Czy religijny światopogląd jest w kryzysie?

 

  Światopogląd to nic innego jak wiedza, przekonania, opinia na temat otaczającego świata oraz miejsca zajmowanego w nim przez człowieka. Wiedza silnie naznaczona aksjologicznie oraz apelująca do aktywnej działalności człowieka na rzecz wartości konstytutywnych dla danego światopoglądu. Światopogląd, zmieniający i rozwijający się w czasie, jest mieszaniną socjalizacji i doświadczeń osobistych ze zdobytą wiedzą, stając się wyrazem zespołów poglądów i postaw jednostek oraz grup społecznych – klas, pokoleń.

Za centrum postawy światopoglądowej możemy uważać jakąś doktrynę religijną, polityczną bądź filozoficzną. Używamy np. terminu światopogląd religijny, a czasem precyzujemy mówiąc o światopoglądzie islamskim, chrześcijańskim i innych. Osobiście uważam, że pomimo nienajlepszych historycznych konotacji można i należy używać określenia światopogląd naukowy.

Kryzys to nic innego jak problem nierozwiązywalny w krótszym lub dłuższym okresie. Dlatego obok powszechnie znanych i odczuwalnych periodycznie występujących kryzysów ekonomicznych możemy także mówić o kryzysach społecznych.

Każda kultura szuka własnych odpowiedzi na odwieczne pytania: „kim jesteśmy, skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy?” Religie od zawsze udzielają na te pytania odpowiedzi w miarę prostych i łatwych do zrozumienia. Gorzej z nauką, która na to pytanie odpowiada tak, jak brzmi tytuł jednej z książek prof. biologii Władysława Kunickiego-Goldfingera „Znikąd donikąd”, a ponadto do jej zrozumienia potrzebna jest spora wiedza.

Krakowski uczony Bernard Korzeniewski, w książce „Absolut, odniesienie urojone” zauważa: Czas średniowiecza był dla człowieka-intelektualisty okresem pod wieloma względami szczęśliwym. Nigdy później wspomniane opcje światopoglądowe (tzn. uczciwość poznawcza i komfortowanie psychiczne) nie dały się ze sobą pogodzić. Ówczesny obraz Wszechświata bardzo był dla człowieka sprzyjający. Położona centralnie Ziemia, którą obiegało Słońce, dające światło i ciepło, Księżyc rozświetlający ciemności nocy i sfera gwiazd stałych, wskazujących drogę wędrowcom. Za nią zaś niebiosa, siedziba Najwyższego, którego baczna uwaga skierowana była na leżącą w środku Ziemię i jej mieszkańców. Mały, przytulny Kosmos, stworzony dla potrzeb Człowieka i sprzyjający mu pod każdym względem.

Od Kopernika ta absolutna wizja rzeczywistości zaczęła być podważaną i konsekwentnie burzoną, a od czasów Darwina wyobrażenie harmoniczności świata ożywionego rozleciało się. Kolejne odkrycia diametralnie zmieniły obraz świata. Niezależne od podejmowanych prób niemożliwym jest pogodzenie przypadkowości ewolucyjnej z teleologicznością kreacjonizmu. Celem ewolucji nie był człowiek i jego istnienie jest tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności.

Jurgen Habermas w 11/06 numerze „EUROPY” – dodatku do dziennika „Fakt” – z 15.03.2006 r. napisał: tendencja do upowszechniania się naturalistycznych obrazów świata zderza się z nieoczekiwanym ożywieniem oraz upolitycznieniem wspólnot wiary i tradycji religijnych. Dla filozofii odrodzenie sił religijnych w skali światowej – wyjątek, jak się zdaje, stanowi tylko Europa – wiąże się z wyzwaniem ze strony zasadniczej krytyki nowoczesnej, postmetafizycznej i areligijnej samowiedzy Zachodu.

 

Te przeciwne tendencje intelektualne zakorzenione są w przeciwstawnych tradycjach. Twardy naturalizm ująć można jako konsekwencję przesłanek oświeceniowej wiary w naukę, natomiast ponownie upolityczniona świadomość religijna zrywa z liberalnymi przesłankami oświecenia. Zauważmy jednak, że owe postaci ducha zderzają się ze sobą nie tylko w sporach akademickich, lecz przekształcają się w siły polityczne zarówno w obrębie obywatelskiego społeczeństwa czołowej nacji Zachodu, jak i na płaszczyznach międzynarodowych, gdzie spotykają się światowe religie i dominujące kultury.

 

 

 

Nowi ateiści

 

 

Pod koniec XX wieku popularnym było hasło André Malraux, że: XXI wiek będzie religijny albo nie będzie go wcale, ale już na początku XXI ukazało się więcej antyreligijnych poważnych publikacji niż w całym okresie od oświecenia.

Choć skłonność elit intelektualnych do wolnomyślicielstwa ma długą tradycję, to trzeba zauważyć, że idee „Nowego Oświecenia” głoszące powrót do rozumowania opartego na nauce zdobywają w bardziej wykształconych społeczeństwach coraz większe znaczenie. Zachodnia laicka Europa laicyzuje się jeszcze bardziej i to pomimo znacznego napływu fundamentalistów islamskich.

John Gray, lewicowy autorytet prawicowych intelektualistów, ubolewa, że dla Dawkinsa, Hitchensa, Daniela Dennetta, Martina Amisa, Michaela Onfraya, Philipa Pulmana i innych religia jest trucizną, która od początku dziejów ludzkości aż po dzień dzisiejszy rodzi przemoc i opresję. („Dziennik” z 22-24.03.08)

Też sławny, ale już ewidentnie prawicowy filozof i publicysta Roger Scruton gromi: Atakowanie religii stało się dziś niemal modne. Coraz więcej wpływowych myślicieli i publicystów deklaruje dziś swój ateizm. „Nowi ateiści” bezwzględnie atakują same fundamenty wierzeń religijnych. (…) Dzisiejsi „nowi ateiści” grzeszą przede wszystkim ignorancją. Ich argumenty odwołują się wprost do niegdysiejszych oświeceniowych polemik z chrześcijaństwem. Osoba obeznana z filozofią oświecenia nie uwierzy, że współcześni naśladowcy dodają cokolwiek nowego do jej stanowiska w kwestii religii. I to niezależnie od tego, jakie pozycje dopiszą jeszcze do listy zbrodni popełnianych w imię religii. (Cyt. za „Dziennik” z 25.08.07)

Zastanówmy się, kimże oni są?

Wedle sławy na pierwsze miejsce wybija się tu Richard Dawkins z „Bogiem urojonym”. Ten urodzony w 1941 roku zoolog, etnolog, teoretyk ewolucji, to postać wyjątkowa w świecie nauki. W 1976 roku wdarł się na Olimp biologii ewolucyjnej książką „Samolubny gen” i – po opublikowaniu następnych kilkunastu poważnych książek, z których ostatnia „Bóg urojony” dorównuje wywołaniem intelektualnego wrzenia jego pierwszej pozycji – pozostaje tam do dnia dzisiejszego.

Dalej to: Daniel Dennett filozof amerykański, zajmujący się głównie filozofią umysłu, filozofią nauki, szczególnie zainteresowany biologią ewolucyjną oraz kognitywistyką. Czołowy zwolennik teorii zwanej darwinizmem neuralnym W Polsce ukazały się jego książki „Słodkie sny” oraz „Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne”.

Michel Onfray – francuski filozof, zagorzały ateista. Jego publikacje propagują hedonizm, poznanie naukowe i ateizm. W Polsce ukazała się jego „Traktat ateologiczny„.

Christopher Hitchens – pisarz, dziennikarz i krytyk literacki. W roku 2007 ukazał się polski przekład jego książki Bóg nie jest wielki„ będącej wnikliwą, napisaną z werwą polemiką z religiami, religijnym fundamentalizmem oraz samą wiarą w Boga.

Philip Pullman – wykładowca akademicki, pisarz, który zdobył sławę trylogią fantastyczną „Mroczne materie”. W Polsce wyświetlany był film „Złoty kompas”, zrealizowany na podstawie pierwszej części tej książki.

Sam Harris – ukończył Uniwersytet Stanforda specjalizując się w filozofii. Obecnie doktoryzuje się w dziedzinie neurobiologii. Używając czynnościowej tomografii rezonansu magnetycznego bada fizjologiczne podstawy zjawisk wiary, niewiary i niepewności.

I cóż takiego się stało, że wzbudzili tyle emocji? W minionym pięcioleciu wypuścili do obiegu „zachodniej cywilizacji” kilka niezłych książek, które pomimo naukowego szlifu stały się bestsellerami i rozeszły się w masowych nakładach. Wychodzą oni z różnych przesłanek i piszą o różnych aspektach wiary i religijności, ale ogólnym ich wnioskiem jest teza, że religia jest produktem ewolucji człowieka skazanym na wymarcie wraz z rozwojem nauki i poszerzaniem sfery wolności.

Wokół książek opublikowanych w ostatnich latach przez tzw. „nowych ateistów” toczy się ciekawa – choć przybierająca czasem bardzo agresywne formy – dyskusja. Warto też zaznaczyć, iż autorzy ci nie godzą się z epitetem „walczących ateistów” twierdząc, że głównym ich przesłaniem jest obrona nauki i racjonalnego myślenia, zaś sprzeciwianie się postawom religijnym jest tylko wynikającym z tego przesłania zobowiązaniem.

Jeszcze przed publikacją wymienionych książek profesor Kazimierz Jodkowski (Tu polecam dorobek intelektualny całej prowadzonej przez niego Zielonogórskiej Grupy Lokalnej „Nauka a Religia” /www.nauka-a-religia.uz.zgora.pl/) w dyskusji redakcyjnej (Gazeta Lubuska 29, 30 grudnia 2001) powiedział: W latach 60. ubiegłego wieku rozpoczął się upadek naszej grecko-rzymskiej chrześcijańskiej cywilizacji. Przyczyną jest zanikanie religii. Rozwój nauki, a konkretnie ewolucjonizmu, stopniowo ruguje religię z życia.

No właśnie! Jak to jest? Czy rozwój nauki może wyrugować religię z życia? Czy może ważniejsze są zupełnie inne przyczyny? Badania socjologiczne wskazują na pewną prawidłowość: wszędzie tam, gdzie życie jest biedniejsze, poziom wykształcenia niski a rozwój przemysłowy mniej zaawansowany, tam stopień religijności społecznej jest wyższy.

 

 

 

Marketingowa walka

 

 

Socjologowie zauważają, iż religia staje się dla współczesnego człowieka jeszcze jednym z towarów, kupowanym na zasadzie popytu i podaży w odniesieniu do określonych usług czy przeżyć, po który może sięgać, gdy akurat ma taką doraźną potrzebę albo gdy jakieś okoliczności skłaniają go do tego. Ludzie nominalnie związani z jakimś wyznaniem tworzą sobie własną religię w dowolny sposób selekcjonując czy łącząc treści i przekonania zaczerpnięte z różnych systemów, nawet wtedy, kiedy są wewnętrznie sprzeczne. Światopogląd staje się mieszaniną czerpaną z różnych źródeł.

Na londyńskich autobusach rozgorzała reklamowa walka. Hasło: „Prawdopodobnie nie ma Boga. A więc przestań się martwić i ciesz się życiem” przeciwstawiono psalmowi „Mówi głupi w swoim sercu: »Nie ma Boga«„. W czasie gdy współcześni mędrcy stwierdzają, że brak jest płaszczyzny intelektualnej do rozstrzygnięcia kwestii istnienia Nadprzyrodzonego, staje się on przedmiotem sporu reklamowego.

Gdy naszą wiedzę o religijności opieramy na mediach, narzucającym się obrazem jest odejście od prywatności światopoglądowej do mniej lub bardziej agresywnego marketingu. Sprzedaje się tam własne postawy licząc na poszerzenie akceptacji lub swój światopogląd jako bardziej wartościowy od innych, a czasem nawet jako bezalternatywny dla współczesnych Polaków.

Bohaterowie mediów, „polityczni celebryci” i „dziennikarskie gwiazdy” czują za swój obowiązek podkreślenie własnej inspiracji religijnej, czy zdecydowanie rzadziej fideistycznej lub ateistycznej. Publicznie się przyznają do swej późnej konwersji lub światopoglądowej przemiany. Prawa strona klasy politycznej traktuje zasadę rozdziału Kościoła od państwa jeszcze mniej poważnie niż polscy katolicy swoją religię, a silny ich wsparciem episkopat wpisuje w państwowy system prawa penalizację religijnych nakazów.

 

 

 

Dziwny kraj – Polska

 

 

Tendencje sekularyzacyjne w Europie w stosunkowo niewielkim stopniu dotknęły katolicyzm w naszym kraju. W oczach europejczyków Polska to kraj, w którym kościoły są pełne, a praktyki religijne przybierają charakter manifestacyjny.

Choć mamy teraz wydanych wiele wspaniałych książek i wzrosła ilość tytułów, to poziom czytelnictwa spadł dramatycznie. Z najnowszych badań przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową i TNS OBOP wynika, że w 2008 r. zaledwie 38% badanych Polaków zadeklarowało „trzymanie w ręku chociaż jednej książki” w okresie ostatniego roku. To najniższy wskaźnik czytelnictwa, który został zanotowany w historii systematycznie prowadzonych od 1992 r. obserwacji.

W telewizji publicznej oraz stacjach prywatnych, które coraz szerszym masom zastępują bezpośredni udział w kulturze, wydarzeniom religijnym nadaje się rangę porównywalną tylko z wydarzeniami uprzednio hołubionymi przez PZPR. Zaś debata światopoglądowa jest tam prowadzona na takim poziomie, że nie warto rozmawiać. A tak ogólniej, to w naszym społeczeństwie – jak pisze na stronach „Racjonalista.pl” Andrzej Koraszewski – oportunizm państwa ateistycznego zastąpiony został oportunizmem państwa wyznaniowego.

Prof. Stanisław Obirek na dyskusji panelowej „Sekularyzacja”, która odbyła się 15 listopada 2008 r. na Uniwersytecie Warszawskim, odwołując się do tekstu amerykańskiej socjolożki Marjane Osa, powiedział: Paradoksalnie, wojna i budowanie socjalistycznej Polski przyniosły nieoczekiwane korzyści Kościołowi katolickiemu w Polsce. (…) Wraz z politycznymi zmianami i zniesieniem kościelnych latyfundiów, resztki feudalnego kościoła przestały istnieć. Stworzone w czasie wojny więzy i nawiązane nowe formy obecności Kościoła, sprawiły, że wyłoniła się dynamiczna i przygotowana do walki z wrogiem organizacja”.

Jednak po zniknięciu wroga Kościół objął niepodzielną władzę nad społeczeństwem i to już nie tylko w sferze symbolicznej, a odebrane mu latyfundia wracają w jego posiadanie, i to w majestacie prawa. Osobiście mam nadzieję, iż otwarte i pluralistyczne społeczeństwo zredukuje polityczny wpływ Kościoła katolickiego w Polsce, gdyż w obecnej chwili to ta instytucja najbardziej polaryzuje polskie społeczeństwo skutecznie odcinając je od partnerskiej obecności w jednoczącej się Europie. (Cyt. za „Res Humana” nr. 7 (98) 2009 r.)

A Adam Szostkiewicz w „Polityce” z 16 lutego 2009 r. zauważa: Ludzie katolickiej prawicy prócz czasopism mają swoje programy w wielkich mediach elektronicznych, pisują w największych dziennikach. Są dobrze zorganizowani, przedsiębiorczy – mają fundusze od prywatnego biznesu. Piszą subtelne eseje i bieżącą publicystykę, wydają wartościowe książki własne i przekłady, a przede wszystkim tworzą instytucje i zaplecza wpływu na politykę. Są przeciwko „michnikowczyźnie”, za lustracją, przeciw III RP, za eurosceptykami i Buszem, przeciwko Obamie, za cywilizacją chrześcijańską, przeciw „postmodernizmowi”, za katolickim tradycjonalizmem przeciw Kościołowi otwartemu, za silną Polską w słabej Europie, za konfrontacyjną polityką historyczną, przeciw dialogowi kultur i narodów i ponadnarodowym projektom politycznym. Swoje koncepcje przedstawiają z poczuciem wyższości, właściwej komuś, kto obcuje z absolutem, prawdami objawionymi i prawem naturalnym.

Przeprowadzone w Polsce liczne badania krajowe i zagraniczne wskazują zgodnie, iż w ostatnich dziesięcioleciach najbardziej dynamicznie rośnie rozpiętość płac. W ostatnim pięcioleciu liczba osób żyjących poniżej minimum socjalnego więcej niż podwoiła się. Istnieją mocne podstawy, aby sądzić, że procentowy udział ludzi biednych jest najwyższy w Europie na zachód od Bugu.

Z badania przeprowadzonego wśród poborowych w wieku 18-19 lat wynika, że 80% poborowych nie rozumie prostego publicystycznego tekstu. Czyli ich zasób słów jest mniejszy niż pięć tysięcy, a może nawet potrafią funkcjonować przy dwu-trzech tysiącach. Współczesna nauka jest złożonym systemem i zrozumienie nawet jej zarysów wymaga ogromnej wiedzy oraz nawyków myślowych. Człowiek mało wykształcony szuka drogi na skróty. Takimi skrótami są doktryny religijne, które mogą uprościć i uczynić zrozumiałymi odpowiedzi na odwieczne pytania o sens świata, a w nim na rolę człowieka.

Ponad dziewięćdziesiąt osiem procent Polaków to chrześcijanie. 95% to katolicy, a z tego 66% to słuchacze Radia Maryja. Ale tylko 82% uważa się za osoby wierzące, gdyż wiele osób chodzi do kościoła tylko po to aby zachować tradycję i dać przykład dzieciom, lub z powodu przyzwyczajenia, czy też z poczucia obowiązku.

Rafał Boguszewski, analityk z Centrum Badania Opinii Społecznej na wyżej opisanym panelu poświęconym sekularyzacji powiedział: Obecnie Kościół katolicki należy do instytucji cieszących się bardzo dużym autorytet społecznym. W maju 2008 roku aprobatę dla jego działań wyrażało ponad dwie trzecie Polaków (69%), a tylko niespełna jedna czwarta (24%) wypowiadała się o jego działalności negatywnie. Co istotne, obecnie autorytet Kościoła jest na tyle silny, że nawet wydarzenia i skandale na tle obyczajowym (np. sprawa abp. Paetza) czy kontrowersje wokół lustracji w Kościele, na czele z szeroko komentowanym przypadkiem abp. Wielgusa i jego współpracy z SB, nie powodują wyraźnego spadku zaufania do Kościoła, jeśli nawet, to zmiany te są krótkotrwałe.

Analizy te mogłyby wskazywać, że światopogląd katolicki trzyma się w Polsce mocno, gdyby nie inne przesłanki wskazujące, że przywiązanie do wiary przodków i deklaratywna akceptacja doktryny nie przekłada się na codzienne życie.

Żenującą tego egzemplifikacją z ostatnich miesięcy może być Kazimierz Marcinkiewicz, na rekolekcjach dla rodzin chrześcijańskich dający siebie za przykład do czasu, gdy poczuł inną, też „bożą” potrzebę. Czy Mirosław Orzechowski nawołujący do abstynencji i jednocześnie rozbijający po pijanemu samochody.

Uogólniając dr Boguszewski mówi: Powszechna jest wprawdzie wiara w Boga (90% Polaków nie ma wątpliwości co do Jego istnienia), jednak przekonanie o istnieniu nieba wyraża już niespełna trzy czwarte badanych (74%). Jeszcze mniejsza jest wiara w życie po śmierci – deklaruje ją 70% respondentów, a niespełna dwie trzecie (65%) ma nadzieję na to, że w niebie ponownie spotka osoby, które kocha. Tylko ponad połowa Polaków (56%) wierzy w istnienie piekła, a jeszcze mniej (54%) wyraża przekonanie o istnieniu diabła.

(…)W całej populacji badanych jedynie nieco więcej niż co trzeci respondent (38%) jest przekonany, że można mówić o istnieniu jasnych i mających zastosowanie do wszystkich – niezależnie od okoliczności – zasad, które określają, co jest dobre, a co złe.

Na tym tle ciekawie przedstawiają się opublikowane niedawno w Internecie wyniki badań OBOP-u, które mówią, że 53% wśród ogółu Polaków, a 43% wśród wierzących i praktykujących uważa, że ludzie powstali w wyniku procesu biologicznego, a tylko odpowiednio 30% i 36% uważa że zostali stworzeni w obecnej postaci. Tą niespójność dostrzega Marcin Przeciszewski, redaktor naczelny Katolickiej Agencji Informacyjnej, gdy pisze: Polacy wierzą dziś w sposób selektywny, wybierają z wiary to, co im pasuje, tak jak wybiera się towar z półek w supermarketach.

Światopoglądowy obraz współczesnej Polski należy uzupełnić o powstały wokół internetowej platformy „Racjonalista.pl” spontaniczny ruch społeczny, który zdobywa coraz większe znaczenie, a powstała na jego stronach lista ateistów i agnostyków liczy już parę tysięcy osób i nadal rośnie. Do tego należy dodać coraz większą ilość sławnych apostatów demonstracyjnie odrzucających swoje związki z katolicyzmem.

 

 

 

Zakończenie

W obszarze postaw religijnych podstawową cechą współczesnego społeczeństwa europejskiego jest indyferentyzm. Jego radykalną postacią jest zupełnym ignorowaniem Boga, choć nie należy utożsamiać go z ateizmem, czy intelektualnym odrzuceniem koncepcji Boga, a raczej obojętnością na religijne instytucje i ich ideologie. Jeżeli Bogu „pozwala” się istnieć, to w postaci jakiegoś bliżej nieokreślonego absolutu, energii życiowej, siły wyższej, ducha nieosobowego, losu czy przeznaczenia.

Jednocześnie wszędzie można zauważyć znaczny wzrost popularności parapsychologii, okultyzmu, ezoteryki, magii, astrologii i horoskopów. Religie rodzą się i umierają, podlegają historycznym zmianom, są wrażliwe racjonalnie i empirycznie, zmieniają się ich doktryny i obrządki, i dlatego laicyzacja społeczna nie staje się automatycznie afideizmem nie mówiąc już o antyfideizmie.

Trzeba zaznaczyć, że powyższa ocena jest prawdziwą, gdy ograniczymy ją tylko do bogatych i wykształconych społeczeństw, które ewidentnie się sekularyzują, ale patrząc szerzej, kiedy obserwujemy ostatnie dekady w pauperyzujących się społeczeństwach świata zwanego „drugim” i „trzecim”, widać wyraźnie rozwój różnego rodzaju fundamentalizmów religijnych. I dlatego można sądzić, że nawet jeżeli w przeciągu najbliższych kilkudziesięciu lat zapełnią się wszelkie naukowe luki, w których jeszcze może schować się idea Boga, oraz zostaną wyjaśnione wszystkie kulturowe i biologiczne przyczyny religijnych postaw ludzi, nie spowoduje to upowszechnienia postaw racjonalistycznych, dopóki nie zostaną rozwiązane podstawowe problemy bytowe i podniesiony poziom ogólnego wykształcenia. Odwrotnie, taki klimat służy wszelkim postawom fideistycznym.

A co do europejskiego katolicyzmu mogę zgodzić się z katolickim teologiem Leonardem Seidlerem piszącym: Ludzie poszukujący odpowiedzi na swoje bytowe i duchowe potrzeby mają do dyspozycji różne propozycje tłumaczące ich miejsce w życiu iw wszechświecie. Tradycyjny Kościół katolicki jest tylko jedną z propozycji, która jest dzisiaj mało interesująca, gdyż ogranicza możliwości zrozumienia i poznania, narzucając: nie udział w życiu duchowym czy poznawczym, ale konieczność podporządkowania się hierarchii, która nie ma już autorytetu z tytułu samego zajmowania pozycji społecznej.

(…) Brak reakcji Kościoła na wyzwania współczesności grożą dalszą jego marginalizacją jako instytucji, ograniczenia jego wpływów do tradycjonalistycznych grup ludności: biednych, ludzi starszych lub tych, którzy nie są w stanie sprostać dynamice przemian społecznych. (Cyt. za Danielem Zbytkiem, „Res Humana” nr. 7 (98) 2009 r.)

Hierarchowie wypowiadający się w imieniu Kościoła katolickiego nazywają odchodzenie od religii kryzysem dechrystianizacji, bezpośrednio wpływającym na obniżenie poziomu etycznego, który grozi dezintegracją społeczną, zwiększoną przestępczością, kulejącym systemem wychowania, niskim poziomem opieki społecznej i zdrowotnej, oraz biedą dotykająca szerokich warstw. Za wszystko to są skłonni obwiniać brak pobożności głosząc, że aby zapewnić moralne, bezpieczne i dostatnie trwanie społeczeństwa, Bóg i jego wola muszą znaleźć się w centrum życia każdego człowieka.

Przeczą temu badania dotyczące religii w krajach całego świata, przeprowadzone przez amerykańskiego socjologa Phila Zuckermana, w wyniku których stwierdził, między innymi, że około 750 milionów ludzi (głównie w Zachodniej Europie) nie wierzy w Boga, bogów lub inne ponadnaturalne siły. Badanie te pozwoliły mu też na postawienie wniosku, że jakość życia w poszczególnych krajach zależy od proporcji w społeczeństwie między ateistami i wyznawcami wiary w Boga. Porównanie państw zlaicyzowanych i wysoce religijnych dało obraz rzeczywistości przeciwny prawdziwości tezy głoszonej przez instytucje religijne, że odwrócenie się od Boga leży u podstaw wszelkiego zła w społeczeństwie. Jest właśnie odwrotnie to kraje najbardziej zlaicyzowane – a więc te z największym odsetkiem ateistów i agnostyków – zaliczają się do najbardziej stabilnych, zamożnych i zdrowych, a ich obywatele cieszą się największymi swobodami. Nacje najbardziej religijne, które oddają cześć Bogu niemal na każdym kroku, należą do najbardziej niestabilnych i ubogich, nierzadko dotkniętych przemocą i uciskiem. (Tygodnik Forum nr 11 z 16.03 2009 – 22.03 2009).

 

Materiał pochodzi z konferencji Sacrum i profanum w dobie kryzysu

Andrzej B. Izdebski

O autorze wpisu:

22 Odpowiedzi na “Czy religijny światopogląd jest w kryzysie?”

  1. >Badania socjologiczne wskazują na pewną prawidłowość: wszędzie tam, gdzie życie jest biedniejsze, poziom wykształcenia niski a rozwój przemysłowy mniej zaawansowany, tam stopień religijności społecznej jest wyższy.

    -Pytanie tylko co jest skutkiem, a co przyczyną? Wiele wskazuje na to, że to religijność powoduje cywilizacyjne zacofanie społeczeństw.  Gdy poświęca się czas, energię i fundusze na pielęgnowanie tradycji, obrzędów, rytuałów związanych z rozmaitymi wierzeniami, zamiast na edukację, rozwój przemysłu, rolnictwa, handlu, budowę infrastruktury, drogi,  jak np. większości  społeczeństw  Afryki, to skutek jest oczywisty.

    1. Czas, energia i fundusze  (w skali PKB znikome) przeznaczane na funkcjonowanie zorganizowanych religii wraz ze spadkiem religijności nie zostaną przekierowane na edukację, drogi albo rozwój rolnictwa, tylko raczej na rozrywkę, rekreację, używki itp.

      .

      Znane jest powiedzenie „jak trwoga to do Boga”, i ten psychologiczny mechanizm może sprawiać, że to jednak wzrost dobrobytu powoduje odwrót od religijności.

      Ale o tym, gdzie jest skutek, a gdzie przyczyna, powinno rozstrzygnąć porównanie danych w przekroju historycznym – to one powinny wykazać, czy wzrost dobrobytu wyprzedzał sekularyzację, czy odwrotnie.

      1. Po co w ogóle te domysły, jeśli są już związane z tym doświadczenia? Przecież mamy przykładu państw, gdzie zorganizowana religia utraciła w dużej mierze swoje wpływy i dochody. Budżety tych państw raczej nie przeznaczają kasy na używki, może nieco na rozrywkę i nieco więcej na rekreację, poza tym na służbę zdrowie, socjal, naukę, obronność itd. W Polsce na przykład można byłoby więcej zainwestować w In Vitro, zamiast zatrudniać katechetów można by zatrudniać kierowców dowożących dzieci do szkół itd. Wątpię, aby tę nadwyżkę budżetową wywalono na używki.

        1. miałem na myśli energię, czas i finanse prywatnych osób

          budżetu państwa nie mierzy się czasem ani energią

  2. Wg mnie fundamentalistyczny rewiwal czy to w Polsce, czy w Turcji, czy w Egipcie to właśnie świadectwo kryzysu światopoglądu religijnego pod nieuchronnym naporem nowoczesności. Światopogląd pod ostrzałem musi się okopać, zasadzić i poszukać energii we własnych źródłach. Ten łabędzi śpiew może trwać jeszcze dziesiątki lat, ale wciąż będzie tylko łabędzim śpiewem. Potrzeba wiary to jednak coś innego i ona przeżyje stare religie (które mają po prostu problem z aktualizacją swojej mitologii i stają się coraz mniej atrakcyjne) i być może chwyci się jakichś nowych religii i ideologii, a tego się smaży i piecze od groma. Gdy stare religie padną przyjdą scientologie i inne modne twory, które będą lepiej zaktualizowane mitologicznie i nie będą się tak kłócić z rzeczywistością – nie będą miały trójc jedynych, zmartwychwstań, chodzenia po wodzie i przyspieszonej fermentacji wody. Nie przeskoczymy swojej irracjonalnej natury tak szybko.

  3. Jak zwykle nie mam czasu na długi komentarz, jako kucharz w tej telewizyjnej kuchni, ale wymienię w punktach kilka wątpliwości, być moźe nie do końca przystających do ukazanych w artykule tez (choć z wieloma się zgadzam):

    1. Korelacja bieda a religijność. Społeczeństwa Kataru, Kuwejtu czy Arabii Saudyjskiej są bogate, a jednak bardzo religijne. Wydaje się, że laicyzował udział w rewolucji przemysłowej i oświeceniowej, a nie samo bogactwo czy stabilność.

    2. USA jest bardziej stabilne na przestrzeni ostatnego wieku niź kraje Europy, a jednak Amerykanie są bardziej religijni od Niemców, Rosjan czy Francuzów.

    3. Brak przeciwstawienia własnej tożsamości tożsamości imigrantów z państw muzułmańskich pokazuje, źe laicyzacja Europy oparła się na antykalicyzmie a nie na krytycznym myśleniu o religii jako takiej. Może to wskazywać, iż laicyzm Francji, Belgii czy Niemiec opiera się na znudzeniu tradycyjną religijnością, ale pozbawionym świadomej i przemyślanej postawy.

    4. Popularność nowych ateistów jest na Zachodzie zauważalna, ale jeszcze mocniej daje się zauważyć na Zachodzie popularność krytyki nowych ateistów. Laickość wielu intelektualistów zachodnich (nawet świeckich humanistów) ceni nadal religię jako coś, co należy chronić przed krytyką. 

    5. Światopogląd polityczny czy religijny jest ważnym elementem tożsamości, którego naruszenie wzbudza agresję. To wskazuje na nie tylko kulturowe, ale również dziedziczne nastawienie danego osobnika na "plemienne" utożsamianie się z daną grupą tożsamościową i niechęć do "herezji", czyli do krytyki elementów tożsamościowych charakterystycznych dla plemienia danego osobnika. 

    6. Czytelnictwo jest pożerane też przez internet i komunikację za pomocą urządzeń mobilnych. Czy ktoś z zapałem czytający i komentujący w sieci nie jest na swój sposób czytelnikiem? 

  4. "nawet jeżeli w przeciągu najbliższych kilkudziesięciu lat zapełnią się wszelkie naukowe luki, w których jeszcze może schować się idea Boga"

  5. @ Jacek Tabisz. Jak zwykle nie mam czasu na długi komentarz, jako kucharz w tej telewizyjnej kuchni, ale wymienię w punktach kilka wątpliwości, być może nie do końca przystających do ukazanych w artykule tez (choć z wieloma się zgadzam).

    ——————

    Bardzo dobrze, iż opublikowałeś ten referat i przypomniałeś ciekawą konferencję. Jak wyżej wspomniałem, gdyby ktoś był zainteresowany innymi referatami z tej konferencji podaję tu link: http://www.racjonalista.pl/pliki/forum/15061/162023001447519241.pdf Aktywnie w niej uczestniczyłem i problematyka tam poruszana jest mi bliską, ale jak widać z dotychczasowych wypowiedzi niewiele osób zrozumiało jej ogólną problematykę oraz przesłanie zaprzeczające uproszczeniom w teorii sekularyzacji.

    ***

    @ Jacek Tabisz. 1. Korelacja bieda a religijność. Społeczeństwa Kataru, Kuwejtu czy Arabii Saudyjskiej są bogate, a jednak bardzo religijne. Wydaje się, że laicyzował udział w rewolucji przemysłowej i oświeceniowej, a nie samo bogactwo czy stabilność.

    ————-

    A mnie się wydaje, iż dobrze Ci się wydaje, gdyż inne są źródła bogactwa Kataru, Kuwejtu czy Arabii Saudyjskiej, a inne państw europejskich. Pisał o tym najpierw Max Weber http://pl.wikipedia.org/wiki/Etyka_protestancka_a_duch_kapitalizmu a następnie wielu innych socjologów religii.

    ***

    @ Jacek Tabisz: 2. USA jest bardziej stabilne na przestrzeni ostatniego wieku niż kraje Europy, a jednak Amerykanie są bardziej religijni od Niemców, Rosjan czy Francuzów.

    ————————

    Tak, socjologowie religii zwracają tu uwagę na wyjątkowość Stanów Zjednoczonych. Wysoka pozycja intelektualnej elity przy dosyć ogólnym niskim poziomie faktycznego wykształcenia trochę ten stan tłumaczy, ale przyczyn jest więcej.

    ***

    @ Jacek Tabisz: Brak przeciwstawienia własnej tożsamości imigrantów z państw muzułmańskich pokazuje, że laicyzacja Europy oparła się na antykatolicyzmie a nie na krytycznym myśleniu o religii jako takiej.

    —————————-

    Problemy dotyczące tożsamości imigrantów i multikulturalizmu, to zupełnie inny zakres problemów, ale zupełnie nie chce mi się na tym portalu na ten temat wypowiadać. Swój stosunek już tu wyraziłem.  Moje stanowisko jest tu bliskie stanowisku Tariqa Mododa: http://www.empik.com/multikulturalizm-modood-tariq,p1093434730,ksiazka-p (Oczywiście, iż choć bliskie nie znaczy tożsame).

    ***

    @ Jacek Tabisz: Może to wskazywać, iż laicyzm Francji, Belgii czy Niemiec opiera się na znudzeniu tradycyjną religijnością, ale pozbawionym świadomej i przemyślanej postawy.

    ———————–

    Może wskazywać, ale Izdebski, konferencja jak i socjologowie za Thomasem  Luckmannem http://mazowsze.hist.pl/21/Studia_Plockie/492/2009/16496/ wskazują raczej na jej „prywatyzację” religii niż jej zanik.

    ***

    @ Jacek Tabisz: 4. Popularność nowych ateistów jest na Zachodzie zauważalna, ale jeszcze mocniej daje się zauważyć na Zachodzie popularność krytyki nowych ateistów.

    ———————–

    „Nowi ateiści”, w ogólnej koncepcji ateizmu nie wnieśli wiele nowego, ale przedstawili ogrom argumentów opartych na aktualnym dorobku nauki. Argumentów racjonalnie bardzo trudnych, a w większości wprost niemożliwych, do podważania i stąd wzbudzili dosyć wściekłe ataki. Może ktoś poleciłby jakieś krytyczne, ale merytoryczne  publikacje na temat?  Powiedzmy na poziomie  Jana Pleszczyńskiego: http://www.racjonalista.pl/forum.php/z,0/d,16/s,612740#w614268

    ***

    @ Jacek Tabisz: Laickość wielu intelektualistów zachodnich (nawet świeckich humanistów) ceni nadal religię jako coś, co należy chronić przed krytyką.

    ——————–

    To zupełnie nic nowego Voltaire uważał, że należy pozbyć się przesądów religii objawionej i przyjąć religię rozumową (naturalną, deizm), której wymaga moralność (Gdyby Boga nie było, należałoby Go wymyślić). Będąc samemu sceptycznym bronił wiary w Boga przed tymi, którzy dla dobra ludu, chcieliby pozbawić Kościół społecznych wpływów. Podkreślał wyraźnie związki na linii religia-moralność i uznawał konieczność istnienia religijnego bata aby wpływać na zachowania prostaków. Mnie to mało przekonuje.  Uważam, iż ogólny poziom wykształcenia należy podnosić, tak aby jak najwięcej ludzi było stać na samodzielną refleksję.

    ***

    @ Jacek Tabisz: 5. Światopogląd polityczny czy religijny jest ważnym elementem tożsamości, którego naruszenie wzbudza agresję. To wskazuje na nie tylko kulturowe, ale również dziedziczne nastawienie danego osobnika na "plemienne" utożsamianie się z daną grupą tożsamościową i niechęć do "herezji", czyli do krytyki elementów tożsamościowych charakterystycznych dla plemienia danego osobnika.

    Tak i jest to bardzo poważny problem: http://www.racjonalista.pl/forum.php/z,0/d,3/s,579693#w579921 Dlatego wzbudzanie nacjonalizmu i ksenofobii ja uważam wprost za ideologiczną zbrodnię. Na przykład bardzo poważny problem jakim jest imigracja muzułmanów należy rozwiązywać innymi środkami niż proponuje to np. „Euroislam” w Polsce.

    *

    ***

    *

    @ Jacek Tabisz: 6. Czytelnictwo jest pożerane też przez internet i komunikację za pomocą urządzeń mobilnych.

    ———————–

    To prawda. Powstała nawet SMS-owa inteligencja, ale której tzw. druki zwarte są nie do przebrnięcia.

    Prasa rezygnuje z dłuższych publikacji, gdyż nawet ludzie z wyższym wykształceniem nie tylko, iż nie potrafią ich zrozumieć, ale nawet w całości przeczytać. Poziom formalnego wykształcenia podskoczył nam ogromnie tyle tylko, iż ma się to nijak z wykształceniem faktycznym. Bardzo często absolwent policealnej PRL-owskiej szkółki reprezentował wyższy poziom niż dzisiejsi magistrzy a czasem i doktorzy – nawet ci habilitowani.

    http://www.racjonalista.pl/forum.php/z,0/d,5/s,590321#w595120

    http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,705687/z,0/d,2#w705818

    ***

    @ Jacek Tabisz: Czy ktoś z zapałem czytający i komentujący w sieci nie jest na swój sposób czytelnikiem?

    ——————-

    Na swój to na pewno, znamy wiele przykładów internetowych zadufków uważających się za inteligencję, a czasem nawet za intelektualistów, których poziom ponad gimnazjum nijak nie wychodzi,  ale na mój post-PRL-owskiej inteligencji to na pewno nim nie jest.

    Kiedyś człowiek nieoczytany to wprost nie miał co robić w środowisku akademickim (chyba, iż był mocno partyjnym), choć gdy spotykałem przedwojennych inżynierów, czy tylko absolwentów szkoły Wawelberga  http://pl.wikipedia.org/wiki/Szko%C5%82a_Wawelberga_i_Rotwanda to wówczas ubolewałem nad drastycznym obniżeniem poziomu wykształcenia „nie humanistów” w PRL-u.

    Według mnie nieoczytany człowiek nawet z doktoratem inteligentem być nie może, natomiast oczytany jest inteligentem nawet wtedy, gdy brak mu i podstawnego wykształcenia formalnego, dlatego w internecie deklarowane wykształcenie ma niewielkie znaczenie, a poziom intelektualny i kulturalny uwidacznia się już po kilku/kilkunastu wypowiedziach,  ale ten temat  – choć ciekawy –  to nie jest przedmiotem rozważań w tym wątku.

    ***

    1. Dziękuję za bardzo ciekawą odpowiedź, z którą w 3/4 się zgadzam. Kwestia prywatyzacji religii miała miejsce w cywilizacji euroamerykańskiej już od XIII wieku i nie bez pewnych tąpnięć narastała. Mimo to nadal w sumie nie wiadomo, do czego to prowadzi. Prywatyzacja religii jest moim zdaniem wspierana przez inny ważny trend – indywidualizm cywilizacji euroamerykańskiej, który zaczął się już w Atenach i nie jest wcale tak częstym zjawiskiem na tle innych cywilizacji. Pytanie, jak może działać długookresowo przyjmowanie postaw indywidualistycznych przez przedstawicieli cywilizacji, które nie miały takich zwyczajów. Tu z ogromnym uproszczeniem wskazałbym na nowoczesne społeczeństwa Korei Południowej i Japonii, gdzie problem zderzenia indywidualizmu z kolektywizmem wciąż jest widoczny i przybiera niezwykłe formy, a gdzie nie ma tak silnie zarysowanych ideologii narzucanych siłłą, jak w Chinach. Zresztą Chińczycy bywali w swej historii znacznie większymi indywidualistami niż Japończycy.

      Euroislam – jakie nie do przyjęcia rozwiązania oni proponują? Moim zdaniem są oni niechętni przyjmowaniu do Europy dużych mas muzułmanów, co na tle problemów muzułmanów z integracją nie wydaje się nierozsądne. Nie ma żadnego powodu, aby narażać cywilizację euroamerykańską na islamizację, imigrantów można zapraszać z innych miejsc na świecie, jeśli chodzi o młode ręce do pracy. Zamknięcie się na imigrację ekonomiczną nie jest żadnym atakiem na państwa, z których ta imigracja się odbywa – wręcz przeciwnie, daje to szansę tym państwom na zachowanie zdolnych i młodych obywateli, którzy mogą te państwa zmieniać. Nie zauważyłem na Euroislamie postulatów innych, niż chęć zamknięcia się na imigrację ekonomiczną z państw muzułmańskich. Ale nie znam wszystkich ich artykułów, więc może są takie, które sugerują inne rozwiązania. Ja osobiście stoję na stanowisku, że dopóki integracja muzułmanów w Europie, Kanadzie, USA etc. nie działa tak, jak działa wobec przedstawicieli innych światopoglądów z zewnątrz (Hinduiści, Buddyści, Żydzi, Zoroastrianie, Szamaniści), powinno sie powstrzymywać fale migrantów ekonomicznych z państw muzułmańskich. Jako osobie zajmującej się ateizmem i świeckością zależy mi, aby elity Zachodu przyznały się do tego, że dostrzegają wpływ poglądów religijnych na ludzkie zachowania, również te negatywne. Islam nie jest religią pokoju w większości swoich odmian. Już samo pouczcie, że jest się lepszym przez wyznawanie islamu przekreśla pokojowość tej religii (zresztą w każdej na podstawowym poziomie, a islam idzie znacznie dalej).

      1. @Jacek Tabisz: „Kwestia prywatyzacji religii miała miejsce w cywilizacji euroamerykańskiej już od XIII wieku i nie bez pewnych tąpnięć narastała.”

        Powyższe stwierdzenie jest anachronizmem!

        W XIII wieku nie było cywilizacji euroamerykańskiej, bo w owym czasie Europejczycy jeszcze w ogóle nie dotarli do Ameryki (wcześniejszych wypraw skandynawskich, które docierały do wybrzeży Ameryki Północnej, nie można postrzegać w kategoriach poszerzenia horyzontu geograficznego ówczesnych społeczeństw Europy, bo ta wiedza się nie upowszechniła).

        Jeśli chodzi o prywatyzację religii (tu osobiście mówiłbym raczej o jakimś zindywidualizowaniu przeżyć religijnych), warto nadmienić, że na Zachodzie początki wyodrębniania się jednostki ze społeczeństwa datowane są na XI-XII wiek. Pojawiło się wówczas uświadomienie sobie intencji podmiotu jako kryterium oceny moralnej (wcześniej w ocenie koncentrowano się raczej na czynie jako takim). W sferze religii nastąpiło wówczas przesunięcie akcentów z posłuszeństwa nakazom boskim i z celebrowania wspólnotowych form kultu ku osobistemu kontaktowi z Bogiem, który – jak wierzono – zawiązywany i utrzymywany był przez osoby Boga miłujące i przez niego miłowane (tu wypada dodać, że z Bogiem o wiele częściej niż dawniej chciano się jednoczyć jeszcze na ziemi). Z takich postaw rozwinęła się zachodnia mistyka (między VI a X wiekiem na Zachodzie prawie nieobecna), a w szerszym rozumieniu można z nimi łączyć reformę gregoriańską, zmiany w sferze monastycyzmu, krucjaty i herezje, nie mam jednak przekonania, czy należy je traktować jako „tąpnięcia”.

  6. @ Jacek Tabisz: Dziękuję za bardzo ciekawą odpowiedź, z którą w 3/4 się zgadzam. Kwestia prywatyzacji religii miała miejsce w cywilizacji euroamerykańskiej już od XIII wieku i nie bez pewnych tąpnięć narastała. Mimo to nadal w sumie nie wiadomo, do czego to prowadzi. Prywatyzacja religii jest moim zdaniem wspierana przez inny ważny trend – indywidualizm cywilizacji euroamerykańskiej, który zaczął się już w Atenach i nie jest wcale tak częstym zjawiskiem na tle innych cywilizacji.

    ——————–

    Choć „Średniowiecze” według podręczników skończyło się w XV wieku, to na pewno nie skończyło się wówczas w ludzkich głowach, a religia wówczas zupełnie nie była sprawą prywatną.

    Pojęcie sekularyzacji pojawiło się u klasyków socjologii – Emila Durkheima, Maxa Webera oraz Gabriela LeBrasa. Dająca się odnaleźć w ich pracach teza sekularyzacyjna odnosi się do przekonania, że wraz z rozwojem społeczeństw, głównie poprzez ich racjonalizację (odczarowanie świata) oraz modernizację, religia traci znaczenie we wszystkich aspektach życia społecznego.

    Choć socjologowie religii wskazują na wiele obszarów, w których przejawiają się procesy sekularyzacyjne, to nas tu najbardziej interesują zmiany w religijności – {rzadsze branie udziału w obrzędach religijnych, dla chrześcijaństwa: spadek liczby powołań kapłańskich (starzenie się warstwy kapłańskiej), zanikanie mniej centralnych dogmatów (najwcześniej zanika wiara w piekło, diabła, zmartwychwstanie ciał; najpóźniej wiara w Boga, chociaż zmienia się jego pojmowanie, od wiary w Boga osobowego do wiary w Boga bezosobowego, jako rodzaj energii, kosmicznej siły itp.).}

    A o „prywatyzacji religijności” możemy mówić dopiero od wchodzenia w społeczną świadomość ideologii Oświecenia (no powiedzmy dla upartych – częściowo od Odrodzenia), ale nie wcześniej. Tyle tylko, iż zdecydowanie należy odróżnić przy tym poglądy elit od poglądów mas.

    Zdecydowana i narastająca sekularyzacja w Europie to już raczej dopiero początek XIX wieku (po rewolucji francuskiej), a im później to tym bardziej. Zaś o procesie „prywatyzacji religijności” możemy mówić tylko w kontekście sekularyzacji i już z tego wynika, że np. Stany Zjednoczone są z tego wykluczone, gdyż tam religia na znaczeniu w całym społeczeństwie traci niewiele i bardzo powoli.

    ***

    1. Jeśłi chodzi o XIII wiek, miałem na myśli tzw. „gotyk mistyczny” obecny w rzeźbie i malarstwie, trend polegający na samodzielnej medytacji i dewocji. Wielka ilość herezji, która pojawiała się w tej epoce też mogłaby świadczyć o indywidualizacji wierzeń w Europie. Czy ta indywidualizacja była też prywatyzacją? Powstawały prywatne modlitewniki, ołtarzyki, kapliczki. To jest ciekawe zagadnienie, czy dopiero renesans przyniósł w dziedzinie chrześcijańskiej religijności znaczące zmiany. Jak popatrzymy na początek średniowiecza, mamy wtedy liczne (choć tępione) synkretyzmy politeistyczno – chrześcijańskie (w sumie katolicyzm też jest w jakimś sensie takim zwycięskim synkretyzmem). Czy te rozliczne nurty nie wynikały też z indywidualizacji wierzeń w późnym Imperium Rzymskim? Oczywiście rozmaitość wierzeń i ich indywidualizacja nie koniecznie przekłada się na prywatyzację, ale jednak jest coś na rzeczy.

  7. @ Jacek Tabisz: Prywatyzacja religii jest moim zdaniem wspierana przez inny ważny trend – indywidualizm cywilizacji euroamerykańskiej, który zaczął się już w Atenach i nie jest wcale tak częstym zjawiskiem na tle innych cywilizacji. Pytanie, jak może działać długookresowo przyjmowanie postaw indywidualistycznych przez przedstawicieli cywilizacji, które nie miały takich zwyczajów. Tu z ogromnym uproszczeniem wskazałbym na nowoczesne społeczeństwa Korei Południowej i Japonii, gdzie problem zderzenia indywidualizmu z kolektywizmem wciąż jest widoczny i przybiera niezwykłe formy, a gdzie nie ma tak silnie zarysowanych ideologii narzucanych siłą, jak w Chinach. Zresztą Chińczycy bywali w swej historii znacznie większymi indywidualistami niż Japończycy.

    ——————

    Dla ludzi inteligentnych zawsze jest więcej pytań niż znamy odpowiedzi, ale ludzie inteligentni też starają się nie wypowiadać w tematach, o których mają niewielkie pojęcie.  Nie wiem jak wyglądają procesy sekularyzacje, a tym bardziej prywatyzacja religijności na dalekim wschodzie.

    To co mnie najbardziej interesowało i mam o tym jakieś pojęcie na podstawie przestudiowanych lektur to Europa.  Według socjologii sekularyzacja oraz prywatyzacja religijności w Europie bardziej połączona jest z zamożnością i ogólnym poziomem wykształcenia niż z indywidualizmem. (Przynajmniej ja nie znam przedstawicieli takich poglądów.)

    ***

  8. USA jest mikroswiatem .Najsilniejsza religia jest w tzw pasie biblijnym .Zacofanym ,pelnym kosciolow .Kontrastem jest polnocno zachodnia czesc kraju. 

  9. @ Jacek Tabisz: Jeśli chodzi o XIII wiek, miałem na myśli tzw. „gotyk mistyczny” obecny w rzeźbie i malarstwie, trend polegający na samodzielnej medytacji i dewocji.

    ———————–

    Bardzo mi się „gotyk mistyczny” podoba, ale nie wiem co on może mieć wspólnego z samodzielną wyzwoloną z dominujących wpływów religii refleksją. Dla mnie jest on właśnie jej dowodem.

    ***

    @ Jacek Tabisz: Wielka ilość herezji, która pojawiała się w tej epoce też mogłaby świadczyć o indywidualizacji wierzeń w Europie.

    ———————-

    Podobnie jak wyżej wielka (nie przesadzał bym z tą wielkością) ilość herezji była świadectwem wagi religijności. Ponadto tamte herezje nie były indywidualnym protestem a zbiorowym.  

    ***

    @ Jacek Tabisz:  Czy ta indywidualizacja była też prywatyzacją? Powstawały prywatne modlitewniki, ołtarzyki, kapliczki. To jest ciekawe zagadnienie, czy dopiero renesans przyniósł w dziedzinie chrześcijańskiej religijności znaczące zmiany.

    ———————

    Ani w żadnym średniowieczu, ani w żadnym renesansie nikt z religioznawców (socjologów religii) nie mówi o prywatyzacji religii:  http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=1&ved=0ahUKEwjQ8NSKjsnSAhWDlCwKHZr9D9cQFggfMAA&url=http%3A%2F%2Fumcs.net.pl%2Findex.php%3Fact%3DAttach%26type%3Dpost%26id%3D2021&usg=AFQjCNEeFyycQtYUo_Bfm4AlZ2V8s4EIuw&cad=rja

    To tylko Twoja próba, moim zdaniem niczym nie uzasadniona, wyniesienia tego opisu ponad XIX i XX wieczną Europę  

    ***

    @ Jacek Tabisz:  Jak popatrzymy na początek średniowiecza, mamy wtedy liczne (choć tępione) synkretyzmy politeistyczno – chrześcijańskie (w sumie katolicyzm też jest w jakimś sensie takim zwycięskim synkretyzmem). Czy te rozliczne nurty nie wynikały też z indywidualizacji wierzeń w późnym Imperium Rzymskim?

    —————–

    Według mojej wiedzy zupełnie nie wynikały. Na przykład poniżej to nie moja synteza religijności średniowiecza, a obowiązujące teraz w szkołach (czyli uzgodnione z Kościołem) nauczanie historii: http://www.bryk.pl/wypracowania/historia/sredniowiecze/24305-znaczenie_religii_chrze%C5%9Bcija%C5%84skiej_w_staro%C5%BCytno%C5%9Bci_i_%C5%9Bredniowieczu.html

    Stosunek człowieka do śmierci był ściśle związany ze stosunkiem do życia. Dla ludzi średniowiecza życie doczesne było tylko wstępem do życia wiecznego w raju. Takie podejście sprawiało, że życie ziemskie traktowano z pogardą, uznając, iż nie warto mu się zbytnio poświęcać. Zadziwiający dla współczesnego człowieka jest upór, z jakim średniowieczna myśl przywołuje straszliwy obraz śmierci. Życiu w przekonaniu ludzi średniowiecza nieustannie towarzyszył ból, cierpienie, choroby i starość, a na końcu śmierć. Bano się więc życia, które tak szybko przemija. Ten strach jest zdumiewająco wspólny dla mentalności starohinduskiej, buddyjskiej oraz średniowiecznej, czyli chrześcijańskiej.

    Religia chrześcijańska wywarła decydujący wpływ na kształt kultury i nauki średniowiecza. Chrześcijaństwo było bowiem religią wspólną dla wszystkich krajów europejskich i warstw społecznych. Do XI w. wszystkie niemal kraje i ludy Europy otworzyły swe granice dla religii chrześcijańskiej, a co za tym idzie dla Kościoła i duchowieństwa. Najpóźniej do tej wspólnoty chrześcijańskiej dołączyły młode państwa leżące we wschodniej i środkowej części Europy. Dla tych dotąd pogańskich krajów miało to ogromne konsekwencje; ich mieszkańcy przestali z czasem być poganami i zaczęli wyznawać światopogląd chrześcijański wspólny wszystkim ówczesnym mieszkańcom naszego kontynentu. Należy więc powiedzieć, że chrześcijaństwo odgrywało rolę konsolidującą i doprowadziło do powstania uniwersalnej kultury. Jednym z jej przejawów był bardzo rozbudowany kult świętych oraz znaczenie, jakie przypisywano ich relikwiom (miały one leczyć, uzdrawiać i czynić cuda).

    Kościół miał bardzo duże zasługi dla rozwoju szkolnictwa w średniowieczu. Kapituły i biskupi mieli obowiązek zakładania i prowadzenia szkół parafialnych i katedralnych. Działalność oświatową w miastach prowadziły również zakony. W szkołach tych pobierano naukę pisania i czytania pieśni religijnych i modlitw w języku łacińskim oraz posługiwania się kościelnym kalendarzem. W XII w. jedną z najważniejszych nauk stała się teologia, czyli rozważania na temat Boga. W XIII w. teologia stanowiła przedmiot wykładany na najważniejszych uniwersytetach. (…)

    Biorąc pod uwagę wszystkie powyżej poruszone zagadnienia należy stwierdzić, że chrześcijaństwo ukształtowało wszystkie niemal dziedziny aktywności ludzi, społeczeństw i państw w epoce średniowiecza. Kościół był ważnym czynnikiem politycznym, ekonomicznym i kulturalnym. Wykształcone duchowieństwo miało największy udział w twórczości kulturalnej; twórczość skupiała się na Bogu. Wiara znajdowała się w centrum zainteresowania człowieka średniowiecza. Chrześcijaństwo zdominowało światopogląd, sposób myślenia, kulturę, sztukę, malarstwo, muzykę, stosunek do życia i do śmierci.

    Oczywiście, gdy zajdzie potrzeba mogę podać dosyć bogatą bibliografię  dotyczącą tematu, ale tu chciałbym podać tylko trzy niezwykle istotne dla tematu religijności średniowiecza pozycje:

    Emmanuel Le Roy Ladurie „Montaillou. Wioska heretyków 1294-1324” http://lubimyczytac.pl/ksiazka/225155/montaillou-wioska-heretykow-1294-1324

    Carlo Ginzburg „Ser i robaki. Wizja świata pewnego młynarza z XVI w.”

    http://madreksiazki.org/kategorie/historia-nowozytna/ser-robaki-wizja-swiata-pewnego-mlynarza-xvi/

    I chyba tu w problematyce światopgladowej najważniejszą książkę:

    Clive Staples Lewis „Odrzucony obraz. Wprowadzenie do literatury średniowiecznej i renesansowej”

    http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,2126,Odrzucony-obraz

    ***

    @ Jacek Tabisz:  Oczywiście rozmaitość wierzeń i ich indywidualizacja nie koniecznie przekłada się na prywatyzację, ale jednak jest coś na rzeczy.

    ——————

    Według socjologów religii oraz historyków, do których się odwoływałem nie ma niczego na rzeczy i ich argumenty są dla mnie tu zdecydowanie przekonywujące, a swoje argumenty wyżej też przedstawiłem.

    ***

    1. Bogusławski: Biorąc pod uwagę wszystkie powyżej poruszone zagadnienia należy stwierdzić, że chrześcijaństwo ukształtowało wszystkie niemal dziedziny aktywności ludzi, społeczeństw i państw w epoce średniowiecza. Kościół był ważnym czynnikiem politycznym, ekonomicznym i kulturalnym. Wykształcone duchowieństwo miało największy udział w twórczości kulturalnej; twórczość skupiała się na Bogu. Wiara znajdowała się w centrum zainteresowania człowieka średniowiecza. Chrześcijaństwo zdominowało światopogląd, sposób myślenia, kulturę, sztukę, malarstwo, muzykę, stosunek do życia i do śmierci.

       

      Pełna zgoda. Andrzeju, ja się nie upieram, po prostu zastanawiam się na ile jasna jest ta linia graniczna wierzeń kolektywnych i prywatnych. Barok czasem jeszcze bardziej straszył śmiercią niż średniowiecze. Elity renesansu wniosły nową jakość, ale wciąż trwa debata na temat tego, czy to była tylko głównie Italia, czy jednak po części cała niemal Europa Łacińska, oraz czy byli to tylko nieliczni dworzanie, czy dotknęło to też znaczniejszych grup ludności (mieszczanie etc.).

       

      Bogusławski: Stosunek człowieka do śmierci był ściśle związany ze stosunkiem do życia. Dla ludzi średniowiecza życie doczesne było tylko wstępem do życia wiecznego w raju. Takie podejście sprawiało, że życie ziemskie traktowano z pogardą, uznając, iż nie warto mu się zbytnio poświęcać. Zadziwiający dla współczesnego człowieka jest upór, z jakim średniowieczna myśl przywołuje straszliwy obraz śmierci. Życiu w przekonaniu ludzi średniowiecza nieustannie towarzyszył ból, cierpienie, choroby i starość, a na końcu śmierć. Bano się więc życia, które tak szybko przemija. Ten strach jest zdumiewająco wspólny dla mentalności starohinduskiej, buddyjskiej oraz średniowiecznej, czyli chrześcijańskiej.

      To bardzo ciekawe spostrzeżenia. Pytanie, czy XX wieczny egzystencjalizm z Unamuno na czele (jeśli wszystek umrę, wszystko traci sens) nie jest kontunuacją tego typu myślenia o śmierci. W tym kontekście duża popularność egzystencjalizmu wśród europejskich intelektualistów XX wieku jest ciekawym zjawiskiem.

       

       

  10. Andrzej Bogusławski: Biorąc pod uwagę wszystkie powyżej poruszone zagadnienia należy stwierdzić, że chrześcijaństwo ukształtowało wszystkie niemal dziedziny aktywności ludzi, społeczeństw i państw w epoce średniowiecza. Kościół był ważnym czynnikiem politycznym, ekonomicznym i kulturalnym. Wykształcone duchowieństwo miało największy udział w twórczości kulturalnej; twórczość skupiała się na Bogu. Wiara znajdowała się w centrum zainteresowania człowieka średniowiecza. Chrześcijaństwo zdominowało światopogląd, sposób myślenia, kulturę, sztukę, malarstwo, muzykę, stosunek do życia i do śmierci.

    Jacek Tabisz: Pełna zgoda. Andrzeju, ja się nie upieram, po prostu zastanawiam się na ile jasna jest ta linia graniczna wierzeń kolektywnych i prywatnych. Barok czasem jeszcze bardziej straszył śmiercią niż średniowiecze. Elity renesansu wniosły nową jakość, ale wciąż trwa debata na temat tego, czy to była tylko głównie Italia, czy jednak po części cała niemal Europa Łacińska, oraz czy byli to tylko nieliczni dworzanie, czy dotknęło to też znaczniejszych grup ludności (mieszczanie etc.).

    ———————–

    To dobrze, iż się zastanawiasz i ja także uważam, iż najtrudniejszym w opisach wszelakich zjawisk jest wyznaczanie granic, ale mnie uczono prawie przed półwieczem na Uniwersytecie Warszawskim, iż tematyka historii globalnej wymaga transdyscyplinarnej analizy i syntezy zjawisk z dziedziny historii cywilizacji z wykorzystaniem metod naukowych właściwych dla nauk takich jak socjologia, geografia społeczna, kulturo- i literaturoznawstwo, politologia i antropologia. Umiejętności do analizowania zarówno poszczególnych źródeł jak też zdolności do myślenia syntetycznego (na podstawie uprzednio przeprowadzonej analizy) poszczególnych wątków zajęć oraz umiejętności syntezy całości tematycznej. I to metodologiczne podejście w budowie historycznych syntez dotyczących określonych zjawisk i okresów, a także rozumieniu historii uważam za obowiązujące.

    Uważam się po części za religioznawcę, a za znanym polskim uczonym Witoldem Tylochem należy przypomnieć, że religioznawstwo obejmuje różne działy i dyscypliny naukowe, z których podstawową "stanowi ogólna teoria religii, zajmująca się problematyką istoty, struktury, genezy, funkcji i prawidłowości rozwoju religii jako formy świadomości społecznej oraz relacjami pomiędzy religią a innymi formami stosunków społecznych". A ponadto religioznawstwo zajmuje się: porównawczą historią religii, socjologią religii, psychologią religii, filozofią religii, a także teorią religioznawstwa, w której podejmuje problemy teorii, metodologii oraz historii dziedziny.

    Przedstawiam tu swoje własne poglądy, ale zbudowane są one na poglądach najbardziej znaczących w tych naukach historyków i religioznawców – przywołując ich konkretne prace i przemyślenia. Syntezy należy budować na analizach aby stały się wartościowymi, ale rzeczywistości obecnej i minionej nie można rozumieć tak jak ją rozumieli „Straszni mieszczanie”:

    http://www.youtube.com/watch?v=JTe7s4jHpTw

    „Patrzą na prawo, patrzą na lewo.

    A patrząc – widzą wszystko oddzielnie

    Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo…

    Jak ciasto biorą gazety w palce

    I żują, żują na papkę pulchną,”

    Aż papierowym wzdęte zakalcem,

    Wypchane głowy grubo im puchną.

    Chyba przekładać tego na współczesną internetową publicystykę nie muszę?

    ***

    Andrzej Bogusławski: Stosunek człowieka do śmierci był ściśle związany ze stosunkiem do życia. Dla ludzi średniowiecza życie doczesne było tylko wstępem do życia wiecznego w raju. Takie podejście sprawiało, że życie ziemskie traktowano z pogardą, uznając, iż nie warto mu się zbytnio poświęcać. Zadziwiający dla współczesnego człowieka jest upór, z jakim średniowieczna myśl przywołuje straszliwy obraz śmierci. Życiu w przekonaniu ludzi średniowiecza nieustannie towarzyszył ból, cierpienie, choroby i starość, a na końcu śmierć. Bano się więc życia, które tak szybko przemija. Ten strach jest zdumiewająco wspólny dla mentalności starohinduskiej, buddyjskiej oraz średniowiecznej, czyli chrześcijańskiej.

    Jacek Tabisz: To bardzo ciekawe spostrzeżenia.

    ———————–

    Tyle, iż nie moje. Są one tak powszechnie przyjęte, iż znalazły się w „Bryku”, skąd je tu ściągnąłem.

    ***

    Jacek Tabisz:  Pytanie, czy XX wieczny egzystencjalizm z Unamuno na czele (jeśli wszystek umrę, wszystko traci sens) nie jest kontynuacją tego typu myślenia o śmierci. W tym kontekście duża popularność egzystencjalizmu wśród europejskich intelektualistów XX wieku jest ciekawym zjawiskiem.

    ——————–

    Wydaje mi się to tak oczywistym, iż pozadyskusyjnym, że cała ludzka kultura się przenika, a to co stanowiło jej elementy w przeszłości, gdy tylko jest znanym ma wpływy na obecne poglądy, tylko według  mnie tak jak nie wolno nam widzieć rzeczy osobno, tak nie wolno nam czynić „grochu z kapustą”. Bigos może i jest smaczną potrawą, ale intelektualnie to "bigos" nie wyjaśnia niczego. Dlatego tak ważną jest rola intelektualistów: http://racjonalista.tv/intelektualisci-a-kto-to-taki/ Choć tylko tych uznanych przez innych, a nie tych, którzy za intelektualistów widzą samych siebie. Myślę, iż warto pytać za Frankiem Furedim „Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?”  http://wyborcza.pl/1,75410,4940192.html

    http://www.studiagdanskie.gwsh.gda.pl/tom6/studia%20VI%20czerka.pdf

    ***

    @ Jacek Tabisz: Czy ktoś z zapałem czytający i komentujący w sieci nie jest na swój sposób czytelnikiem?

    ———————

    Nie Jacku, takie cudactwo będące internetowym wynalazkiem nawet i zwyczajnej inteligencji nie zastąpi, choć (zgodnie z prawem Kopernika  http://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_Kopernika-Greshama) śmieciowy ideologiczny kit wypiera intelektualną refleksję, to tak w rzeczywistości nijak nie wyręczy poważnych rozważań opartych na naukowej wiedzy. Każdy periodyk, a nawet każde medium powinno mieć własną linię programową i gdy chce być szanowanym powinno samo się szanować. Jeżeli wszystkie głosy mają na nim równe znaczenie, to jego przeciętny poziom jest zbliżonym do tych najsłabszych.  Tak, racjonaliści http://pl.wikipedia.org/wiki/Racjonalizm_%C5%9Bwiatopogl%C4%85dowy  są za wolnością słowa myśli i ważnym dla nich jest wolność do wyrażania własnych poglądów, ale racjonalizm jest także przeciwko irracjonalizmowi i zwyczajnej głupocie http://www.racjonalista.pl/forum.php/z,0/d,43/s,600722#w603757   i to nie jest tak, iż każdy powinien mieć prawo wleźć na racjonalistyczny portal i wypisywać brednie jakie wynikają z jego ogromnej niewiedzy oraz wielkiej wiary we własną rację.

    ***

  11. Tekst jest oparty na dosc starych danych i wlasciwie nieaktualny. Od smierci JP2 ateizacja postepuje w Polsce bardzo szybko, choc tymczasem nie przeklada sie to na wybory polityczne. Dzisiaj juz tylko kolo polowy Polaków nie ma żadnych wątpliwości co do istnienia Boga, a 9 prcent deklaruje, ze ich wiara jest głęboka. Podobny proces przyspieszonej sekularyzacji następuje w USA. Dziwi mnie, ze środowiska świeckie jakos nie chca tego przyjąć do wiadomosci. Polecam rozmowe z Kają na temat Rewolucji ateistycznej. Podaję tam dokladne dane sprzed okolo2 lat.  http://racjonalista.tv/rewolucja-ateistyczna-w-polsce-kaja-bryx-i-andrzej-dominiczak/  

    1. Mnie wcale nie dziwi (za to bawi), że środowiska świeckie nie chcą przyjąć tych faktów do wiadomosci.
      Przecież bycie niewielką mniejszością pozwala czuć się elitą. Racjonaliści lubią opowiadać o tym, jakiej to wielkiej odwagi, nonkomformizmu i intelignecji wymagało zerwanie z religią.
      A o czym będa mówić, jeśli co drugi pijaczek spod budki z piwem zadeklaruje ateizm?

      .

      A jeszcze zabawniejsze jest wyszukiwanie na siłę rozmaitych prześladowań i dyskryminacji – to dodaje ateizmowi nimbu heroczności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *