Dziękujemy za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta. Dariusz Gzyra, Joanna Hańderek i Andrzej Dominiczak

 

Zapraszamy na rozmowę z autorem. Fragment książki Dariusza Gzyry: "Kiedy myślę o zaangażowaniu w obronę zwierząt, myślę o trosce o miliardy krzywdzonych – teraz i w przyszłości. Większości nigdy nie zobaczę, nie dotknę, nie zdołam rozpoznać pośród miliardów im podobnych. Moja troska jest pojemna i dalekosiężna. Reaguję na przykład na krzywdę fok umierających tysiące kilometrów ode mnie, w miejscu, którego nie znam i pewnie nie poznam. Co roku zabija się ich wiele tysięcy, ponieważ mają ładne futro. Ludziom nie wystarcza podziwianie go, chcą je posiadać. Potrafię więc poświęcić mój czas, nawet dużo czasu, żeby się upomnieć o te zwierzęta, choć jest ich tak wiele i są tak daleko. Ale to widok jednego bezradnego zwierzęcia krwawiącego od uderzenia w głowę pałką kanadyjskiego, rosyjskiego, namibijskiego myśliwego wystarcza, żeby odczuwać wściekłość, smutek i sprzeciw. Ta jedna istota, pokazana na zdjęciu w zbliżeniu, nawet jeśli w moich ułomnych oczach wydaje się prawie identyczna z innymi, jest zupełnie wystarczająca. Nie zapomnę obrazu foczego szczenięcia, które po uderzeniu miało krwotok, ale wciąż żyło. Przy jego dziurce od nosa pojawiła się krwista bańka utworzona przez gasnący oddech. Każdy mój kolejny odruch współczucia wobec następnych dziesięciu, stu, dziesiątek tysięcy fok jest już tylko pogłosem pierwszego zdarzenia. Nikt nie wytrzymałby wściekłości i smutku zwielokrotnionego w tym samym stopniu, jak zwielokrotnione jest cierpienie poszczególnych istot. Z konieczności więc i dla mojego własnego dobra coś dzieje się z moją empatią. Znieczulam się, moja empatia próbuje stać się hurtownikiem. Jak to dobrze, że mogę skorzystać z protezy mojej racjonalności, sięgając po zasady i pojęcia, na przykład po sprawiedliwość i bezstronność. Chłodne i mechaniczne, w pomocny sposób bezosobowe, dbają o stałość moich uczuć, które nie gasną, kiedy sięgam za ich pomocą do odległego tłumu ofiar."

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

14 Odpowiedź na “Dziękujemy za świńskie oczy. Jak krzywdzimy zwierzęta. Dariusz Gzyra, Joanna Hańderek i Andrzej Dominiczak”

  1. Bardzo ciekawa rozmowa.
    Temat bliski mi i na różne sposoby "eksploatowany" przeze mnie. Zarówno w odniesieniu do zwierząt udomowionych, jak i dzikich. Dlatego też akurat w moim przypadku żadna z tych opowiedzianych historii nie jest wyjątkowa, jak nazwał je Pan Dariusz. Oczywiście to nie zmienia faktu, że dla absolutnej większości ludzi w Europie są to historie wyłącznie hipotetyczne i całkowicie zgadzam sie z tym, że dla codziennej praktyki ich życia są marginalne.

    Religia – o, tak, temat rzeka, jak religie, zwłaszcza te bliskowschodnie, czyli judaizm, chrześcijaństwo i islam, kształtowaly i kształtują całe systemowe myślenie o relacji człowieka do innych gatunków.

    "Siermiężność intelektualna Kościoła" – w punkt! Nic dodać, nic ująć.

    Andrzeju, bardziej lubiłeś psa niż jego "właścicielka"? No, właśnie. Bywa, że mam tak samo  :)) / :((  Smutne zjawisko, bo nie takie rzadkie, że "właściciele" niezbyt lubią swoje zwierzęta domowe.

    Udomowienie to oczywiście złożony temat. Całkowicie zgadzam się, że tracąc możliwość kontaktu z domowymi "pupilami" stracilibyśmy coś niezastępowalnego. Inny aspekt jest taki, że te zwierzęta już są udomowione, aby z tego udomowienia zrezygnować, musielibyśmy pozwolić wymrzeć tym gatunkom. W tym momencie rodzą się oczywiste pytania: czy to rozsądne? czy mamy takie prawo i czy nie byłaby to próba negowania ewolucji własnego gatunku i również ewolucji (wymuszonej ludzkim działaniem, ale jednak jakiejś ewolucji) tych gatunków udomowionych?

    Jeszcze inny aspekt udomowienia, to ten, że to prawdopodobnie dzięki temu, że mamy tak bliskie kontakty z domowymi pupilami, staliśmy się zdolni lub przynajmniej bardziej zdolni do dostrzeżenia podmiotowości zwierząt w ogóle. No i automatycznie pojawia sie dalsze pytanie, czy w takim razie zrezygnowanie z tych bliskich kontaktów z np. psami, nie sprawiłoby, że stracilibyśmy tę wrażliwość, bo nie mielibyśmy żadnych okazji do osobistego, codziennego doświadczania tej podmiotowości?

    Można oczywiście na ten temat długo dyskutować.

    Andrzeju, ta sytuacja, w której broniłeś psa będącego pod twoją opieką przed psem atakującym go, to była przecież klasyczna sytuacja bronienia członka własnego stada. To samo robi rodzic (czy inny członek rodziny), gdy dziecko (lub inny członek rodziny) zostaje zaatakowane. 

    Oczywiście to, że to naturalne, nie umniejsza Twojego bohaterstwa w moich oczach!  :))  Choć z drugiej strony nie wiem, czy powinnam tak pisać, bo sama bywałam w takich sytuacjach i to nie raz, więc może to wyglądać na przypisywanie bohaterstwa samej sobie…  :)));)  No, ale skoro już się pochwaliłam, to będę konsekwentna i dopowiem, że jedna z takich sytuacji nie dotyczyła agresywnego "brytana" (kto dzisiaj używa tego określenia..?  :));) ), tylko dzikiego zwierzęcia i nie chodzi o złego królika  :))  tylko o dziko żyjącego dużego drapieżnika, który może zabić i zjeść, także człowieka i takie przypadki bywają. Zrobiłam to samo, co Ty, tylko bardziej  :))  bo sytuacja tego wymagała. Obrona członka stada, jakim jest pies, z którym się żyje, jest odruchem absolutnym, można powiedzieć. Nie umiem sobie wyobrazić, bym mogła zareagować inaczej. Oczywiście, że zaraz pojawia sie pytanie o ewentualne dalsze konsekwencje – a co, jeśli broniąc jednego zwierzęcia zabijesz drugie? Ja w tym momencie celowo je pomijam. Ty nie zabiłeś tamtego brynana, ja nie zabiłam tamtego drapieżnika, na szczęście skończyło się na "pogonieniu" agresora, a to nie jest wątpliwe moralnie. Oczywiście kopniaki, które zastosowałeś odruchowo, nie są łagodnym sposobem perswazji, ale były adekwatne do sposobu agresji i całej sytuacji. Teoretycznie mogły zrobić krzywdę brytanowi, ale najprawdopodobniej nie zrobiły większej niż siniaki. Nie atakowałeś tego psa z nieprzymuszonej woli, tylko w obronie koniecznej członka stada.  

    A co do ratowania zwierzęcia np. tonącego w bagnie. Też uważam, że ratować i ratowałam. Nie jest żadną nowością w naszej wiedzy, że zwierzęta też ratują się nawzajem i to nie tylko w obrębie własnego gatunku. Mało tego, znane są przypadki, gdy gatunki naogół sobie "wrogie" potrafia sobie pomagać.

    1. Orionis, dzieki za komentarz. Jutro napisze więcej, a dzisiaj tylko chce powiedzieć, że nie traktuję pieska, ktorego bronilem, jako członka mojego stada. Z jej punktu widzenia pewnie tak to jest, ale ja nie widze i nie mysle w tych kategoriach Bafi, tak ma na imię, jest po prostu moja serdeczną przyjaciółką i podopieczną.   

      1. Andrzeju, jeśli Bafi jest Twoją przyjaciółką i to serdeczną, to należy do twojego stada. "Stado" to przecież określenie umowne. Jeśli ktoś jest dla nas w jakiś sposób przyjacielem, to w jakiś sposób go kochamy, a skoro kochamy, to jest "nasz". 

        Ja, muszę przyznać, mam tu ten problem, że dla mnie to wszystko należy do mojego stada  :)))  Czuję się spokrewniona i/lub zaprzyjaźniona z całą kulą ziemską i jeśli gdzieś poza nią jest życie, to też  :))) 

        Jednocześnie jednak mam racjonalną świadomość, że z wzajemnością (szeroko rozumianą) różnie bywa, zwłaszcza wśród ludzi  :));)  a co za tym idzie nie ufam bandytom i oszustom oraz oczywiście nie próbuję przytulać wkurzonych hipopotamów i jadowitych węży  ;))) 

        1. Orionis, przecież rozumiem, o co chodzi z tym stadem, że to umowne, ale w moim osobistym rozumieniu jednak jest inaczej. Dla mnie stado do owszem grupa nieautonomicznych jednostek polaczonych jakąś przyczyną zewnętrzną, np. wiarą lub p[rzynależnością do gatunku, a przyjaciele tworzą grupę zupełnie innego rodzaju, jednostek autonomicznych, ktore tworza grupe w wyniku osobistego wyboru i w tej grupie pozostją sobą. Dla mnie to fundamentalnie wazne rozroznienie, na co zwarcam uwagę, gdy komuś wyjaśniam, dlaczego ateizm moim zdaniem nie jest zagrożeniem dla wspólnoty. Jest w tym sensie, ze wspolnota ateistyczna jest słabsza, ale jak juz jest, to jest prawdziwie ludzka, wspolnota przyjaciół., a nie członków stada.      

        2. I bardzo słusznie, że tłumaczysz Bafi, jak rozumiesz wspólnotę. Ja też często to tłumaczę psom i jestem absolutnie pewna, ze rozumieją doskonale.

          😀 😀 😉

          Ja w pewnym sensie podałam definicję "stada" i mówiła ona właśnie o przyjaźni i miłości jako wyznacznikach przynależności, więc ta moja "definicja" nie miała nic wspólnego z brakiem zindywidualizowania, a wręcz odwrotnie, chodziło właśnie o podmiotowość.

          Oczywiście, że istnieją takie zachowania jak np. wspomniany przez Ciebie owczy pęd, które są automatyzmami niezindywidualizowania (hm, nawet niemiecki nie powstydziłby się długości wyrazów  😉  jęz. niem. słynie z długich slów  🙂  ), ale obrona członka "stada" akurat do nich nie należy, zwłaszcza, że prawie zawsze wiąże się z ryzykowaniem własnego bezpieczeństwa, a to wymaga sporej dawki indywidualizmu i dużego przywiązania do innych wartości. 

  2. Ja bym proponował najpierw zapewnić bezpieczeństwo obywatelom UE potem zrobić coś dla krajów pochodzenia imigrantów by tam się żyło lepiej i nie musieli uciekać do nas. A bestiae to jak starczy czasu. Pozdrawiam

    1. Ja bym proponował najpierw zapewnić bezpieczeństwo obywatelom UE 
      +====
      Ty to proponujesz, żeby ludziom odebrać obywatelstwo UE, a do tego nic nie robisz w celu "zapewnienia bezpieczeństwa".

  3. NIEZGODZE SIE Z TOBA PIOTRZE TYM RAZEM – TRZEBA DZIAŁAC ROWNOLEGLE – ZŁO BEZDUSZNOSC -CIERPIENIE -BESTIALSWO -GŁUPOTA–JEST JEDNO I TO SAMO I WSZEDZIE TRZEBA GO ZWALCZAC WSZEDZIE TRZEBA— MAM TAKI SMIESZNY ARGUMENT OD UFOWCÓW /TYCH CO UWAZAJA ZE UFO NAS ODIEDZA I KOTROLUJE -OBSERWUJE CO DZIEJE SIE NA ZIEMI ZNACZNIE PRZEWYZSZAJACA NAS CYWILIZACJA – DLA KTÓREJ JESTESMY PRYMITYWNYMI DZIKUSAMI /— I NIECHCA Z NAMI SIE KOMUNIKOWAC BO JESTESMY BRUTALNI DLA SIEBIE I DLA SWYCH BRACI MNIEJSZYCH —NIEDOROSLISMY DO MIANA ISTOT WSPÓŁODCZUWAJACYCH – GODNYCH MIANA UCZESTNIKA MIEDZYGALAKTYCZNYCH CYWIKIZACJI – BARDZO DUZO NAM BRAKUJE DO TEGO TECHNIKA JEST – A ROZWOJ EPAYCZNY DALEKO W TYLE 

  4.  

     

     

     

     

    Definiuję tak, bo stado, czy to zwierząt, czy ludzi, jest rownież symbolem niezindywidualizowania, kieruje się stadnym odruchem, podąża bezkrytycznie za przywódcą itp. 

     

     

    Defi

      1. O odruchu stadnym mozemy mówić całkiem serio, gdy chcemy podkreśli, że jakas grupa zareagowała jak stado wlasnie, gdy jej członkowie npodąyli za czymś lub za kimś bezkrytycznie, bezrefleksyjnie, asutomatycznie. Np. finansiści używają tego zwrotu całkiem serio, pisząc o panice na giełdzie.  

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwa × jeden =