Ciało, krucjata i zderzenie poezji z metalem

Ostatni dzień (14.04.24) festiwalu Musica Polonica Nova przyniósł wiele mocnych wrażeń. Jeśli ktoś z obecnych powątpiewał w magnetyczną moc muzyki nowej, musiał zmienić zdanie. Zresztą kierownik artystyczny festiwalu Paweł Hendrich, znakomity kompozytor którego dzieło przedstawione na festiwalu opisywałem zresztą niedawno, stwierdził, że miejsca na niektóre koncerty były wyprzedane, co muzyce nowej nieczęsto się zdarza, a zdarzać się powinno, gdyż naprawdę nie ma się czego bać. Trzeba wspierać naszych kompozytorów, a nie tylko podróżować w czasie do przeszłości.

W niedzielę słyszałem dwa koncerty. Pierwszy z nich był zwieńczeniem cyklu 71/42 (łódzko – wrocławskiego). Ponownie na scenie pojawili się Soundcheck – New Music Ensemble (AMuz Łódź) i kierujący nią Maciej Koczur, ze szlachecką brodą niezwykle konserwatywną jak na przedstawiane dzieła. Raz jeszcze pochwalić muszę znakomitą jakość ich wykonań. Żałuję, że akurat na część tych koncertów czas nie pozwolił mi dotrzeć.

Zaczęło się od utworu „[…]!” Artura Zagajewskiego. Kompozytor jest jednym z dwojga rezydentów festiwalu i, w przeciwieństwie do wielu innych zaprezentowanych twórców pasuje do niego motto tej edycji festiwalu „popkultura, subkultura”. W swoim dziele kompozytor wystąpił z gitarą elektryczną i cały utwór nawiązywał do heavy metalowego riffu. Jednakże mocne, rytmiczne huki gitary i orkiestry przerodziły się na koniec w niezwykle barwne i pełne życia zapętlenie, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. Bardzo dobry wyrazisty utwór i wyjątkowo udana inspiracja popkulturą.

”Krucjata dziecięca na orkiestrę kameralną” Wojciecha Głądysa też była niczego sobie. Niezwykle poetyckie, surrealistyczne marszowe dźwięki nie miały w sobie nic męczącego, żadnej groteski będącej piątą wodą po Szostakowiczowym kisielu. Znów można było usłyszeć, jak umiejętnie współczesny kompozytor może nawiązywać do naszych marzeń i obaw, do obrazów, które nosimy w sobie od dzieciństwa. Marzeń o rycerzach, szaleństwie, u niektórych o tym czy o innym bogu. Było więc filozoficznie, ale jednocześnie lekko, a połączenie takich dwóch żywiołów to nie lada sztuka.

Po „13 Plus na orkiestrę kameralną” Rafała Augustyna spodziewałem się wiele. To kompozytor, którego twórczość śledzę niemal na bieżąco, zaś jego samego widzę na wielu koncertach w NFM, nie tylko tych poświęconych muzyce nowej. Utwór składał się z przepięknych solówek na poszczególne instrumenty orkiestry i w ten sposób miał w sobie coś z utworów ukazujących orkiestrę jako taką Benjamina Brittena. Jednocześnie w solówkach udało się połączyć Augustynowi nowoczesność z piękną i wyrafinowaną frazą. Na koniec kompozytor wbiegł na scenę i wręczył nagrodę puzoniście. Nagrodą był jego tłumik, miało więc to wymiar jedynie symboliczny, ja zaś zastanawiałem się, czy to stała część utworu obowiązkowo obecna przy każdym wykonaniu, czy też specjalny gest związany z tym prapremierowym wykonaniem.

„Limits of Control na 14 instrumentów i osobę dyrygencką” Jacka Sotomskiego okazał się być wielobarwną, wciągającą i ekspresyjną opowieścią. Również byłem zachwycony. To mimo wszystko niezwykłe, że na tym koncercie każde kolejne dzieło mnie zachwycało i inspirowało wyobraźnię.

Na koniec przyszła kolej na drugą rezydentkę festiwalu, Martę Śniady. Usłyszeliśmy i zobaczyliśmy „Body X Ultra – Glass Edition na orkiestrę kameralną, unikatowe szklane instrumenty i audio playback”  (bardzo tęsknię za tytułami typu „sonata c-moll op.56”). Już wcześniej opisywałem Body X Ultra w formie zwariowanego performance, który wpierw przyprawił mnie o zawał i zgorszenie, a później zachwycił. Tym razem było równie ciekawie. Kompozytorka odniosła się do cyborgizacji naszego życia z zacięciem prawdziwej gwiazdy science fiction. Humor łączył się tu z pewną predykcją przyszłości i znów filozofia zgrabnie podała ręce lekkości i inwencji.

Drugi koncert tego ostatniego dnia nosił tytuł „było/jest”. Wykonawcami była Spółdzielnia Muzyczna Contemporary Ensemble. W ramach „było” usłyszeliśmy „Swinging music” Kazimierza Serockiego i „Tango” Tadeusza Wieleckiego. Bardzo się nastawiałem na Serockiego, którego twórczość cenię. Jednak okazało się, że powstałe w latach 70 i 80 nawiązania do popowych wtedy stylistyk, mimo swojej ewidentnej kunsztowności, słabo się bronią i nie są najlepszymi wizytówkami tych świetnych kompozytorów sprzed pół wieku. Współczesne zabawy z konwencją popkultury jawiły się w moich uszach dużo bardziej wielowymiarowo i świeżo. Jednak może to być spowodowane tym, że jako świadomy słuchać muzyki nowej żyję teraz, a nie wtedy.

Oprócz tego w pierwszej połowie koncertu przedstawione zostały dwa utwory z bogatą warstwą audiowizualną – „empty music na zespół i media”  Jagody Szmytki i „Polka is a Czech Dance” Niny Fukuoki. Oba te utwory zawierały coś, na co się skarżyłem a propos jednej z edycji Musica Electronica Nova, czyli elementy lo-fi, screeny z gier z lat 80-ych. Ten koncert wtedy stał się dla mnie symbolem chybionych poszukiwań i dziwiłem się, że różne poważne pisma branżowe zachwycały się zwłaszcza owym nawiązaniem do pikselozy sprzed prawie pół wieku. Pikselozy dźwiękowej i wizualnej. A jednak tym razem było świetnie, choć Szmytka nie oszczędzała słuchacza swoją jęczącą instrumentacją. W dziele Fukuoki pojawiło się więcej zadumy, a może i nawet jakieś zaproszenie do debaty społeczno – politycznej. Widzieliśmy twarze pracownic call – center i zamienianie się rzeczywistości w obraz cyfrowy, rodem oczywiście sprzed kilku dekad. Muzycznie było łatwiej, ale i bogato, i ciekawie…

Po przerwie utwór Aleksandry Słyż „Healing”  wyróżnił się na tle reszty poprzez swój minimalizm, był to bowiem wysmakowany dron zmieniający się powoli, niczym głos w chorale gregoriańskim. Na koniec festiwalu zabrzmiał ponownie na gitarze, ale też głosem przez mikrofon i prowadzoną przez siebie orkiestrą Artur Zagajewski. Tym razem jego heavy metalowa esetyka była na usługach czterech wierszy Chany Rosenfarb. Ukazywały one zniszczony wojną i zniewolony świat, zaś symbioza treści i dźwięku była doskonała i poruszająca.

Ja zaś nie mogę już się doczekać na kolejną edycję festiwalu za dwa lata. Czemy zresztą za dwa lata, skoro miejsca się wyprzedają? Może być za rok, w końcu muzyka elektroniczna i nie do końca elektroniczna nie muszą się przeplatać z roku na rok na dwóch bratnich festiwalach. Mogą występować obok siebie w tym samym sezonie…

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

osiemnaście + dwadzieścia =