Tegoroczny festiwal Musica Electronica Nova rozpoczął się (13.05.23) z ogromnym przytupem. Na stację Sali Czerwonej NFM wjechał gigantyczny pociąg i zabrał nas w podróż po odcieniach i odgłosach elektronicznego miasta wyobraźni. Była to wędrówka po części elektroakustyczna, po części kameralnie klasyczna, po części rockowo jazzowa. Oto artyści biorący w niej udział:
Caravaggio:
Bruno Chevillon – gitara basowa, kontrabas, elektronika
Éric Échampard – perkusja
Benjamin de la Fuente – skrzypce, gitara elektryczna, elektronika
Samuel Sighicelli – organy Hammonda, syntezatory
Court-circuit:
Alexandra Greffin-Klein – I skrzypce
Constance Ronzatti – II skrzypce
Laurent Camatte – altówka
Frédéric Baldassare – wiolonczela
Anne Cartel – flet
Pierre Dutrieu – klarnet
João Svidzinski (IRCAM) – elektronika
Luca Bagnoli (IRCAM) – projekcja dźwięku
Kompozycja nazywała się Fluid Mechanics. Muzyczne zanurzenie w wyobrażonym mieście na zespół i elektronikę (2021), zaś jej kompozytorami są Benjamin de la Fuente i Samuel Sighicelli. Jak widać, sami kompozytorzy wzięli udział w wykonaniu i było to udział iście wirtuozerski. Samuel Sighicelli dokonywał prawdziwych cudów na swoich syntetyzatorach, nie były to zresztą cuda proste i idące w stronę muzyki pop, ale cuda szmerowe, spektralne, niezwykle pobudzające wyobraźnię. Również Benjamin de la Fuente zaskoczył mnie nietuzinkową grą na gitarze elektrycznej i utrzymaną w podobnym stylu grą na elektrycznych skrzypcach. Były to wznoszące się, minimalistyczne i eleganckie łuki dźwiękowe, sprawiające, że cały, wielowymiarowy projekt stał się wysmakowaną i wielobarwną estetyczną ucztą.
Jak zostało napisane w książeczce programowej MEN, ponownie pod dyrekcją artystyczną Pierra Jodlowskiego:
Fluid Mechanics to projekt szczególny, stworzony przez Benjamina de la Fuentego oraz Samuela Sighicellego, działających również jako aktywni muzycy. Ponad dziesięć lat temu założyli oni z dwoma francuskimi jazzmanami i improwizatorami zespół jazzowy Caravaggio. Fenomen projektu polega na łączeniu energii i aspektu improwizacyjnego muzyki jazzowej z elektroniką oraz partiami skomponowanymi wcześniej, specjalnie dla muzyków z francuskiego zespołu Court-circuit. W efekcie powstaną więc dźwiękowe fuzje splatające ze sobą spontaniczność wraz z pewnego rodzaju ukierunkowaniem. Za każdym razem brzmienie kompozycji przybiera jednak postać zupełnie odmienną, tak też się stanie podczas koncertu w Narodowym Forum Muzyki.
Był zatem Fluid Mechanics zderzeniem rozmaitych gatunków muzycznych, jak i nieoczywistym współgraniem tego, co improwizowane z tym co zapisane. Projekt wpisywał się też znakomicie w tegoroczne słowo klucz Musica Electronica Nova, jakim jest specjalnie wymyślone słowo Kaleidophonia, będące połączeniem kalejdoskopu z fonią. I taka rzeczywiście była podróż po elektronicznym mieście – wielobarwna i mieniąca się bez końca. Wędrowaliśmy po jego ulicach, schodziliśmy do kanałów, handlowaliśmy i manifestowaliśmy na jego placach, braliśmy udział w rozgrywkach sportowych i świątynnych modłach. Wchodziliśmy nawet do mieszkań, choć jeszcze bardziej niezwykli byli napotkani przechodnie, kroczący niekiedy przed siebie dumnie niczym słonie i zapełniający całą salę potężną, majestatyczną muzyką nowych myśli i wrażeń. W muzyce będącej w swoim ogólnym charakterze pełnym obiektów dźwiękowych żywiołem elektroakustycznym pojawiały się rzeczywiście jazzowe i rockowe pasaże. Były one jednak smakowicie przestylizowane i przekształcone. Główna w tym zasługa znakomitego perkusisty Érica Échamparda, który ukazywał rytmy odwrócone, niecodziennie zaakcentowane, splątane ze sobą i zupełnie już niemal nieziemskie. Bruno Chevillon grał również nietypowo grając o subbasową podstawę całości. Był raczej rzeźbiarzem, niż apostołem chtonicznego rażenia widowni basowymi, zmysłowymi dźwiękami, tak lubianymi w muzyce popularnej, ale też przez barokowych, francuskich gambistów. Court-circuit wpisywał się w całość doskonale, smyczki zapewniały elektrycznej i elektronicznej muzyce większą ekspresję i bogatszą dynamikę. Były też momenty, gdy odwoływały się do tradycji kameralnej z dawniejszych czasów. Instrumenty dęte odwoływały się raczej do estetyki szmerowej, co wykorzystywali siedzący za konsolami inżynierowie wykonania, przenosząc szum fletu i pisk klarnetu w dowolne miejsca dookólnej przestrzeni.
Jedyną wadą tego pobudzającego wyobraźnię i bardzo wirtuozowskiego koncertu była właśnie owa kalejdoskopowość. O ile mieliśmy co jakiś czas nadpływające jak fale kulminacje poszczególnych ogniw kompozycji, o tyle brakowało mi trochę całościowej kulminacji dzieła, które przecież nie zaczęło się od środka, miało wyraźnie zakreślony początek, jakim był ów wjazd pociągu i wyrastająca stopniowo z niego muzyczna opowieść. Początek zatem był, nie było jednakże końca, utwór kończył się, moim zdaniem, dość przypadkowo. Chciałbym też napisać, że dążenie do ogólnej kulminacji mogłoby zainspirować improwizującą część zespołu, ale nie byłaby to prawda, bowiem muzycy działali na najwyższych muzycznych i fantazyjnych obrotach. Sprzyjała im też ogólna i bardzo wysmakowana spójność brzmieniowa dzieła, tak charakterystyczna dla francuskiej muzyki elektroakustycznej, sprawiająca, że obcowanie z udanymi dziełami z Francji jest po prostu czystą przyjemnością, którą w bardziej popularnym wydaniu zapewniają nam albumy Jarre’a, choć jeden z jego najnowszych albumów Oxymore jest udanym hołdem dla w pełni klasycznej muzyki elektroakustycznej.
Podróż po elektronicznym mieście była fascynującym i bardzo dobrym otwarciem tegorocznego festiwalu Musica Electronica Nova. Choć miały to być muzyczne rozstaje dróg, moim zdaniem zdecydowanie wygrał żywioł klasyczny, któremu zresztą od samego początku kibicowałem. Benjamin de la Fuente przypomniał nam, że gitara elektryczna, podobnie zresztą jak saksofon, nie musi służyć prostszej rozrywce, nie musi być na usłudze muzyki, której głównym zadaniem jest relaks czy oderwanie od znojów męczącego dnia w takim czy innym klubie. Każdy instrument może służyć sztuce, być swobodnym i zdolnym do poruszania złożonych i nieoczywistych kwestii.