Bóg a nowoczesność (część XX): próba podsumowania i garść refleksji

W 19 odcinkach próbowałem – z różnym skutkiem i na pewno wybiórczo – zaprezentować Czytelnikom Portalu RACJONALISTA.TV swoje przemyślenia i obserwacje dotyczące obecności boga (traktowanego bez nazwy a tylko jako bliżej nieokreślony absolut), sacrum, a przede wszystkim – jako formę religianctwa i jego ofensywy, w nowoczesnym świecie. Formę niezwykle zróżnicowaną. Wydawać się mogło (jeszcze całkiem niedawno), że bóg został odstawiony do prywatności, że religia stała się wewnętrznym, subiektywnym przeżyciem, medytacją, kontemplacją i zastanowieniem na istotą tego świata. Stąd też popularne były – i na tej kanwie można było snuć prognozy co do dalszego bytu religii, traktowanej jako element kultury, element społecznego życia zbiorowego na kształt sztuki czy obyczajowości – takie teorie które najlepiej egzemplifikuje stwierdzenie o „śmierci Boga”. Zajmowali się tym problemem tak różni ludzie, reprezentujący różne epoki i światopoglądy, jak np. Fryderyk Nietzsche, Fiodor Dostojewski, Harvey Cox, Dietrich Bonhöffer, Thomas Altizer, Gabriel Vahanian, Paul Van Buren, Witold Tyloch, Zbigniew Stachowski czy Tadeusz Różewicz.
Dziś widzimy, że były to domniemania i teorie zbyt optymistyczne, naiwne i nierzeczywiste. Bóg wtargnął bowiem w nasze europejskie życie ponownie z siłą tornado i brutalnością każdego religianctwa, porównywanego choćby z epoką wojen religijnych czy prześladowań innowierców podczas kontrreformacji (o niewierzących nie wspominając). Nikt co prawda – z przyzwolenia władz państwowych – na Starym Kontynencie nie morduje Innego z tytułu jego wyznania, a w prawodawstwie krajów tego regionu nie ma zastrzeżeń co do wyznania człowieka (jest to sprawa daleko posuniętej prywatnej sprawy obywateli). Ale klimat się popsuł, atmosfera zgęstniała, powietrze stało się duszne i opresyjne. Na razie jest to tylko retoryka oraz medialny przekaz odbierany w ten sposób przez wiele osób niewierzących, ateistów, agnostyków, sceptyków. Jednak jawne oznaki fundamentalizmu, bigoterii czy dewocji usankcjonowane prawem państwowym widać wyraźnie na horyzoncie. Najbardziej niebezpieczną kwestią – owego powrotu jednoznacznie określonego sacrum do naszej codzienności (i to jest poważnym zagrożeniem dla tolerancji, wolności obywatelskich w przedmiocie wyznania praz sumienia, demokracji itd.) – jest masowa obecność boga w polityce.

Religia powróciła do polityki na długo
przed 11 września 2001 roku.

John MICKLETWAIT / Adrian WOOLDRIDGE

W tych 19 częściach przebyliśmy wspólnie niemal wszystkie kontynenty, przebywaliśmy w różnych czasach (głównie w XX wieku bo tak sytuuje się modernizm i klasyczną nowoczesność) i sytuacjach. Podsumowując ten cykl pragnę zauważyć, iż powrót boga do naszej codzienności, jego nachalna i opresyjna obecność (dzięki coraz liczniejszym religiantom i rzeszom nowych akolitów oraz opacznie rozumianej tolerancji czy political correctness) de facto przede wszystkim wyrządza szkodę ludziom autentycznie wierzącym, chcącym traktować swą wiarę religijną – właśnie na miarę nowoczesności i oświeceniowego paradygmatu funkcjonowania państwa i społeczeństwa – jako coś co determinuje wyznawcę danej religii do zastanowienia się, do refleksji wewnętrznej nad podstawowymi problemami egzystencjalnymi (jeśli takie uzasadnienie dla nich są potrzebne). Dlatego też ma być to traktowane personalistycznie, w odniesieniu do danej osoby ludzkiej, przede wszystkim ze względu na intymność wiary (każdej, nie tylko religijnej). Chyba, że jest się w jakimś sensie ekshibicjonistą – tu intelektualnym – obnażającym swe wnętrze przy byle okazji, ku czemu niestety predestynuje dzisiejsza kultura i newsowość przekazu medialnego. Do wspomnianej introwertyczności i koniecznej minimalizacji manifestowania swej religijności powinna też skłaniać cześć jaką wyznawca oddaje najszerzej pojętemu sacrum. Sacrum traktowanemu jako właśnie owa intymność, owo wewnętrzne przeżycie, introwertyczna rozmowa z czymś nienazwanym i dlatego, ważnym, istotnym, dlatego – świętym.
Więc pytanie podstawowe brzmi – dlaczego ów come back obserwujemy i to w takim wymiarze ? Pierwszą próbą odpowiedzi na to pytanie niech będzie owa newsowość i fascynacja mediów nienazwanym, irracjonalnym, ulotnym, czyli – przeciwstawnym racjonalności, realizmowi, logice, rozsądkowi. Te (i podobne im pojęcia) zmuszono do udania się na wygnanie, do emigracji z przestrzeni publicznej, a przynajmniej dokonano skojarzenia racjonalizmu, pragmatyzmu, logiki i determinizmu oświeceniowej proweniencji z wynaturzeniami ideologii totalitarno-autorytarnych XX wieku. To wątpliwa zasługa postmodernistycznej optyki widzenia świata i historii, takiej narracji i bezrozumnego stosowania dekonstrukcji, dla samej – dekonstrukcji. Sztuka dla sztuki. Choć efekty moim zdaniem są szkodliwe i w dłuższej perspektywie niebezpieczne.
Krytykując totalnie i odżegnując się od rewolucyjnych (nie koniecznie rozumianych dosłownie, w formie niszczącego przewrotu) i zarazem humanistycznych zasad Oświecenia, jego laickiej i wolnościowej tradycji, toruje się tym samym drogę myślenia i świadomości religijnego chowu. Na dodatek kiedy zwulgaryzowane i spłycone do wąskiego i utylitarnego postrzegania idee oświeceniowego liberalizmu opanowały cały mainstreamowy przekaz i dyskurs publiczny trudno się dziwić, że dla tak jednorodnej i nachalnej agitacji – na zasadzie konkurencyjności i pluralizacji – odwołano się do tradycyjnych form funkcjonowania społecznego. Liberte bez fraternite i egalite jest jedynie pustosłowiem, humbukiem, karykaturą oświeceniowej wzniosłości i nadziei.
Taka parabola intelektualna, przy jednoczesnym ataku na wiele osiągnięć nauki (nauka jak zawsze dokonując odkryć i przesuwających granice naszego poznania, odkrywając równocześnie nowe „białe plamy” wiedzy, stawia tym samym kolejne, nierozwiązane w danym momencie dylematy) pozostawiła wiele przestrzeni dla wszelkiego rodzaju irracjonalizmu, kuglarstwa intelektualnego, tzw. „szamaństwa” (tu – jako symbolu magii) i pospolitego czarnoksięstwa. Nie na darmo takim zainteresowaniem i popularnością w globalnym przekazie medialnym cieszą się (i zajmują pokaźną część programów TV) taroty, horoskopy, przepowiednie, różnego rodzaju kabały czy komercyjny okultyzm. Jak mawiał Tertulian (II / III w n.e.): „Credo quia ineptum” (w innej wersji: „Credo quia absurdum est”) *.
Rynek, ten wszechogarniający nas system, odpowiada po prostu na zapotrzebowanie. To się sprzedaje, to się reklamuje i to się kupuje.
Najlepiej moim zdaniem ten atak na dorobek nauki i naukowy opis rzeczywistości nas otaczającej wszelkiej maści religiantów (oraz bezrefleksyjnego mainstreamu okopanego w ślepym i ciasnym political correctness) oddają słowa Benedykta XVI: „Relatywizm to znaczy poddawanie się każdemu powiewowi nauki. Jawi się on jako jedyna postawa współczesnej epoki. Tworzy się swoista dyktatura relatywizmu, który niczego nie uznaje za ostateczne i jako jedyną miarę rzeczy pozostawia tylko własne ja i jego zachcianki”. Nawet gdyby przyznać papieżowi-seniorowi, żyjącemu dziś w zaciszu watykańskich ogrodów na emeryturze, rację rodzi się natychmiast pytanie co w zamian ? Czy lepszym jest dyktat nie tyle sacrum, nie tyle religii co instytucji ją egzemplifikujących ? W Europie mamy na to dowodów z historii aż nadto.
Zacytowane słowa Benedykta pośrednio oddają krytykę i znaczenie jakie posiada nauka i jej osiągnięcia. Przebija za nimi nostalgia papieża za czasami kiedy to Watykan, Kościół, religianci chrześcijańskiej maści ustanawiali ów political correctness na Starym Kontynencie. Spora część Kościoła powszechnego tęskni (przez znaczenie zdobyte w jego łonie przez fundamentalistycznych członków na całym świecie) wzorem islamu za takim właśnie porządkiem, za taki prawem i takimi relacjami religia – państwo, współczesne społeczeństwo, współczesna kultura.
Powszechny i masowy atak medialny tego co irracjonalne, niewyjaśniane rozumowo, sprzeczne z zasadami logiki i nauki musi torować drogę do podobnych mentalności, tyle tylko że umocowanych w tym co zwiemy „homo religiosus”. Obraz telewizyjny nader często projektuje zachowania i świadomość ludzi w dzisiejszym świecie, narzucając im (jeśli są bezrefleksyjni i nie myślą samodzielnie, a potrzeba wspólnoty i tożsamości z grupą – gdy takie pojęcia jak naród, społeczeństwo obywatelskie itd. utraciły atrakcyjność lub są w stanie embrionalnym – jest niezwykle silne) określone zachowania i mentalność. Poprzez swoją wielokrotną powtarzalność.
Pozostając w przestrzeni funkcjonowania mediów należy wspomnieć, że uczyniły one z religijnych przywódców gwiazdy ekranu, niczym aktorzy z Hollywood. Dotyczy to przede wszystkim – tak poczęło się dziać od końca lat 70-tych XX wieku – Jana Pawła II, ajatollaha Chomeiniego i Dalajlamy. Ci trzej aktorzy sceny publicznej, jak ich prezentowały publikatory, odnosić się poczęli (i było to przytaczane jako bezkrytyczne i bezrefleksyjne dogmaty, nie poddawane egzegezie czy sceptycznemu – oświeceniowemu – dyskursowi) nie tylko do zagadnień sensu stricte religijnych, ale przede wszystkim do polityki (we wszystkich jej aspektach). Media podawały te przesłania jako coś absolutnie uniwersalnego, ponadczasowego, wzorcowego i perfekcyjnego (intelektualnie). Przykłady – proszę bardzo: pielgrzymka do Mekki, droga krzyżowa w Rzymie, Jom Kippur w Jerozolimie, Urbi et orbi (papież / Rzym), uroczystości na Filipinach upamiętniające mękę Jezusa, święto Aszura w Karbali i Nadżafie, pielgrzymki w Częstochowie / Fatimie / Loreto, nauki Dalajlamy przy okazji jego podróży i jego obecność w licznych parlamentach, wybory papieża – bezpośrednia („na żywo”) transmisja z Watykanu itd.
Jak prezentowano w mediach pogrzeb ultra-ortodoksyjnego rabina Owadii Josefa (ale i znaczącego polityka w Izraelu) w Jerozolimie (2013), w którym uczestniczyło ok. 1 mln na czarno ubranych, fundamentalistów judaistycznych (bo tak trzeba nazwać tych chasidim i haredim), wyłącznie mężczyzn gdyż taka jest tradycja żydowskich purytanów ? Zachwyty nad rozmiarami i liczbą uczestników pogrzebu przysłoniły absolutnie – to kolejny przykład na szkodliwą rolę political correctness stosowaną przez medialny, liberalny mainstream – retorykę i argumentację jakiej Josef (niczym nie różniący się w swych przemówieniach od nauk al-Karadawiego, Nasrallaha czy ks. Natanka i o. Rydzyka) używał w swoim życiu. Sformułowania z dziedziny rasizmu, religijnej obsceny, poniżanie godność i człowieczeństwa Innego (np. „Goje to zwierzęta pociągowe – mają służyć Żydom” itd.) były na porządku dziennym, wchodząc do publicznego dyskursu jako oczywistość (rabin ten był duchowym i niezwykle znaczącym przywódcą religijnej partii Szas zasiadającej od dawna w parlamencie Izraela i wchodzącej w skład licznych koalicji rządowych).
Taka narracja mogła wpłynąć na popularność tego typu zachowań i komentarzy (odwołań do religii, boga, wartości czysto sakralnych, które w efekcie deprecjonują inne światopoglądy – zwłaszcza kiedy orzekają coś w sposób dogmatyczny, jedynie-prawdziwy i autorytarny) w politycznej przestrzeni.
We współczesnym skomercjalizowanym świecie, gdzie rynek staje się jedynym wyznacznikiem wszelkich wartości i odniesień, gdy jego „niewidzialna ręka” kierować ma i klasyfikować wszystko i wszystkich religia również „stała się (….) bardziej niż kiedykolwiek elementem uniwersalnego rynku, na którym prawo popytu i podaży regulują relacje miedzy producentem i konsumentem idei religijnych” (prof. Zbigniew Stachowski, RES HUMANA nr 3/1999). Chaotyczność i zmienność współczesnego świata w połączeniu z medialną ofensywą i przemożną rolą rynku jako głównego regulatora naszej codzienności sprzyjają wg mnie wyraźnie manifestowanemu powrotowi boga.
Drugi element tego wywodu to utowarowienie jak wspomniałem – wszystkich przejawów życia dotyczące także religii, wierzeń religijnych, sfery duchowej i mentalnej. Tak się wydaje sprytnym – a tych zawsze nie brakowało w dziejach człowieka – przedsiębiorczym prestidigitatorom indywidualnego biznesu (tu – biznesu religijnego, żerującym na wierze naiwnych jednostek, wspomnianym chaosie dzisiejszego świata, braku oparcia i bezpieczeństwa itd.). Poszczególne religie i ich instytucjonalne fantomy doskonale na tym globalnym rynku – idei, pomysłów, koncepcji człowieka, esencji post-modernizmu (jak nazywa się niekiedy współczesność) – funkcjonują, powiększając swe konta i zasoby finansowe. To doskonały – w czasach kryzysu ekonomiczno-gospodarczego – sposób na funkcjonowanie i zarabianie pieniędzy. Tu także można szukać przyczyn wspomnianego come backu.
O elemencie trzecim już wspomniano: chaos, zamęt, brak poczucia stabilizacji, niepewność jutra to zawsze czynniki napędzające zwolenników religiom, ruchom charyzmatycznym, nurtom społecznym odwołującym się do mistyki, intuicji, ezoteryki etc. To wzmacnia także stałą obecność potrzeby zbawienia – jak uważa Franz Rosenzweig – psychologicznej antycypacji spełnienia obietnicy, która w czasach wzmożonej i rosnącej religijności przybiera formę polityczną. Rosenzweig dawał w swych komentarzach przykłady zarówno z historii judaizmu jak i chrześcijaństwa, zwracając uwagę na stałą (choć w niektórych okresach – związanych zapewne o ile przyjmiemy jego argumentację – osłabionych przez czynniki racjonalizujące odbiór rzeczywistości) obecność mesjanizmu, apokaliptyczności, utopii w kulturze Europy. To tu widzimy źródła eschatologicznej gorączki.
Czy więc jesteśmy świadkami autentycznego odwrotu od laickości i świeckiego pojmowania rzeczywistości ? Czy sąd o stałej, permanentnej desakralizacji nowoczesnego świata należy odłożyć do lamusa ? Czy prywatność (a tym samym – pewna intymność) wyznawanej wiary religijnej się nie sprawdziła i zostaje na naszych oczach manifestacyjnie odrzucana ?
Zagrożenia fundamentalizmem religijnym, a od przemycania idei boga, odwołań do sfery sacrum, narzucania religijnego wymiaru każdej dyskusji (religijne wartości i tradycja mają być czymś ostatecznym i bezdyskusyjnym, kanonem i dogmatem, ale wtedy kończy się wolność, demokracja i swoboda intelektualna jednostki) do publicznej narracji i polityki zawsze są jak widać tego zapowiedzią, jest dziś niezwykle poważnym problemem. Islamizm i terroryzm motywowany religią Mahometa zajmuje całość tej problematyki jako wiodące zagadnienie (na pewno jest to najważniejszy i niezwykle istotny problem we współczesnym świecie). Lecz warto zastanawiać się też nad ogólnymi, uniwersalnymi, szerzej postrzeganymi (czyli nie ograniczanej wyłącznie do islamu) przyczynami rosnącej roli religii i najszerzej pojętego sacrum w życiu publicznym. Warto zadawać sobie takie pytania, zwłaszcza na takim Portalu (RACJONALISTA.TV) o takim profilu: dlaczego implantacja boga, sacrum, a za nimi – obecność religijnych utensyliów w powszechnej narracji, do codziennego życia (a przede wszystkim do polityki) postępuje w takich wymiarach, w takim tempie i tak szeroko ?
Może idąc tropem Arystotelesa („Nie poznamy prawdy, nie zgłębiając przyczyn”) pochylmy się nad tezą Roberta Bellaha amerykańskiego socjologa i religioznawcy mówiącą, iż „……Ci którzy czują (…) że oceniają rzeczywistość w sposób najbardziej obiektywny , najgłębiej tkwią we władzy nieświadomych i szalonych urojeń”.
Tym samym cykl pod nazwą „Bóg a nowoczesność” uważam za zakończony. Dywagacje i refleksje nad postawionymi pytaniami możemy kontynuować w inny, niecykliczny i nie pod tym tytułem, sposób.

*-wierzę bo to jest niedorzeczny (absurdalne)

O autorze wpisu:

Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", "Racjonalista.pl". Na na koncie ponad 300 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego i Towarzystwa Kultury Świeckiej. Sympatyk i stały współpracownik Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Mieszka we Wrocławiu.

3 Odpowiedzi na “Bóg a nowoczesność (część XX): próba podsumowania i garść refleksji”

  1. Wszystko fajnie tylko że political correctness to wynalazek lewicy nie liberałów. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej sprzecznego z liberalizmem niż pc. Liberal nie ceni kultury lecz jednostkę. Lewica ceni kulturę jesli jest wykluczona lub ploretariacka. Oczywiście wielu liberałów zapada na tą lewicową chorobę Np Justin Trudeau ale to wina braku ortodoksji liberalnej a nie liberalizmu.

  2. Z tym pokazywaniem papieza w wiadomosciach to bez przesady. W panstwach protestanckich (zsekularyzowanych) wiadomosci z Watykanu są przekazywane 3 (slownie trzy) razy w ciągu roku:
    W czasie Swiąt BN (tradycyjna msza), swiąt Wielkanocnych (jakies pozdrowienia) oraz gdy papiez zabrudzi sobie majtki na brunatno. Nikogo nie interesuje co stary dziad ubrany na biało mowi na temat polityki, bo szkoda czasu na takie emisje. To w katolandzie, a szczegolnie teraz pod panowaniem PiSu, wiadomosci klerykalne są serwowane codziennie jako podstawowe wiadomosci dnia.

  3. Wydaje mi się, że pan Czarnecki błędnie zrozumiał zacytowane słowa Benedykta XVI. Słowa „nauka” papież na pewno nie użył w znaczeniu wiedzy zdobywanej metodą naukową, tylko w znaczeniu nauczania – chodzi rozmaite nurty ideologiczne i filozoficzne.
    B16 nawiązuje wyraźnie do apostoła Pawła, który w liście do Efezjan napisał: „Chodzi o to, abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *