Bardzo się cieszę, gdy na rynku pojawiają się nowe nagrania muzyki Andrzeja Panufnika. W moim wypadku składają się na to dwa powody. Po pierwsze Panufnik był jednym z największych powojennych polskich kompozytorów, który odszedł od neoklasycyzmu w bardzo ciekawy sposób. Po drugie, z uwagi na to, że Panufnik uciekł przed kajdanami PRL do Zjednoczonego Królestwa, wpisał się też w tradycję brytyjskiej muzyki klasycznej, która (jeśli chodzi o XX wiek) jest znacznie mniej znana niż poczynania Niemców, Francuzów, Amerykanów czy Włochów, a jednak zasługuje na uwagę. Intrygujące jest zatem dla mnie u Panufnika połączenie naszego żywiołu klasycznego, a trzeba przyznać, że polska szkoła kompozytorska po wyrwaniu się oków socrealizmu stała się jedną z bardziej znaczących na świecie, z żywiołem brytyjskim, który wciąż jest mało znany i nie dość dowartościowany. Znany jest głównie Britten, a przecież jest on tylko wierzchołkiem góry lodowej i to wcale nie najbardziej lśniącym.
Jakie są u Panufnika elementy polskie? W niektórych jego dziełach, zwłaszcza neoklasycystycznych z wczesnego znajdziemy inspiracje folklorem, wykorzystanie rytmów i melodii ludowych (zwłaszcza z regionu Podhala). Widzimy to doskonale w utworach takich jak Sinfonia rustica (1950).
Mamy też u Panufnika eksperymenty sonorystyczne i geometryczne struktury, charakterystyczne dla polskiej awangardy XX wieku (np. Kołysanka na 29 instrumentów smyczkowych i 2 harfy).Do tego dochodzi dramatyzm i emocjonalna intensywność – związane z doświadczeniami historycznymi Polski (np. Sinfonia elegiaca).
A co jest brytyjskie? Z pewnością mało agresywny neoklasycyzm zmieszany z subtelnym neoromantyzmem i precyzja formalna, Na przykład Sinfonia concertante na flet, harfę i smyczki. Mamy też u sir Panufnika harmonikę opartą na modalności, jakże brytyjskie nawiązania do tradycji angielskiej muzyki chóralnej (np. Universal Prayer na chór i orkiestrę). A przecież nasz album to właśnie dzieło umieścił na swym okładkowym sztandarze.
Zwłaszcza w późniejszym okresie Panufnika łączy z innymi ważnymi brytyjskimi twórcami abstrakcyjny intelektualizm, podobny na przykład wyrazowo i konstrukcyjnie do dzieł Michaela Tippetta (np. Sinfonia mistica).

Na płycie wydanej przez CD Accord i NFM głównymi bohaterami są Polski Narodowy Chór Młodzieżowy i dwoje dyrygentów, znana z wieloletniego prowadzenia Chóru NFM i licznych nagrodzonych płyt Agnieszka Franków – Żelazny oraz wybitny specjalista od muzyki polskiej Łukasz Borowicz. Prócz tego odnajdziemy na płycie świetnych śpiewaków – Natalię Rubis, Małgorzatę Krzemień, Małgorzatę Pańko – Edery, Krystiana Adama Krzeszowiaka i Wojtka Gierlacha. Jeden z utworów – Winter Solistice/Przesilenie zimowe jest przy okazji światową premierą fonograficzną, co dziwi, bo przecież Panufnik był jednym z najwybitniejszych twórców XX wieku zarówno UK jak i Polski, poza tym utwór jest piękny. No ale dobrze, że wreszcie możemy go usłyszeć na płycie.
Poza tym muzyce towarzyszą też instrumentaliści. Mamy tu harfistów, organistę Romana Peruckiego, grupę trębaczy i puzonistów, glockenspiel i kotły. Nie przypadkowo wzmiankowałem z imienia i nazwiska Romana Peruckiego, bowiem jego wkład instrumentalny w płytę jest ważny. Ekspresyjnie brzmiące organy NFM odnajdują na tej płycie jeden ze swoich najświetniejszych fonograficznych wizerunków i dodają siły i ekspresyjności znakomicie śpiewającemu Polskiemu Narodowemu Chórowi Młodzieżowemu. Zadanie nie jest łatwe, bo wędrujemy po wielu stylach Panufnikach, idąc od neoklasycyzmu w stronę jego matematycznej muzyki sfer. Mamy więc na płycie surową i piękną Pieśń do Marii Panny wpisującą się w zapatrzony w muzykę dawną nurt neoklasycyzmu, jak wiemy nie obcy zarówno Brytyczykom jak i Bairdowi, Góreckiemu czy Pendereckiemu. Tu jednak pewien dystans, elegancja i zamiłowanie do formy czynią już na starcie brytyjskiej kariery Panufnika twórcą muzycznym z nowej ojczyzny. Później mamy muzyczny powrót bardzo już brytyjskiego Panufnika na łono dawnej ojczyzny, czyli Modlitwę do Matki Boskiej Skępskiej z 1990 roku.
Inwokacja dla Pokoju to utwór o złożonej genezie, wywodzący się z Symfonii Pokoju, którą Panufnik pisał jeszcze w okowach socrealizmu PRL jako jego najbardziej prominentny kompozytor. Jest to bezwyznaniowa inwokacja śpiewana w języku angielskim.
Najmocniejszym akcentem na płycie jest oczywiście tytułowa kantata Universal Prayer (1968-69), na cztery głosy solowe, trzy harfy, organy i chór mieszany. Jest to prawdziwe, wstrząsające arcydzieło, łączące wiele osiągnięć muzyki nowej z lat 70-ych. Mamy tu symetrię, komórki dźwiękowe, śmiałe eksperymenty z brzmieniem chóru i instrumentów. Utwór powstał do tekstu Alexandra Pope’a, zaś komórki dźwiękowe i zajadła matematyczność zbliżają tu Panufnika do dzieł takich jak Aaron i Mojżesz Schönberga czy Pasja wg. Św. Łukasza Pendereckiego. Znajdą tu też pewne modalne odniesienia miłośnicy twórczości Messiaena. Oś symetrii utworu przebiega w środku i pierwsza część niejako odbija się w ostatniej. Wszyscy wykonawcy – soliści, instrumentaliści, chór, brzmią rewelacyjnie. Mamy tu do czynienia z prawdziwie matematyczno – muzycznym misterium, zaś nad całością czuwa dyrygent Łukasz Borowicz. Ośmielę się zasugerować, że jest to jeden z najwspanialszych i najciekawszych utworów nagranych ostatnio w Polsce i wydanych na płytach. Jest w tym utworze też coś brytyjskiego, choć wszystkie tropy prowadzą gdzie indziej – Messiaen, Penderecki, nawet Schönberg. Wydaje mi się, że brytyjskość ujawnia się tu w oczarowaniu konstrukcją, która nie ma czarować, nie ma być ekspresyjna jak cięcie noża, nie ma być zmysłowo – mistyczna jak u Messiaena. Jest to spojrzenie nie wolne od pewnego umiaru i dystansu, a jednak bardzo mocne, wchłaniające w swój świat. Taką muzykę pisano w Anglii a później w całym Zjednoczonym Królestwie już od czasów Byrda czy Tallisa.
Ostatni utwór na płycie to fonograficzna premiera, czyli Przesilenie zimowe. Mamy tu bardzo nietypowy dla muzyki związanej z Bożym Narodzeniem dysonans i konsonans między chrześcijanami a dawniejszymi politeistami (którzy często są zwani złośliwie „poganami”). Żona kompozytora napisała słowa i mamy w nich niezwykłe gry podobnych słów takich jak „son” (syn) i „sun” (słońce). Dzięki temu niemal te same wersy mogą być śpiewane naprzemiennie i jednocześnie przez chóry politeistów i chrześcijan, co też stanowi ciekawe wyzwanie dla samej muzyki. Utwór ten powstał blisko Universal Prayer, bo w 1972 roku. Gdy piszę te słowa, w moim gramofonie cyfrowym wiruje jeszcze ścieżka z Universal Prayer, czekam zatem na kolejny utwór, aby opisać moje wrażenia dotyczące Winter Solstice.
Ależ wspaniale się kończy Universal Prayer! Mało komu udało się uzyskać tak płonącą muzyczną ekspresję i to dzięki pewnemu matematycznemu dystansowi. Na tym tle w Przesileniu zimowym słuchać pewne elementy zapatrzonego w przeszłość neoklasycyzmu, ale jest też tu ów jakże brytyjski modalizm, łączący Panufnika z Johnem Tavernerem i choćby Tye’em. Być może tu też zbliża się Panufnik najmocniej do Brittena, czego zazwyczaj nie czynił, a to z uwagi na przemożną chęć snucia opowieści, która w Przesileniu zimowym mocno rzuca się w uszy. Też piękny utwór, pozwalający nieco się uspokoić po lśniącym jak gwiazda Universal Prayer.