Co możemy uczynić dla świata, póki żyjemy?

Co możemy uczynić dla świata, póki żyjemy?

Wielu ludzi chciałoby pracować dla dobra ludzkości; opadają im jednak ręce, gdyż możliwości ich wydają się nieskończenie małe. Ogarnia ich rozpacz. Ci właśnie, których namiętności są najsilniejsze, najboleśniej odczuwają swą niemoc i beznadziejność życia i ulegają najprędzej ruinie duchowej.

 

 

Dopóki myślimy tylko o przyszłości najbliższej, uczynić możemy — jak się zdaje — istotnie niewiele. Nie będziemy mogli prawdopodobnie położyć kresu wojnie. Nie możemy zburzyć nadmiernej władzy państwa ani własności prywatnej. Nie możemy niezwłocznie, w konkretnych warunkach dzisiejszych, tchnąć nowego życia w wychowanie. W tego rodzaju sprawach, choć widzimy istniejące zło, nie możemy usunąć go przy pomocy zwykłej działalności politycznej. Musimy uświadomić sobie, że świat rządzony jest w złym duchu i że duch nie zmienia się z dnia na dzień. Nasze nadzieje nastawione być muszą nie na dzień jutrzejszy, ale na czasy, w których to, co dzisiaj myśli garstka, stanie się wspólną myślą wielu ludzi. Jeśli mamy odwagę i cierpliwość, możemy oddawać się myślom i wczuć się w nadzieje, którymi kiedyś kierować się będzie ludzkość; znużenie i rozczarowanie ustąpi wówczas miejsca energii i zapałowi. Dlatego pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy uczynić, jest zdać sobie jasno sprawę, jaki typ życia uważamy za wartościowy i jakie zmiany chcielibyśmy widzieć na świecie.

Ostateczna potęga ludzi, posiadających siłę myśli, jest o wiele większa, niż się nam wydaje, gdy bolejemy nad irracjonalnością współczesnej polityki. Tolerancja religijna była kiedyś przedmiotem samotnych rozmyślań kilku odważnych filozofów. Teoria demokracji powstała w grupce ludzi, należących do armii Cromwella; przez nich, po Restauracji monarchii, przeniesiona została do Ameryki, gdzie wydała owoce w czasie wojny o niepodległość. Lafayette i inni Francuzi, którzy walczyli przy boku Washingtona, przenieśli teorię demokratyczną do Francji, gdzie zlała się ona z naukami Rousseau i inspirowała Rewolucję. Socjalizm, cokolwiek myśleć możemy o jego wartości, jest wielką i rosnącą wciąż potęgą, przekształcającą życie gospodarcze i polityczne; zawdzięcza zaś swój początek małej garstce odosobnionych teoretyków. Ruch, dążący do wyzwolenia kobiet, który jest obecnie nie do pokonania i którego ostateczny triumf jest niedaleki, stworzony został w ten sam sposób przez garstkę niepraktycznych idealistów — Marię Wollstonecraft, Shelley'a, Johna Stuarta Milla. Potęga myśli jest na długą metę większa, niż wszelka inna władza człowieka. Ludzie, którzy umieją myśleć i którzy potrafią, przy pomocy wyobraźni, myśleć w kierunku wyznaczonym przez potrzeby ludzkie — osiągną prawdopodobnie prędzej czy później to, czego pragną, choć stanie się to zapewne już nie za ich życia.

Ci Jednak, którzy chcą podbić świat myślą, muszą się zdecydować na utratę jego poparcia w chwili obecnej. Większość ludzi, przechodząc przez życie, niewiele kwestionuje w istniejącym stanie rzeczy. Ludzie przyjmują po prostu panujące wierzenia i praktyki, czując, że świat będzie ich sojusznikiem, jeśli nie będą doń w opozycji. Nowa myśl nie daje się pogodzić z taką wygodną postawą; wymaga ona pewnego intelektualnego oderwania się, pewnej samotniczej energii i zdolności do stoczenia z panującym światopoglądem zwycięskiej walki wewnętrznej. Nowe myśli nie mogą być sformułowane, jeśli się nie jest przygotowanym na pewne osamotnienie. Ale sformułowanie ich na nic się nie zda, jeśli osamotnieniu towarzyszy świadome trzymanie się z daleka, zabijające wszelkie pragnienie łączności z innymi, lub jeśli odosobnienie prowadzi do pogardy. Dlatego właśnie, że nastrój umysłowy, którego tu potrzeba, jest subtelny i trudny do osiągnięcia, i że niełatwo jest być intelektualnie oderwanym, a jednak nie niedostępnym, płodna myśl o ludzkich sprawach pojawia się nieczęsto, a większość teoretyków jest konwencjonalna lub bezpłodna. Właściwy rodzaj myśli jest rzadki i trudny, ale nie bezsilny. Jeśli więc chcemy dać światu nową nadzieję — obawa niemocy nie powinna zniechęcać nas do myślenia.

Gdy szukamy takiej teorii politycznej, która ma odpowiadać wymaganiom danego momentu, chodzi nie o wynalezienie jakiejś utopii, ale o ustalenie najlepszego kierunku, w jakim powinniśmy dążyć. Kierunek odpowiedni w pewnym momencie, może — powierzchownie biorąc — różnić się bardzo od kierunku, który jest pożądany kiedy indziej. Myśl pożyteczna — to taka, która wskazuje odpowiedni kierunek na chwilę bieżącą. Gdy jednak badamy, jaki kierunek jest w tym sensie odpowiedni, musimy brać pod uwagę dwie zasady, które dają się zawsze zastosować.

1. Należy popierać jak najusilniej rozwój i żywotność zarówno jednostek, jak społeczeństw.

2. Rozwój danej jednostki czy społeczeństwa powinien odbywać się możliwie jak najmniej ze szkodą innych jednostek czy społeczeństw.

Druga z tych zasad to — jeśli chodzi o postępowanie jednostki — zasada poszanowania innych, sprowadzająca się do tego, że cudze życie ma takie samo znaczenie jak — w poczuciu każdego człowieka — jego własne. W zastosowaniu ogólnym, gdy nie chodzi o poszczególne jednostki — jest to zasada wolności, a raczej zawiera ona zasadę wolności, jako swą część składową. Sama przez się, wolność jest zasadą negatywną; każe nam nie przeszkadzać, ale nie daje żadnej podstawy konstrukcyjnej. Pokazuje ona, że liczne instytucje polityczne i społeczne są złe i powinny być usunięte, ale nie mówi, co powinno być ustanowione na ich miejsce. Dlatego też, jeśli nasza teoria nie ma być czysto destrukcyjna, nie może ona poprzestać na drugiej zasadzie i potrzebuje jeszcze pierwszej.

Połączenie naszych dwóch zasad nie jest w praktyce rzeczą łatwą. Wiele energii życiowej świata zużywa się w kierunku, służącym uciskowi. Niemcy wykazali, że pełni są niezwykłej energii życiowej, ale niestety jej przejawy nie dadzą się pogodzić z rozwojem ich sąsiadów. Europa, jako całość, ma więcej energii życiowej, niż Afryka, ale używała jej w ten sposób, by przy pomocy swego rozwoju przemysłowego pozbawiać murzynów tego nawet, co dawało im ich dawniejsze życie.

Z ludów Europy południowo-wschodniej wysysa się soki żywotne dla dostarczania tanich rąk roboczych milionerom amerykańskim. Potrzeby życiowe mężczyzn były w przeszłości przeszkodą w rozwoju kobiet, w niedalekiej zaś przyszłości kobiety mogą stać się podobną przeszkodą dla mężczyzn. Dlatego to zasada poszanowania innych, choć sama przez się niewystarczająca, ma wielkie znaczenie i może wskazać na wiele zmian politycznych, jakich potrzeba światu.

Aby obie nasze zasady mogły być urzeczywistnione, potrzeba pewnego scałkowania, pewnej jedności wewnętrznej; przede wszystkim — w obrębie życia każdej poszczególnej jednostki, następnie zaś — w życiu społeczeństwa i ludzkości; jednocześnie nie powinno to jednak odbywać się kosztem zatracania cech indywidualnych. Życie każdej jednostki, życie społeczeństwa, a nawet życie całej ludzkości nie powinno być zbiorem oddzielnych fragmentów, lecz stanowić pewną skończoną całość. Gdy tak jest istotnie, rozwój jednostki zostaje ułatwiony i daje się pogodzić z rozwojem innych jednostek. W ten sposób następuje harmonia między obu naszymi zasadami.

Tern, co zespala w jedną całość życie jednostki, jest świadomość pewnego twórczego zadania, albo też jakiś nieświadomy ogólny kierunek. Sam instynkt takiego zespolenia w życiu cywilizowanego człowieka dokonać nie może: musi istnieć jakiś naczelny cel, jakaś ambicja, pęd do twórczości naukowej lub artystycznej, głęboka religijność albo silne i trwałe uczucia osobiste. Jednolitość życia jest bardzo trudna do osiągnięcia dla kogoś, kto raz doznał porażki pewnego szczególnego rodzaju —: w kim mianowicie to, co powinno było stać się jego dominującym impulsem, zostało zahamowane i zwichnięte. Większość zajęć zawodowych poraża człowieka w ten sposób od samego początku. Jeśli ktoś zostaje dziennikarzem, musi prawdopodobnie pisać do dziennika, którego linia polityczna nie podoba mu się; to go zniechęca do pracy i zabija jego poczucie niezależności. Większości lekarzy bardzo trudno jest mieć praktykę bez blagi, która niszczy w nich poczucie odpowiedzialności naukowej. Polityk musi nie tylko przełknąć cały program partyjny, ale i udawać, że jest świętym człowiekiem, aby ułagodzić swych religijnych zwolenników; nikt prawie nie może być wybrany do parlamentu bez pomocy hipokryzji. W żadnym zawodzie nie ma jakiegokolwiek szacunku dla tej wrodzonej dumy, bez której człowiek nie może osiągnąć pełni rozwoju; świat druzgocze ją bez litości, ponieważ zakłada ona niezależność, a ludzie pragną bardziej uzależniania od siebie innych ludzi, niż własnej wolności. Wolność wewnętrzna jest bezcennym skarbem, i niezmiernie godne pożądania jest społeczeństwo, które potrafi ją zachować.

Człowiek bywa zahamowany w swym rozwoju niekoniecznie przez to, że nie pozwala mu się robić czegoś określonego, ale także przez to, że zostaje namówiony do robienia czego innego. Tern, co hamuje rozwój, są warunki, rodzące poczucie niemocy w dziedzinach, w których żywotne impulsy człowieka chcą właśnie przejawić się w sposób skuteczny. Wpływ tych warunków jest najszkodliwszy wtedy, gdy godzi się na nie wola. Często — głównie z powodu niedostatecznego poznania własnych potrzeb — wola człowieka jest na poziomie niższym, niż jego impuls: impuls skierowany jest ku pewnego rodzaju twórczości, podczas gdy wola popycha go do jakiejś konwencjonalnej kariery, związanej z odpowiednim dochodem i szacunkiem współczesnych. Popularnym przykładem jest artysta, produkujący lichoty dla podobania się publiczności. Ale coś podobnego do określonego impulsu artysty istnieje w wielu innych ludziach. Impuls jednak ukryty jest w głębi i niemy; tak zwany zdrowy rozsądek jest nip często przeciwny, i młody człowiek może iść za impulsem jedynie wtedy, gdy ma dość woli, by przeciwstawić własne niewyraźne poczucie doświadczeniu i roztropnym maksymom starszych i przyjaciół. W rezultacie w dziewięćdziesięciu dziewięciu wypadkach na sto dzieje się tak, że impuls twórczy, z którego wytrysnąć mogło swobodne i mocne życie, zostaje od razu na początku zatamowany i niekształcony; młodzieniec zgadza się na rolę narzędzia, a nie niezależnego pracownika, na rolę środka służącego czyimś zamierzeniom — Zamiast twórcy wykonującego to, co natura jego odczuwa, jako wartościowe. W tej samej chwili, w której wyraża na to swą zgodę — coś w nim umiera. Nie może już nigdy zostać znów człowiekiem w calem znaczeniu wyrazu, nigdy nie odzyska pełnego szacunku dla samego siebie i nigdy nie poczuje tej szlachetnej dumy, która pozwoliłaby mu zachować szczęście w duszy mimo zewnętrznych kłopotów i przeciwności — chyba że zawróci z obranej drogi i zasadniczo zmieni swe życie.

Przeszkody zewnętrzne, na które wola człowieka nie wyraża swej zgody, są dlań o wiele mniej szkodliwe niż subtelne motywy, które potrafią skusić wolę. Poważny zawód miłosny może wywołać najostrzejszy ból, ale silnemu człowiekowi nie wyrządzi takiej wewnętrznej krzywdy, jak ożenek dla pieniędzy. Zaspokojenie tego lub owego konkretnego pragnienia nie jest tu sprawą zasadniczą: zasadnicze znaczenie ma natomiast ogólny nastrój i kierunek prowadzonej działalności. Gdy podstawowemu impulsowi życia przeciwstawia się wola, impuls pozbawiony zostaje związanej z nim nadziei i przestaje być potężnym motywem działania. Przymus zewnętrzny nie może wyrządzić takiej szkody, jeśli nie prowadzi do poczucia niemocy; nie będzie zaś poczucia niemocy, dopóki impuls jest silny i nieugięty. Tłumienia pewnych konkretnych pragnień nie da się uniknąć nawet w najlepszym społeczeństwie, jakie można sobie wyobrazić, gdyż pragnienia niektórych ludzi, jeśli nie będą stłumione, prowadzą do pognębienia lub wytępienia innych. W dobrym ustroju społecznym nie można by było pozwolić Napoleonowi na uprawianie zawodu, który by sam sobie wybrał, ale mógłby on i w takim ustroju znaleźć szczęście, jako pionier na Dalekim Zachodzie Ameryki. Napoleon nie mógłby być szczęśliwy, jako biuralista w City, i żaden znośny ustrój nie żądałby, aby nim został.

Aby życie jednostki posiadało jedność wewnętrzną, trzeba, żeby mogła ona wyładować wszelkie tkwiące w niej impulsy twórcze i żeby wychowanie wydobywało i umacniało takie impulsy. Jedność zaś społeczeństwa wymaga, aby rozmaite impulsy twórcze różnych ludzi skierowane były — niekoniecznie świadomie — ku pewnemu wspólnemu zadaniu życiowemu, zadaniu tego rodzaju, iż szłoby ono po linii indywidualnego rozwoju wszystkich członków zbiorowości. Większość czynów człowieka, które płyną z żywotnych impulsów, podzielić można na dwie grupy: do pierwszej należą czyny, inspirowane przez impuls twórczy, do drugiej — czvnykierowane przez instynkt posiadania. Pierwsze sprzyjają rozwojowi jednostki oraz tych, których impulsy i warunki życia podobne są do warunków jednostki; drugie skierowane są przeciw jakiejś grupie, posiadającej odmienne impulsy lub żyjącej w innych warunkach. Dlatego też wiele prądów, opartych na bardzo żywotnych siłach natury ludzkiej, może jednak działać przeciw życiu — jak na przykład purytanizm angielski w wieku XVII-tym albo nacjonalizm w Europie w dobie dzisiejszej. Siły żywotne łatwo rodzą walkę i ucisk, te zaś z kolei prowadzą do utraty żywotności. Gdy wybucha wojna, jednoczy ona na razie naród, ale rozdziela świat, z czasem zaś musi rozbić i jedność narodu, jeśli sięga rozmiarów takich, jak wojna obecna.
Dzięki wojnie stało się rzeczą jasną, że nie można osiągnąć trwałej spójni w obrębie jednego narodu, dopóki w stosunkach narodów cywilizowanych między sobą panuje nieufność i instynkt zaborczy. Dlatego też wszelki naprawdę potężny ruch reformatorski musi być międzynarodowy; każdy ruch, który powstanie w obrębie jednego tylko kraju, zostanie na pewno pokonany przez obawę niebezpieczeństwa z zewnątrz. Ci, którzy pragną lepszego świata, lub choćby tylko radykalnych reform w swym własnym kraju, muszą współpracować z ludźmi z innych krajów, posiadającymi podobne pragnienia, oraz poświęcić wiele energii dla pokonania ślepej nienawiści, która na skutek wojny została w takim stopniu rozbudzona. Nie możemy budować naszych nadziei na żadnych tego rodzaju spójniach częściowych, jakie wytworzyć może patriotyzm. Zadanie polega na tym, aby w życiu narodowym i międzynarodowym — tak samo jak w życiu jednostki — utrzymać to, co twórcze w żywotnych Impulsach ludzkich, a jednocześnie zwrócić w odpowiednim kierunku to wszystko, co stanowi W nich dzisiaj zarodek zniszczenia.

Impulsy i pragnienia ludzi podzieliliśmy na takie, które mają charakter twórczy i takie, które są wcieleniem instynktu posiadania. Pewne nasze czyny mają na celu stworzenie czegoś, co bez naszego udziału wcale by nie istniało, inne zaś — nabycie lub utrzymanie czegoś, co istnieje. Typowym impulsem twórczym jest impuls artystyczny, a typowym impulsem posiadania — instynkt własności. Najbardziej wartościowym życiem jest takie, w którym impulsy twórcze grają rolę największą, a impulsy posiadania — najmniejszą; instytucje zaś najlepsze są wtedy, gdy popierają powstawanie instynktów twórczych, impulsy zaś drugiego typu sprowadzają do takiego minimum, jakiego wymaga instynkt samozachowawczy. Impuls posiadania może przybierać postawę obronną lub zaczepną: pierwszą reprezentuje prawo karne, drugą — przestępcy kryminalni. Można by się zgodzić, że prawo karne jest mniej odrażające od przestępców i że obronna postać impulsu posiadania jest konieczna, dopóki istnieje jego postać zaczepna. Ale nawet czysto obronna forma tego impulsu nie jest sama przez się godna szacunku; gdy zaś jest silnie wyrażona, zwraca się przeciw impulsom twórczym. „Nie troszczcie się, mówiąc: co będziemy jedli? — albo: co będziemy pili? — albo: w co będziemy ubrani?"… Ktokolwiek zaznał silnego impulsu twórczego, zrozumiał wartość tej maksymy w jej ścisłym i dosłownym sensie: właśnie zajmowanie się tym, co można posiadać, bardziej niż cokolwiek innego przeszkadza ludziom żyć swobodnie i szlachetnie. Państwo i własność to potężne wcieleniem impulsu posiadania; dlatego są one skierowane przeciw życiu i rodzą wojnę. Posiadać znaczy zabrać lub utrzymywać dla siebie coś wartościowego, z czego nie może już korzystać kto inny; tworzyć zaś — to dać światu coś wartościowego, z czego inaczej nikt inny nie mógłby korzystać. Ponieważ dobra materialne świata muszą być rozdzielone wśród ludności i ponieważ niektórzy ludzie są z natury rozbójnikami, musi istnieć pewna obrona posiadania, która w dobrym ustroju społecznym odbywać się będzie zgodnie z jakąś zasadą obiektywnej sprawiedliwości. To wszystko jednak będzie tylko wstępem do dobrych instytucyj społecznych i do istotnie wartościowego życia, w którym posiadanie usunięte zostanie zupełnie w cień przez twórczość, a sprawiedliwość podziału dóbr stanie się czymś nieinterpretującym i samem przez się zrozumiałem.

Najwyższą zasadą — zarówno w polityce jak w życiu prywatywnym — powinno być popieranie wszystkiego, co twórcze, a osłabianie wszelkich impulsów i pragnień,skupiających się wokół posiadania. Państwo jest obecnie w poważnym stopniu wcieleniem impulsów posiadania: na wewnątrz broni ono bogaczy przed biedakami, na zewnątrz opiera się na sile, eksploatując rasy niższe i współzawodnicząc z innymi państwami. Cały nasz system ekonomiczny oparty jest wyłącznie na prawach posiadania; a przecież wytwarzanie dóbr jest pewną formą twórczości, i — o ile nie sprowadza się do czynności beznadziejnie mechanicznych i monotonnych — mogłyby stanowić ujście dla impulsów twórczych. Poważnym krokiem naprzód w tym kierunku byłoby organizowanie wytwórców poszczególnych towarów w autonomiczne demokracje, podlegające kontroli państwa w ustalaniu ceny danego towaru, ale nie w sprawie sposobu jego wytwarzania.

Wychowanie, małżeństwo i religia są, zasadniczo biorąc, wytworem impulsów twórczych, ale zostały zniekształcone przez wdarcie się do ich dziedziny impulsów posiadania. Wychowanie traktuje się zazwyczaj jako środek utrzymywania statusquo za pomocą wpajania przesądów, a nie jako kształcenie krytycznego myślenia i szerokiego światopoglądu przez dawanie przykładu szlachetności uczuć i pobudzanie do śmiałych myśli. W małżeństwie, miłość, która jest twórcza, trzymana jest w kajdanach przez zazdrość, która jest przejawem instynktu posiadania. Religia, która powinna dawać ujście twórczej wyobraźni ducha, bardziej się zwykle zajmuje gnębieniem rozwoju instynktu i zwalczaniem buntowniczości myśli. We wszystkich tych dziedzinach strach, który jest wytworem niepewnego posiadania, zajął miejsce nadziei, zrodzonej z siły twórczej. Chęć obrabowania kogoś uważa się — w teorii — za rzecz złą; ale obawa, że się samemu zostanie obrabowanym, niewiele więcej jest warta. A jednak zarówno polityka, jak życie prywatne rządzone są w dziewięciu dziesiątych przez jeden lub drugi z tych dwu motywów.

Impulsy twórcze różnych ludzi harmonizują z natury rzeczy ze sobą, gdyż niczyja twórczość nie może przeszkadzać czemuś, co kto inny pragnie stworzyć. Tym, co prowadzi do konfliktu, są impulsy posiadania. Chociaż jednak z etycznego i społecznego punktu widzenia jeden z tych dwu typów impulsu jest przeciwieństwem drugiego, psychologicznie biorąc, jeden łatwo przechodzi w drugi, w zależności od warunków i przypadku. Geneza impulsów i przyczyny, które powodują ich przemianę, powinny być przedmiotem studiów; wychowanie i instytucje społeczne powinny być tego rodzaju, aby wzmacniały impulsy, które w różnych ludziach harmonizują ze sobą, a osłabiały takie, które prowadzą do konfliktu. Nie waham się twierdzić, że droga ta otwiera przed nami możliwości niemal nieograniczone.

Impuls — raczej niż wola — jest tą dziedziną, przy pomocy której życie jednostki i społeczeństwa osiągnąć może siłę, spójność i jednolitość.

Wola może być dwojakiego rodzaju: skierowana na zewnątrz lub do wewnątrz. W pierwszym wypadku działanie jej wywołane jest przez przeszkody zewnętrzne – opozycję innych ludzi lub techniczne trudności danego przedsięwzięcia. Ten rodzaj woli jest wyrazem silnego impulsu lub pragnienia, jeśli natychmiastowe zaspokojenie jest niemożliwe; istnieje on w każdym człowieku, posiadającym wigor życiowy, i zanika dopiero wraz ze słabnięciem żywotności. Wola tego rodzaju jest koniecznym warunkiem powodzenia w każdym trudniejszym przedsięwzięciu; bez niej osiągnięcie rzeczy wielkich zdarza się bardzo rzadko. Natomiast wola skierowana do wewnątrz potrzebna jest tylko wtedy, gdy istnieje wewnętrzny konflikt pragnień lub impulsów; człowiek o naturze zupełnie harmonijnej nie miałby okazji przejawiania jej. Taka doskonała harmonia jest oczywiście nieosiągalnym prawie ideałem: w każdym człowieku rodzą się impulsy, które nie dają się pogodzić z jego zasadniczym dążeniem życiowym, i które muszą być stłumione, jeśli życie jego nie ma być jako całość niepowodzeniem. Jednakże konflikty tego rodzaju dadzą się najmniej wę znaki tym, których impulsy zasadnicze są najsilniejsze; rzadziej tez zdarzać się będą w społeczeństwie, dążącym do wolności, niż w społeczeństwie podobnym do naszego, w którym pełno jest sztucznych przegród i zakazów, wzniesionych przez przestarzałe instytucje i tyranię opinii publicznej. Możność przejawiania woli wewnętrznej, gdy sytuacja tego wymaga, będzie zawsze potrzebna ludziom, którzy chcą poświęcić swe życie jakiemuś jednemu zasadniczemu zadaniu; ale reforma instytucyj sprawi, że okazje, w których powstanie tego rodzaju potrzeba, będą rzadsze i mniej poważne. Taki właśnie stan rzeczy jest bardzo pożądany, gdyż jeśli wola hamuje impulsy, które tylko w danym konkretnym przypadku są szkodliwe, osłabia ona siłę, która mogłaby być skierowana ku pokonaniu przeszkód zewnętrznych; jeśli zaś zahamowane impulsy są silne i poważne — narusza ona zasadniczą silę życiową człowieka. Życie pełne ograniczeń i zakazów nie będzie pewnie długo życiem o wielkim rozmachu; stanie się obojętne i apatyczne. Impuls, który jest ustawicznie tłumiony, najczęściej zamiera; jeśli zaś nie zamiera, działa dalej w podziemiach świadomości i skłonny jest wyrazić się w postaci znacznie gorszej od tej, która została stłumiona. Z tych względów dążyć należy do tego, aby stosowania woli wewnętrznej możliwie unikać; pewna stała linia w postępowaniu wypływać powinna raczej ze stałości impulsu niż z kontrolowania impulsu przez wolę.

Zasadnicza spójność życia nie powinna wymagać tłumienia dorywczych pragnień, skierowanych ku przyjemności i zabawie; przeciwnie, należy robić wszystko, co możliwe, aby ułatwić pogodzenie naczelnego dążenia życiowego z przyjemnościami wszelkiego rodzaju, jeśli tylko nie są z natury swej szkodliwe. Rzeczy takie jak nałogowe pijaństwo, odurzające narkotyki, zamiłowanie do okrutnych sportów lub przyjemność w zadawaniu bólu są zawsze złe i zawsze szkodzą człowiekowi, ale na ogół przyjemności, do jakich mają pociąg ludzie cywilizowani, albo nie są wcale szkodliwe, albo szkodzą tylko w konkretnych okolicznościach, prowadząc do skutków, których w lepszym społeczeństwie można by było uniknąć. Potrzebny nam jest nie ascetyzm ani wyblakły purytanizm, ale zdolność przeżywania silnych impulsów i pragnień skierowanych ku wielkim, twórczym zadaniom. Kiedy takie impulsy i pragnienia są silne i żywotne, zawierają już one w sobie wszystko, czego potrzeba w dobrem życiu.

Ale chociaż dla rozrywki i dla przygody powinno znaleźć się miejsce w życiu, nie mogą one być tym, czego ludzie głównie w nich szukają, jeśli życie ma mieć istotną wartość. Subiektywizm – przyzwyczajenie do skupiania myśli i pragnień na naszych własnych stanach psychicznych, a nie na rzeczach obiektywnych — rozbija zawsze życie człowieka na poszczególne fragmenty i nie pozwala mu iść naprzód. Człowiek, dla którego przyjemność jest celem życia, musi stopniowo tracić zainteresowanie do rzeczy, z których zwykł tę przyjemność czerpać, ponieważ nie ceni ich ze względu na ich wartość, ale ze względu na uczucia, jakie w nim budzą. Kiedy przestają go bawić, znudzenie każe szukać jakiejś nowej podniety, która znów po pewnym czasie przestanie działać. Przyjemności życia to szereg chwil nie zespolonych w żadną całość; taki zaś cel, który jednoczy życie, wymaga pewnego dłuższego działania. Gdy dążymy do celu tego rodzaju, podobni jesteśmy raczej do ludzi, budujących pomnik, niż do dzieci, które budują sobie zamki z piasku.

Poza poszukiwaniem samych tylko uciech subiektywizm przejawiać się może i w inny sposób. Wielu jest ludzi, którzy, gdy kochają, interesują się więcej własnymi przeżyciami niż przedmiotem miłości; miłość tego rodzaju nie prowadzi do żadnego poważnego zespolenia, lecz pozostawia nietkniętą zasadniczą samotność istoty ludzkiej. Z chwilą gdy uczucie słabnie, motyw, dla którego związek został zawarty, przestaje działać i nie ma powodu, aby go przedłużać. Zło subiektywizmu zaszczepiała także religia i moralność protestancka, która skierowywała uwagę przede wszystkim na sprawę grzechu i stanu duszy, odwracając ją od świata zewnętrznego i naszego doń stosunku. Wszystkie te formy subiektywizmu muszą uczynić życie człowieka fragmentarycznym i oderwanym od reszty świata. Jedynie życie, w którym dominują impulsy, skierowane ku obiektywnym celom, stanowić może pewną całość i pozwalać jednocześnie na osiągnięcie zasadniczej spójni z życiem innych.

Subiektywizm szkodzi zarówno dążeniu do przyjemności, jak i dążeniu do cnoty: epikureizm i stoicyzm są nim jednakowo zarażone. Marek Aureliusz, który wydawał sprawiedliwe prawa, aby móc być samemu cnotliwym, nie jest pociągającą postacią. Subiektywizm jest naturalnym następstwem życia, w którym więcej jest myśli niż działania. Z chwilą, gdy sprawy zewnętrznego świata są tylko przedmiotem wspomnień lub pragnień, ale nie są rzeczywiście doświadczane, zaczynają one nabierać charakteru wyobrażeń. Mniej nas interesuje, czym są one same przez się, niż to, jak odbijają się w naszej psychice. Taki stan rzeczy jest wynikiem tendencji, która tkwi w rozwoju współczesnej cywilizacji; cywilizacja bowiem usuwa coraz bardziej potrzebę szybkiego działania, a rozszerza sferę pożyteczności myśli. Ale myśl nie wywoła tych szkodliwych skutków, jeśli jest to myśl aktywna, służąca do osiągnięcia jakiegoś celu; do subiektywizmu prowadzi jedynie myśl, która jest zasadniczo bierna. Trzeba, żeby myśl rozwijała się zawsze w ścisłym związku z impulsami i pragnieniami, żeby sarna miała charakter działania dla jakiegoś obiektywnego celu. Inaczej — myśl i impuls stają się nieprzyjaciółmi, z wielką krzywdą dla obu.

Aby uczynić życie przeciętnych mężczyzn i kobiet mniej fragmentarycznym i odosobnionym, i aby dać im więcej okazji do przejawiania impulsów twórczych, nie wystarcza wiedzieć, jaki jest cel ostateczny, do którego dążymy, ani głosić doskonałość naszego ideału. Trzeba poza tym rozumieć wpływ, jaki na dziedzinę impulsu wywierają wierzenia i instytucje i znaleźć środki, przy których pomocy moglibyśmy zmienić ten wpływ, ulepszając odpowiednio instytucje. I gdy ta praca intelektualna zostanie dokonana, myśl nasza pozostanie w dalszym ciągu bezpłodna, jeśli nie potrafimy osiągnąć jej kontaktu z jakąś potęgą polityczną. Jedyną potęgą, od której oczekiwać możemy pomocy w przeprowadzaniu zmian tego rodzaju, jest obóz pracy. Można się spodziewać, że do zmian tych obóz pracy będzie w bardzo poważnym stopniu dążył, zwłaszcza w trudnych i ciężkich czasach, jakie nastąpią po wojnie. Gdy wojna minie, niezadowolenie obozu robotniczego będzie niewątpliwie czynnikiem dominującym w całej Europie i stanowić będzie siłą polityczną, przy której pomocy wielka i gruntowna przebudowa może być dokonana.

Świat cywilizowany, jeśli ma być uratowany od upadku, potrzebuje zasadniczej przebudowy — zarówno swego ustroju ekonomicznego, jak i swej filozofii życiowej. Ci spośród nas, którzy odczuwają konieczność przemiany, nie powinni siedzieć z założonymi rękoma i pogrążać się w apatii i zniechęceniu: możemy bowiem, jeśli zechcemy, wywrzeć głęboki wpływ na kształtowanie się przyszłości. Możemy obmyślać i propagować ten rodzaj zmian, jakich potrzeba światu — rodzaj, który zachowa wszystko, co dodatnie w żywotnych wierzeniach naszych czasów, eliminując to, co ujemne i bez znaczenia. Wytworzy w ten sposób syntezę pociągającą wszystkich, prócz zdecydowanych reakcjonistów. Z chwilą, gdy stanie się jasne, jakiego rodzaju zmiana jest potrzebna, można będzie opracować jej plan bardziej szczegółowo. Ale dopóki trwa wojna, szczegóły nie na wiele się zdadzą, nie wiemy bowiem, jakiego rodzaju świat wojna po sobie pozostawi. Jedyną rzeczą, która wydaje się bezsporna, jest to, że światu zrodzonemu z wojny potrzeba będzie wielu świeżych myśli. Poglądy tradycyjne niewiele pomogą. Jest oczywiste, że najważniejsze czyny ludzkie nie płyną wcale z takich motywów, jakie im przypisuje tradycyjna filozofia społeczna. Impulsy, które doprowadziły do wojny i pozwoliły ją prowadzić, płyną z głębszych rejonów natury ludzkiej, niż te, do których apeluje przeważnie teoria polityczna. I opór przeciw wojnie — ze strony tych nielicznych, którzy się jej sprzeciwili — płynie z tych samych głębokich źródeł. Teoria polityczna, jeśli ma ostać się w czasach kryzysu, musi uwzględniać impulsy, które ukryte są pod świadomą myślą: musi przemawiać właśnie cło nich i musi wskazać, co czynić, aby stały się płodne, a nie niszczycielskie.

Ustroje gospodarcze wpływać mogą w wielkim stopniu na rozwój lub upadek życia. Poza niewolnictwem obecny ustrój industrialny jest ustrojem najbardziej niszczycielskim, jaki kiedykolwiek istniał. Jednakże masowej, zmechanizowanej wytwórczości usunąć się już nie da; będzie ona musiała pozostać i w tym lepszym systemie gospodarczym, który nastąpi po ustroju obecnym. Federacja rządzonych demokratycznie gałęzi wytwórczości — oto najlepszy prawdopodobnie cel, ku któremu zmierzać powinna reforma.

Taka czy inna filozofia życia, jeśli ma szerokie rzesze zwolenników, wywiera także wpływ bardzo wielki na siły żywotne społeczeństwa. Najbardziej dziś rozpowszechniony światopogląd głosi, że najważniejszą rzeczą dla szczęścia człowieka jest jego dochód. Filozofia ta — niezależnie od innych swych wad — szkodliwa jest dlatego, że każe ludziom dążyć raczej do namacalnego wyniku działalności, niż do działalności, jako takiej; że każe im szukać uciech, płynących z posiadania dóbr materialnych — w czym jeden człowiek nie różni się od drugiego — a nie rozwijać własne impulsy twórcze, które są wyrazem indywidualności każdego człowieka. Filozofie bardziej subtelne, jakie wpaja w nas wykształcenie wyższe, mają tendencję patrzeć raczej w przeszłość, niż zwracać się ku przyszłości, i uczą nas raczej zewnętrznego zachowania, niż skutecznego czynu. Z filozofii tego rodzaju ludzie nie mogą czerpać energii, która pozwoliłaby im nie ugiąć się pod ciężarem tradycji i wzrastającej wciąż wiedzy. Świat potrzebuje filozofii czy religii, która sprzyjałaby rozwojowi życia. Ale, aby sprzyjać życiu, trzeba cenić coś więcej niż samo życie. Życie poświęcone tylko życiu jest zwierzęce, pozbawione wszystkiego, co ma istotną ludzką wartość; nie może ono uwolnić człowieka od zniechęcenia i od uczucia, że wszystko jest puste i bez wartości. Jeśli życie człowieka ma być w całejpełni ludzkie, musi służyć jakiemuś celowi, co do którego ma się poczucie, że w pewnym sensie wykracza poza życie, celowi, który jest nieosobisty i ponadludzki, jak Bóg, prawda lub piękno. Ludzie, którzy przyczyniają się najwięcej do rozwoju życia, nie widzą w nim celu swych dążeń. Cel ich — to raczej wcielanie w świat ludzkiego istnienia czegoś wiecznego, czegoś ukazującego się wyobraźni w postaci niebios, nieznających walki, upadku ani pożerającej paszczy Czasu. Kontakt z tym wiecznym światem — nawet jeśli jest to tylko świat naszej wyobraźni — daje nam moc i zasadniczy spokój, których nie mogą zburzyć doszczętnie walki i jawne niepowodzenia naszego doczesnego życia. Taką właśnie szczęśliwą kontemplację tego, co wieczne, Spinoza nazywa miłością Boga. Dla tych, którzy jej raz zaznali, jest ona kluczem do wrót mądrości.

Gdy utrzymywać będziemy kontakt ze światem rzeczy wiecznych, gdy zadaniem naszego życia będzie, aby coś z tego świata przenieść na naszą niespokojną ziemię — możemy już teraz uczynić życie nasze twórczym, mimo okrucieństwa, zaciętości i nienawiści, otaczającej nas ze wszystkich stron. Uczynić życie jednostki twórczym w społeczeństwie, opierającym się na posiadaniu — to sprawa o wiele trudniejsza niż w społeczeństwie takim, jakie wysiłek ludzki będzie mógł zbudować w przyszłości. Ludzie, którzy mają rozpocząć dzieło odrodzenia świata, rausza stanąć oko w oko z własnym osamotnieniem, z opozycją, nędzą ludzką i oszczerstwem. Muszą umieć żyć prawdą i miłością, i kierować się uzasadnioną rozumowo, niezachwianą nadzieją; muszą być uczciwi, rozumni, odważni i dążący konsekwentnie do celu. Grupa ludzi inspirowanych w tym duchu musi odnieść zwycięstwo; z początku nad troskami i przeciwnościami własnego życia, a potem, z czasem — choć może dopiero po długim czasie — także nad światem zewnętrznym. Świat potrzebuje mądrości i nadziei; i chociaż walczy przeciw nim, w końcu składa im jednak swój hołd.

Gdy Rzym obrabowany został przez Gotów, Św. Augustyn pisał o „Państwie Boga", budując duchową nadzieję na miejsce materialnej rzeczywistości, która uległa zniszczeniu. Poprzez stulecia, które nastąpiły potem, nadzieja Św. Augustyna żyła i rodziła życie, kiedy Rzym był już tylko kupą lepianek. I dla nas także koniecznością jest stworzyć nową nadzieję, zbudować myślą nowy świat lepszy od tego, który sam strąca się w przepaść. Właśnie dlatego, że przypadło nam w udziale żyć w złych czasach, musimy dać z siebie więcej, niż byłoby potrzeba w czasach normalnych. Tylko największy płomień myśli i ducha ocalić może przyszłe pokolenia od tej zagłady, jakiej uległo pokolenie, które myśmy znali i kochali.

Szczęściem moim było w życiu, że zetknąłem się, jako nauczyciel, z młodymi ludźmi wielu rozmaitych narodowości; w ludziach tych była wiara i energia twórcza, przy której pomocy mogli w części przynajmniej zrealizować to piękno, jakiem żyli w swej wyobraźni. Zostali oni porwani przez wojnę, jedni po tej, drudzy po tamtej stronie frontu. Niektórzy z nich biją się jeszcze, inni zostali kalekami na całe życie, a jeszcze inni — zginęli. Obawiać się trzeba, że ci, którzy zostaną przy życiu, pozostaną bez siły ducha, bez nadziei, i bez energii, i że lata, które nastąpią, będą dla nich już tylko smutną wędrówką do grobu.

Całej tej tragedii nie odczuwa w najmniejszym stopniu wielu ludzi, zajmujących się nauczaniem; z bezwzględną logiką dowodzą oni, że ci młodzieńcy musieli być nieuchronnie złożeni w ofierze dla jakiegoś zimnego, abstrakcyjnego celu i — nieporuszeni wcale do głębi — powracają szybko do wygodnego spokoju ducha po każdym chwilowym przypływie uczucia. W tych ludziach duch jest już martwy. Gdyby żył bowiem, wyszedłby na spotkanie ducha młodych z uczuciem miłości tak samo głębokim i przejmującym, jak miłość ojca i matki. Nie znałby granic, dzielących człowieka od człowieka; ich tragedia byłaby jego własną. Coś krzyknęłoby w nim: „Nie, to nie jest słuszna, to nie jest sprawiedliwa, to nie jest święta sprawa, w której cały rozmach i zapał młodości został przyćmiony i zduszony. To my, starzy, zgrzeszyliśmy; my posłaliśmy tych młodzieńców na pole bitwy, ponieważ namiętności nasze były złe, a duch martwy i ponieważ nie umieliśmy żyć szlachetnym życiem, zrodzonym z serdecznego ciepła i z jasnej wizji ducha. Wyjdźmy więc z naszej śmierci — bo to my jesteśmy martwi, nie młodzi ludzie, którzy umarli dlatego, że my baliśmy się życia. Duchy ich nawet mają w sobie więcej życia niż my: będą one wskazywać na nas po wieczne czasy, ku hańbie i wstydowi lat, które nadejdą. Z duchów ich zrodzić się musi życie, a my jesteśmy tym, co trzeba wskrzesić.

 

Artykuł pochodzi z portalu humanizm.net.pl

O autorze wpisu:

Bertrand Arthur William Russell, 3. hrabia Russell (ur. 18 maja 1872 w Ravenscroft (Monmouthshire), zm. 2 lutego 1970 w Penrhyndeudraeth, Walia) – brytyjski filozof, logik, matematyk, działacz społeczny i eseista. Zainicjował w 1954 roku kampanię pokojową Pugwash. Jest uważany za twórcę filozofii analitycznej razem ze swoim poprzednikiem Gottlobem Frege, współpracownikiem G.E. Moorem oraz uczniem Ludwigiem Wittgensteinem. Uznaje się go za jednego z najlepszych logików dwudziestego wieku. Jego prace miały znaczący wpływ w matematyce, logice, teorii mnogości, lingwistyce, sztucznej inteligencji, kognitywistyce, informatyce oraz filozofii, w szczególności filozofii języka, epistemologii oraz metafizyce. Russell był także rzecznikiem światopoglądu ateistycznego

17 Odpowiedź na “Co możemy uczynić dla świata, póki żyjemy?”

  1. @SPRINGUS

    A czy to robi większą różnicę?

    Był po prostu wolnomyślicielem i to się liczy.

    A to, czy całkowicie odrzucał boga/bogi, czy też zostawiał pewną rezerwę na "coś, czego być może nie znamy" nie ma większego znaczenia.

    Na pewno nie był zdogmatyzowanym religiantem, broniącym ślepej i urojonej wiary.

    Ja np. jestem semi-ateistą i semi-agnostykiem i co mi zrobisz? 🙂

      1. Super!

        Dobrze wiedzieć, że nie-wolnomyśliciel nie spali mnie za to na stosie. 😉

        PS Gdybym był kociorzem, to byłbym zdogmatyzowanym religiantem, a zdaje się, że nie o to jednak chodzi…

  2. Z tego co mi wiadomo, drogi Springusie, to Russell był jednocześnie ateistą i agnostykiem.

    To normalna rzecz.

    Einstein (w pewnym sensie jego wspólnik) był jednocześnie agnostykiem i panteistą, a Hawking był jednocześnie agnostykiem i ateistą…

    Wszystkich łączyło to, że odrzucili bezpodstawne i bezsensowne wierzenia prymitywnych religii.

    I to się liczy!

      1. Mam to rozumieć w ten sposób, że słusznie zrobił odrzucając religię i w ten sposób trzymał się logiki?

        Bo jeżeli to chciałeś powiedzieć, to tak, masz rację. 🙂

  3. @SPRINGUS

    Ateizm i agnostycyzm mogą iść w parze – nic tu nie stoi na przeszkodzie.

    Nawet łagodny teizm niereligijny może iść w parze z agostycyzmem (rzadziej) ale pod warunkiem, że ten teizm będzie całkowicie adogmatyczny – taka możliwość ewentualnie też istnieje.

    Tak naprawdę te poglądy są dziełem filozofii, a więc tworzenie jakichkolwiek "absolutnych prawd i dogmatów" uważam za totalny nonsens i głupotę. A w to stety/niestety obfitują religie.

  4. Oczywiście że są różnice. Nie wiedziałeś o tym???

    A wiesz, że istnieją np. różnice między panteizmem a panenteizmem, albo między teizmem a deizmem…

    Ale zadam ci pytanie drogi Springusie: jakie to ma w ogóle znaczenie??? Co z tego, że definiuje po swojemu różnice??? Hę?

    Sam jestem semi-ateistą i semi-agnostykiem, chyba podobnie jak Russell.

    Dla mnie to nie robi większej różnicy. Nawet łagodny, znormalizowany i zdedogmatyzowany teizm jest w porządku – choć popieram bardziej ateizm, bo jest rozsądniejszy.

    Pewne jest jedno: każdy z tych poglądów ma wspólną i nierozerwalną cechę: WOLNOMYŚLICIELSTWO (libertynizm) i to ma prawdziwe znaczenie. 😉

  5. Popieram w tej kwestii Radowida – chyba myśli całkiem podobnie. 🙂

    Myślisz Springus zbyt prostoliniowo – uważasz, że jakiś pogląd musi być jednolity i nie może się otworzyć na inny pogląd – takie myślenie generuje fanatyzm…

    1. Rozumiem  oczywiście, że ateizm nie musi być ostateczny. Dawkins zdefiniował skalę i sam nie dał sobie maksimum w stronę ateizmu. Jednak istnieją powody by zamiast ateizmu pozostać agnostykiem i to wybrał Russell, ja tu niczego nie dokładam.

       

       

      1. Oczywiście że agnostycyzm to ostateczne rozwiązanie oparte na Sokratesie. Nic do tego nie mam a wręcz przeciwnie sam jestem agnostykiem.

        Chociaż porównując teizmy z ateizmem, ateizm wypada zdecydowanie lepiej. Choćby dlatego że w przeciwieństwie do teistów ateiści nie żrą się między sobą i jedynie zdrowo neguja coś na co nie ma absolutnie żadnego dowodu. A ciężar dowodowy stoi przed teistami bo to oni coś orzekaja; stawiają własne tezy które powinny być poddane weryfikacji a wcale nie są dowodliwe.

        1. Trudno o dowody u teistów, ponieważ polegają na wierze, a nie na wiedzy. Ostatecznie to niewierzący częściej zajmują się oceną twierdzeń religijnych.

           

  6. @SPRINGUS

    OK, ale ta wiara idzie w parze z absolutnym przekonaniem o swej racji. A to już wymaga dowodu.

    To teiści mają bojowe zadanie do wykonania by ewentualnie dementować sceptycyzm ateistów, a to mogą zrobić tylko poprzez rzekome dowody na swój teizm, których nie ma.

    Jak np. stwierdzę, że istnieją na dalekiej planecie kosmici, to to jest kwestia mojej wiary, ale nie tworzę z tego dogmatu, w który KAŻDY ma OBOWIĄZEK wierzyć, bo jak nie to czeka go piekło etc.

    Zatem teiści religijni, dogmatyczni, mają obowiązek przedstawić dowody na sowje wierzenia, w przeciwnym wypadku stają się ,słusznie zresztą, obiektem wyszydzeń ze storny słusznie sceptycznych ateistów.

    Ciężar dowodowy dotyczy teistów, którzy orzekają jakieś tezy i są tak wobec swoich tez pewni, że tworzą z nich dogmaty – a ateiści tylko negują ich niedowodliwe tezy i mają do tego pełne prawo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

5 + cztery =