Wrocławscy filharmonicy się zamerykanizowali…

 

 

A stało się to 10 lutego 2017 roku. Uszom licznie przybyłych do Narodowego Forum Muzyki przedstawiony został całkowicie amerykański program. Nad amerykanizacją orkiestry i słuchaczy czuwał młody i dynamiczny dyrygent Benjamin Shwartz, dyrektor artystyczny NFM Filharmonii Wrocławskiej w latach 2013 – 2016. Prowadził orkiestrę świetnie, dokładnie i precyzyjnie, wyciskając prawdziwe cuda z sekcji smyczków, która w Tańcach symfonicznych z West Side Story Bernsteina dokonywała rzeczy niezwykłych.

WP_20170210_19_06_14_Rich

 

Ta suita, oparta na popularnym musicalu, zabrzmiała tak dobrze, że spojrzałem na nią od innej strony. Dawniej drażniło mnie, że w ścianach gdzie rozbrzmiewają Beethoven czy Monteverdi pojawia się tak efektowna, ale jednak dość płytka muzyka. Tym razem jednak pomyślałem sobie, że w dobrej interpretacji niektóre ogniwa tego cyklu Tańców symfonicznych mają jednak większą wagę artystyczną, oddając witalność Nowego Jorku, siłę i szaleńczą gonitwę nowoczesności.

 

Drugim zaprezentowanym utworem Bernsteina była jego II Symfonia „The Age of Anxiety”, zainspirowana wierszem Wystana Hugha Audena „Wiek niepokoju”. Poeta zaczął pisać ów utwór w bardzo dobrym momencie na taką twórczość (zwłaszcza dla Amerykanina), gdyż w roku 1944. Czworo bohaterów spotyka się w barze i rozważa ludzkie losy. Po drodze dysputanci zbliżają się do siebie, gdyż łączą ich doświadczenia wojenne. Później przenoszą się do domu gościnnej kobiety, gdzie atmosfera staje się nieco mniej mroczna i pojawia się nadzieja. II Symfonii towarzyszyły obrazy autorstwa Alexandra Polzina, malarza, scenografa i reżysera. Odnosiły się do muzyki i treści wiersza w ciekawy i intrygujący sposób, dodając coś do muzyki (a nie odejmując, jak to często w takich przypadkach bywa). Polzin jako scenograf działał w prestiżowych miejscach, jak choćby Teatro Real w Madrycie i widać to było w przygotowanej przez niego pracy.

 

A sama muzyka? W Symfonii „Wiek niepokoju” intrygujący jest moim zdaniem zwłaszcza bardzo udany początek i finał zbierający dalekie echa melodyki Debussego i Mahlerowską koncepcję „dzwonów przeznaczenia” u zwieńczenia. Bernstein jest w tym utworze eklektyczny, widać też tu wiedzę znakomitego dyrygenta, którym był. Pewnie niektórzy z was pamiętają dawne programy z Bernsteinem o muzyce, które leciały w młodej telewizji USA w latach 60ych i później pojawiały się nawet u nas. Bernstein największe sukcesy, moim zdaniem, odniósł w dziełach Haydna i Mahlera. Są to jedne z lepszych interpretacji tych utworów. Wspaniały, piękny dźwięk Nowojorczyków uzupełnia Bernstein na tych płytach selektywnością sekcji orkiestry i wyrazistymi, aczkolwiek dość mocno zakreślonymi barwami orkiestry. Bernstein był optymistą i hedonistą, dlatego jego muzyka nie jest tak mroczna i ponura jak niektóre wersy wiersza Audena. I całe szczęście! W dziele Bernsteina ów „niepokój” to nie tylko narzekanie na targany wojnami nowoczesny świat, ale też niepokój prowadzący do odkryć, do tworzenia, do powiększania ludzkich możliwości.

 

Orkiestra grała tu bardzo dobrze. Partię fortepianu grała znakomicie Cristina Ortiz. Zastanawiała mnie instrumentacja samego Bernsteina. Te mocne barwy dźwiękowego fresku jednym mogą się wydać uproszczeniem, innym rozwinięciem orkiestracji. Z pewnością miały w sobie coś z amerykańskiej tradycji sięgającej co najmniej Coplanda.

 

Bernstein był reprezentowany przez najdłuższe dzieła, stanowiące drugi utwór każdej części koncertu. Natomiast na początku usłyszeliśmy krótkie arcydzieło Charlesa Ivesa – The Unaswered Question. Ives to ojciec nowoczesnej muzyki amerykańskiej, śmiały i niezrozumiany za życia odkrywca, eksperymentator i prekursor wielu późniejszych zjawisk w muzyce. Ja Ivesa odkryłem już wieki temu dzięki wspólnemu słuchaniu muzyki z Arturem Bieleckiem, świetnym popularyzatorem muzyki, który zresztą współpracuje czasem z NFM w materiałach do książeczek koncertowych i choćby artykułach do Muzyki W Mieście wydawanej przez NFM. Mnie Ives kojarzy się z Davidem Lynchem, sławnym reżyserem amerykańskim, który w swoich filmach ukazuje często tajemniczą, mistyczną rzeczywistość ukrytą pod zewnętrzną warstwą tego co pozornie normalne i codzienne. U Ivesa, podobnie jak u Lyncha, mamy też zderzanie się światów, nakładanie się na siebie melodii, przestrzeni, całych światów i zespołów instrumentów. Muzyka Ivesa jest oczywiście wcześniejsza od działalności Lyncha i aż mnie dziwi, że w filmach Lyncha nie pojawia się Ives, choć reżyser jest mistrzem w dobieraniu muzyki do swoich filmów. „Nieodpowiedziane pytanie” było przedstawione przez zespół, który w większości był ukryty za kulisami. Na scenie było jedynie czworo flecistów, a na jednej z galerii NFM odpowiadał im pięknie trębacz. Gdzie były smyczki, nie wiem, dlatego napisałem „za kulisami”, choć nie było tam kulis. Ale kulisy są częste u Davida Lyncha stąd może moja pomyłka. Utwór Ivesa opiera się na koncepcie, nie jest trudny (choć zdarzały mu się skrajnie trudne dzieła na fortepian). Tym niemniej wrocławski zespół wydobył z tej filozoficznej muzyki wiele dobrego.

 

Ostatnim kompozytorem prezentowanym tego wieczoru był Morton Feldman i jego dzieło Madame Press Died Last Week at Ninety. Trzeba przyznać, że to długi tytuł jak na pięciominutowe dzieło… Utwór powstał jako hołd po śmierci Rosjanki Very Mauriny Press, która była pierwszą nauczycielką fortepianu kompozytora. W tym dziele Feldman po raz pierwszy użył techniki repetytywnej i stałego rytmu. Dzieło zatem nie było dla niego typowe, gdyż słynął z posługiwania się przypadkiem, czym zasłużył sobie na czcigodne miejsce w panteonie amerykańskich kompozytorów eksperymentatorów. Obok prekursora prac z muzycznymi wybuchającymi fiolkami – Ivesa, należy wymienić też tu koniecznie Cage'a. Amerykanie eksperymentowali szukając własnej drogi, własnej tożsamości, nie chcąc być echem zjawisk artystycznych ze Starego Świata. W muzyce repetytywnej pomagały im inspiracje idące z ich Zachodu, czyli choćby z indonezyjskiej muzyki gamelanowej. Utwór Feldmana był wykonany znakomicie.

 

Całość złożyła się na bardzo udany wieczór. Może doczekamy się też podróży do Ameryki Łacińskiej, która też posiada całkiem ciekawe muzyczne skarby i eksperymenty?

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *