PiS wygrał obiecując 500 zł na dziecko

Właśnie przeczytałem komentarz jednego z naszych widzów, Lucjana, który zaprotestował jakoby PiS zwyciężyło wybory obiecując jakąś nową definicję Polski, czy nową ideę porozumienia rząd – obywatele. Jak stwierdził Lucjan, ogół wyborców myśli głównie o pieniądzach, a 500 złotych miesięcznie na dziecko to obietnica robiąca wrażenie. Sądzę, że Lucjan ma rację.

Wynika z tego, że wielu Polaków nie będzie stawało w obronie Trybunału Konstytucyjnego czy innych elementów demokratycznego państwa prawa. Niestety, dla wielu wyborców spór o abstrakcyjną dla nich instytucję, mającą rolę trudną do wyjaśnienia osobie skrajnie niezainteresowanej polityką i życiem społecznym, nie ma się nijak do perspektywy zwiększenia comiesięcznego budżetu o pokaźną kwotę.

Przed wyborami parlamentarnymi lewica (zarówno ta Zjednoczona, jak i ta Razem) też przebąkiwała o tym, że choć Polska się rozwija, to zwykły obywatel nie czerpie zysków z tego jej rozwoju. Wskazywano na niską korelację PKB kraju do realnych wynagrodzeń. Jednakże Kaczyński nie bawił się w żadne analizy i filozofię, posłużył się po prostu prostą obietnicą, którą ludzie usłyszeli. Usłyszeli ją tym mocniej dzięki protestom ludzi znających się na ekonomii i gospodarce kraju.

Platforma Obywatelska nie miała szans przebić tak atrakcyjnej obietnicy. Nie tylko dlatego, że nie jest nawet w połowie tak populistyczna jak PiS. Wyobraźmy sobie teoretycznie, że PO obiecałoby 800 złotych na dziecko. Po ośmiu latach rządów Platformersów, którzy raczej nie rozdawali pieniędzy dla kupienia sobie poparcia, mało kto by uwierzył w realność tej obietnicy. Pojawiłby się natychmiast argument: „Dlaczego nie daliście tej kasy 2 – 5 – 7 lat temu?”. PO próbowało składać bardziej racjonalne obietnice wyborcze, ale oczywiście były one dla statystycznego wyborcy dużo mniej zrozumiałe, niż prostota stwierdzenia: „500 złotych na dziecko”.

[divider] [/divider]

500

[divider] [/divider]

Co ciekawe, sam pomysł wspierania dzietności narodu nie jest zupełnie bezsensowny. Europa boryka się ze starzeniem się społeczeństwa do tego stopnia, że niektórzy chcą traktować uchodźców z Syrii i jeszcze liczniejszą grupę osób podszywających się pod nich, jako lekarstwo na starzejący się rynek pracy. Oczywiście jest to ponury absurd, bowiem rynku pracy nie powinno się łatać osobami z terenów ogarniętych wojną domową, osobami wyznającymi skłaniającą wiele z nich do alienacji i fanatyzmu religię, osobami posługującymi się językiem bardzo dalekim od tych używanych w Europie. Uchodźcom należy pomagać, ale nie dla łatania rynku pracy. Należy ich ocalić i pomóc im wrócić do siebie, przyspieszając jednocześnie zakończenie konfliktu w ich kraju. Rynek pracy łata się tak, jak czynią to Kanadyjczycy, to jest organizując w krajach biedniejszych nabór osób o odpowiednich umiejętnościach, ewentualnie też szkoląc mieszkańców biedniejszych krajów pod kątem swoich potrzeb. Łatanie rynku pracy uchodźcami i nielegalnymi imigrantami jest nieetyczne, bezsensowne oraz naiwne.

Oczywiście jeszcze lepiej będzie, gdy jednak Europejczycy zechcą mieć więcej dzieci. Te dzieci będą wychowane w cieniu europejskiej kultury, europejskich wartości, w tym poszanowania praw człowieka, będą znały język nie tylko na potrzeby zarabiania pieniędzy, ale również po to, aby smakować kulturę literacką swoich krajów (oczywiście potencjalnie, nie każdy rodzi się miłośnikiem poezji). Lepiej będzie, gdy dla naprawiania swojego rynku pracy nie trzeba będzie wysysać biedniejszych krajów z osób zdolnych, które mogłyby je budować i rozwijać. Dla takich na przykład Indii byłoby korzystniej, gdyby ich zdolni młodzi inżynierowie i informatycy zostawali w kraju, a nie przeprowadzali się do USA. Mniej miejsc pracy dla Hindusów w USA nie stanowiłoby straty dla Indii i większości ich mieszkańców, wręcz przeciwnie. A w istniejącej sytuacji trudno się oczywiście dziwić, że ktoś znający dobrze angielski i mający wysokie kwalifikacje woli zarabiać za taką samą pracę dziesięć razy więcej w innym kraju! Takie zjawisko wystąpiło zresztą do pewnego stopnia na linii Polska – Wielka Brytania. Oczywiście słabszy rozwój danego kraju oznacza również mniejszą ilość miejsc pracy dla wykwalifikowanych pracowników, na przykład mniejszą ilość laboratoriów, gdzie opracowuje się nowe technologie. Gdy bogatszy kraj wysysa biedniejszy z ludzi wykształconych, nie powstają instytuty państwowe i prywatne, nie ma perspektyw pracy dla wielu najzdolniejszych. Niedobra tendencja sama się nakręca, następuje sprzężenie zwrotne. Na dłuższą metę zatem nie ma wiele pozytywnego w łataniu swojego rynku pracy osobami z państw biedniejszych, nawet jeśli są one dobrze przygotowane do pracy i nie wyznają alienujących i mogących wywołać ich agresję wierzeń i ideologii. Na jeszcze szerszą skalę, gdy bogatsze państwo rozwija swój rynek pracy głównie swoimi siłami, to niewyssane ze zdolnej młodzieży państwo biedniejsze rozwija się szybciej i staje się wartościowszym partnerem handlowym dla państwa bogatszego. Gdyby zdolni inżynierowie nie wyjeżdżali tak masowo z Indii na Zachód, Indie byłyby obecnie dużo większym rynkiem zbytu dla produktów zachodnich. Na Zachodzie i w Indiach pojawiłoby się więcej miejsc pracy i byłby większy dobrobyt.

Dlatego sam pomysł wspierania dzietności społeczeństw europejskich, w tym Polski, nie jest zły. Pytanie jednak, czy Polskę na to stać. Pytanie też o to, jak będą wyglądać następne wybory? Czy dojdzie do sytuacji, kiedy dwie nowe partie populistyczne będą się w prosty sposób licytować? „Ja daję pensję obywatelską 1700 złotych i dopłatę 50% na pierwszy własny dom!” „A moja partia daje 2100 złotych pensji obywatelskiej i dopłatę 60% na pierwszy własny dom!”. I tak dalej, i tak dalej…

Inny problem pomysłu PiS dotyczącego 500 złotych na dziecko, to kwestia możliwego przejedzenia tej kwoty. Niestety, pojawią się rodzice patologiczni, którzy nie będą dbali o swoje dzieci, traktując je tylko jako przepustkę do większych dochodów. Takie dzieci będą miały straszne dzieciństwo i masę problemów przy wchodzeniu w dorosłość. Wiele z nich nie stanie się idealnymi obywatelami i pracownikami, oględnie mówiąc. Oczywiście ratować tę sytuację mogą bony. 500 złotych w postaci bonów, do wydania na pieluszki, jedzenie dla dzieci, wózki, podręczniki, uczestnictwo w koloniach i wyjazdach wakacyjnych, może nawet zabawki? Ktoś z PiS już mówił o bonach, choć ta informacja została szybko zakryta słuszną wrzawą wokół niecnych poczynań PiSu mających na celu osłabienie niezależności władzy sądowniczej. Obawiam się niestety, że przy wprowadzeniu bonów populistyczna siła obietnicy PiSu traci na swej mocy, choć oczywiście wprowadzenie takich bonów byłoby znakomitym rozwiązaniem, gdyby tylko państwo było stać na tak gigantyczny wydatek (właściciel sklepu spożywczego czy z zabawkami otrzymywałby przecież od państwa za taki bon jego równowartość w gotówce).

Co z tym wszystkim zrobić? Nie mam pojęcia. Na pewno nie chciałbym, aby kolejne wybory (o ile PiS ich dramatycznie nie utrudni) zamieniły się w festiwal „konkretnych obietnic”, typu 1000 zł na to, 2000 zł na tamto i jeszcze 200 zł za ładny uśmiech i poświadczenie uczestnictwa w przedwyborczej konwencji partyjnej. Podążanie taką drogą szybko doprowadzi Polskę do greckiej katastrofy, gdzie Syriza kupowała sobie ludzi wpierw za państwowe, później za pożyczone pieniądze. Myślę, że wielu z nas wie, że można być przez kilka miesięcy lub lat niezwykle hojnym dla wszystkich, pobierając środki dla swej hojności na kredyt. Ale kredyt kosztuje znacznie więcej niż uzyskane w ten sposób kwoty. Po festiwalu hojności następuje nieunikniona katastrofa. Problem w tym, że to nie są pieniądze rządu, ale nasze pieniądze. Problem w tym, że to nie są długi rządu, ale nasze długi. Z drugiej strony rzeczywiście warto wesprzeć polskich rodziców, ale tak, aby nie mogli oni przeznaczyć otrzymanych środków na coś innego, niż dzieci. Oczywiście, większość ojców nie kupi sobie wódki za pieniądze małego Jasia, podobnie większość matek nie kupi sobie za nie perfum. Ale starczy te 5% – 10% wyrodnych, aby pojawiła się za kilkanaście lat generacja wykorzystanej i trudnej młodzieży.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

  1. „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza odrąbie w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podnoszenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej Ojczyzny.”
    Józef Cyrankiewicz – czerwiec 1956

    1. „Każda ręka podniesiona na Kościół to ręka podniesiona na Polskę”.
    2. „Nie ma Polski bez Kościoła. Każdy, choćby nie miał łaski wiary, musi to przyjąć”.
    Jarosław Kaczyński – grudzień 2015

  2. Jeszcze raz zapytam dlaczego potrzeba więcej ludzi w tym młodych?
    Już teraz świat goni w piętkę przerabiając Ziemie na niepotrzebne nietrwałe gadżety żeby tylko utrzymać ruch w interesie, upraszczając gigantyczne rzesze marketoidów zajmuje się wmawianiem reszcie ze potrzebuje co kwartał nowego telefonu czy innego gadżetu.
    Do egzystencji wystarcza mała część tego co kraje wysoko utechnicznione potrafią wytworzyć.
    Na przykład do produkcji żywności potrzeba marnych paru procent populacji.

    1. Nasza cywilizacja jest zatruta materializmem. Gdyby wszystkie państwa na świecie zużywały zasoby w takim tempie jak cywlilizacja zachodnia to potrzeba by trzech planet wielkości Ziemi. Dewastujemy ekosytem w szybkim tempie i już zaczynamy za to płacić wysoką cenę. Zmiany klimatyczne są widoczne gołym okiem(porządnej długiej, śnieżnej i mroźnej zimy to ja nie widziałem od lat 80). Zamiast płodzić stado bahorów , to należy iść w drugą stronę tj. wprowadzić radykalną kontrolę urodzin. Choć można też poczekac aż zrobi to natura swoimi barbarzyńskimi metodami. To tylko kwestia czasu…

  3. Nie głosowałem na Zjednoczoną Prawicę z uwagi na ich socjalne (socjalistyczne?) obietnice, ale np. z nadzieją na wyjaśnienie okoliczności zamachu smoleńskiego, ochronę wartości chrześcijańskich (katolickich), wzmocnienie roli i znaczenia tradycyjnej rodziny, ochronę życia i zdrowia ludzkiego, solidaryzm społeczny itd. itp.

    PS. Nie mam (jeszcze) dzieci, a PO i Zjednoczona lewica obiecywała równie dużo – i to z tą różnicą, że te obietnice nie mogły być w żaden sposób wyegzekwowane i rozliczone przez wyborców i rzeczywiście w tym przypadku spełniały rolę tzw. kiełbasy wyborczej.

  4. Należy, trzeba, powinno się, dobrze byłoby, itd. itd…..

    Koncert pobożnych życzeń. Albo zwyczajne chciejstwo.

    Niestety, naprawa zjawisk socjologicznych w wymiarze kraju, nie mówiąc – kontynentu – to utopia. To się nigdzie nie udało. Nie ma recepty na demografię. Rozrodczość – w całym biologicznym ekosystemie – jest warunkowana splotem okoliczności, przy czym zachodzi prawidłowość: im większa bieda i słabsza przeżywalność nowonarodzonych – tym większa dzietność… To dotyczy i zwierząt i ludzi i to jest wypracowane tysiącami lat ewolucji. Dzięki nauce (medycynie) i technologiom, człowiek uzyskał pewien wpływ na bieg wydarzeń, ale wcale nie jest pewne, czy pozytywny. Szybkie starzenie się społeczności „najbardziej cywilizowanych”, choroby dobrobytu (otyłość i zaburzenia psychiczne) stawiaja trudne pytania o przyszłość.

    Co w tej sytuacji robić? A no, „róbmy swoje”, a inżynierią demograficzną i tak zajmie się ewolucja (również kulturowa), czy tego chcemy, czy nie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *