Guy Sorman: "Ekonomia nie kłamie" czyli racjonalna odmiana neoliberalizmu

Guy Sorman: „Ekonomia nie kłamie”
Sorman to mój ulubiony neoliberał; nie traktuje rynku jak Boga, a jedynie postuluje trzymanie się w gospodarce pewnych reguł, które jego zdaniem działają, zaś odchodzenie od nich powoduje chaos. Jako socjalliberał-keynesista, uważam Sormana za najpoważniejszego autora popierającego neoliberalny konsensus waszyngtoński, przy okazji Sorman jest też liberałem społecznym broniącym uniwersalizmu praw człowieka, a nie jakimś wyniosłym konserwą typu Friedmanna, co też przydaje racjonalizmu jego wywodom. Sorman obecnie sytuuje się moim zdaniem w rozsądnym centrum między tymi, którzy jak Paul Krugman rozsądnie nawołują do większej kontroli, ale nierozsądnie zachęcają Podemosy i Syrizy, a neoliberalnymi twardogłowymi hayekowcami.
ekonomia.nie.klamie
„L’économie ne ment pas” (Fayard Paris 2008, polskie wydanie Prószyński i S-ka Kraków, przeł. Krzysztof Wakar) – oto co pisze polski wydawca:
„…Między ekonomistami istnieje porozumienie: nie ma alternatywy dla gospodarki rynkowej. To gospodarczy koniec dziejów, który drażni idealistów i ideologów, marzących o świecie bardziej sprawiedliwym, bardziej duchowym i bardziej „zielonym”. Ekonomia naucza, że warunkiem rozwoju nie musi być, jak sądzono jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku, posiadanie zasobów naturalnych. Dowodzi, że nie ma cywilizacji niezdolnej do rozwoju, jak uważano jeszcze w latach 80. Do rozwoju nie jest nawet konieczna demokracja. Znaczenie mają tylko dobre wybory w polityce gospodarczej. W ciągu XX wieku złe polityki gospodarcze doprowadziły do ruiny całe narody, przynosząc więcej ofiar niż jakakolwiek wielka epidemia. Jednocześnie prywatyzacja i kapitalizm pozwoliły zbudować potęgę Europy Zachodniej i odbudować Europę Wschodnią. Dobra gospodarka wyrwała z powszechnej biedy około 800 milionów ludzi, zwłaszcza w Indiach i Chinach. Guy Sorman pokazuje, że niezwykły wzrost i ogólna poprawa jakości życia są dziełem nie tylko upadku socjalizmu, ale także postępów ekonomii jako nauki, która choć ciągle zbyt mało rozumiana przez ogół jest jednak coraz bardziej wykorzystywana przy podejmowaniu decyzji na skalę państwa…”
http://www.proszynski.pl/Ekonomia_nie_klamie-p-30039-.html
Sorman zaczyna od złych gospodarek; kolektywizacji w ZSRR (lata 20), Chinach (50), Tanzanii (60), hiperinflacji w związku z niekontrolowanym napływem pieniądza (Zimbabwe w 2007 r.), nacjonalizacji (Argentyna lat 40, Egipt dekadę potem), ale w ciągu ostatniej dekady 13 krajów afrykańskich przeszło na racjonalne gospodarowanie (s. 7). Sorman uważa, że wprawdzie nie ma prostego równania dowodzącego iż gospodarka wolnorynkowa pociąga za sobą większe prawa obywatelskie, generalnie im sprzyja. Wraz z porzuceniem socjalistycznych romantycznych literackich mrzonek w latach 60 XX wieku w UK i Francji, ekonomia staje się nauką racjonalną, zgodnie z twierdzeniem Poppera, że nauką jest to co się rozwija (s. 8). Rozważania pochwalne/krytyczne o socjalizmie należą już do historii idei, nie do ekonomii, a ta choć nie jest nauką ścisłą lecz humanistyczną nabiera naukowej racjonalności.
Rynek NIE działa automatycznie uważa Sorman, stąd wiele pozostaje do zbadania i zrozumienia. Rimbaud nie napisał by dziś, że ekonomia to coś strasznego, bo dziś stała się nadzieją milionów ludzi. Racjonalizacja ekonomii sprzyja liberalizacji i humanizacji, prywatyzacja Internetu przez USA to najlepszy przykład, państwa tracą część swej władzy politycznej przez globalizację. Gospodarki są jednak w różnym stopniu zglobalizowane i zliberalizowane. Są zwycięscy i przegrani, ale nie jest to gra o sumie zerowej, bo zglobalizowany świat wszedł w fazę ciągłego wzrostu (s. 11). Rola państwa redukuje się do strażnika przejrzystości (Georges Akerlof). Chiny jako nieprzejrzyste mogą popsuć globalizację i rynek. Niedoskonałość informacji jest główną przyczyną kryzysów jak egipski w 2001 i amerykański w 2007 uważa Sorman (s. 13). Kryzysy zdaniem Sormana ulegają osłabieniu a nie wzmocnieniu, chociaż wywołują duże oburzenie, bo ludzie przyzwyczaili się do stałego wzrostu. Keynes nakazywał w razie kryzysu ratować głównie liberalizm, dziś Obama i Lula de Silva to właśnie robią, co świadczy o racjonalizacji także lewicy. Liberalizm i solidarność się nie wykluczają, bo zasięg sektora państwowego i prywatnego to rezultat ciągle odnawianej umowy społecznej (s. 14). Kapitalizm może się obejść bez demokracji, ale demokracja nie może istnieć bez kapitalizmu – tu Sorman cytuje Dani Rodricka i Darona Acemoglu (s. 18). Edward Prescott odbierając Nobla w 2004 roku uważał, że ekonomiści powinni edukować opinię publiczną, by uniemożliwić politykom uprawianie populizmu, niestety ekonomiści nie zawsze są dobrymi pedagogami (s. 19).
Od lat 80, USA są bardziej wydajne niż Europa Zachodnia ponieważ zdaniem Edwarda Prescotta, Amerykanin, który więcej pracuje zachowuje 60% dochodów, a Europejczyk 40%, stąd Europejczycy wolą pracować mniej lub w ogóle (s. 23). Taka milcząca umowa społeczna. Według Jeana-Baptiste’a Saya siła napędową gospodarki nie jest konsument lecz kreatywny producent-innowator (s. 24), zdaniem Sormana Keynes mylił się uważając popyt za siłę napędową. Gospodarka odpływa tam gdzie podatki są mniejsze, bo biznes słucha praw, ale nie woli rządów (Prescott). Według Prescotta ważne są nie tyle sygnały dobrej woli rządów, lecz dobre instytucje: stabilne prawa, prawo do bankructwa – by gospodarka mogła się szybko odrodzić, niezależne i niezbyt kosztowne sądownictwo, niezmienne prawo podatkowe i cywilne. W 1932 roku Roosevelt ratując przed upadkiem i konkurencją, zagrożone sektory, zdaniem Prescotta i Sormana, uniemożliwił innowacyjność sektorom pozostałym (s. 27). Leon Blum we Francji w latach 1930 przedłużył kryzys, skracając czas pracy i podnosząc zarobki. Taką ocenę New Dealu i polityki Bluma, Sorman uważa za naukowy konsensus ekonomistów (s. 28). Pozostaje tylko małe pytanie historyczne jakie chętnie bym mu zadał w rozmowie; czy Roosevelt mógł NIC nie robić? Mniejsza o populistę Bluma.
Włochy nie są protestanckie, a Singapur leży w tropikach, Weber i Montesquieu więc nie mieli racji (s. 29). Lepsze wytłumaczenie to jakość więzi społecznych i instytucji. Wczesnonowożytna Genua była bogatsza niż Maghreb, bo konkretne zobowiązania osobiste są bardziej niezawodne niż chybotliwe klanowo-rodzinno-sąsiedzkie (s. 32). Kobieta rzymska, i chrześcijańska zawiera dobrowolnie związek małżeński, arabska – nie, to wpływa na stan indywidualizmu i jakość prawa. Historycy nie lubią wyjaśniać, wolą tylko opisywać, ekonomiści chcą wyjaśniać, ale wybierają czasem fakty do teorii (Greif, Acemoglu), Acemoglu uważa ekonomię za bazę, a idee za nadbudowę (s. 34). Elity muszą odczuwać potrzebę kupienia spokoju społecznego, więc ziemianie w UK w 1832 roku dali ludowi demokrację, a w Argentynie, demokracja sprowadza się do sporów o redystrybucję (s.36). Mimo to demokracja umożliwia przezwyciężanie kryzysów, autokracja rzadko (s. 39). Czasem państwo jest zbyt drogie; wtedy umowa z mafią i Yakuzą bardziej się opłaca (s. 41). Sorman wbrew Keynesowi, uważa, że nie ma wytłumaczenia dla inflacji i zgadza się z Friedmannem, że to inflacja wywołuje wzrost cen a nie odwrotnie, np. gdy argentyński rząd drukuje pieniądze, kupcy żądają zapłaty w USD (s. 44). Państwo jest niestety beneficjentem politycznym inflacji. MFW (IMF) uważa Sorman za niepotrzebny; wykonał już swoją rolę, wszędzie powstały fachowe banki centralne, teraz służy tylko sobie (s. 46). Globalizacja uwalnia banki od nacisku rządów, to kolejna zaleta globalizacji uważa Sorman (s. 47). Sorman krytykuje EBC jako zbyt upolityczniony, a więc skazany na inflację i nieprzewidywalność euro jako waluty wymiennej. Ale także libertarian takich jak Stiglitz, którzy bezpodstawnie głoszą, że może istnieć rozwijający się kraj, odmawiający globalizacji i wymienialności pieniądza (s. 50). Może i słusznie – Dania odmawia tylko globalizacji i tylko trochę. Mocne euro to jednak nie problem, euro wzrasta wobec dolara, ponieważ dolar traci wobec walut Azji.
W latach 90. Domingo Cavallo, z ekipy Carlosa Menem, zastanawiał się czy nie uznać USD za walutę argentyńską, lecz bał się eksplozji szowinizmu, ustabilizował pieniądz, ale Menem trwonił pieniądze na klientów w tradycji peronistów i państwo i tak zbankrutowało (2001). Kraj skazany na inflacje i chaos uważa Sorman (s. 50-52). Chiński polityczny pieniądz nie jest atrakcyjny zauważa Sorman.
Adama Smitha ceni Sorman, głównie jako tego, który obalił merkantylistyczne przekonanie, że by jeden zarobił drugi musi stracić. Komuniści jednak tego nie rozumieli stąd ich pęd do autarkii i klęski gospodarcze (s. 58). Ekonomista rozumuje globalnie, ideolog lokalnie, i ma potężniejszą broń od faktów – mity. W latach 50 Paul Samuelson uważał, że wymiana handlowa zaniknie, ponieważ w końcu każdy będzie produkował to samo, tymczasem globalizacja pobudza różnorodność ekonomiczną. Dziś WTO każe USA za subwencje na bawełnę (2006) a Europę za cukrowe (2007). Globalizacja nie wymusza urawniłowki, ani nie niszczy kultur, tylko zmusza do elastyczności np. ciągłych przeprowadzek. Osobiście myślę, że ludzie właśnie na to nie są gotowi przede wszystkim, problem jest też z życiem rodzinnym i demografią, jak zauważa choćby Johna Gray.
Świat jest naszym krajem, mówienie o handlu między państwami jest bez sensu uważa Sorman (s. 68). Tylko tradycje lokalne mogą coś dać np. kreatywność NY lub Paryża, jakość finansów (Londyn), system prawny (RFN) itd. Trzeba mieć coś czego nie mają inni. Siłą USA są elitarne uniwersytety, słabością zbyt silna/długa ochrona własności intelektualnej (s. 75). Dolina Krzemowa? Po prostu własność intelektualna jest tam słabiej chroniona niż w Massachusetts. Sorman jest przeciwnikiem monopoli takich jak np. Microsoftu i ratowania upadających firm (s. 79). Takie działania zamrażają innowacje na wiele lat. W tym ostatnim jestem najmniej przekonany.
Sorman żałuje, że związkom zawodowym udało się zablokować Friedmannowieskie czeki na wykształcenie (vouchery), np. w Kaliforni w 1987 r. Tylko Floryda i Milwaukee go wprowadziły.
