Swietłana Aleksijewicz „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. Recenzja książki białoruskiej noblistki

Książka Aleksijewicz jest oczywiście reportażem, opublikowanym po raz pierwszy w czasach schyłkowego ZSRR. Po przeczytaniu pierwszych stron przeżyłem pewne rozczarowanie, gdyż często powtarzana informacja o autorskim wynalazku pisarki, tak zwanej „powieści głosów”, okazała się chyba chwytem reklamowym (możliwe, że w innych powieściach – reportażach Aleksijewicz ta metoda objawia się mocniej).

[divider] [/divider]

wojkot

  [divider] [/divider]

„Powieść głosów” polega na tym, że Autorka często cytuje wypowiedzi bohaterek reportażu i do pewnego stopnia ogranicza komentarz odautorski, choć jest go zwykle trochę na wstępie i to z mocnym filozoficzno – etycznym zacięciem.

„Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” mówi o przeżyciach kobiet, które były członkiniami Armii Czerwonej w czasie II Wojny Światowej, lub też brały udział w działaniach partyzanckich przeciwko niemieckim okupantom. Udział kobiet w Armii Czerwonej był swego rodzaju fenomenem. Nie były one tylko sanitariuszkami, łączniczkami czy kucharkami, ale też snajperkami, pilotkami, a nawet czołgistkami. Podejmowały najcięższe zadania bojowe, tak samo jak mężczyźni, było ich tylko trochę mniej.

Wiele z kobiet zgłaszało się do Armii Czerwonej na ochotnika, co sprawia, że w opisach mamy najczęściej do czynienia z osobami, które do wojny przystąpiły świadomie, nie zostały zaś na siłę zwerbowane. Dlatego w opisach uderza nas niezwykła wręcz odwaga i wytrzymałość tych kobiet. Z drugiej strony wiele pań przystąpiło do działań wojennych w bardzo młodym wieku, czasem jeszcze przed 16 czy 17 rokiem życia.

[divider] [/divider]

00001

[divider] [/divider]

Wojna opisywana z perspektywy zwykłego człowieka to prawdziwe piekło. Tu mamy jeszcze wojnę z rasistowskimi i nazistowskimi Niemcami, którzy nie przebierali w środkach jeśli chodzi o terroryzowanie podbitej ludności. W porównaniu etycznym poczynania żołnierzy i żołnierek Armii Czerwonej są znacznie bardziej ludzkie i mniej kontrowersyjne od tego, co wyczyniali hitlerowcy. Widzimy więc nie tylko wojnę z perspektywy zwykłego człowieka, ale TĘ SZCZEGÓLNĄ WOJNĘ, wojnę z twórcami obozów koncentracyjnych i realizatorami oczyszczania „przestrzeni życiowej”, jaką były dla nich tereny zdobyte na Słowianach. Bohaterki reportażu nie ukrywają też za bardzo barbarzyńskich niekiedy działań Armii Czerwonej (ukryła część z nich działająca jeszcze w czasie pierwszej publikacji książki cenzura radziecka), lecz gdyby Armia Czerwona poczynała sobie z Niemcami jak Wehrmacht z mieszkańcami ZSRR, to przynajmniej na terenie byłego NRD nie byłoby już w 1989 roku żadnych Niemców.

Bezmiar cierpień i poświęceń opisywany przez emerytowane radzieckie żołnierki jest niewyobrażalny. Ciężko uwierzyć dziś w taką odwagę i wytrzymałość psychiczną. Gdy czyta się o matkach czekających całe życie choćby na poznanie miejsca pochówki swojego dziecka – żołnierza, o brutalnych torturach, o przerwanych tragicznie wojennych miłościach, nie można dalej nalegać na przykład na niszczenie pamiątek po Armii Czerwonej. Ci ludzie wyzwalali Polskę, ale też podbijali ją dla Stalina. Przede wszystkim jednak cierpieli, poświęcali się i bronili siebie, oraz mieszkańców przejętych ziemi przed całkowitą być może eksterminacją ze strony Niemców.

[divider] [/divider]

00002

[divider] [/divider]

Ciekawe, jak my, dzisiaj, zachowalibyśmy się, gdyby przyszło nam stawić czoła takim czasom? Wydaje mi się, że chyba niemal wszyscy próbowali by uciec, lub popełniali samobójstwa. Ale może człowiek ma tak dużą zdolność przystosowawczą, że zły czas zamieniłby niejednego rozpieszczonego miłośnika galerii handlowych czy gier komputerowych w narażającego codziennie życie żołnierza, znoszącego codziennie śmierć przyjaciół i kolegów z armii, przechodzącego codziennie obok setek lub tysięcy trupów, znajdującego w odbitych od Niemców miastach resztki torturowanych braci, sióstr, ojców, ukochanych…

Do Stalina bohaterki książki Aleksijewicz miały w czasach rozpoczęcia wojny różny stosunek. Dla niektórych był on półbogiem, symbolem Rosji. Dla większości był nieco podejrzany, choć widząc go wpadały w przelotny entuzjazm. Nie brakowało też osób, które wiedziały kim jest Stalin, których bliscy byli więzieni lub zabici przez NKWD, jednak i tak decydowali się walczyć za ojczyznę, nie za Stalina.

[divider] [/divider]

00003

[divider] [/divider]

Tytuł książki Aleksijewicz jest mylący. To nie prawda, że „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. Większość opowiadających o sobie bohaterek odnalazła się w działaniach frontowych nie gorzej niż mężczyźni. Czasem, bardzo rzadko, pojawiają się kobiece akcenty, typu kwiatki w lufie, chęć zachowania wbrew logice przetrwania ładnych i ciężkich ubrań, czy zanik cyklu menstruacyjnego u pilotek spowodowany stresem i przeciążeniami. Po lekturze książki można stwierdzić, że wojna z perspektywy zwykłych żołnierzy to niemal zawsze piekło, zaś płeć nie ma tu większego znaczenia. W wielu opisach pojawia się zresztą niejako zanik zainteresowania wzajemną seksualnością wśród żołnierzy i żołnierek na linii frontu.

[divider] [/divider]

00004

[divider] [/divider]

Wojna okazała się brutalniejsza dla kobiet po wojnie. Powrót do normalnego życia był dla żołnierek trudniejszy niż dla żołnierzy, a to z uwagi na konserwatyzm radzieckiej wsi. W wielu miejscach kobiety frontowe uważano za ladacznice, które spędziły kilka lat wśród obcych mężczyzn. Utrudniało to budowanie rodzin po wojnie, choć większość bohaterek książki – reportażu Aleksijewicz dała sobie z tym radę wiążąc się z żołnierzami, czasem już ładnych kilka lat po wojnie.

Reasumując, „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” to wciągająca i dramatyczna powieść – reportaż. Budzi uznanie dochodzenie do sedna tematu przez pisarkę – dziennikarkę. Język i kompozycja książki są dobre, choć nie zachwycające. Ciekawa lektura, choć Nobel to trochę zbyt wielkie wyróżnienie, sądząc przynajmniej po tym dziele.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

  1. Konflikt Polsko Rosyjski jaki istnieje w kategorii stosunku do ofiar wojny i pamięci o niej jest moim zdaniem częściową winą albo zasługą (co kto woli) systemów estetycznych i symboliki. Rosjanie zarzucają że w Polsce nie dba się o pamięć żołnierzy ofiar wspólnego wroga przenosząc lub likwidując istniejące pomniki. W Rosji sowieckiej dominowała stylistyka socrealistyczna w której dominowała gruba kreska, jednoznaczność. Stąd symbolika ofiar przelała się w ogromne patetyczne rzeźby żołnierzy i ich broni. W Polsce to symbolizuje militaryzm a nie ofiary. Grub nieznanego żołnierza to w końcu resztki rozbitego budynku. Lub jakieś krzyże i płyty.
    Ruskie filmy wojenne są całkiem przyzwoite. I piękna muzyka https://www.youtube.com/watch?v=9-8EhD5RrTM

    1. Ruskie filmy wojenne są najgorsze z wszystkich drętwe aktorstwo no i nie oddają rzeczywistości. Na jednego żołnierza sowietów goni 4 Niemców. Bylo dokladnie odwrotnie. 3 mln Wehrmacht 12 mln armia czerwona takie były straty. Uczciwie filmy o wojnie robi tylko zachód i czasem my

  2. Wehrmacht okrutniejszy niż armia czerwona? Baaaaaaardzo odważna teza… Raczej może Waffen ss. Lub Einsatzgruppen. Akurat na Białorusi była partyzantka prosowiecka ale też proniemiecka o której postsowieci do dziś milczą. Niestety Jacku to książka nie trochę a bardzo propagandowa… O panslawistycznej manipulacji historią Białorusi już pisałem na tym portalu

  3. Na micie białoruskiej chętnej czerwonoarmistowosci opiera się cały lukaszenkizm. Tak naprawdę Białorusinów sowieci mordowali i wynaradawiali przed w czasie i po niemieckiej okupacji. Za Waltera Kube było trochę oddechu

    1. Gdyby Hitler wygrał i rządził do 1955, być może nie byłoby już Polaków. Nie bronię ZSRR, ale istniejemy. Były też polskie uniwersytety. uczelnie wyższe, które wydały trochę znakomitych naukowców mimo sowieckiej okupacji. Ci naukowcy nie musieli być Rosjanami i mówić tylko po rosyjsku. Nie musieli mieć rosyjskich przodków. ZSRR to było piekło, ale naziści byli jeszcze gorsi dla narodów podbitych, co nie znaczy, że Sowieci byli fajni.

    1. Amerykanie zakładali obozy śmierci dla cywilnej ludności niemieckiej? Nie wiedziałem. Proszę przytoczyć jakiekolwiek fakty na poparcie tezy o amerykańskich obozach śmierci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *