Moja historia jest skomplikowana, naprawdę skomplikowana.
Ja odróżniam religię w wymiarze społecznym od religijności w wymiarze osobistym. To nie chodzi o to, że bronię jakichś konkretnych wierzeń, ale o to, że każdy ma prawo przeżywać swoje życie tak jak chce. Problemem jest dopiero tworzenie doktryny, narzucanie jej i „robienie” polityki z religii. No, wiadomo, o co chodzi. Prywatne intuicje ludzi, że być może istnieje coś, czego nie widać, nie są złem, złem jest dopiero twierdzenie, że to nie są jakieś intuicje czy marzenia, ale pewność i wszyscy powinni to uznać za pewność. Do samej wiary trudno miec większe pretensje, przynajmniej społeczne, co innego z religią instytucjonalną, która narzuca swoją doktrynę.