodowała, że zmutowały one w agresywny ekologizm i bezpieczniacyzm społeczny… Żałuję, że to nie James Callaghan wygrał w 1979 roku. Jeśli sprawy przybrałyby później zły obrót, byłby to przynajmniej uczciwy, jawny despotyzm …”

Niezależnie jednak od tego, czy lewica sama dostrzegła potencjał ekologizm, czy jej przeciwnicy jej w ty pomogli, jest on dziś obecny w lewicowym dyskursie społecznym, i stanowi jakby lewicowy odpowiednik, prawicowej wiary w samoregulujący się wolny rynek, od którego państwom wara. Przyjrzyjmy się na przykład książce francuskiej dziennikarki Mony Chollet: Tyrania rzeczywistości. Książka zaczyna się interesująco od stwierdzenia, iż w społeczeństwach zachodnich brakuje idealizmu. Nie podoba się Chollet kartezjańskie oddzielenie myśli człowieka od świata, co skutkuje manią obiektywizmu oraz centralizm paryski dominujący we francuskiej kulturze nakazujący gardzić prowincją nawet prowincjuszom . Chollet atakuje wiele zjawisk; dopuszczanie GMO, brak obywatelskich akcji (chyba że protestacyjne), ataki na biosferę, alienację przez pracę, zaszczuwanie wszelkich przejawów idealizmu jako tęsknot za totalitaryzmem, niechęcią profesorów do zajmowania się realnymi problemami i stygmatyzowanie ich jako „knajpiane dyskusje”, i antyintelektualnym nastawieniem dziennikarzy . Według Chollet marzyciel jest stanowczo zbyt łatwo i za często apriorycznie uważany za podejrzanego przez otoczenie i niszczony. Chyba najciekawszy jest fragment o zniewoleniu przez pracę, np. o tym, że ludzie bezrobotni czują się wolni dopóki nie skończą się pieniądze, świat jednak (polityka i biznes) jest tak urządzony, by człowiek nie tyrający czuł się źle i nieadekwatnie, by choroba była uważana za obijanie się (rząd w 2003 roku wziął dane wskazujące na wzrost zwolnień lekarskich, który wynikał po prostu ze starzenia się społeczeństwa, a więc i pracowników, za spisek lekarzy wypisujących fałszywe zwolnienia ). Chollet cytuje Jeana Sura, który pisał o religijnej „dogmadyscyplinie” – chorobliwej niechęci do ludzkiego próżnowania i swobody, co powoduje, że sami cierpimy w pracy, ale nie chcemy wesprzeć protestujących o lepsze jej warunki. Chollet uważa, że nie trzeba zawsze zaopatrzyć rynku we wszystkie produkty na czas, że lepiej dać nieco wytchnienia pracownikom ale ani lewica (Raffarin z PS chcący zaszczepiać Francuzom miłość do pracy), ani prawica (Jacques Barrot z UMP: „nasze społeczeństwo zajmuje się głównie graniem w bule”) nie może się odciąć na tyle od etosu pracy by to poprzeć. Tymczasem Jean-Yves Boulin twierdzi, że ludzie coraz częściej podają hobby jako tą aktywność, której się nie wstydzą, gdy zadać im pytanie: „czym się zajmujesz?”.

Ustawy RMI i RMA w praktyce dostarczają darmowych niewolników firmom, a rządowe „aktywizacje zawodowe” niewiele zmieniają . Do tego momentu mamy do czynienia z typową współczesną książką lewicową, z typowymi dla socjaldemokracji narzekaniami na alienację pracowników, i hipokryzję społeczną, jednak zaraz potem daje o sobie znać ekologizm, który powoduje, że znika cechujący dotąd Chollet racjonalizm; następują literackie przykłady (Bovary Flauberta), które wiele nie wnoszą do dyskusji, banalne pochwały relacyjnego myślenia chińskiego, zamiast europejskiego kartezjańskiego umysłu-zwierciadła , co wzkazuje na dlaeko posunięte mity orientalistyczne, co tym bardziej dziwi, że każdy wie przecież, iż w Chinach żyje się ciężko, a wyzysku jest dużo. Nie wiedzieć też czemu Chollet atakuje kartezjanizm za próbę stworzenia świata bez tajemnic. Książka staje się coraz mniej konkretna w chwili, gdy autorka otwarcie promuje ekologizm czyli religię naszych czasów, atakując np. Diderota i kartezjan za traktowanie lasu tylko jako zasobu , a nie jako przykładu żyjącej natury, tak jakby była w tym jakaś sprzeczność, a nasze czasy za nadmierny indywidualizm. Pisze, że natura jest już tak ujarzmiona, że trzeba jej pomóc odzyskać część siły, jej ekologiczne postulaty nie są jednak chłodne i racjonalne, jak np. u Ala Gore’a, lecz przybierają formę religijną. Chwali Chollet ponad niebiosa kobietę, która z narażeniem zdrowia, a może życia chroniła sekwoję przed ścięciem, argumentując podobnie jak w XIX wieku ultra-romantyk Thomas Carlyle, że szczerość uczuć i czynów oznaczają jakąś słuszność, mimo iż o swoich racjach przekonani są przecież także tyrani i zbrodniarze.

O ekologizmie zaczęto mówić w kontekście gospodarczo-przyrodniczej równowagi pod koniec XIX wieku, ale ugrupowania polityczne mieniące się ekologicznymi powstawały od lat 70. XX wieku. Już zdążyły zyskać silne poparcie w wielu państwach, i zaszkodzić racjonalnemu gospodarowaniu. To z ich powodu, ludzi mają np. nieracjonalne podejście do energii atomowej, myślą o Fukushimie II, gdzie problemem było tsunami, wyższe o kilka metrów od wałów ochronnych, towarzyszące temu trzęsienie ziemi i to, że woda zalała baterie zapasowe do urządzeń chłodzących, a nie niekontrolowana reakcja atomowa. Myślą o Czarnobylu, gdzie problemem był grafit bezsensownie używany kiedyś do chłodzenia, mimo iż to już przeszłość; a największą katastrofą przemysłową wszech-czasów był wyciek chemikaliów w Bhopal w Indiach, który spowodował śmierć nieporównywalnie większej grupy ludzi. Gdy w 2011 roku Japonia przeżyła dotkliwie katastrofę elektrowni atomowej Fukushima II.

Akcja ratunkowa obnażyła ukrytą nieskuteczność służb japońskich i niewidoczną zwykle niekompetencję , rząd Angeli Merkel uległ Zielonym, którzy są najsilniejsi właśnie w RFN i obiecała przyspieszyć likwidowanie elektrowni atomowych, mimo iż w RFN nie ma trzęsień ziemi, ani tsunami. Dla Zielonych nie ma znaczenia to, że wybuch elektrowni atomowej, podobny jest do katastrof samolotów, zdarza się ekstremalnie rzadko, i jest niebezpieczniejszą opcją energetyczną, tak jak samolot transportową, ale jak katastrofa samolotu jest spektakularny, więc zwracamy uwagę nań o wiele większą niż na dziesiątki tysięcy ofiar zatruć czy wypadków samochodowych. Chodzi tu też o zaufanie nauce; kierownicę, lub kanapkę z salmonellą mamy w naszych niefachowych własnych dłoniach, samolot i elektrownia atomowa wymaga obsługi eksperckiej. Ludzie mają zaufanie także do wielu innych rzeczy do których zaufania mieć nie powinni, jak na przykład relacji naocznego świadka, choć sądy wiedzą, iż to najsłabszy możliwy dowód. Pomysły ekologistów nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Walka z GMO czy elektrowniami atomowymi, lub kopalniami nie bierze pod uwagę potrzeb gospodarki. Szkoci stwierdzili mimo wszystko, że wiatraki szpeciłyby górskie krajobrazy, a to zagroziłoby turystyce. Tak krytykowane przez nich GMO też jest już od dawna faktem, i zwykle nikomu to nie szkodzi. John Gray słusznie pisze w „Fałszywym świcie”, że trzeba by całą ziemię pokryć biofarmami i wiatrakami by zadowolić utopijne pomysły ekologistów .

Ekologizmu nie należy utożsamiać z racjonalną ochroną przyrody, ponieważ ma on niewiele wspólnego z racjonalną gospodarką zasobami naturalnymi, a więcej z kultem Gai i panteizmem. Niestety w wielu krajach, gdzie łatwo o zyskanie milionów wyborców, manifestacjami tkliwej miłości do drzew, ekologizm wpisuje się w polityczny mainstream. Przykładem może być Brazylia, gdzie niedawno o urząd prezydenta starały się dwie kobiety. Dodatek do „Gazety Wyborczej”, „Wysokie obcasy” z 4 października 2014 roku, poświęcił im artykuł pt.: „Zielone tsunami”. Obecna prezydentka Dilma Rousseff z Partii Pracujących, ekonomistka, córka Brazylijki i bułgarskiego imigranta inżyniera i prawnika Petara Ruseva, wychowana w rodzinie należącej do klasy średniej, od stycznia 2011 roku, kiedy to stała się 36 prezydentem i pierwszą prezydentką Brazylii,. stara się wzmocnić klasę średnią w tym państwie, rozumując keynesistowsko, że mocne rodziny, wzmacniane pewną pomocą państwa, są drogą do rozwoju wolnej myśli, bogactwa i indywidualnej godności ludzkiej.

ekologizm-2

Mądrzejsi o czas jaki upłynął od czasu wydrukowania artykułu, wiemy, już, iż kandydatem PSDB (socjaldemokracja) Aecio Nevesem, jednak w październiku 2014 roku jej najpoważniejszą kontrkandydatką wydawać się mogła Marina Silva. To kim jest Marina Silva odzwierciedla ciekawy konflikt typowy dla dzisiejszych czasów. Silva, wychowana w skrajnej biedzie, podobnie jak Rousseff przyznaje się do poglądów lewicowych, choć jej lewicowość jest chwilami dość wątpliwa. Po pierwsze usunęła za swego programu wsparcie dla małżeństw gejowskich i kryminalizację homofobii, gdy skrytykował ją za te punkty („gejowska agenda”), wpływowy pastor ewangelikalny Saifa Malafaia. Po drugie sama Silva jest modelowym przykładem new-born christian, fundamentalnej ewangeliczki w stylu amerykańskim, przemawiającą z Biblią w ręku, co krytykuje ateistka Rousseff, która jednak w odpowiedzi na działania Silvy sama zaczęła manifestować swe przywiązanie do religii, i – co wzbudza obawy działaczy walczących o prawa kobiet jak Ipas Brazil takich jak Beatriz Galli – dała się wciągnąć w religijne dysputy o aborcji. Zresztą legalizację aborcji popiera w Brazylii w zasadzie tylko 1-3 % społeczeństwa (elektorat Eduardo Jorge z Partii Zielonych, i Luciana Genro z PSOL, niszowych polityków). Rousseff dość skutecznie ośmieszała Silvę, jako niedoświadczoną fantastkę, ta jednak ma za sobą większość ekologów zarzucających Dilmie Rousseff miękkość kar dla karczowników lasu deszczowego, oraz poparcie dla GMO. Silva już raz odeszła z rządu Luli de Silvy, w proteście wobec GMO. Walka z GMO jest popularna w Brazylii, i wielu Brazylijczyków zgrabnie ją łączy z litaniami domniemanych krzywd doznanych przez Latynoamerykę ze strony USA . Silva reprezentowała połączenie się trzech religii naszych czasów: ewangelikalnego fundamentalizmu protestanckiego; kalwińskiego dogmatu wolnorynkowego i irracjonalnego ekologizmu w jednym programie politycznym. To, że owe połączenie nie wystarczyło świadczy o rozsądku większości Brazylijczyków.

Cechą fundamentalizmów religijnych, jest skłonność do poświęcania dobra ludzkiego na ołtarzu tzw. wyższych wartości, które z codziennym ludzki życiem mają niewiele wspólnego. Rozważania Mariusza Ciszka, koncentrują się wokół antropocentryzmu, bądź jego braku w ekologizmie:

„…Niewątpliwie ochrona środowiska jest ideą ważną i potrzebną, ponieważ przyroda w dużym stopniu została zniszczona wskutek nieodpowiedniej działalności człowieka w środowisku. Do truizmów należy więc zaliczyć stwierdzenie, że należy chronić przyrodę. Trzeba jednak właściwie uzasadnić dlaczego mamy taki obowiązek, albowiem z samego faktu jej zniszczenia nie można w sposób uprawniony wyciągnąć normatywnego wniosku. Istnieje również obawa, że nadmierne akcentowanie celów ochroniarskich może prowadzić do przedkładania „interesów” przyrody nad potrzebami ludzi, które mogą nawet zostać uznane za sprzeczne i naruszające wewnętrzną wartość przyrody. W takim kontekście „ekologizm” mógłby być pojmowany jako rodzaj radykalnej ideologii politycznej wyrażającej swój sprzeciw wobec zbrojeń oraz nieufność względem rozwoju technologicznego, urbanizacji i industrializacji. Akcentując pacy(zm i potrzebę „ekologicznej” kooperacji, która powinna zająć miejsce wolnego rynku i kapitalistycznej konkurencji, ekologiści upowszechniają romantyczne hasła powrotu do życia na łonie natury. Naturalnie poglądy o takim charakterze mogą zostać wsparte na różnych wizjach świata i człowieka, nawiązując na przykład do indywidualizmu, anarchizmu, przyrodniczego naturalizmu, filozofii Wschodu, czy lewicowego światopoglądu… skrajny antropocentryzm i biocentryzm nie mogą właściwie podbudować etycznej idei ochrony środowiska (ekologizmu). Natomiast cele polityki ochrony środowiska rozwijane na bazie zrównoważonego rozwoju mogą zostać uzgodnione z umiarkowaną wersją ekoetyki. Na poparcie moich słów chciałbym przytoczyć pewien fragment stanowiący niejako fundament, na którym wyrósł „zrównoważony ruch zielonych”. Otóż, pierwsza z dwudziestu siedmiu zasad Deklaracji z Rio, zwanej powszechnie Kartą Ziemi podkreśla, że „Istoty ludzkie stanowią centrum zainteresowania w procesie zrównoważonego rozwoju. Mają prawo do zdrowego oraz twórczego życia w harmonii z przyrodą”8 . Nietrudno pokusić się o refleksję, iż przytoczony cytat świadczy na korzyść antropocentrycznej interpretacji rozwoju zrównoważonego (naturalnie w odmianie umiarkowanej)… ”.

Zupełnie poza refleksją Mariusza Ciszka pozostaje problem realności i racjonalności ekologizmu. Przecież nieracjonalne pomysły ekologistów mogą powodować kłopoty gospodarcze, te zaś nędzę i niekontrolowane i/lub nielegalne zużycie zasobów przyrody. Być może brak tej refleksji i niedostrzeganie irracjonalizmu ekologizmu wynika stąd, że dopiero zaczynamy wyodrębniać ekologizm jako oddzielną ideologię. Pojawia się jednak, często nieokrzesana i spłycająca problem reakcja na ekologizm, oto przykład:

„…W telegraficznym skrócie, ekolog jest osobą, której leży na sercu dobro przyrody i która działa na jej rzecz zgodnie z aktualnym stanem wiedzy i, co może ważniejsze – zdrowym rozsądkiem. Ekologista natomiast traktuje ochronę środowiska naturalnego w sposób instrumentalny, jako pretekst do globalnej przebudowy stosunków społeczno–gospodarczych. Co za tym idzie, o ile ekologia jest nauką o przyrodzie i współzależnościach, tudzież procesach, które w niej zachodzą, o tyle ekologizm jest ideologią mającą na celu przebudowę świata zgodnie z lewicową dogmatyką – szczególnie zaś zmianę w stosunkach międzyludzkich, relacjach władza – obywatel, poddanie procesów społecznych i gospodarczych wszechogarniającej kontroli w duchu kolektywistycznej urawniłowki …”.

Mamy tu do czynienia z wpisem blogowym, autora o prawicowo-libertariańskich poglądach, który ekologistów klasyfikuje jednoznacznie jako „lewaków”, nie czyniąc przy tym rozróżnień między ekologami racjonalnymi i wyważonymi jak Al Gore, o którym ma jak najgorsze zdanie, a ekologistami mistycznymi – czcicielami Gai. Dla niego, jak dla wielu libertarian przepisów i praw, niezależnie od ich jakości ma być mało, choć przecież wielość praw nie mówi nic o ich jakości, ani przestrzeganiu. Mamy tu więc do czynienia ze starciem dwóch ideologii XXI wieku; ekologizmu i libertarianizmu, które oferują karykaturalnie uproszczone wizje świata, a w swym zacietrzewieniu przypominają raczej nowe kulty religijne niż zwykłe ideologie polityczne.

Piotr Napierała, Nieracjonalność polityczno-ekonomiczna ekologizmu, w: M. Marczewska-Rytko, D. Maj, Ekologizm, Wyd. UMCS 2016, s. 111-121.

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

One Reply to “Nieracjonalność polityczno-ekonomiczna ekologizmu”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *