Stosunek do bezdzietnych

I w związku z tym, to z „ Polityki”, „stosunek do bezdzietnych świadczy o kulturze społeczeństwa”. A od profesorki Ewy Graczyk na łamach „Gazety Wyborczej”: „Demokracja bez kobiet to połowa demokracji”. Ot i właśnie.

Blok naprzeciwko… tak, zupełnie jak kiedy trzy latka miałam; u babci i dziadka, ciemno już, taki biały blok naprzeciwko… Wcześniej go nie było… Kinga, Karolina; musiały w powyższym mieszkać… Ja na zdjęciu przy stole w kuchni; jem jajko na miękko, obok mama i babcia… Babcia śpiewała:
"Wszystkie drzewa w dąbrowie, pogubiły listowie, pogubiły żołędzie, bo niedługo mróz będzie.", szukam teraz, jaki to był tytuł tej piosenki, " wszystkie drzewa w dąbrowie…", tak pierwsza zwrotka się zgadza, ale refren:: "Powiedz nam, powiedz nam ruda wiewióreczko co dasz swoim dziateczkom.", ki diabeł? Babcia przecież śpiewała, pamiętam:
„Powiedz, powiedz, wiewióreczko, co dasz w zimie swym dziateczkom powiedz, powiedz, wiewióreczko co dziateczkom dasz?
Ja się zimy nie boję, bo mam w dziupli pokoje, bo mam w dziupli spiżarnię, wszystkie dzieci nakarmię." ,zgadza się ,ale znowu refren: " Temu orzeszka, temu orzeszka i w dziupli zimę przemieszkam", ki diabeł, babcia przecież śpiewała:
:"Temu, temu po orzeszku, bo orzeszków pełno w mieszku, temu, temu po orzeszku, po orzeszku dam" Teraz, po latach się dowiedziałam, że jest to piosenka "W DĄBROWIE"; a kto powyższą napisał lub napisała, pojęcia nie mam… 
Brunetka na zdjęciu w " Polityce" na pierwszym planie, z rodziną, " Rozgałęziona rodzina Brodowskich", działka u babci i dziadka, po południu, niedługo będzie ognisko… To jak skończyłam drugą klasę szkoły podstawowej… to przy samej granicy prawie… W telewizorze grupa pewnie pań śpiewa "(…) kraj rodzinny matki mej"… daleko, przy granicy… – Grażyna! – krzyczy dziadek do przebywającej w kuchni lub w łazience babci. „ Kraj rodzinny matki mej”… co to ma być, o co chodzi? Nie znałam wówczas tej piosenki… po latach znalazłam na Youtub’ie chyba: Suzanianka, „ Kraj rodzinny matki mej”; tak w ogóle to się dowiedziałam, że jest „ Sużanianka”. Panie w średnim wieku ubrane na ludowo, jedna o wyjątkowo gęstych, czarnych włosach… ulica Narbutta, Aleja Niepodległości, tam mieszkał prezydent Kaczorowski… W dali organizacja kombatancka… 
A tu „ rozgałęziona rodzina Brodowskich”… rozgałęziona… „ Rodzina jak rozgałęzione drzewo”, działka, altanka u dziadka i babci, alejka… Taki tekst pisałam, jak się uczyłam na pierwszym roku studiów licencjackich, w ramach zajęć z warsztatów humanistycznych. 

 


Działka u dziadka i babci, altanka, 2001 rok, początek tysiąclecia, drugi rok liceum, „ Każda rodzina jest jak drzewo”, senior rodu Lubiczów Władysław, którego grał Zygmunt Kęstowicz, Łamie się, chwieje, czasem zmienia; Jak w „ Porach roku” Vivaldiego Szczypta zachwytu, łyk cierpienia”, to oczywiście „ Życie jest nowelą”, czołówka „ Klanu”. Maria Lubicz, którą grała Halina Dobrowolska… 
Właśnie, „ każda rodzina jest jak drzewo”, „ rodzina jak rozgałęzione drzewo”… rozgałęzione… Bo tak: moja mama ma siostrę. No to dla mnie synowie powyższej siostry, a mojej cioci są kuzynami. Pierwszego stopnia. Ale moja babcia też miała siostrę, a nawet dwie. To moje cioteczne babcie. Jedna z powyższych miała dwie córki; to mojej mamy kuzynki. Pierwszego stopnia oczywiście. A moje ciocie drugiego stopnia. Każda z nich ma syna; jedna jednego, druga dwóch. To kim są wyżej wymienieni dla mnie ( i dla moich kuzynów pierwszego stopnia)? Oczywiście kuzynami drugiego stopnia. Ale moja prababcia, to znaczy mama mojej babci, miała brata. Powyższy też miał dzieci… i jego wnuczka, a moja ciocia… którego tam stopnia… mieszka na terenie dzisiejszej Białorusi, a konkretnie w Mińsku. Kim jest wyżej wymieniona dla mnie… bo wnuczka brata mojej prababci… no, kurde, ja już nie wiem! 
Ogarnąć to, „Kto komu żółwicą, kto przestryjcem?” to ze „Słowniczka powiązań familijnych” powstałego we współpracy z panią Anną Moleń ( pod redakcją powyższej?). Czytam, to w „ Słowniku Języka Polskiego” PWN „brat przecioteczny – syn siostry babki”, to , o, kurde, u mnie w rodzinie, to znaczy w rodzinie po kądzieli, ze strony mamy znaczy, nawet kogoś takiego nie ma. Prze – cioteczny, dlaczego „ przecioteczny”? A jest jeszcze „brat rodzono-cioteczny – syn siostry matki”, to też ze „ Słownika Języka Polskiego PWN”, to moi kuzyni pierwszego stopnia, młodszy i starszy. Kurde, nawet nie miałam pojęcia, że istnieją takie nazwy… „ Kto komu żółwicą”, czytam jedenaście lat temu chyba w „ Polityce”, jak jeszcze mieszkałam w śródmieściu… żółwica, to którego tam stopnia, „ kuzynka kuzynki”, „ Ania z Szumiących Topoli Lucy Maud Montgomery… Brat męża to dziewiarz, siostra męża – zełwa – tak mówiła pani wykładowczyni, jak się uczyłam na drugim roku studiów licencjackich; miałam to zapisane w notatniku… Zełwa, to musi być żółwica wobec powyższego… Brzmienie od biedy podobne… Ale wtedy, to znaczy dawniej, istniały nazwy! Bywało, kilkoro, a nawet kilkanaścioro dzieciaków w rodzinie, ciocia czy wujek, stryjek czy stryjenka też mieli po kilkanaścioro dzieciaków… „ Stary, to chyba na kopanie było” – mówiła na wsi gospodyni do męża, zapytana po wojnie przez urzędnika o datę urodzenia dzieciaka… Na kopanie ziemniaków, oczywiście, czyli na jesień… „I urzędnik wpisywał tę datę jako domniemaną datę urodzenia dzieciaka podczas powszechnego spisu ludności, czy jakoś tak” – mówiła pani wykładowczyni, jak się uczyłam na drugim roku studiów licencjackich. We wsi były tylko dwa nazwiska… ja oniemiałam, że jeszcze jest coś takiego – mówiła również. Jakże to tak? Bo tylu i tyle krewnych… „ Że jeszcze jest coś takiego”… tak dawniej bywało znaczy… 
Ale, ale… kilkanaścioro dzieciaków w rodzinie… to znaczy, że ta kobieta tyle razy zachodziła w ciążę i rodziła, co rok, to prorok… Przedłużenie rodu, czy coś takiego… „ I jak to zawsze bywa w dobrych rodzinach, byli wśród nich sami chłopcy i tylko jedna dziewczynka”, pisze pani Olga Tokarczuk w „Prawieku i innych czasach”, to o wnukach i wnuczce dziedzica Popielskiego… co takiego? Znaczy, jak więcej dziewczynek, to rodzina niedobra? Znaczy dobra, jak więcej chłopców? A nawet „ sami chłopcy i tylko jedna dziewczynka”, ludzie! Ta sama powieść: Paweł pyta swoją córkę Adelkę: „ Dlaczego nie urodziłaś syna”? Adelka: Bo nie. Paweł: Wszyscy macie dziewczynki. Antoś dwie, Witek jedną, bliźniaczki – po dwie, i teraz ty. Wszystko pamiętam, wszystko liczę skrupulatnie i wciąż nie mam wnuka. Rozczarowałaś mnie”. Paweł to człowiek prymitywny, męski szowinista po prostu. A jeszcze pisze pani Olga Tokarczuk, również w „ Prawieku i innych czasach”: „ Tymczasem Florentynka zwariowała zupełnie zwyczajnie (…) gdy umarło siedmioro z jej dziewięciorga dzieci, gdy roniła ciążę za ciążą, gdy pozbywała się tych, których nie poroniła, i kiedy dwa razy o mało przez to nie umarła(…) … to co się dziwić, że „zwariowała” „ a były to czasy, gdy kobiety umierały szybciej niż mężczyźni, matki szybciej niż ojcowie, żony szybciej niż mężowie”, a słyszałam, jak się uczyłam w szkole podstawowej, że jakoś więcej jest samotnych kobiet niż samotnych mężczyzn, że kobiety dłużej żyją, „ Od zawsze były bowiem naczyniami, z których sączy się ludzkość. Dzieci wykluwały się z nich jak pisklęta z jaj. Jajo musiało potem samo sklejać się do kupy. Im silniejsza była kobieta, tym więcej dzieci rodziła, a więc była słabsza. W czterdziestym piątym roku życia ciało Florentynki, wyzwolone z kręgu wiecznego rodzenia, osiągnęło swoistą nirwanę bezpłodności”. „ Osiągnęło swoistą nirwanę bezpłodności”… 
A przecież… „ nieprawidłowa budowa jajników”, słyszy mająca kilkanaście lat dziewczyna; ja też takie coś usłyszałam, tylko, że miałam wówczas lat dwadzieścia. I co to znaczy? Krówka, jak nie może już cielaczków rodzić, jest wywożona do ubojni, kurka… czytałam dziesięć lat temu w „ Polityce”, że gospodarz na wsi „ ma dylemat: dzwonić do zakładów drobiarskich, czy nie”, jakoś tak, jak nie może już ona znosić jajek… To co wówczas robi? Ileś tam dni kurki nie karmi, no to powyższej wypadają pióra, nazywa się to przepierzanie, i znowu może ona znosić jajka. I tak jest przez kolejne pół roku chyba, to znaczy kolejne pół roku kurka te jajka może znosić… Mówi się przecież kura domowa… To patriarchalne określenie kobiety, która prowadzi dom… i rodzi oczywiście, kilkoro dzieci, a jakże… Starsza pani w „ Polityce” na rysunku, i tekst w powyższej, że zastanawiano się „(…) po co natura dała kobietom dodatkowe lata życia, jak one już nie mogą rodzić”, czy coś takiego… no, kurde! To też z „ Polityki” „jak pisał pod koniec XIX stulecia Rudolf Virchow, współtwórca współczesnej patologii: kobieta to dwa jajniki, do których doczepiono istotę ludzką, mężczyzna natomiast jest istotą ludzką wyposażoną w dwa jądra”… bez komentarza. A tu słyszy ta dziewczyna „ nieprawidłowa budowa jajników”… znaczy po co właściwie żyje, no nie? To oczywiście w patriarchalnej rodzinie, wręcz w patologii… 
Dawniej to lud znał nazwy poszczególnych członków i członkiń rodziny, jak wujenka, stryj, stryjenka, brat rodzono – cioteczny, a więc i siostra rodzono – cioteczna, brat pocioteczny, a więc i siostra pocioteczna, dziewierz, zełwa… Bo rodziny fizycznie były większe, to trzeba było jakoś nazywać członków i członkinie powyższych, no, nie? 
A teraz bywa, że rodzice nie mają rodzeństwa, to i nie masz cioci, wujka, tym bardziej wujenki, stryjka ani stryjenki… Babcię i dziadka ciotecznych czy tam wujecznych, stryjecznych, brata czy siostrę przeciotecznych, może też przewujecznych oraz przestryjecznych to może i masz… 
Ale nawet nie wiesz, że tak się właśnie nazywają… Kuzynów i kuzynki któregoś tam stopnia, takich ciocie, wujków, wujenki, stryjków, stryjenki… wiesz, co mówią, że to piąta, czy nawet dziesiąta woda po kisielu… kiedy ostatni raz widziałeś lub widziałaś na jawie? Kiedy ostatni raz do nich pisałeś lub pisałaś? Kiedy ostatni raz do nich telefonowałeś lub telefonowałaś? A wiesz w ogóle, że istnieją? 
„Dziesiąta woda po kisielu”, czytam, jak się uczyłam w czwartej klasie szkoły podstawowej w „ Ani z Szumiących Topoli” Lucy Maud Montgomery… ki diabeł, o co chodzi z tym kisielem? No bo, wytłumaczono mi, jak myjesz miseczkę po kisielu, po pierwszej wodzie coś z powyższego zostaje. Po każdej kolejnej coraz mniej. A już dziesiąta woda, to nie wiadomo, co z tym kisielem na wspólnego. A, o to chodzi. To ci kuzyn lub kuzynka, ciocia, wujek lub wujenka, stryjek lub stryjenka, o których się mówi, że to piąta czy nawet dziesiąta woda po kisielu, to już nie wiadomo czy to jeszcze w ogóle rodzina czy tam krewni lub krewne… 
No, kurde, po co miałaby być aż taka rozgałęziona rodzina? Komuś lub ktosi coś udowodnić? To oczywiście wytwór patriarchatu. 
No i jeszcze tak dawniej w naszym kraju bywało: że iluś tam obywateli wróci z frontu w trumnie? Co tam, narodzą się następni i następne… A że ileś tam kobiet nawet umrze przy porodzie… Mówi Szenbertowa w „ Prawieku i innych czasach” pani Olgi Tokarczuk: „ Nam w ogóle potrzebne są córki. Gdyby wszystkie naraz zaczęły rodzić córki, byłby spokój na świecie”. 
A w dzisiejszych czasach można usłyszeć, że „ nie może być tak, żeby wszystkie kobiety robiły karierę i nie rodziły dzieci”. No, zboczeńcy i gwałciciele tylko na to czekają! Jakim cudem można zapobiegać gwałtom, jak najwyraźniej poniektórzy wychodzą z założenia, że co ma użytkownik dyskoteki płci męskiej, za przeproszeniem, nie wyrwać laski. Bo, za przeproszeniem, laska tego nie chce. Ale zdaniem powyższych wszystkie chwyty dozwolone, z tak zwanymi pigułkami gwałtu włącznie, bo przecież co taki powie kolegom… A przecież , dodadzą, nie może być tak, żeby wszystkie kobiety robiły karierę i nie rodziły dzieci… bez komentarza. 
A propos, kampania Fundacji Mamy i Taty; bohaterka powyższej mówi: "Zdążyłam zrobić specjalizację i karierę, zdążyłam być w Tokio i w Paryżu, zdążyłam kupić mieszkanie i wyremontować dom. Ale nie zdążyłam zostać mamą. Żałuję”; ona stoi i płacze, w tle płacz dziecka… Ale jakiego dziecka? Przecież tego dziecka nie ma, nie ma nawet zarodka, nie ma nawet zygoty… „ Nie odkładaj macierzyństwa na później” – mówi komentatorka spotu… co takiego? Czyli jawnie narzuca, że w ogóle kobieta powinna w tę ciążę zajść. Czyli jawnie włazi z buciorami w jej życie. Czyli kobietę pozbawia się tu prawa do marzeń. „ Gdyby wszystkie naraz zaczęły rodzić córki, byłby spokój na świecie”… nie o to chodzi, żeby wyeliminować mężczyzn, ale patriarchat. 
I w związku z tym, to z „ Polityki”, „stosunek do bezdzietnych świadczy o kulturze społeczeństwa”. A od profesorki Ewy Graczyk na łamach „Gazety Wyborczej”: „Demokracja bez kobiet to połowa demokracji”. Ot i właśnie.

O autorze wpisu:

One Reply to “Stosunek do bezdzietnych”

  1. Połączenie spotu zachęcającego do nie odkładania decyzji o macierzyństwie z pigółką gwałtu – misrttrzowskie. TVPis by się nie powstydził. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *