Jak Ameryka i Europa z kryzysami walczyły – Kryzys 2007. Teraz Polska.

Zobacz Jak Ameryka i Europa z kryzysami walczyły – Kryzys 2007  Część II

Pierwsze lata kryzysu odsłoniły bezlitośnie, to, o czym do tej pory mówiło się tylko w kuluarach konferencji finansowych, a mianowicie że europejska myśl ekonomiczna tak naprawdę nie istnieje, a to, co się dzieje na europejskim polu gospodarczym, to od strony wiedzy ekonomicznej jest bardziej kopiowaniem niż własną koncepcją rozwoju kontynentu. W Europie nie pojawiło się wtedy ani jedno nazwisko, za którym stała jakaś konkretna koncepcja wyjścia z kryzysu. Zamiast tego rządy krajów europejskich zaaplikowały sobie, przy szerokim poparciu IMF strategię, która w doktoracie Bernanke została opisana jako główna przyczyna pogłębiania kryzysu, a mianowicie drastyczne cięcie wydatków publicznych, które Bernanke uznał za pogłębiające deflację. Dzięki temu przez pierwsze lata kryzysowe oba kontynenty podążały odwrotnie, przyjmując całkowicie odmienne, zaprzeczające sobie strategie wyjścia z kryzysu. Ich skuteczność miała zostać wkrótce zweryfikowana.

Ekonomia nie jest nauką ścisłą, można nawet powiedzieć, że jest bardziej wiedzą teoretyczną niż nauką, a jej mechanizmy w dużej mierze zależne są od masowej psychologii. W czasach w miarę stabilnego rozwoju gospodarczego procesy ekonomiczne dają się mniej lub bardziej mierzyć metodami statystycznymi z niezłym skutkiem. Głębsza znajomość tego zagadnienia jest dopiero weryfikowalna w czasie kryzysu, kiedy panika masowa wymyka się spod kontroli, a większość wieloletnich mechanizmów i powiązań w krótkim czasie odchodzi w niebyt. I tak właśnie stało się i tym razem. Pierwsze lata po kryzysie roku 2007 pokazały tę zależność jak na dłoni. Podczas gdy amerykański FED wprowadzał od listopada 2008 kolejne transze elektronicznego pieniądza do amerykańskiego systemu bankowego, w Europie kryzys dopadał kolejne jej ogniwa, a ryzyko upadku systemu finansowego krążyło nad kontynentem, odsłaniając wątłe podstawy gospodarki kolejnych krajów. Kiedy najsłabsze ogniwo w tym systemie, Grecja stanęła na skraju bankructwa, szybko stała się „europejskim chłopcem do bicia” a większość zarzutów, które można by wtedy postawić zarówno całej strefie Euro, jak i IMF została zapisana na jej konto. W ten sposób kraje strefy Euro brnęły w jeszcze głębszy kryzys, wciąż oczekując zmiany tego trendu a zamiast rozważyć ponowną analizę, przyjętej nieskutecznej strategii skoncentrowały się na krytyce amerykańskiej QE według starej propagandowej zasady, która mówi, że jeżeli nie radzimy sobie z własnymi problemami, skierujmy uwagę na innych.

Ktokolwiek zada sobie trud, żeby przeanalizować europejskie media w okresie 2009-2014 będzie zaskoczony skalą ignorancji. Podczas gdy amerykańska gospodarka powoli zaczynała pokazywać oznaki ożywienia każda transza Programu QE była histerycznie w Europie przyjmowana jako „drukowanie pieniędzy” a media były pełne krytycznych wobec niej opinii. W Polsce ten obłęd przybrał jeszcze szersze rozmiary a liczba krytycznych artykułów i wypowiedzi na ten temat, włączając w to czołowych polskich ekonomistów, zdystansowała nawet wypowiedzi ekonomistów niemieckich i francuskich, którzy w tamtych czasach nadawali ton zbiorowej antyamerykańskiej histerii. O ile w Europie Zachodniej wypowiedzi były przynajmniej wyważone, o tyle w Polsce posuwano się nawet do mało wybrednych ataków pod adresem Bena Bernanke przy użyciu określeń zaczerpniętych z brukowej prasy. Skala tego obłędu była tak znaczna, że trudno było znaleźć choćby jedną opinię kwestionującą ten masowy trend. Polskie media na polu ekonomicznym zademonstrowały postawę przeniesioną żywcem z komunizmu – masowy atak na zdefiniowanego wroga.

Pod koniec tego okresu krytyka amerykańskiego Programu QE w mediach zachodnioeuropejskich zaczęła słabnąć, co dla wtajemniczonych było wyraźnym sygnałem nadchodzącej zmiany. Po kilku latach okazało się, że w USA nie rozpętała się żadna hiperinflacja, którą z takim zacięciem w Europie straszono, co więcej, inflacja z trudem wracała do poziomów sprzed kryzysu, czyli dokładnie tak, jak przewidział Bernanke. Podczas gdy ożywienie gospodarcze w strefie Euro wciąż nie nadchodziło, stopa bezrobocia w USA stale malała i zbliżała się do poziomu sprzed roku 2008. W mediach ekonomicznych zapadła cisza. Wreszcie IMF, w tym samym stylu, bez rozgłosu przyznał, że zastosowana strategia przyniosła więcej szkody dla gospodarki strefy Euro, niż się spodziewano, co było dyplomatyczną wersją przyznania się do błędu. Ten sam IMF przyznał również później, że propagowana przez całe lata linia deregulacji rynku pracy nie przynosi rezultatów i nie poprawia wzrostu gospodarczego. Czyli – najważniejsze filary promowanej przez IMF globalnej strategii ekonomicznej okazały się błędne.

W europejskich mediach zrobiło się cicho, bo okazało się, że ośmieszany przez całe lata Ben miał rację, a europejska myśl ekonomiczna przez całe lata się kompromitowała. Bernanke zapisał nową kartę w historii ekonomii, a Europa najchętniej wymazałaby ten okres z pamięci. Lekcja okazała się jeszcze bardziej dotkliwa, bo Centralny Bank Europejski ECB doszedł słusznie do wniosku, że najwyższy czas, aby skończyć bezsensowną krytykę i zastosować to, co Amerykanie już wprowadzili wiele lat temu. Dlatego też rozpoczęcie Programu QE w Europie odbyło się bez fajerwerków. Lepiej późno niż wcale, bo nie było czym się chwalić.

Jednym z popularnych haseł w polskich mediach jest „co to znaczy dla Polski”. Lektura tego okresu pokazuje w dużym uproszczeniu, że jeżeli europejska myśl ekonomiczna klasyfikowana jest w drugiej lidze, to polska myśl ekonomiczna w najlepszych wypadku kwalifikuje się do ligi trzeciej. Oznacza to dla Polski jedno, a mianowicie to, że polscy ekonomiści mają niewielkie szanse ocenić kondycję polskiej gospodarki od strony jej relacji z systemem ekonomii globalnej. A skoro nie są w stanie tego skutecznie zrobić, to nie będą w stanie skutecznie rozpoznać jej zagrożenia.

Kryzys tu opisany dotknął polską gospodarkę w niedużym stopniu, co zostało politycznie wykorzystane jako sukces, ale ma on również drugie dno. Doświadczenie globalnego biznesu w wielu krajach świata pokazuje, że po początkowym okresie dobrej koniunktury przychodzi kryzys, który bezlitośnie odsłania wszystkie braki nowego systemu gospodarczego. Co gorsza – nie było jak do tej pory ani jednego wyraźnego przypadku na świecie, który pokazał inną prawidłowość. Dlatego wielkie firmy zachodniego sektora bankowego przyjmują wobec takich krajów strategie krótkoterminowe, nie angażując się zbytnio w promowanie produktów finansowych mających długoterminowy sens. Dlatego właśnie polskiego systemu bankowego kryzys właściwie nie dotknął, bo sektor pochodnych, z którego przyszły toksyczne CDO rozbudowuje się w krajach o ustabilizowanej gospodarce. W Polsce sprzedaje się produkty krótkoterminowe, obliczone na szybki zysk i dlatego papierów CDO w Polsce prawie nie było.

Ktokolwiek zna opisany tu mechanizm, nie będzie miał problemu, żeby zrozumieć, że polska gospodarka ma niewielkie szanse na uniknięcie mniejszego lub większego kryzysu. Wiadome jest, że fundusze strukturalne napędzały gospodarki w wielu rejonach świata i ich wpływ na lokalną koniunkturę jest często dużo większy, niż wynikałoby to z oficjalnych źródeł ekonomicznych. Dlatego termin, w którym Polska przestanie otrzymywać unijne subsydia, jest punktem, do którego globalne struktury korporacyjne muszą być przygotowane na zmianę koniunktury. Ponieważ jednak odwrót globalnego kapitału w takich sytuacjach ma miejsce wcześniej, przepływy kapitału pomiędzy Polską a resztą świata będą w ciągu najbliższych kilku lat jeszcze uważniej śledzone przez działy analiz zachodnich banków. Polscy ekonomiści nie będą w stanie wiele tu pomóc. I tak większość z nich stara się jedynie utrzymywać samozadowolenie z powodu braku gruntownej wiedzy na temat systemu globalnych finansów. Dlatego też nawet, jeżeli pojawią się tacy, którzy będą w stanie wskazać zagrożenia, będą oni atakowani publicznie i nikt nie będzie chciał ich słuchać, podczas gdy najważniejsze dane na ten temat będą widoczne jedynie na korporacyjnych stołach konferencyjnych zlokalizowanych na najwyższych piętrach biurowców.

Zbliżający się kryzys ma także swój wymiar polityczny. Brak poszanowania podstaw ustroju demokratycznego przez obecny rząd powoduje destabilizację, która może opisany tutaj proces odpływu kapitału przyśpieszyć. W efekcie istniejące ugrupowanie zostanie (częściowo słusznie) obarczone winą za wywołanie kryzysu. Możliwy jest jednak drugi scenariusz, mniej prawdopodobny, w którym po następnych wyborach w 2019 roku władzę przejmie inne ugrupowanie a kryzys uderzy dużo później. Wtedy odpowiedzialność za kryzys spadnie na następny rząd, co może dać bardzo mylne skojarzenia na przyszłość, a mianowicie to, że gospodarka prorynkowa jest kryzysogenna. Jak widać, bez stworzenia silnego i profesjonalnego środowiska ekonomicznego polskie społeczeństwo może jeszcze długo odbierać mylne sygnały z otaczającej rzeczywistości. Mimo to, do jego powstania potrzebny jest kryzys, który zweryfikuje obecny stan wiedzy polskiej wiedzy ekonomicznej. Będzie to lekcja bolesna, ale konieczna.

Koniec.

O autorze wpisu:

Krzysztof Marczak – zarządza kapitałem na giełdach amerykańskich. Wykładowca inwestycji i finansów. Dodatkowo zajmuje się lingwistyką i komunikacją międzykulturową. Mieszka w aglomeracji nowojorskiej.

13 Odpowiedź na “Jak Ameryka i Europa z kryzysami walczyły – Kryzys 2007. Teraz Polska.”

    1. @ p. Andrzej. Po raz kolejny widzę, że warto pisać prawdy niewygodne, bo wtedy jest szansa, że można trafić na wartościową wiedzę. W każdym razie zarówno my, jak i Pan byliśmy jednymi z nielicznych promujących zdrowy rozsądek ekonomiczny. To jeszcze raz potwierdza tezę przedstawioną w artykule. Pozdrawiam.

    2. Pisze Pan „W Polsce natomiast brakuje impulsów ożywiających gospodarkę dlatego, że rząd pozostaje głuchy na apele o stymulowanie jej po stronie popytu.”. Czyli uważa Pan, że obecne programy typu 500+ wpłyną ożywiająco na gospodarkę?

  1. Jak TTIP może wpłynąć na gospodarkę UE?
    Są protesty, bo są poglądy, że wzrośnie bezrobocie.
    W UE są większe koszty produkcji, więc towary europejskie będą przegrywać konkurencję.
    Ten problem był w Polsce, w czasie przekształceń ustrojowych, kiedy otwarto granice.
    Możliwe są niepokoje społeczne, a to zawsze ma zły wpływ na gospodarkę, może spowodować ucieczkę kapitału do stabilniejszych krajów.
    Dalej nie ma pomysłu na kryzys migracyjny. Zasiłki dla uchodźców są dużym obciążeniem dla UE. A co się dzieje kiedy muzułmanin nie dostaje zasiłku?
    Rdzenni mieszkańcy UE nie chcą pracować na „darmozjadów”, co może doprowadzić do zamieszek.
    Postępuje islamizacja Europy.
    Przyszłość wygląda pesymistycznie.

    1. @ MIECZYSŁAWSKI. Nie będę tutaj uprawiał propagandy, więc powiem wprost, że Europa ma się czego obawiać, bo ma małe szanse, żeby sprostać konkurencji. Nie ma jednak tego złego, które by nie miało szans wyjścia na dobre ? Popatrzmy nawet na Polskę. W latach 80′ większość Polaków wierzyła, że auto Polonez i radia z Unitry to światowy standard. Kosztowało ich to spory wstrząs, ale po latach nauczyli się produkować towary porównywalne z resztą świata, które teraz eksportują. Podobnie jest z Europą. Lepiej szybciej przeżyć kurację wstrząsową niż robić uniki i cofać się do poziomu Poloneza.

  2. Kolejny bank ogłasza bankructwo.
    http://www.prisonplanet.pl/ekonomia/kolejny_bank_oglasza,p489416443
    Nierozwiązanym problemem jest Grecja. Na dzisiaj nie ma społecznej zgody na reformy, więc będzie bankructwo.
    Wojna handlowa przeciwko Rosji też zaszkodziła w gospodarce europejskiej. Rosja była dużym chłonnym rynkiem, wyraźnie odczuli to unijni rolnicy.
    Nadzieja jest w zakończeniu się zimnej wojny, ale co będzie, kiedy się przedłuży?
    Planowane ćwiczenia NATO w Polsce, mogą być związane też z przygotowaniem na możliwe niepokoje społeczne w UE i Polsce, które mogą wyniknąć z planów naprawczych systemów finansowych lub protestom przeciw polityce migracyjnej. W polskim prawie są wprowadzane zmiany umożliwiające działanie obcych wojsk na terenie Polski. Jest to nerwowa reakcja władz na narastający kryzys.

    1. Gospodarka europejska to wciąż jedna z największych na świecie i nawet nie najlepiej zarządzana nie zawali się w krótkim okresie czasu, tylko będzie wolniej i bardziej boleśnie się poprawiać. Strefa Euro ma najgorsze za sobą a euro QE powinno pomóc i przyśpieszyć ożywienie. Hypo Group Alpe Adria to nie koniec świata, tyle że skandal, bo 6 executives usłyszało zarzuty kryminalne. Nie uważam jednak, że to coś nadzwyczajnego, bo banki w Europie mają uprzywilejowaną pozycję jako jedni z największych płatników podatków i pozwalają sobie w wielu sektorach na o wiele więcej niż banki amerykańskie, więc ta antyamerykańska histeria jest im bardzo na rękę.

  3. „…europejska myśl ekonomiczna tak naprawdę nie istnieje, a to, co się dzieje na europejskim polu gospodarczym, to od strony wiedzy ekonomicznej jest bardziej kopiowaniem niż własną koncepcją rozwoju kontynentu…” – to co robi Bernanke to czysty Keynes (UK = Europa), to co robi Schauble to czysty Hayek (Austria = Europa). Owszem jest inny poziom, a Krugman jest mądrzejszy od Piketty’ego (a Becker wzorem dla Sormana) ale bez przesady z tym eurokopiowaniem

    1. Na pewno przesada, ale trochę w tym prawdy jest. Te kryzysowe lata w Europie to był dość przygnębiający spektakl. Znam wielu dyrektorów finansowych, którzy od tego czasu patrzą już inaczej na USA i euro ekonomię. Większość z nich nawet wiedziała, że wrzucenie pieniądza na rynek nie wywoła inflacji (chociaż oficjalnie mówiło się coś innego). I tu jest cały problem, bo wiedzieć to jeszcze nie wszystko. Bernanke – czysty Keynes – brzmi jasno i prosto. Tylko jak to zrobić ? Całe lata próbowaliśmy tam komuś dać do myślenia, że taki pieniądz elektroniczny jak QE bardziej rozszerza możliwości kredytowe banków komercyjnych w oparciu o system wzajemnych zabezpieczeń i jest łatwy do kontrolowania, dlatego porównywanie QE do drukowania pieniędzy jest zwyczajnie niemądre. Bez rezultatu. Wciąż łatwo jest znaleźć w sieci i zobaczyć jak to wyglądało.

        1. O tym właśnie pisałem. Po latach krytyki (jeszcze w 2014 było mnóstwo niemądrej krytyki USA w mediach europejskich) zrobiło się cicho, po czym zaczęto robić to samo, co Amerykanie zaczęli w 2008. Na konferencjach finansowych Ci, co straszyli hiperinflacją całe lata (w tym wielu znanych akademików) nagle dostali amnezji. Podczas gdy Amerykanie zastanawiają się, ile czasu zajmie im nadrobienie tamtego okresu a w EU nikt nic na ten temat nie mówi. A przecież nawet student ekonomii łatwo się zorientuje, że potrzeba będzie na to 2-3 razy więcej czasu niż dla USA, właśnie z powodu tego opóźnienia. Upraszczając temat – tamten 2008-2014 jazgot zamiast refleksji cofnął gospodarkę EU jakieś 10-15 lat do tyłu wobec USA, więc warto się tym chyba zająć, chociaż po to, żeby nie powtórzyć błędu ? Jak narazie trwa czekanie, aż wszyscy zapomną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

16 + 6 =