#1912
admin
Keymaster
0p

Pojedynczy głos nie ma w takiej ilości głosów znaczenia. Z nim, czy bez niego, sprawa potoczy się tak samo.

Jedyny głos, jaki się tu liczy i de facto jedyne działanie wychodzi od człowieka, który petycję stworzył.

A jednak ciężko powiedzieć. Nie ma znaczenia, że pojedynczy głos nie ma znaczenia, to jak z wyborami, jeden głos się nie liczy, 100 głosów się nie liczy, to, czy 100 000 głosów zostanie czy nie zostanie oddanych, ma już spore znaczenie.

Jedyny głos, jaki się tu liczy i de facto jedyne działanie wychodzi od człowieka, który petycję stworzył.

Można stworzyć 100 000 osobnych petycji na ten sam temat, albo razem ze 100 tysiącami dopisać swoje zdanie podpisując jedną. Czy jedno bardziej skuteczne od drugiego, nie wydaje mi się.

http://www.theguardian.com/world/2013/jan/01/saudi-arabia-riyadh-poverty-inequality

25% ludzi żyje poniżej granicy ubóstwa.

Nawet to ubóstwo z artykułu całkiem bogate, niezły telewizor na zdjęciu:)
W moich materiałach 20%, ale to też nie ma znaczenia. Tak nie wygląda biedny kraj: ” new investments in infrastructure, industry, health care and education are spreading that wealth by the shovelful. A new underground-railway system for the capital, Riyadh, is to be dug, not one line at a time but all at once, with six full lines due to open by 2018. And this is just one rail project among many. The kingdom is to spend around $30 billion on mass transit for the cities of Jeddah and Mecca, as well as $12 billion on a high-speed link running 450km (280 miles) from Mecca to Medina, in addition to billions more on a national freight network. (…)
“The government keeps people quiet with money, and in the rare cases where that doesn’t work, with threats,” says a diplomat in Riyadh.”
http://www.economist.com/news/middle-east-and-africa/21595480-despite-their-immense-wealth-saudis-are-not-happy-no-satisfaction

Problemem nie jest bieda, ta jest wszędzie. Co łączy Sudan, Iran, Libię, Nigerię i Arabię Saudyjską? Bogactwo płynące z wydobycia ropy naftowej. Za ropą idą ogromne pieniądze, za które można kupić broń by siać terror, i ludzi, by miał kto terroryzować. Jednocześnie naród jest odcinany od części zdobyczy cywilizacji, zamknięty na wymianę idei, edukacja jest skupiona niemal wyłącznie na teologii, a ludziom funduje się życie w niezłych warunkach pośród nowoczesnej infrastruktury tworzonej przez zachodnich specjalistów, zapewnia opiekę zdrowotną – zachodnich lekarzy, udostępnia część zachodniej techniki (ale już nie swobodny dostęp do Internetu, prasy, międzynarodowej telewizji czy kina). Ludzi uczy się jedynie modlić i walczyć, by byli skrajnie niesamodzielni. A niepokornych torturuje się i publicznie zabija.
Teoretycznie, przy odpowiednio dużych pieniądzach można to zrobić w wielu miejscach, niekoniecznie pod hasłami Islamu.

bodzy, pisze Pan, są imigranci. Ciekawe, że zwraca Pan na to uwagę, zważywszy, że tak się Pan sprzeciwiał pojęciu granic;)

I znów korepetycje z Schopenhauera:) Nie sprzeciwiałem się pojęciu granic tylko ich nadrzędności. Skoro imigranci, to jakoś tę rzekomą nadrzędność pokonali. Ale przyjezdni, jeśli nie są rządzącymi lub przedstawicielami rządzących, rzadko stanowią prawo. A przyjeżdżają z biedniejszych, bardziej liberalnych krajów właśnie po to, by się wzbogacić. To samo czynią zachodni specjaliści, tylko startują z innego poziomu (i nawet kapliczkę w ambasadzie mieć mogą, my w zamian będziemy mieli meczet wahabitów).

Chodzi o niemożność zabicia przeciwnika. Ale też o tortury. Nie dlatego, że są skuteczne (bo nie są). Ale dlatego, że ich stosowanie jest manifestacją siły grupy.

Można zabić przeciwnika, w obronie koniecznej. Ale właśnie dlatego prawa człowieka wynikają z naturalnej potrzeby bezpieczeństwa, że każdy chce być od ryzyka torturowania go przez jakąkolwiek grupę manifestującą swą siłę bezpiecznym. I każdy chce mieć prawo do uczciwego procesu. Tylko w jeden sposób może to sobie zapewnić, zapewniając to wszystkim. Nie wynika to z pacyfizmu i dążenia do nadstawiania drugiego policzka. Przeciwnie, chodzi o to, by każdy, kto te zasady złamie, wiedział, że zostanie pojmany, uwięziony i osądzony. Bez względu na obecność czy brak granic.

A co ma inteligencja do moralności (tu raczej czynnikiem powinna być inteligencja emocjonalna)? Pies rozumie pojęcie zła i dobra. Rozumie normy i potrafi się do nich dostosować. Jeśli decyduje się te normy złamać, to trzeba by go traktować jak człowieka.

Skąd to panu przyszło do głowy? Psy nie wybierają spośród możliwych do przyjęcia norm ani ich nie tworzą. Działają na zasadzie: bodziec – reakcja. Nie rozumieją korzyści oddalonych w czasie. Można je wytresować, stosując natychmiastowe nagrody lub kary, ale nie przekonać. O moralności może być mowa jedynie tam, gdzie jest wykształcony język.

Tego dowodzą choćby różnice w zachowaniach ludzi i różnicach w wartościach zależne od kultury, w jakiej jednostka wyrosła.

Równie dobrze mogłyby przeczyć temu podobieństwa. Na różnice w zachowaniach ludzi większy wpływ ma różnica w rozwoju cywilizacyjnym. Postępowi w rozwoju techniki towarzyszy postęp w rozwoju etyki. A nieliczne tylko kultury są całkowicie odizolowane od świata. Nawet i tu, w momencie, kiedy pojawia się nowa idea, wypracowana samodzielnie lub przekazana przez przybysza z zewnątrz, za jej przyjęcie lub odrzucenie odpowiada poznający ją człowiek. Są normy lepsze i gorsze. Przyjęcie jednej religii oznacza odrzucenie wielu innych idei (w tym innych religii oraz ateizmu).
Czyli i wola, i okoliczności, bo nie można zaakceptować tego, czego się nie zna, ale nie jedno zamiast drugiego. I dlatego w momencie, w którym ktoś chce przejąć część zdobyczy technicznych i używać ich do podtrzymywania archaicznej, barbarzyńskiej etyki, nie należy obojętnie mu na to pozwalać. Także dla własnego dobra. Zresztą trudno mówić o zostawieniu w spokoju, jeśli się z nimi handluje.

No to teraz druga zagadka.

Zagadką to dla mnie jest, dlaczego myśli pan, że tworzenie dalekich i coraz bardziej pokrętnych analogii by zastosować je do jakieś wypaczonej wersji metody sokratejskiej miałoby służyć udowodnieniu, że ofiara jest winna.

Czyli jeśli ktoś np. nie wie, że w Polsce nie wolno zabijać ludzi, albo okaleczać kobiet, to jak kogoś zabije – jest usprawiedliwiony?

Nie jest. Jedynym usprawiedliwieniem zabójstwa jest obrona życia. Ale tyczy się to wyłącznie morderców.

3 lata to kawał czasu, żeby się dowiedzieć co i jak działa.

Wydaje mi się, że wcześniej był tylko jeden przypadek kary śmierci za apostazję. Było też jakieś ukamienowanie za cudzołóstwo. Groźby natomiast w tamtych rejonach powtarzane są stale. Wszystko wskazuje na to, że tym razem faktycznie chcieli to zrobić. Miała prawo nie wiedzieć. W przeciwieństwie do Arabii Saudyjskiej, akurat w Sudanie to jeszcze nowinka etyczna.

Sol

A niby czemu służą naciski społeczności międzynarodowej, jak nie uświadamianiu im tego?

Czemu służą? Zaspokojeniu potrzeb społeczności międzynarodowej.

Temu także, jedno drugiego nie wyklucza.

Oni tam nie są konfrontowani z ideą, a z oczekiwaniami jakichś obcych ludzi.

W procesie nauczania ważny jest nie tylko element przekazania informacji odnośnie tego, co należy zrobić, ale także pozwolenie zrozumienia celu działania. Oni tego nie dostają.

Petycje skierowane są do rządzących, to nie demokracja, nikt nie przewiduje referendum. Są uzasadnienia, w tej linkowanej było miejsce na własny przekaz „dlaczego to ważne”. Ale nie sądzę, by akurat przywódcy nie znali argumentów drugiej strony, albo by zapoznali z nimi rządzonych. Minimum to to, żeby sami czuli presję.
Ale jeśli ma pan pomysł, co lepszego można by zrobić (prócz zostawiania w spokoju, bo to akurat kiepska idea), chętnie poznam. Temu pierwotnie miał służyć ten wątek. Zresztą gdyby uważający się za lepszych ateiści zaczęli czymś się odróżniać od osób religijnych i starali się stanąć w obronie wolności poglądów każdego (ale tylko na kształt własnego życia), zamiast wyłącznie zajmować się sobą i najbliższym otoczeniem, mogliby się jakoś odróżnić od wszelkiej maści religii, także z wizerunkową korzyścią dla siebie. Bo nadaktywni antyklerykałowie bardziej szkodzą tymi igrzyskami niż pomagają.

Broniłem tezy, że to nie nasza sprawa – ale, o dziwo, z powyższą tezą się zgodzę. Kultury nie można sobie zmienić za pstryknięciem palca. Ona musi zostać wypracowana przez tamtych ludzi – nie może zostać im dana.

Kultura zmienia się pod wpływem kontaktu z innymi kulturami. Jeśli nasza jest lepsza i ma przetrwać, musimy przynajmniej tyle samo lub więcej wysiłku wkładać w rozpowszechnianie jej, ile wkładaj go ci którzy chcą zmienić na gorsze naszą. Więc nie śmierć niewiernym a islam zapanuje nad światem, czy śmierć niewiernym, a zapanuje chrześcijaństwo, komunizm, czy co bądź. W zamian życie każdemu, kto nie chce nas zabić i prawo do decydowania za siebie, jeśli przemocą nie zmusza do wyznawania tych samych poglądów innych. Plus kilka nadrzędnych, nienaruszalnych praw człowieka.

No i co społeczność międzynarodowa zrobi, jeśli ją zabiją? Wyśle odrzutowce? Przestanie jeździć samochodem? Społeczność międzynarodowa zrobi to, co zawsze w takich sytuacjach. Wzruszy ramionami i zapomni.

Coś tam może zrobić, obawiam się wprawdzie, że moje pomysły okażą się równie naiwne jak to zwiększanie bezpieczeństwa przez zwiększenie ilości kamer, ale zamiast bombardowań (ewentualnie zniszczenie infrastruktury służącej wydobyciu ropy się sprawdza, ale jak znam życie, będzie konflikt interesów), można zagrozić przeszkoleniem i dozbrojeniem opozycji, od której ropę można kupować potem z bonifikatą… Choć lepiej grozić niż spełniać te groźby, bo mimo że Afganistan był sukcesem USA, potem ta sama broń służyła do walki z nimi. Ale to podobnie jak z kamerami, dzieje się stale, zakulisowo i z różnym skutkiem, ale się dzieje, o ile politycy widzą w tym interes (sami, lub pod wpływem nacisków). Oczywiście lepiej by taką politykę mogła prowadzić świecka UE, niż USA czy Izrael. Ale na razie o to trudno. Być może problem rozwiąże się gdy stworzy się alternatywne do ropy i gazu źródło zasilania. Jednak i wtedy trzeba będzie wyedukować i przez jakiś czas pewnie wykarmić sporo ludzi, żeby nas w zamian nie pozabijali. Więc rozszerzanie Unii Europejskiej, z czasem także poza Europę, ale z zachowaniem świeckości państwa i praw człowieka, oraz niwelowaniem różnic w infrastrukturze i edukacji, też jest pewną możliwością na przyszłość. To tyle jeśli chodzi o moje oddalenie się od tematu. Tymczasem mam nadzieję, że Meriam Yahia Ibrahim się jednak uratuje.