Gary Becker nazywany przez Sormana najbardziej liberalnym współczesnym ekonomistą, uważa, że wybory w rodzinie, czy konsumenckie są „racjonalne”, a właściwie wyglądają tak jakby były racjonalne, co oznacza, że rynek jest odbiciem natury ludzkiej (s. 90). W ramach racjonalności Becker postulował wraz z Miltonem Friedmannem legalizację wszystkich narkotyków, tak by mafie straciły prawo bytu (s. 92). Kalkulacje kosztów i ryzyka uwięzienia jakie są obecnie, skazują walkę z przestępczością na niepowodzenie. Różnica między legalnymi i nielegalnymi imigrantami powinna zniknąć na rzecz tych co płacą opłatę imigracyjną (na obniżenie kosztu przypływu imigrantów), i oszustów (s. 94) uważa Becker, a za nim Sorman. Utylitarystyczne rozumienie prawa, przeważyło w latach 80, właśnie dzięki idei racjonalności, że przestępstwo nie może się opłacać. Wtedy zaostrzono kary. Spadek przestępczości jaki nastąpił dowodzi, zdaniem Sormana słuszności tez Beckera, choć spadek ten ma też wiele wspólnego z wyparciem cracku przez uspokajającą heroinę (s. 95). Co ciekawe Becker uważał, że kara śmierci nie odstrasza, bo niemal nie jest stosowana. Uczeń Beckera stwierdza, że mity zagrażają racjonalności ekonomicznej, ponieważ np. sam fakt, że firma inwestuje w Chinach przekłada się na zaufanie do niej, w tym sensie ekonomia chińska jest spekulacyjna (s. 102). Uznanie ludzi za nieracjonalnych skutkuje wzmocnieniem konserwatywnego dyskursu o państwie, które musi chronić obywateli przed jego własną głupotą.
Konwergencja świata biedy ze światem bogactwa jest możliwa w każdej kulturze (s. 109). Naśladownictwo jest tańsze niż innowacje (s. 112), Pritchett proponował by zapraszać ludzi z biednych krajów jako próbnych „zaproszonych pracowników”. Sala-i-Martin uważa, ze wielu polityków i ekonomistów, nadal po marksistowsku czeka na kryzys kapitalizmu, dlatego nigdy ten projekt nie zostanie zrealizowany, choć jest rozsądny (s. 115). Za biedę wini nie globalizację, lecz panoszenie się biurokratów i kacyków spijających śmietankę. Nie daje się mierzyć szczęścia, ale wskaźnik rozwoju i wskaźnik PKB są zwykle zbieżne (s. 116). W sprawie biedy Afryki, Sala-i-Martin wini europejski protekcjonizm, kacyków i wciąż zmieniający koncepcje BŚ. Projekt „sprawiedliwy handel” doprowadza do spekulacji, bo Afryka pospiesznie produkuje to co jest zachcianką Europy. Krytykuje Jeffreya Sachsa, za stwierdzenia typu: „jeśli pomoc nie działa to znaczy, że jest zbyt mała” (s. 122).
Sorman chwali przywództwo gen. Parka w Korei Południowej (s. 125) i jego ekspertów z USA i RFN. Rozwój nastąpił, a idee Webera o stagnacji jaką zawsze daje konfucjanizm, straciły wartość (s. 126). Jednak Koreajest wieloreligijna, a to zdaniem Sormana najlepszy bodziec rozwoju, kraje tylko islamskie z trudem się ruszają, choć Mahomet to jedyny prorok-kupiec, zaś Filipiny nie wyszły z feudalizmu, bo Amerykanie zapomnieli przeprowadzić tam reformę rolną (s. 129). Korea ma jednak problem z konfucjańską stagnacją w szkołach i kapitalizmem kolesi (czebole). Ważne sa też amerykańskie gwarancje wojskowe, odpowiednik pax britannica na szlakach handlowych w XIX wieku.
Malthus się mylił tak samo jak Weber; tym razem przykład to Indie; rynek dał lepszą stabilizację demografii niż sterylizacja przymusowa jaką chciała w 1974 roku wprowadzić Indira Gandhi (s. 139). W 1991 roku upadło w Indiach królestwo licencji rządowych, odtąd Indie odbiły się od dna. Manmohan Singh, mówi i myśli jak Brytyjczyk, jak liberał (s. 141), nie na darmo jest Sikhem – kolejne zróżnicowanie ideowo-religijne. W Bombaju unika się przyjmowaniu na uniwersytety pyszałków z wyższych kast (s. 146). Gandhi nie był antyzachodni, na przykład zalecał zachodnią medycynę, bał się tylko pogłębienia nierówności społecznych. Liberalizm w Indiach nie jest w zasadzie kwestionowany, co najwyżej się go mityguje.
Fernando Henrique Cardoso (prezydent Brazylii w l. 1995-2002) uważał, że prawdziwa dekolonizacja wymaga uprzemysłowienia (s. 151). Ponieważ w Brazylii liberalizm uważa się za doktrynę wielkich firm, Cardoso sam o sobie mówił socjaldemokrata, ale de facto wprowadzał liberalizm (s. 154). Jak Vincente Fox w Meksyku, dawał pieniądze rodzicom, którzy wysyłają dzieci do szkół, bowiem uważał że nędza wynika z braku wiedzy. Lula de Silva też porzuciła związkowe mrzonki, współczynnik Giniego uległ poprawie, i dalej ulega tylko dwóch krajach na świecie Brazylii i Tajlandii. Brazylia jest bardziej zintegrowana ze światem niż z socjalistyczną ciągle w większości Latynoameryką, baptyzm i pentakostalizm zapewnia ferment twórczy, natomiast ciągle przeszkadza kolonialny klientelizm i marksizm (s. 163). To mi przypomniało, że Che Guevara był i kolonialnym klieantelistą i komuchem…
Dziś we Franci i całej Europie wszyscy niemal dziwią się, ze tak długo brano socjalizm i ZSRR na serio. Jeszcze niedawno Raymond Aron przepowiadał, ze socjalizm będzie trwał na wieki obok kapitalizmu (s. 167). Donald Tusk osiągnął sukces ekonomiczny mimo przestróg o homo sovieticusie zauważa Sorman (s. 168). Po 1956 roku ideowi komuniści wymarli, pojawił się „socjalizm rynkowy”. Do rewelacji Sołżenicyna przeceniano komunizm i siłę ZSRR (s. 176). Borys Jelcyn odziedziczył gospodarkę całkowicie uzależnioną od cen ropy i surowców (s. 183), nie udało mu się zdywersyfikować gospodarki, ale nikt na serio nie proponuje powotu do socjalizmu, bogacze i średniacy w liczbie 400.000 zaludniają Londyn, tak wygląda poszukiwanie stabilnych instytucji (s. 188). Putin znów zetatyzował gospodarkę, jeśli cena ropy spadnie, Rosja też padnie uważa Sorman (s. 189). Chiny mają nadal pańszczyźnianą siłę roboczą, więc trudno oczekiwać tam prawdziwej szybkiej modernizacji (s. 201). Chiny nie są alternatywą rozwoju dla Zachodu. KPCh żyje w wiezy z kości słoniowej.
Turecki islam zawsze był bardziej liberalny i feministyczny niż arabski, jeszcze prze 1921 rokiem (s. 206). Sekularysta Sekvet Pamuk uważa, że mimo AKP Turcja nie islamizuje się bardziej niż dawniej (s. 207). To raczej wzorowana na francuskiej socjalistycznej biurokracji lat 20. XX wieku, kemalistyczna biurokracja hamuje rozwój Turcji, a nie islam (s. 208). Porażka AKP w związaniu z UE, może oznaczać dalszą islamizację, uważa Sorman, dlatego jest za wejściem Turcji do UE. Turcja w UE byłaby ciosem dla radykalnego islamu. Arabskie gospodarki do dziś toczy rak socjalizmu, przeszkadza też klanowość, sam islam nie – w końcu Mahomet był kupcem.
Jedna trzecia ekonomistów na Harvardzie to Europejczycy (s. 219). W latach 1945-1980 Europa Zachodnia rozwijała się szybciej niż USA. W latach 80 to raczej Europa się zmieniła niż USA; ekonomia twórczej destrukcji została tam zniesiona, dziś by założyć firmę w USA dopełniasz 4 formalności, we Francji 15 (63 dni), nagle Szwecja stała się najbardziej amerykańska i elastyczna (s. 222). Alberto Alesina uważa, że Europejczycy są generalnie marksistami, a Amerykanie kalwinistami, stąd ci pragną socjalu, a tamci niższych podatków (s. 223). W Europie pomoc dla biednych jest mało skuteczna, ale współczucie przeważa totalnie nad skutecznością. Rząd Włoch nie przyjął propozycji Alesiny by ustanowić dzień pracodawcy. Tyrania ststus quo w Europie jest zdaniem Miltona Friedmanna nie do ruszenia (s. 224). Bezrobocie jest najmniejsze tam gdzie można najłatwiej zwalniać pracowników; w Danii, Holandii i UK, dlatego Oliver Blanchard z MIT proponował Francji podatek od zwalniania z pracy. Thomas Moore (instytut Hoovera) w 1984 skończenie z subwencjami i uwolnienie zawodów (zniesienie licencji). W 2004 roku zrobili to Niemcy – nie żałują (s. 228). Niemiecka decentralizacja przemysłu i strach przed inflacją przeważyły nad marksizmem. Bruksela walczy z monopolami, ale nieskutecznie, woluntaryzm francuskiej biurokracji zdaniem Alesiny, odbiera siłę ekonomiczną całej KE.
Japonia od 2000 roku dopiero walczy z klientelizmem (s. 239), ale jednocześnie Japończycy urażeni europejskimi porównaniami do mrówek zaczęli pracować mniej. Banki nadal są rodzinne czyli nieco mafijnopodobne, pożyczają kuzynom, zamiast tym wypłacalnym. Być może starzejące się społeczeństwo Japonii, tak samo jak francuskie tak woli i był to świadomy wybór stagnacji zastanawia się Sorman. Sorman przypomina o związku pokoleń i międzypokoleniowej solidarności których zwolennikiem był Adam Smith (s. 249). Nicolas Stern, były doradca Blaira postuluje od 2006 roku, dołączenie rachunku ekonomicznego do ideowego dotąd jedynie sporu o ocieplenie klimatu. Romantyczni Europejczycy czczą przyrodę, USA są prometejskie, Chiny nie wierzą w raj, i nie planują na przyszłość tak nieokreśloną. Koszt zalania Miami jest to 23 mld $, koszt zbudowania ratującej je tamy to 5 mld $ – tak racjonalność z ekonomia przesądza o budowie tamy (s. 254). Nie wszystkie jednak skutki ocieplenia są negatywne; więcej ludzi ginie z zimna niż z upału w Europie (z zimna rocznie 1,5 mln, z upału – 0,2 mln).
Podobnie jak Sorman uważam globalizację za zjawisko pozytywne, a krytykę zjawiska za nieżyciowe postkolonialne bzdury socjalistów, natomiast w ramach świadomej umowy ekonomicznej o jakiej mówi autor: „Ekonomia nie kłamie”, myślę, że bez ekonomicznej edukacji i to wielofazowej, nie ma szans by ludzie w UE nie wybierali socjalu, i to mimo iż już raz socjaldemokraci musieli ciąć wydatki socjalne, by Azja zupełnie nie załatwiła europejskiej gospodarki, i pewnie będzie trzeba ciąć znowu, choć nikomu się to nie podoba. Bez dużej akcji edukacyjnej grozi nam zalew socjalistycznego populizmu, a lewica nie zna nauk ekonomicznych, ani żadnych innych, tworzy własne „nauki” i własną „moralność”. Nie zgadzam się z Sormanem w sprawie Keynesa, uważam, że faktycznie neoliberałowie, nawet ci umiarkowani jak on sam, nie doceniają roli popytu wewnętrznego, a kupować w sklepie może i biurokrata. Natomiast z grubsza zgadzam się z niego ideą racjonalności i konstatacją o powolne zmienianie się ekonomii w odpowiedzialną naukę. Cieszę się też, że choć Sorman chwali monetarystów i Friedmanna, dostrzega religijne absurdy Hayeka, któremu bardziej chodziło o cnoty konserwatywne niż naukę i dobrobyt i docenia zaangażowanie Keynesa na rzecz liberalnej demokracji w czasach pochodu totalitaryzmów.

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

      1. No to zaczynamy (będzie tego więcej): co do najważniejszych, podstawowych założeń ekonomicznych zgoda, dobre obserwacje Sormana i dobre wnioski. Nie całkiem zgodzę się, że ekonomia staje się nauką racjonalną. Część procesów ekonomicznych to zachowania masowe, które zawsze będą miały pewien udział emocjonalny, czyli irracjonalny. To co jednak się dzieje to wzrost znaczenia ekonomii jako wiedzy, głównie w świecie polityki. W przeszłości różnie z tym bywało.
        Czy kryzysy ulegną osłabieniu ? To zależy. Według mnie jeżeli laicyzacja będzie postępować to tak powinno być, ale jak wiemy, ten proces może iść różnymi drogami. Mamy wciąż wielki, niezależny od krajów międzynarodowy organizm finansowy, który ma zbyt wielką władzę. Dlatego może być destrukcyjny. Regulacje, które powstały po kryzysie w 2007 roku nie są wystarczające żeby takie niebezpieczeństwo odsunąć.
        Co do Silicon Valley to też niezupełnie tak. Cały Nowy Jork to pewien przykład emocjonalnych masowych zachowań. Tak jak artyści przybywali do Paryża, marzyciele o fortunie jadą żeby zobaczyć Wall Street (chociaż to nie ma sensu) tak samo Silicon Valley jest pewnym symbolem rynkowym.

        1. Sormam nie lubi bs i imf. Uważa że imf swe zadanie spelnil a bs nawet nie zaczął być przydatny. O tych instytucjach mówisz? Czy konsument jest nieracjonalny? Hmm na pewno na poziomie mody i urody ale Np wielu woli pić colę bo tak ją lubi że świadomie wybiera nieco gorsze zdrowie. Sormamowi chodziło przede wszystkim o porzucenie mrzonek antyglobalistów marksistów i merkantylizmu

          1. BS i IMF – ich nie da się lubić. Ale jest jeszcze władza korporacyjnych finansów. Nie widać jej na co dzień i to też jest jej siła. Jeśli jednak chodzi o antyglobalistów/marksistów to mogę po prostu nie rozumieć strategii Sormana.

      2. Globalne ocieplenie. Jakieś 20 lat temu poznałem ludzi z Lamont-Doherty Earth Observatory, którzy nad tym pracowali i uważam, że ich prace powinny być spopularyzowane. Kwestia czy będzie cieplej czy zimniej to tylko jedna część całości. Najważniejsze jest, że globalne ocieplenie zakłóca obieg wody w przyrodzie. Nawet jeżeli będą jakiekolwiek pozytywne tego skutki to od strony gospodarczej wpływ tego zjawiska może być poważny.

  1. Panie Piotrze,
    Dziękuję za to b. skrótowe omówienie. Po książkę na pewno sięgnę a z Pana wieloma poglądami (wyrażonymi w tym innych wspisach) zgadzam się w zupełności. Apeluję jednak o korektora. Styl, interpunkcja, przeskoki myślowe – tego nie da się czytać. Z trudem przebrnąłem przez powyższy tekst. Sam piszę równie źle ale zawsze proszę o niezależną recenzję i korekty swoich prac przed publikacją.
    Dziękuję za zaangażowanie na Nowym Racjonaliście (poprzedni zszedł na psy).
    pozdrowienia,
    Arek

  2. Ksiazka Sormana jest gloryfikacja ekonomii wolnorynkowej. W wielkim uproszczeniu Sorman broni redukcji roli Panstwa do 'sprzatacza' po zalamaniach rynku urzadzonym nam przez wielkie korporacje, podczas gdy te nabijaja sobie wielka kase. Obnizenie standardow, relaksacja prawa pracy, deregulacja, obnizenie podatkow, w tym podatkow najbogatszych i firm. Wszystko to, aby wielkie korporacje mogly zwiekszacs woje wysokie zyski. A kto obroni pracownikow? Nikt. Pracownicy maja byc wycyckani ze wszystkiego i tylko czekac az 1% zysku korporacji przefiltruje sie  na dno w ktorym zyja.
    Ekonomia wolnorynkowa jest przeciwienstwem stabilnosci. Prowadzi do rozlegulowania prawa czyli bezprawia.
    Ksiazkanie podaje danych. Ciagle tylko nakreca czytelnika jaka to ekonomia amerykanska jest najlepsza, jakie to amerykanie maja najlepsze zycie, jak sa super wyksztalceni. Gdzie tu przenikliwosc?
    W jaki sposob mozna tworzyc argumenty na wzrost ekonomii bez poparcia ich faktami? Gdzie sa detale, porownanie danych roznych krajow, ktore nadaje perspektywe argumentom? Moj tata uwaza ze za komunistow bylo lepiej bo nie bylo bezrobocia. Takie same argumenty podaje Sorma – jednostronne, bez zadnych dowodow, bez zadnych wyjasnien.
    Jesli chcecie poczytac o ekonomii i sie czegos nauczyc polecam ksiazki Ha-JoonChang.
     
     

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *