Lasy i pola, a później świt polskiego baroku

 

 

Przedostatni dzień Wratislavii Cantans (14.09.2019) przyniósł nam kolejne zapadające w pamięć wydarzenia. Wpierw znaleźliśmy się symbolicznie na wrocławskim dworcu w 1946 roku, gdzie repatrianci z Podola, Bośni, Podhala i Bieszczad wykonywali ludowe pieśni w drodze do swojego nowego domu na Dolnym Śląsku. Później spotkaliśmy się z twórczością polskiego mistrza wczesnego baroku, Mikołaja Zieleńskiego.

 

Bohaterami spotkania symbolicznych przesiedlonych na symbolicznym dworcu wrocławskim (tak naprawdę była to Sala Czerwona NFM znana już dobrze Czytelnikowi z licznych recenzji) byli artyści ludowi nagrodzeni na prestiżowym festiwalu w Kazimierzu Dolnym, a działający na co dzień w naszej pięknej krainie nadodrzańskiej i podsudeckiej. Spotykałem ich już nieraz na falach nie odrzańskich, ale Radiowej Dwójki; lecz muzyka ludowa na żywo brzmi zupełnie inaczej niż ta przekazana przez radio, a w moim wypadku – przez streaming na smartfonie. Bogactwo zaśpiewu ludowych mistrzów zamknięte w mozaice bitów i bajtów traci swoją ostrość, wiosenną świeżość i zaskakującą niekiedy głębię. Gdy zatem usłyszałem naprawdę te głosy (bo spektakl był czysto wokalny, bez instrumentów) wzruszyłem się i kryjąc się przed innymi krytykami zgromadzonymi na sali niejedną łzę otarłem.

 

To całkiem dobry pomysł, tak swoją drogą, poświęcić jeden koncert Wratislavii naszej muzyce ludowej. Czasem zdarzają się na tym festiwalu prezentacje innych tradycji muzycznych i czasem mają one w sobie coś ludowego. A to Peres przyjedzie z Korsykanami, a to chór Bułgarów zagrzmi na poły klasycznie, na poły ludowo, a to Le Poeme Harmonique owinie Stabat Mater Pergolesiego w bardziej ludowy włoski mistycyzm. Ale żeby ktoś wcześniej zaprosił nas do polskich lasów i na polskie pola – nie pamiętam. A przecież muzyka dworska, mieszczańska i ludowa przenikały się przez wieki. Czasem chłopi zachowywali starą wiedzę muzyczną zarzuconą przez mieszczan i dworaków dla nowomodnych brzmień. Innym razem szukający nowego kompozytor, taki jak choćby Chopin czy Szymanowski, ale też Paderewski czy Górecki, brał ludową materię i w oparciu o nią rozwijał swe światy.

 

Koncert prowadził Henryk Dunin, zarysowując kontekst słuchanych pieśni i tradycji. Wystąpiły cztery ludowe zespoły i pięć znakomitych solistek. Joanna Matusiak swoim wspaniałym mocnym głosem pokazywała oryginalną ostrość ludowych harmonii, fascynujących i niemal egzotycznych w swoim burzliwym zaśpiewie. Michalina Mrozik, nestorka ludowych tradycji, imponowała czystością stylu i mimo sędziwego wieku, piękną barwą głosu i jego niezwykle oryginalną emisją, wibrującą w myślach i w sercu. Znała także pieśń, którą znali być może już husarzy Sobieskiego. Zofia Tarasiewicz pokazywała cudowną paletę brzmień góralskich. Najmłodsza z wykonawczyń, Oliwia Łuszczyńska, zachwycała cudownych głosem, ognistą ekspresją (ale też liryzmem) i ogromnym wyczuciem stylu. Słuchając tak młodej mistrzyni ludowego śpiewu mogliśmy być pewni, że tradycja żyje i żyć będzie. Wreszcie Feliksa Cierlik prezentowała duże możliwości ludowej ironii i satyry.

 

Jeśli chodzi o zespoły, to zupełnie zbijała z nóg wielogłosowa muzyka Łemków zaprezentowana przez „Łaskowiczkę” z Przemkowa. Piękne melodie i wielką ekspresję wykonawczą miał Góralski Teatr Pieśni „Dunawiec” ze Zbylutowa. Zespoły Gościszowianie i Waliszowianie, nazwane od swych miejscowości, prezentowały nieco mniej odległe od codziennych doświadczeń muzycznych światy, ale także pięknie.

 

Zapewne niejeden miłośnik muzyki ludowej dodałby do każdego z tych artystów i każdej z tych grup wielostronicową historię wędrówki tradycyjnych brzmień i ich ewolucji, będącej w rękach wybitnych twórców. Ja muszę się teraz udać w inną stronę, ale nietypowy jak na Wratislavię koncert polskiej muzyki ludowej udał się nadzwyczajnie i zdecydowanie nie obniżył ogólnego poziomu artyzmu, który w tym roku wysoki jest jak tatrzańskie turnie.

 

Na drugim sobotnim koncercie, w cudownie barokowym wnętrzu kościoła uniwersyteckiego, Andrzej Kosendiak i Wrocław Baroque Ensemble zaprezentowali twórczość Mikołaja Zieleńskiego, o którym nie wiemy zbyt wiele poza tym, że był wspaniałym, wczesnobarokowym twórcą, który mógłby się znaleźć na płycie z Garbrielim czy Monteverdim nie wzbudzając żadnych kontrowersji i podejrzeń o narodowy nepotyzm. Płyta powstanie, co jest świetnym newsem, bowiem koncert był znakomity. Wspaniała muzyka zyskała godnych siebie wykonawców.

 

Wrocław Baroque Ensemble / fot. Łukasz Rajchert

 

Łowicki dwór prymasa Polski, arcybiskupa gnieźnieńskiego Wojciecha Baranowskiego, to miejsce, gdzie zachowały się pewne ślady istnienia i działalności Mikołaja Zieleńskiego (II poł. XVI w. – po 1615). Dzięki Baranowskiemu ukazało się w roku 1611 w weneckiej oficynie Giacoma Vincentego dwutomowe dzieło kompozytora Offertoria totius anni i Communiones totius anni. Zbiór zawiera utwory napisane w najnowszym stylu swoich czasów, niemalże jeszcze nieznanym na północ od Alp w tym okresie. Badacze nie mają pewności, czy pochodzący z Warki Zieleński studiował muzykę we Włoszech. Jeśli nie, mielibyśmy w naszym kraju kompozytora – czarodzieja, który wydedukował najnowsze sploty rodzącego się baroku zupełnie sam z siebie, lub też opierając się na wciąż jeszcze dość zdawkowych notacjach dzieł innych kompozytorów.

 

Szymon Starowolski pozostawił nam w 1627 roku krótką informację sugerującą, że Zieleński studiował w Italii. Jeśli biskup Baranowski zatrudnił kompozytora z Warki wcześniej, niż sugerują dokumenty, ten mógł z nim odbyć podróż do Rzymu i Mediolanu na przełomie lat 1595 i 1596. Tylko czy rok albo mniej to dostatecznie wiele czasu, aby opanować sztukę wczesnobarokową w jej najbardziej wyrafinowanej odmianie? Przełóżmy to na inne sztuki. Wyobraź sobie, Czytelniku, że żyjesz ok. 1562 roku. Do tej pory rzeźbiłeś portal pałacu w Warce. 12 marca przyjazny patron mówi do Ciebie: „Janku, weź dłuta, jadę na siedem miesięcy do Rzymu. Jest tam taki rzeźbiarz zwany Michałem Aniołem. Nauczysz się rzeźbić jak on…”. Tak też się dzieje i po krótkim kursie u Michelangela Buonarrotiego wraz z nim wykuwasz pierwsze zręby baroku, tyle że nie w Rzymie, a w Łowiczu. Brzmi to dość niezwykle, ale kto wie?

 

Koncert monograficzny dzieł Mikołaja Zieleńskiego dedykowany był Andrzejowi Markowskiemu, twórcy Wratislavii Cantans. Dlatego też rzecz cała zaczęła się od Magnificatu, którym zainaugurowano ten sam festiwal 54 lata temu. Później było wiele form znacznie drobniejszych, również dwa utwory czysto instrumentalne. Poziom muzyki i poziom zespołu były zachwycające. Gdybym nie dowiedział się, że zaraz po Wratislavii rusza nagrywanie tego na płytę, popełniłbym chyba seppuku z niecierpliwości.

 

Moje początkowe porównanie z Gabrielim i (nie późnym) Monteverdim nie było przypadkowe. Muzyka Zieleńskiego jest pełna wyrafinowanej architektury, zawdzięczającej swoje dostojeństwo polichóralności. Potężną i niską podstawę tej zawrotnej architekturze zapewnili puzoniści – Ferdinand Hendrich, Masafumi Sakamoto i Karl Heinrich Wendorf, którego potężny instrument zdawał się nie mieścić w barokowej przestrzeni dawnej kolegiaty jezuitów. Grały też dwie inne legendy – Bruce Dickey na kornecie i William Lyons na dulcjanie. Inni muzycy Wrocław Baroque Ensemble dorównywali wspaniałym kolegom, Zbigniew Pilch na skrzypcach, Jarosław Thiel na wiolonczeli, Marta Niedźwiecka na pozytywie, Aleksandra Rupocińska na klawesynie, Anton Birula i Premysl Vacek na teorbach, Julia i Krzysztof Karpeta na gambie i violone, a także wielu innych. Finezja i siła splatały się w jeden, całkiem paradoksalny muzyczny organizm. Paradoksalność też tu nie była dziwna, bowiem współtworząc barok trzeba wziąć całe garście manieryzmu, a czasem i stanąć mocno na gruncie brzmień renesansowych. Tak jak Giovanni Gabrieli, tak jak Claudio Monteverdi.

 

Rzecz cała nie mogłaby się odbyć bez wspaniałych śpiewaków. Swoim świetlistym głosem błyszczała nad tą muzyką łowickiego Rzymu Aldona Bartnik. Dzielnie jej dotrzymywała kroku Aleksandra Turalska. Piękne było brzmienie kontratenorów – Piotra Olecha, Barta Uvyna i Piotra Łykowskiego. Dlaczego aż trzech? – zapytacie. Choćby Magnificat podzielony był na trzy chóry, oto dlaczego. Dalej – świetne tenory. Niezrównany stylista Maciej Gocman, który ciągnie do poziomu doskonałości dwa światy – i ten średniowieczny z Ars Cantus i ten barokowy z zespołami Andrzeja Kosendiaka. Poza Gocmanem – Benjamin Glaubitz i Florian Cramer. W Łowiczu i Gnieźnie strojono instrumenty nader nisko. Zatem puzony musiały spotkać się z basami. Tomas Kral, Jerzy Butryn, Jaromir Nosek i Szczepan Nowak brzmieli potężnie na chwałę naszej Rzeczpospolitej i zapewne tej Weneckiej, choć nikt nie wie, czy Zieleńskiego ona widziała… Niech zatem teraz zobaczy. Czekamy na płytę, melomani z dzisiejszej Wenecji będą mieli okazję przeżyć szok poznawczy, odkrywając Gabrielego Północy, jakim był Mikołaj Zieleński.

 

 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *