Wszystkim zainteresowanym kulturą baroku, oświecenia i Skandynawii polecam gorąco znakomitą książkę Marii Sibińskiej: „Skandynawski wiek świateł. Doświadczenia teatralne Ludviga Holberga” (Wydawnictwo UG Gdańsk 2011). Autorka zajmuje się tytułową problematyką od badań na uniwersytecie w Tromso (1995-1997).
Ludvig Holberg (1684-1752), czołowy dramaturg skandynawski swoich czasów, i być może najlepszy komediopisarz XVIII wieku obok Goldoniego i Marivaux, pisał utwory wszelkiego rodzaju i jak przystało a pisarza oświeceniowego pisał także powieści filozoficzne. W przypadku Holberga była to np. Nicolai Klimii iter subterraneum (1741). Napisał także historię Danii. Dzieła jego tłumaczono m.in. na angielski i niemiecki jeszcze za jego życia. W 1754 roku – czyli po jego śmierci, Teatr Królewski w Kopehadze wystawił 25 komedii jego autorstwa jedną po drugiej, by uczcić pisarza.
Filozoficznie Holberg opierał się na tezach Hobbesa i Pufendorfa, czyli sceptyków, jednak miał w sobie optymizm dotyczący zdolności wychowania rodzaju ludzkiego, był bardzo postępowy m.in. w dziedzinie praw kobiet (Sibińska 2001, s. 15). Holberg urodził się w Bergen, ale był Duńczykiem a nie Norwegiem, bo nie było wówczas literackiego języka norweskiego, a Norwegia należała do Danii. Norwegia cierpiała na zarazy dżumy i była biedna, karierę robiło się w Kopenhadze (Sibińska 2001, s. 23). W „Opisie Danii i Norwegii” (1729) Holberg pisze o żądzy sławy – przywary typowej dla Duńczyków, i jego rodaków – Norwegów, nie wypierał się więc swej norweskości (Sibińska 2001, s. 24).
Do 18 roku życia Holberg mieszkał w Bergen, wówczas liczącym ok. 15.000 mieszkańców, a więc mieście dość sporym jak na owe czasy, i jak na port przystało – kosmopolitycznym (jeszcze w XVII wieku mieszało tam więcej Niemców, Brytyjczyków i Holendrów niż Norwegów). Ojciec Holberga, Christian (zm. 1686) był komendantem twierdzy miejskiej (1686), był oficerem z awansu i self made manem. Nauczył go egalitaryzmu i szacunku dla pracy. Matka – Karen Lem (zm. 1695), pochodziła z rodu duchownych, Ludvig rzadko o niej wspominał, poza tym, że była zaradna. W związku z wczesnym osieroceniem Ludviga przez rodziców, jego wychowaniem zajął się wuj Peder Lem, którego sąsiadka była pisarka Dorothea Engelbretdatter (1634-1716), co zapewne nie było bez znaczenia dla późniejszej kariery Ludviga (Sibińska 2001, s. 26). Holberg uczył się prawdopodobnie w szkole niemieckiej w Bergen, a od 1694 – tym razem już na pewno – w łacińskiej (Owidiusz, poezja, eseje, flet, wiola, skrzypce). W maju 1702 spłonęło 7/8 Bergen, rektor wysłał więc najzdolniejszych do Kopenhagi (Sibińska 2001, s. 27). W 1704 Ludvig pojechał do Holandii, ucząc francuskiego i włoskiego opłacał swoją podróż, ale nie starczyło na długi pobyt. Aż do profesury metafizyki (1717) zarabiał jako guwerner i nauczyciel języków czy to w Holandii (1704, 1706), Oksfordzie (1706-1708) czy Dreźnie, Halle czy Lipsku (1709) czy w samej Norwegii i Danii. W Niemczech był jako guwerner swego eksnauczyciela Poula Vindinga. Ze stypendium ustanowionego przez Christiana IV, opłacił swój pobyt w Holandii, Rzymie i Paryżu (1714-1716). Teoretycznie stypendium miało na celu wysyłanie młodych zdolnych na uniwerki luterańskie, ale naciągnięcie reguł nie było niebezpieczne, bo profesor teologii Hans Bartholin i ambasador Danii w Hadze, Iver Rozenkrantz uważali, że gorszy jest pietyzm niż papizm (Sibińska 2001, s. 28).
Talent pisarski Holberga objawił się w dyspucie z Andreasem Hojerem, innym historykiem Danii. Hojer jako anonimowy satyryk wyśmiał w 1718 roku Hojera jako Don Kichota, który bezmyślnie rzuca się na autorów jego zdaniem nie dość wnoszących do nauki historycznej. Holberg był emocjonalny i pobudliwy, więc wyśmiewał pretensjonalnych stoików („Peder Paers”, „Philosophus udi egen Inbilding”). „Peder Paers” rozgniewał nawet królewskiego archiwistę i sędziego Fredrika Rostgaarda, z powodu groteskowego opisu jego wyspy Anholt, i Rostgaard szczuł na Holberga u króla Fryderyka IV, król jednak nie chciał się mieszać, a jako miłośnik dobrej literatury zapewne sympatyzował raczej z młodym pisarzem (Sibińska 2001, s. 31). Rada królewska oskarżenie oddaliła jako że w tekście nie było nic co atakuje uczelnię czy religię. Od 1717 roku Holberg wykładał literaturę łacińską na uniwerku w Kopenhadze. W latach 1722-1726 zaopatrywał w wolne od moralizatorstwa zaś bogate w groteskowe przerysowania, komedie teatr przy Lille Grønnegade (trupa Rene de Montaigu). Jednocześnie Holberg miarkował się jako członek konsystorza i ciała pedagogicznego luterańskiej uczelni. Co prawda formalny szef uniwerku Ulrik Adolf Holstein i wspominany już Rostgaard byli zwolennikami teatru jako środka pedagogicznego, ale wielu profesorów uważało, że studenci nie powinni żyć w świecie iluzji, i że ta iluzja jest antyreligijna. Dlatego Holberg wolał nie bronić dyscyplinowanych za granie w teatrze studentów otwarcie, lecz jako „Just Justesen” od 1723 pisał , że teatr przestaje być niemoralny jak chodzą doń i grają w nim godni wykształceni ludzie, jak w Anglii czy Francji (Sibińska 2001, s. 34).
Po ostatniej podróży zagranicznej (1725-1726), Holberg zajął się głównie historiografią. W 1737 roku Holberg został kwestorem porzucając profesurę. Dużo wówczas zarabiał na książkach dzięki subskrypcji przed drukiem (nabył pod koniec życia dwie posiadłości ziemskie: Brorup i Tersløsegard). Poparł finansowo ideę odrodzenia akademii rycerskiej w Sorø, a majątek zapisał uniwersytetowi.
O Holbergu mówię od 12:37 mojego filmu o Kopenhadze:
Holberg z wiekiem stawał się coraz bardziej liberalny. W kolejnym już wydaniu z 1734 roku „Wiedzy o prawie naturalnym” opowiedział się przeciwko aranżowanym małżeństwo, jeśli małżonkowie in spe sa przeciw. Jak prawdziwy Duńczyk nie lubił katolicyzmu, mawiał: „I er Catholsk i Hovedet” – „masz katolicko w głowie” tj. „zwariowałeś”), ale nie ufał też pietystom, szczególnie za ich niechęć do teatru. W 1722 zaatakował pedantycznych naukowców w rodzaju Hansa Grama (1685-1748). W tym czasie Holberg uważał, że człowiek miota się między skrajnościami, a narzucone maski i role społeczne tu bynajmniej nie pomagają (Sibińska 2001, s. 46). Późniejsze „Myśli moralne” – „Moralske tanker” (1744) były tłumaczone szybko na niemiecki, holenderski i francuski, za to długo musiały czekać na pokonanie cenzury szwedzkiej (1770 – pojedynczy esej, w 1782 wydanie pełne). Skłonność do buntu i utopii to jednocześnie źródło tragedii człowieka i główna cecha odróżniająca ludzi od zwierząt uważał Holberg. Już w 1722 roku Holberg mocno krytykował mizogynicznych pisarzy i dowodził, że płochość kobiet nie jest przyczyną ich słabego wykształcenia, tylko skutkiem wielowiekowego nieobejmowania ich nauczaniem (Sibińska 2001, s. 55). W „Nicolai Klimii iter subterraneum” (1741) wyśmiewa mizogyńskie czasy XVII wieku prezentując królestwo równości płci i … inne matriarchalne, to drugie w celu ośmieszenia nierówności płci w ogóle (Sibińska 2001, s. 63). Maria Skibińska wyprowadza z tego zadziwiająca tezę, jakoby wiek XVIII był generalnie mniej progresywny feministycznie niż wiek XVII. Dziwaczna teza z którą absolutnie nie mogę się zgodzić (Sibińska 2001, s. 66). Dodam, że to Locke i Lessing dzierżyli palmę pierwszeństwa w kwestii edukacji kobiet. Sibińska nawet o nich nie wspomina… Ale to jedyna bzdura w tej świetnej książce.
Holberg był prawdziwie ojcem teatru duńskiego i norweskiego, ponieważ tradycje w tej dziedzinie były przed nim dość skromne (sztuki mięsopustne – fastelavensspill, Christopherus Stummelius, Hieronymus Justesen Ranch, sztuki angielskie na weselu Christiana IV w roku 1634). Dopiero Fryderyk IV (pan. 1671-1730), teatr ruszył z kopyta. Monarcha w roku 1703 dał francuskim komediantom budynek opery (przedtem grali w Lille Giethus czyli małej ludwisarni w zamku przy Kongens Nytorv). Publika miejska jednak nie dopisała, więc król założył kolejną operę tylko dla dworu i urzędników (Sibińska 2001, s. 83). W mieście teatr próbowali ratować Etienne Capion i Samuel van Quoten. Dopiero w 1721 roku powstał stały teatr przy Lille Grønnegade, który we wrześniu 1722 rozpoczął działalność molierowskiem „Skąpcem” (Sibińska 2001, s. 86). Warto zwrócić uwagę, że pierwszy stały teatr miejski w Sztokholmie to dopiero rok 1737, a w Rosji 1756. Teatr miał 500 miejsc plus galerię (jeszcze sto miejsc). Widzowie siedzieli także na scenie jak na Drury Lane w Londynie, i w Comedie Francaise do momentu jak Voltaire ich stamtąd przepędził (Sibińska 2001, s. 90). Dolna loża kosztowała 3 marki. Sztuki wystawiane przez teatr przy Lille Grønnegade, z których lwią część stanowiły sztuki Holberga, chwalił m.in. szwedzki baron Gustaf Wilhelm Coyet (1678-1730). Coyet, znawca literatury, chwalił to, że sztuki duńskie tępiły duńskie i kopenhaskie przywary, a więc że teatr był bliski życia (Sibińska 2001, s. 97). Komedia ze swą żywą bezpośredniością, była doskonała jako pożywka dla teatru bez wielkich tradycji z przeszłości, dlatego od początku dominowała. Niestety w 1727 roku teatr splajtował. Holberg napisał nawet żartobliwą sztukę „pogrzebową” dlań. Po pożarze Kopenhagi (1728) na teatr spoglądano nieco podejrzliwie. Nikolaus Zintzendorf urobił Christiana VI i jego żonę przeciwko teatrowi (Sibińska 2001, s. 105). Dopiero rządy Fryderyka V (1746) odblokowały teatr. W 1748 Fryderyk dał aktorom profesojonalny nowy budynek, który zastąpił trzy sceny tymczasowe. Holberg wyśmiał m.in. filozofów pozerów, a jednocześnie pietystów i innych szlachetnych ponuraków w „Filozofie z urojenia” (1751), rozprawiając się tym samym z okresem zimy teatralnej (Sibińska 2001, s. 105). W okresie teatru przy Lille Grønnegade, gdy jego sztuki konkurowały z molierowskimi, Holberg czasem atakował Moliera np. za „katolicką (nie)moralność” Tartuffe’a niepasującą do realiów Danii, ale generalnie traktował Moliera jako swą główną inspirację, obok komedii włoskich (Sibińska 2001, s. 127). Lubił Holberg łączyć tradycję wysoką i ludową, tak że trudno czasem powiedzieć kto jest błaznem Jeppe czy baron.
Nie będę, jednak jak mówią Anglicy „kradł pioruna” Marii Sibińskiej i streszczał części dotyczącej szczegółów warsztatu Holberga, zachęcam po prostu do lektury.